 |
Yagudinish Threads Alexei Yagudin & Stuff
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 17:50, 03 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Hmm.. ale czy to by nie oznaczało, że Julien naprawdę robi to specjalnie? Tak jakby jej się z tego zwierzył (po tym jak się wypłakał?), a ona przekazała to dalej?..
Myślałam, że te wszystkie czynniki, o których rozmawiałyśmy, składają się na to, że on podświadomie zawsze coś zawala, ale nawet dla niego pomysł, że to jego zła wola jest absurdalny (dla Jouberta nie, bo ojciec w sekundę rzuca się na to ''łatwe'' wyjście z sytuacji).
Chyba, że ustawiamy rzeczywiście Juliena jako totalnego manipulatora, który złapał się w siatkę własnych intryg:
Celowo się wywalał za każdym razem po to, żeby tu zostać, a teraz widzi, że właśnie przez to stąd wyjadą i rozwiązaniem miało być zaprzestanie wygłupów... Ale teraz jest za późno, bo to tylko potwierdzi teorię Sonnyego i ojciec zareaguje na to... kiepsko
- więc jest w piekielnie trudnej sytuacji, ale być może nie trzeba było bawić się Sonnym, odrzucać pomocy Lucy itd.
Tylko że... on się wywalał za każdym razem już przed Archangielskiem, i to nawet pasuje do tego, że on się zastanawia, co tak naprawdę w życiu chce robić - nawet lutza nie umie skoczyć, po co być łyżwiarzem? Rozumiem, że ojciec go postraszył trochę konsultacjami gdzie indziej, ale oni przecież stąd natychmiast nie wyjadą, niezależnie od stanu lutza, bo jeszcze mają ćwiczyć rittbergera, jest jeszcze Cody, wciąż nie wiadomo co z Gerardem (zostaje? jadą razem do Poitires?) itd.. nie?
A jeśli jednak tak, to ja wtedy ja muszę zmienić w swojej części to, że Julien sam to mówi ojcu, chyba, że jest samobójcą...
A jeśli już o tym, to ja widzę raczej Barbarę wpadającą do pokoju Lucy, bo o czym Julien chciałby z nią rozmawiać, na co Sonny mu nie pozwala, jeśli nie o Ilii... (tylko że Julien w ogóle nie wie, że Ilia chciał się zabić, więc fałszywy alarm, ale z punktu widzenia Barbary, gdy to sobie uświadomi, należy szybko wynieść wszystkie żyletki, leki i broń palną z pokoju młodego Jouberta). Z tym, że mogę akurat sama to napisać, po Waszych częściach
pisałam tego posta godzinę i sama nie wiem, czy to się trzyma kupy... ech, tak to jest jak wszyscy bohaterowie mają roztrojenie jaźni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 20:22, 03 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Zuza - nic nie zmieniaj widzę, że się troszkę nie zrozumiałyśmy, ale już wyjaśniam o co mi idzie.
Otóż jak napisałam wcześniej Julien jest zagubiony. To co się dzieje w gabinecie Lucy, te jego łzy i tekst o tym, że chciałby być szczęśliwy i że nie wie czy to szczęście ma dla niego związek z łyżwami - to wszystko było szczere. Z tym, że oni jeszcze nie doszli do tego jaka jest odpowiedź na pytanie Lucy. (I ta rozmowa nie mogła w żadnym razie skończyć się w tym miejscu w którym ja przerwałam relację z niej - to nie byłoby profesjonalne zostawiać zapłakanego klienta w takim stanie.) Ale nawet jeżeli niewiele słów potem padło, to najważniejsze zostało tu powiedziane: Julien się zwierzył Lucy, ze swojej bezradności. Ona wcześniej zapytała go wprost, czy to co on robi jest rzucaniem kłód pod nogi samemu dobie i wszystkim naokoło. Więc Julien jest świadomy tego, że ona podejrzewała go o celowe działanie. Kiedy wyszło na to, że nie jest ono celowe, Lucy prawdopodobnie (bo ja pewnie bym tak zrobiła) przedstawiła mu teorię, że może on to robi nieświadomie. (Bo ma dość stylu swojego ojca w którym utrzymany jest program, bo lubi Sonny'ego, bo chce żeby ktoś się nim zajmował itd. itp.) To znaczy, że gdyby go zapytać wprost, to on oczywiście chce skoczyć tego lutza czysto i taka odpowiedź nie byłaby kłamstwem, ale jego nieświadomość nie chce, bo dzięki temu, że się przewraca zaspokaja swoje utajone potrzeby. (wiem, że to brzmi okropnie psychologicznie). Julienowi się taka teoria niekoniecznie podoba, ale jest skłonny uznać, że coś w niej jest. Dlatego Lucy będzie teraz rozpracowywać jego przypadek w oparciu o teorię potrzeb, ale mniejsza na razie z tym.
Chodzi mi o to, że Sonny zarzucając Julienowi, że on to robi specjalnie (i "specjalnie" może oznaczać zarówno intencje, jak i nieświadome działania, które jednak są jego działaniami), każe mu myśleć, że: a) Sonny Doszedł do takich samych wniosków co Lucy (i to wydaje mu się mało prawdopodobne) b) Lucy powiedziała Sonny'emu o swojej teorii (co potwierdzają słowa Sonny'ego o tym, że ma "nową teorię na jego temat") - W związku z czym górę wzięły emocje, oburzył się, że jego zwierzenia w psychologicznym gabinecie powędrowały w świat i postanowił zastosować jedyny opracowany przez siebie do perfekcji mechanizm obronny, czyli kpinę. Dlatego bez oporów powiedział ojcu "jaką to niedorzeczność wymyślili ci tutejsi specjaliści" licząc na to, że Brian uzna to za czysty absurd i to odsunie od Juliena wszelkie tego rodzaju podejrzenia.
Mam nadzieję, że nie zamotałam za bardzo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 21:18, 03 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
No to się zrozumiałyśmy
Tylko mnie zmyliło to, że Julien zarzuci Lucy że go zdradziła, bo dla mnie teoria Sonny'ego, podpowiedziana przez Walentynę, jest zasadniczo różna od tego, co stało się u Lucy. Teraz widzę, że dla Ciebie tak samo, tylko nie dla Juliena. Okej.
Poza tym może sobie brzmieć okropnie psychologicznie mam nadzieję, że moje części brzmią i będą brzmieć od czasu do czasu okropnie choreograficznie
Powodzenia z Julienem, bo teraz jeszcze miły i kojący Sonny wbił mu straszny nóż w plecy (albo podał mu nóż, który został właściwie użyty przez niego samego już bez asysty) właściwie bez powodu (bo Julien na pewno nie rozumie relacji na linii Sonny-Barbara )
Gabi, mieszasz się w ten kocioł jesteśłotremantonio czy "tymczasem Luba w Tokio..." ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 20:15, 04 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Skoro części mogą być i okropnie psychologiczne i okropnie choreograficznie, co wcale mi nie przeszkadza, ale w takim wypadku pozwolę sobie zrobić część okropnie... yyyy.... japonistyczną? xD
__185__
Tymczasem Luba w Tokio siedziała w mikrospijnych rozmiarów mieszkanku swojej znajomej po fachu, Kazue wraz z jej przyjacielem policjantem, Norio. Młodowyglądajaca, ale już doświadczona japońska dziennikarka nalała zielonej herbaty do małych kubeczków i podsunęła talerzyk z różnego rodzaju przegryzkami, o których pochodzeniu Luba wolała nie wiedzieć.
- Ale pamiętajcie, jak ktoś z moich przełożonych się o tym dowie, to mnie wyleją! - rzekł konspiracyjnie Japończyk.
- Bez paniki - rzekła spokojnie Kanako biorąc z talerzyka coś, co wyglądało na suszoną mackę małej ośmiornicy. - Kanako ma w garści pół komendy, jeden śledczy po naszej stronie to mały pikuś.
Norio zaczął chrząkać i syczeć ustami, zastanawiając się na ile może sobie pozwolić zdradzajac obu kobietom tajemnice śledztwa nie narażajać się na nielojalność w stosunku do policji, w której pracował.
- Etooo, wiecie... - zaczął niepewnie. - Jak wspomniałem, mamy pewne podejrzenia, ale problemem jest w tej chwili brak materiału potwierdzającego winę podejrzanej. A bez nakazu nie da nam próbki.
- To już macie podejrzaną w zwiazku z tym napadem na kancelarię prawnika Tanaków? Myślałam, że będziemy dopiero omawiać, kto nią może być - zdziwiła się Luba.
- Udało nam się wyodrębnić DNA. Na pewno jest to kobieta i na pewno nie Japonka - rzekł Norio.
- Kto jest gajdzińskim lizodupem Kanako z jajnikami? - Kazue przeżuła mackę, która przewędrowała z jednego kącika ust do drugiego. Wyglądało to komicznie.
- Kathy??? - strzeliła Luba i spojrzała na Japończyka. Nie zaprzeczył.
- Ale co ona z tego ma? - spytała Kanako.
- To jasne: Kanako przejmuje ośrodek, zamiast Yagudina angażuje Plushenkę, żeby jej robił za żywą reklamę, ona pracuje z nimi... Ośrodek się rozwija, bo duet Plush i Kanako monopolizują tego typu usługę pomocy w tak kompleksowym ośrodku... Monopolizują, bo przejmują nieczystą grą ośrodek konkurencji czyli nasz! - Luba zaczęła się rozkręcać. - Nie wspominajac, ze dzięki temu oszczędzają w ogóle na jego budowie... Dodajac do tego ten ośrodek Plusha gdzieś tam w Pitrze konkurencja nie ma przy nich szans. Oni zarabiają, a kasę, a Kanako może kupować sobie waciki od Chanel!
- To nie jest odpowiedzią na moje pytanie... Co sama Kathy z tego ma?
- Kasę? - podsunęła Luba.
- Niestety nie możemy sprawdzić jej kont - Norio rozłożył ręce. - Wiemy tylko, że była wtedy w Japonii i nawet odwiedziła mecenasa. Podała się za dziennikarkę, wypytała trochę o sprawę, ale mecenas nie chciał jej komentować i wyszła. Była ostatnią osobą w jego kancelarii tego dnia, więc w sumie niewiele możemy jej zrobić.
- Jak to nie??? - Lub aż podkskoczyła. - Przecież to już drugi raz, gdy podając się za kogoś innego wyłudza informacje!
- Może nimi handluje dla zysku? - Kazue machnęła wyciągniętą z ust macką, podejmując propozycję podaną przez Rosjankę. - Taka psycholożka pewnie niejednego mogłaby pogrążyć...
- Ale jednocześnie stara się to robić tak, aby nie pogrążyć siebie, bo dzięki temu jest poza podejrzeniami i może nadal wykonywać pracę w "najbardziej zaufanym zawodzie" - dopowiedziała Luba i obie się uśmiechnęły.
- Wszystko fajnie, ale to nadal nie dowodzi czemu to ona miałaby się włamywać do biura mecenasa. Kanako mogłaby wynająć jakiegoś draba - westchnął Norio.
- A może nie? Wesz, gdyby to był jakiś drab, to policja szybko by go złapała, jeszcze by w pełni szacunku zdjął buty przed włamaniem - Kazure zachichotała jak japońska nastolatka.
- A taka Kathy włamuje się, robi, co do niej należy, wyjeżdża z kraju i jest poza zasięgiem - kontynuowała Luba. - Ma wytłumaczenie na swoją obecność w biurze, nawet jesli jest niezgodna z etyką psychologów. Ale wtedy powinna być osądzona przez nich, chociaż wątpię, czy ktoś by się tego podjął. W każdym razie jest poza podejrzeniami.
- A alibi na czas włamania? - spytała Kazue.
- Spała sama w hotelu, nikt nie może udowodnić że wychodziła - wyrecytował Norio.
- Monitoring? - spytała z kolei Luba.
- Nie było, nocowała w jakimś zapyziałym ryokanie z epoki Meiji. Ponoć chciała poczuć "ducha Japonii".
- Jasne - mruknęła Luba ironicznie i upiła łyk zielonego płynu. - Cwana jędza.
- A monitoring przed kancelarią?
- Technicy go sprawdzają - rzekł Japończyk.
- Może to coś da?
- Może...
Cała trójka westchnęła nad zieloną herbatą, a Kazure połknęła swoją ośmirniczkę.
- Norio?
- Hm? - odpiwedział Lubej.
- A macie odciski?
- Jakieś cząstkowe. Nie wiem, czy się przydadzą. Włamanie było w rękawiczkach, ale w samej kancelarii chyba je zdjęła, gdy szukała dokumentów.
- Trudno się przegląda dokumenty w rękawiczkach - stwierdziła. - A nie możecie ich porównać z tymi, które się zostawia za każdym razem na lotnisku przy wjeździe do Japonii? Macie dostęp do tej bazy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 22:51, 04 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
_186_
- Jak pani mogła mu powiedzieć?!?! - Julien wpadając do pokoju Lucy nie dbał o to, że jest już bardzo późno, że Charlie właśnie zasnął, ani, że pani psycholog właśnie wyszła spod prysznica i stała teraz przed nim owinięta samym tylko ręcznikiem.
- Uspokój się Julien i powiedz mi co się stało. - powiedziała najbardziej opanowanym tonem na jaki ją było stać
- Nie uspokoję się! - wrzasnął dodając jakieś francuskie przekleństwo
- Masz tu klucz od gabinetu. - Barfield wygrzebała z szuflady podłużny przedmiot i podając go chłopakowi dodała - Otwórz sobie i się rozgość. Daj mi pięć minut. Włożę coś na siebie i zaraz przyjdę. Porozmawiamy.
Julien nie wziął od niej klucza.
- Nie będę z panią więcej rozmawiał. - wycedził przez zęby - Chcę tylko wiedzieć dlaczego mnie pani zdradziła. - rzekł zimno
- Nikomu niczego nie powiedziałam. - odpowiedziała mu cicho Lucy - I byłabym ci wdzięczna, gdybyś nie podnosił głosu. Moje dziecko śpi w sąsiednim pokoju.
- To skąd Sonny wie? - zapytał Julien, starając się nie wrzeszczeć - O tej mojej nieświadomości, która nie chce, żebym dobrze skakał?
- Nie wiem. - odparła Lucy - Od naszej rozmowy nie widziałam się z Sonnym. - wyjaśniła - W ogóle z nikim się nie widziałam. Cały dzień spędziłam dzisiaj w gabinecie na robieniu notatek z sesji i na zajmowaniu się Charliem. Nawet nie wiem co się dzieje poza tym piętrem.
- To. Skąd. On. Wie? - zapytał ponownie Julien starannie akcentując każde słowo.
- Już ci mówiłam, że nie wiem. Pozwolisz mi się ubrać, czy mam dalej stać przed tobą pół naga?
- I tak nie robi to na mnie wrażenia. - rzekł ironicznie
- Może i nie, ale mnie jest zimno. - odparowała
Julien westchnął. Wziął wreszcie klucz, który wciąż trzymała w ręce i mamrocząc pod nosem, że zaczeka w gabinecie, wyszedł na korytarz.
~
- No dobrze. - zaczęła Lucy siadając naprzeciw Juliena - Może chcesz napić się kakao? - zaryzykowała pytanie
Chłopakowi najwyraźniej było już wszystko jedno, bo smętnie pokiwał głową. Przez chwilę obserwował jak ubrana w miękki, niebieski szlafrok podgrzewa mleko na małej kuchence i wsypuje do kubków kakao.
- Bardziej, czy mniej słodkie? - zapytała odgarniając z twarzy kosmyk wilgotnych włosów.
- Bardziej. - odparł
Kilka minut później znów siedzieli na przeciw siebie. Każde z nich trzymało w ręku parujący kubek.
- Co dokładnie powiedział ci Sonny? - zapytała prosto z mostu Lucy
- Że ma nową teorię na temat mojego lutza. Powiedział, że ja nie chcę go skoczyć. Celowo.
- To wszystko? - zapytała Lucy, gdy chłopak zamilkł na dłuższą chwilę
- Tak.
- Użył w swojej wypowiedzi słowa "nieświadomość"? - drążyła
- No... nie. - Padła odpowiedź
- Widocznie doszedł do wniosku, że za twoimi problemami z tym jednym skokiem kryje się coś innego niż brak umiejętności technicznych. Przyznaję, że kiedyś, zanim jeszcze zacząłeś być ze mną szczery, zrobiliśmy sobie tu z Sonnym seans twoich programów krótkich i wysnuwaliśmy różne teorie techniczno-psychologiczno-choreograficzne na temat tego problemu. Żadna nie była tą, którą ja ci dziś przedstawiłam i żadna nie zakładała tego, że robisz to specjalnie. Zresztą wiedziałeś, że będziemy wspólnie oglądać nagrania z twoich występów. Przysięgam ci, że nic, co padło z twoich ust w tym gabinecie, bez twojego pozwolenia nie wyszło na zewnątrz.
- Czyli Sonny sam coś takiego wymyślił? - upewnił się Julien
- Nie wiem czy sam. - odparła - Na pewno beze mnie. - dodała szybko - I chcę żebyś wiedział jeszcze jedno - kontynuowała - Teoria Sonny'ego nie jest identyczna z moją. Rozumiesz różnicę, prawda?
- Tak... po prostu... ja... nie pomyślałem... a raczej pomyślałem... że znowu wszyscy robią mnie w konia.
- Nie robię cię w konia Julien. - powiedziała miękko Lucy - Od początku staram się traktować cię poważnie.
- Wierzę pani... tylko... ja powiedziałem mojemu ojcu, że Sonny zarzucił mi, że wywracam się specjalnie i... - w tym miejscu głos mu się załamał
- I...?
- I... on, to znaczy ojciec, on pomyślał, że to jest prawda. On uważa, że ja go specjalnie kompromituję... - Julien nie mógł dalej mówić.
Siedzieli jeszcze przez chwilę w milczeniu. Lucy zerknęła na zegarek.
- Posłuchaj... jest dziesięć po dwunastej w nocy. Jak twój ojciec się dowie, że nie śpisz i jesteś tutaj ze mną, tak ubraną, to najprawdopodobniej zabije nas oboje. Poza tym powinieneś się wyspać. Byliśmy umówieni na siódmą rano, ale przełóżmy to na popołudnie. Kiedy już będziesz po treningu, dobrze?
Julien smętnie pokiwał głową.
- Chcę, żebyś teraz poszedł do siebie i położył się spać. Porozmawiamy jutro jak ochłoniesz, co ty na to?
- Brzmi nieźle. - odparł
- To dobrze, dobrej nocy. - powiedziała, gdy wychodził
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Sob 12:01, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Pan prezes Loranty i pani prezes Nakamura są trochę wyłączeni ostatnio z całej tej żubertowej sprawy, ale - jeśli odespali już jet lag po dalekim wschodzie - czas ich włączyć a najlepiej jakimś drobnym skandalem
_187_
Piruet, kroki po kole, najazd, lutz, upadek lub inny błąd, otrzepanie rękawiczek i bez ani jednego spojrzenia na siedzącego nieopodal trenera i bez ani jednego słowa - wszystko od początku. Sonny stał nieco dalej za bandą, jak postać z kamienia. Zdrajca. Minęła już godzina tej totalnej ciszy. Tylko zgrzyt łyżew, czasem głośny oddech albo cichy jęk przy zderzeniu z lodem...
-Nie masz treningu z Julienem? - zapytała Barbara, wchodząc do pokoju kadry.
-Nie mogłem na to patrzeć - wyszeptał, patrząc tępo w przestrzeń.
-O czym on chciał wczoraj ze mną rozmawiać?
-Nieważne.
-Czyli o Ilii? - upewniła się. Wstał.
-Ostrzegałem go, żeby nawet nie próbował...
-A fakt, że on chce o tym rozmawiać, bo zamierza zrobić to samo, nie przeszedł ci czasem przez myśl? Jeśli on ma myśli samobójcze...
-Nie - przerwał jej - I on nie ma myśli samobójczych.
-Jesteś taki pewien?
-Tego akurat jestem - popatrzył jej w oczy - Bo Julien nie wie, co się stało wtedy w Paryżu. Myśli, że Ilia po prostu zdecydował, że odchodzi. Tak, w połowie mistrzostw. Uważa go za bohatera., świętego patrona wszystkich, którzy mają dość łyżew.
-Ale przecież... - nie dokończyła. Myśli biegły przez jej głowę. Mogła powiedzieć tylko jedno - Dzięki, Sonny...
-Nie ma za co, jego upór i tak wszystko zrujnował... To, co się tam teraz dzieje na tafli, to... to jest nie w porządku... to się skończy jakąś kontuzją! A ja nie mogę mu już pomóc! - poczucie winy i bezradności doprowadzało go do rozpaczy - A na dodatek teraz jeszcze ojciec jest na niego wściekły! I to jest moja wina i nie mogę tego naprawić! Julien jest w stanie skrajnego wyczerpania, zwłaszcza emocjonalnego, tam jest wszystko nie tak w tych krokach, zły jest najazd, wybicie i lądowanie... I to już nigdy nie będzie tylko błąd w skoku... Jedyna szansa, jaką mieliśmy, jaką... jaką ktokolwiek miał na rozwiązanie tej zagadki, została właśnie pogrzebana! Na zawsze!
-Sonny, oddychaj! - Barbara wyciągnęła ręce w jego stronę przekonana, że jeśli Santino się nie uspokoi, ma dobre szanse zemdleć. Spojrzał na nią. Wstrząsnął nim jakiś dziwny dreszcz.
-Oddychaj... - powtórzył. Po chwili rzucił się do sprzętu i zaczął szukać nagrań programu krótkiego Juliena z dawnych imprez i treningów.
-Przerażasz mnie. Naprawdę - powiedziała, obserwując go.
-To jest to! On nie oddycha!
-Sonny, o czym ty mówisz?...
-Patrz! - krzyknął. Miała trudności z oderwaniem badawczego spojrzenia od rozgorączkowanego chłopaka, ale w końcu popatrzyła na ekran. Julien rzeczywiście w każdej wersji wstrzymywał oddech prawie od samego piruetu. Nic dziwnego, że nie był w stanie niczego skoczyć, gdy jego organizm walczył tylko o to, żeby się nie udusić...
-Niesamowite...
-Jesteś genialna!
-Ja jestem genialna? Sonny, to przecież ty! To wszystko ty. Rozwiązałeś to - uśmiechnęła się. Czuła się... dumna.
-Musimy iść powiedzieć to Joubertowi! - zerwał się.
-Idź, idź - zachęciła go, ignorując to, że użył liczby mnogiej - Idź, ratuj go.
-Ale przecież tylko ty potrafisz wstawić te wdechy i wydechy tam, gdzie potrzeba!
-Nie przesadzaj...
-Pamiętam, bo mnie uczyłaś tego nawet w LA! Poza tym... Julien nie będzie chciał ze mną rozmawiać...
-Dzień dobry, szukałem cię, Sonny - powiedział Alexei, wchodząc. Było tak wcześnie rano, że poczuli zapach jego wody kolońskiej.
-Dzień dobry - odpowiedzieli.
-Spotkałem Briana przed chwilą, chce porozmawiać o Julienie, lutzach i rittbergerach, myślę, że powinieneś tam być, Lucy też ma przyjść.
-Idź, Sonny, przekaż mu wszystko, co wiesz o tych całych lutzach...
-Co to znaczy? - prezes studiował uśmiech Barbary.
-Chyba właśnie... wiem jak to naprawić... A gdzie się mamy z nim spotkać? Przy bandzie? - zapytał Sonny. Był pewien, że nawet jeśli Brian zrobił sobie przerwę, Julien mógł o niej tylko pomarzyć.
-W kawiarni przy lodowisku, ale jeśli naprawdę masz jakiś nowy pomysł, to znajdźmy go i chodźmy na taflę - wyszczerzył zęby Yagudin.
-Chodźmy! - Sonny'ego zasłużenie rozpierała energia, spojrzał na Barbarę - Czy mogłabyś pójść na taflę i powiedzieć Julienowi, żeby przestał ćwiczyć te kroki wreszcie? Proszę...
-Dobrze, powiem mu, że zaraz przybędziesz z odsieczą - mrugnęła.
Trenerzy wyszli z pokoju kadry i udali się każdy w swoją stronę.
-Przecież on dokładnie wie, jak ma się przygotować do wybicia! - zaprotestował Joubert. Był zły, bo sam tego nigdy nie zauważył.
-Wie i najwyraźniej nawet to stosuje. Wszędzie, tylko nie tu... - tłumaczył Sonny.
-A to niby dlaczego?
-No cóż, przyczyny mogą być różne... fizjologiczne, choreograficzne, psychologiczne... - spojrzał na Lucy, która dołączyła do nich, jakby szukał nie tyle potwierdzenia, co zapewnienia, że nawet jeśli przyczyna jest psychologiczna, będzie w stanie to rozwikłać.
-To w takim razie, co to zmienia? - wzruszył ramionami Brian, otwierając drzwi prowadzące na taflę.
-Bo może te oddechy da się tam po prostu wstawić! Jest w tym ośrodku specjalistka od choreografii, która...
Ale Joubert już go nie słuchał. Bo zobaczył Barbarę rozmawiającą przy bandzie z Julienem.
-Hej! - krzyknął, zbliżając się i zostawiając za sobą kadrę ośrodka - Julien, idź się przebrać.
-Ale...
-Powiedziałem: idź się przebrać - uciął surowo. Po chwili spojrzał Barbarze w oczy.
-Ty! - warknął - Ty trzymaj się z daleka od mojego syna - rozkazał wściekle, celując palcem wskazującym w jej klatkę piersiową.
-Przepraszam, ale ja tylko... - zaczęła się tłumaczyć. Uniosła ręce, jakby Francuz celował do niej z rewolweru, ale oskarżenie, które było w jego oczach, było może i bardziej niebezpieczne niż niejedna broń.
-Nawet nie chcę tego słyszeć! Nie chcę, abyś miała jakikolwiek, nawet najmniejszy wpływ na niego, rozumiesz to?
-Ale właśnie... - próbował się wtrącić Sonny, ale Brian kontynuował tyradę i nawet na niego nie spojrzał.
-Wolę, żeby w ogóle nie skakał, niż żeby skończył, jak Ilia!
Po tych słowach nastąpił bardzo charakterystyczny trzask, a po nich bardzo grobowa cisza. Barbara odwróciła się na pięcie i ignorując pieczenie w dłoni, przeszła obok Lucy i wrytego w ziemię prezesa.
-Pójdę spakować swoje rzeczy - powiedziała zaskakująco łagodnie, zważywszy okoliczności, i znikła w najbliższym korytarzu.
____
Dla sprawy kluczowe jest "i co to zmienia?" - w sensie Santino przynajmniej zamknął sprawę "złej woli" Juliena, bo złe oddychanie wiąże się z jakimś wewnętrznym stresem, albo z tym że nikt na niego nie krzyczał "wydech!!!" wystarczająco dużo . Tak czy siak, pewnie skończy się na walce o nowy program, tak jak było ustalone, a Lucy musi kontynuować to, co zaczęli. Tylko teraz Sonny nam nie zwariuje od nierowiązywalności zagadki, a musimy przecież dbać o niego
Sorry, Brian, nie mogłąm się powstrzymać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 21:24, 09 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
__188__
Barbara spokojnie weszła do sekretariatu, w którym stała już zaalarmowana Walentyna w pozie sygnalizującej najwyższą gotowość. Zanim padły jakiekolwiek słowa do gabinetu wpadł też Yagudin, Tom, Sonny z szałem w oczach i Brian, który tak naprawdę nie wiedział po co za nimi pobiegł, ale podświadomość mówiła mu, że powinien.
- Możecie mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? - rzekła stanowczo Walentyna.
- Zwalniam się.
Kyoko otworzyła buzię i tak została. Wszyscy obecni panowie zaczęli przekrzykiwać się w protestach, tylko Brian milczał i stał z wyrazem twarzy obrażonej Mona Lizy.
- Ja cię nie puszczę. Stwierdziła Walentyna dając znak gestem Kyoko, że jak wykona jakikolwiek ruch w kierunku podań o zwolenienie, to straci życie.
- Barbaro, nie możesz, jesteś najlepszą specjalistką! - zapewniał Yagudin.
- Barbaro, nie rób tego pod wpływem impulsu!
Sonny nic nie mówił, tylko próbował złapać oddech, oczy mu wyszły z orbit i patrzył na Briana jak na potencjalną ofiarę brutalnego mordu.
- Barbaro, nie zwolnię cię, jesteś zbyt dobra, a opinia jakiegoś nadętego pawiana z niedopieszczonym przerostem ambicji nie może wpływać na twoją decyzję - powiedziałą spokojnie Walentyna.
Barbara miała coś powiedzieć, że wybuch Jouberta seniora nie miał na to wpływu, ale nie zdążyła.
- Że co proszę?! - krzyknął Brian rozjuszony tym stwierdzeniem. Walentyna go zignorowała, a Tom przestał gadać w tle, bo nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Barbaro, proszę cię... - Walentyna wzięła ją za rękę.
- Przepraszam bardzo, to nie ja jestem nadetym pawianem, to ten ośrodek to jeden wielki cyrk! - zaczął Brian. - Cała pracująca kadra to banda jakiś kryminalistów, alkoholików i dziwek!!! Co, myśleliście, że wiadomości z Japonii do mnie nie dotrą?!
Nagle przerwał wrzaski, poczuł, jakby nosorożec taranował go od przodu, a od tyłu poczuł jak twarde są tutaj ściany i jak głośny dźwięk wydają w zderzeniu z potylicą.
Gdy otworzył oczy zobaczył, że to Walentyna go przygniotła.
- Ci ludzie są najlepszymi specjalistami, jakich znam, ręczę za nich ja, ręczy twój najlepszy przyjaciel i najlepszy specjalista Alexei Yagudin, któremu zaufałeś przyprowadzajac tu swojego syna - mówiła tak spokojnie, a jednocześnie z taką nienawiścią, że aż czuł ciarki na plecach. - Cała ekipa stara się, aby twój syn osiągnął to, co narzuca mu twoja chora ambicja, Sonny wyprówa sobie flaki, a ty wiecznie niezadowolony jak za czasów swojej własnej kareiry nie potrafisz zrobić nic innego, tylko strzelić focha na jedną ekipę, aby bez skrupułów zmienić ją na inną. Na naukę nigdy nie jest za późno, więc NAUCZ-SIĘ-ŻE-JESTEŚ-W-BŁĘDZIE-I-DAJ-IM-PRACOWAĆ--JEŚLI-CHCESZ-WIDZIEĆ-WYNIKI-ALBO-WYNOŚ-SIĘ STĄD!!!!! - zakończyła akcentując każde słowo kolejnym uderzeniem głowy Briana o ścianę i przyciśnięciem jego gardła aż wreszcie Tom odciągnał ją od niego.
- Jesteście szaleni! - wychrypał dodajac do tego jakąś ostrą wiązankę słów po francusku.
- Przyzwyczaj się, że ten ośrodek to cyrk - Yagudin rozłożył ręce, a Barbara spojrzała na niego z podziwem i uśmiechem.
- Skoro pan prezes tak mówi... To chyba nie mogę nie zostać - uśmiechnęła się.
Sonny rzucił się jej na szyję.
- Coś mi się zdaje, że to nie zrobi nam dobrej reklamy... A jak się Kathy o tym dowie - rzekł Yagudin, gdy Joubert wyszedł rzucając wyzwiskami.
- Niech spada na drzewo - wydusił wreszcie Santino uśmiechając się tajemniczo.
~
- Kyoko, czy pan Joubert złożył rezygnację z dalszej współpracy? - spytała Walentyna przez telefon następnego dnia.
- Nie, nie dostałam od niego żadnych wytycznych - odpowiedziała Japonka.
- Rozumiem... - rzekła pani prezes i weszła na taflę. Sonny stał przy bandzie z Barbarą, oboje rozmawiali stojąc przy laptopie i analizując wdechy i wydechy. Brian w znacznym oddaleniu i z miną zwiastującą gradobicie również czekał, aż Julien pojawi się na tafli.
Tymczasem młody Francuz wyszedł z szatni i usiadł na trybunach aby poprawić sznurowania obok... Darii.
- Co tu robisz? - rzekł nieco złośliwym tonem.
- N-nic... - zająknęła się, odrywając wzrok od Sonnego. Jednak Julien zorientował się kogo chciała obserwować.
- Dam ci jedną radę: odczep się od niego - rzekł groźnie poprawiając rękawiczki.
Nie ma to jak obić brianową twarzoczaszkę na rozładowanie nerwów xD.
Co do ostatniego fragmentu - jak pisałyście o teorii dotyczącej Juliena, że nie skacze, bo podświadomie nie chce, bo Sonny okazał mu takie zainteresowanie i wogóle, ze Julien był pod jego ogromnym wrażeniem, to pomyślaąłm, że to można też zastosować do... Darii. Po tym, co widziała w szatni . Wcale nie musi wyjść z tego żaden trójką, czy nawet czworokąt miłosny, to zależy od was, ale... zobaczymy, co przyniosą dalsze części .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 23:55, 09 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
_189_
- No dobrze Julien, - zaczęła Lucy, kiedy Francuz późnym popołudniem znalazł się w jej gabinecie - wiem, że to był dzień pełen niezapomnianych wrażeń, ale musimy wreszcie ruszyć z miejsca, więc postaraj się skupić, dobrze?
- Dobrze. - odparł
- Na początek chciałabym, żebyś powiedział mi czego w życiu pragniesz i jak to się ma do łyżwiarstwa figurowego...
~
Sonny'ego znalazła w stołówce. Siedział pochylony nad miską zawierającą bliżej niezidentyfikowaną ciecz, która wedle założeń miała być zupą pomidorową.
- Cześć. - przywitała się, przysiadając się do jego stolika
- Cześć Lucy. - odparł niepewnie przyglądając się temu co nabrał na łyżkę...
- Eee... może lepiej tego nie jedz... - zasugerowała niepewnie pani psycholog
- Nasza kucharka jest na chorobowym... przysłała w zastępstwie swoją córkę. - wyjaśnił odsuwając od siebie talerz
- Musimy porozmawiać. - powiedziała poważnie, ignorując kwestię zupy
- O Julienie jak się domyślam. - westchnął. Szczerze mówiąc miał już młodego Jouberta i spraw z nim związanych nieco dość, szczególnie w obliczu wydarzeń kończącego się dnia.
- Niestety tak. - odparła trafnie odczytując jego niechęć - Właśnie skończyłam spotkanie z nim. Siedział u mnie bite trzy godziny, ale jeszcze w życiu nie widziałam go tak skupionego. Doszliśmy wspólnie do pewnych wniosków, a jednym z nich jest to, że on musi mieć nowy program. I nie chodzi tylko o zmianę tej sekwencji kroków przed lutzem. Chodzi o CAŁY program. O muzykę, o choreografię, o ogólny charakter układu.
- Ale odnosiłem wrażenie, że ani Brian ani Julien nie chcą tego programu zmieniać. - westchnął Sonny
- Julien kłamał, bo bał się reakcji ojca. On już rzyga tym programem i, jak już powiedziałam, oboje doszliśmy do wniosku, że należy mu się zmiana.
- Bez względu na to, co powie szanowny pan ojciec? - Santino szczerze wątpił w powodzenie takiego przedsięwzięcia
- Szanowny pan ojciec dostał dzisiaj niezły łomot i mam wrażenie, że spuścił nieco z tonu, aczkolwiek nie ukrywam, że nie będzie to łatwa przeprawa. Tak czy inaczej... Julien postanowił być odważny i sam najpierw porozmawia z Brianem. W razie czego wkroczę do akcji ja, a ty ewentualnie na koniec.
- No dobrze...
- Jest jeszcze jedno.
- Tak?
- Julien chciałby mieć jutro nieco luźniejszy dzień, na poszukiwanie inspiracji i... mówił, że chciałby porozmawiać z Barbarą na temat nowej choreografii, ale nie wiedział, czy się zgodzisz... Nie wiem, co ty masz do jego rozmowy z Barbarą, bo mi nie powiedział, ale prosił, żebym ci przekazała, że jak tylko skończy rozmawiać z Brianem, przyjdzie do ciebie zapytać o pozwolenie...
- Nie mogę się wprost doczekać. - mruknął i odszedł bez żadnego wyjaśnienia
~
- Tato, - Julien był na skraju wytrzymałości - nie zapominaj, że jestem dorosły i że mam prawo decydować o sobie.
- Jesteś pełnoletni, a nie dorosły! - Brian po raz kolejny użył tego samego stwierdzenia. Do tej pory zawsze zamykało to Julienowi usta, ale nie tym razem.
- Może masz rację, ale to nie zmienia faktu, że w świetle prawa, mogę zrobić co zechcę. A ja chcę tu trenować, chcę mieć nowy program, chcę, żeby ułożyła go pani Szerewiczowa!
- I pewnie jeszcze chcesz, żebym ja za to wszystko zapłacił!
- Nie musisz! - odgryzł się chłopak - Poproszę mamę o pieniądze, albo sam na to zarobię!
- Rób co chcesz! - Joubert senior pozornie dał za wygraną - Ale jeżeli twoja matka zapłaci za to wszystko, to radzę ci już teraz załatwiać zmianę nazwiska! Z jej nazwiskiem rób co chcesz, ale mojego kompromitować nie będziesz!
Julien był w szoku.
- Ty... z takiego powodu chcesz mnie... wydziedziczyć? - zapytał z niedowierzaniem
Brian nie odpowiedział. Czuł, że przesadził, ale duma nie pozwoliła mu przyznać się do błędu, więc po prostu wstał i wyszedł.
~
Do drzwi Sonny'ego Julien zapukał kilka minut później.
- Przepraszam, że przychodzę... - zaczął cały roztrzęsiony, kiedy trener otworzył mu drzwi - ...ale chciałem z tobą porozmawiać, mam nadzieję, że pani Lucy cię uprzedziła
- Tak... wejdź. - odparł Santino - Czy coś się stało? - zapytał z troską widząc, że Julien jest w dziwnym stanie
- A... taki... właściwie drobiazg... - zaczął mówić dość nieskładnie - Ojciec mnie wydziedziczył. - wydusił z siebie w końcu - Kazał mi zmienić nazwisko. - dodał i wybuchnął histerycznym śmiechem - Wyobrażasz sobie? Będę się teraz nazywał Julien Du Lac. Podoba ci się?
Sonny nie odpowiedział.
- Julien z Jeziora. - kontynuował swój wywód Francuz - Zupełnie tak jak Lancelot z Jeziora. O! - zawołał nagle - Mam pomysł! Może powinienem użyć muzyki do "Króla Artura" i zagrać rolę Lancelota? Jak uważasz?
- Ty coś piłeś? - zainteresował się nagle Santino nie mogąc sobie wyobrazić, że Julien mógłby zachowywać się aż tak nienormalnie na trzeźwo.
- Nic a nic. - odparł chłopak nagle poważniejąc - I to jest właśnie w tym wszystkim najgorsze... - westchnął
- Może powinieneś porozmawiać z Lucy, ona na pewno będzie mogła ci pomóc. - zasugerował Sonny
- Rozmawiałem z nią dzisiaj całe popołudnie. I wczoraj przez pół nocy... - Julien machnął ręką - Pewnie ma mnie dość. Zresztą - dodał - Ja nie chcę rozmawiać.
- To czego chcesz?
- W tej chwili? Chciałbym, żeby ktoś mnie przytulił.
_________________
OK, jeżeli przegięłam, to mówcie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Czw 0:02, 10 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 2:23, 10 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Przede wszystkim wydaje mi się, Monika, że wróciłaś do poprzedniego dnia, choć Gabi napisała już o następnym. Ale ponieważ i ja bym coś dodała tego obfitującego w rękoczyny wieczora (zwłaszcza pogodziła Briana i Barbarę, bo bez tego chyba nie ruszymy - jednak to nie oznacza, że wszystko się ułoży również na linii ojciec-syn) to uznajmy, że jej tam nie ma i przepisuję ją na dole (nieco zmienioną, ok?)
Ja tam nie uważam, że przegięłaś, nie przekonało mnie to, że Julien będzie prosił Sonnyego o pozwolenie na rozmowę z Barbarą (raczej go widzę mówiącego z niesmakiem, że Santino "ma kompleks Edypa na jej punkcie" czy coś w tym stylu) co do reszty to ogólnie ja tego na pewno teraz nie rozwiążę, więc niech Sonny będzie Sonnym a Julien Julienem i...
__190__
-W tej chwili? Chciałbym, żeby ktoś mnie przytulił.
-Eee... Znam to uczucie - odpowiedział Sonny, z największym trudem kryjąc panikę - Najlepsze na to jest wpakowanie całego magazynku w stado zombie. Reflektujesz? - pokazał mu najnowszej generacji pady do gier, zbliżając się do swojej plazmy i tym samym bezpiecznie oddalając się od Juliena.
-Nie... chyba już pójdę...
-A nie chciałeś mnie o coś zapytać? - podpowiedział mu Sonny. Teraz pomyślał, że ''pytanie o pozwolenie'' na rozmowę z Barbarą to była tylko głupia wymówka, żeby się tu zjawić.
-Zapytać? - Julien w sekundę przestał być nieszczęśliwy - Nie. Powiedzieć ci, że Szerewiczowa ułoży mi nowy program. Zamierzam z nią jutro na ten temat solidnie porozmawiać... - posłał mu uśmiech numer pięć i wyszedł, nie czekając na odpowiedź.
~
-Jak poszło? - Walentyna zapytała Toma, który wszedł do gabinetu Alexei'a po rozmowie z Brianem. Jako prezes, lekarz, człowiek, do którego Brian miał zaufanie, mogli usiąść wieczorem i omówić pewne rzeczy na spokojnie. Zwłaszcza, że Alexei wcześniej wymigał się od tego zadania. W gabinecie Yagudina na wieści czekała również Lucy.
-Sprawy między nim a Julienem stanęły na ostrzu noża. Julien chce zostać tu za pieniądze swojej matki, nawet jeśli Brian wyjedzie.
-Świetnie, niech jedzie - odparła Walentyna.
-Rozumiem, że główną kwestią sporną jest teraz nowy program krótki? - potwierdził Alexei - Lucy?
-Myślę, że możemy obydwoje z Julienem przekonać go do tego. Wystarczy, żeby uwierzył, że nikt tu nie wchodzi w jego kompetencje trenerskie, no i że Julien przyswoi nową choreografię szybko...
-Tylko że - przerwał jej Tom - już nie o to chodzi. Mamy większy problem... Gdy rozmawialiśmy, on już nawet machnął ręką na ten program. Zależy mu tylko na tym, żeby nie układała go Barbara...
Twarz Alexei'a przybrała bardzo brzydki wyraz.
-Bezczelność... - burknęła Walentyna.
-Ale dlaczego? Czy między nimi do czegoś doszło? - Lucy spojrzała na Toma - Unikali się perfekcyjnie przez cały czas, a ich pierwsze spotkanie skończyło się... tak jak się skończyło...
-Bo po prostu, kiedy oni się ostatnio widzieli... - zaczął Tom, choć nie bardzo chciał do tego wracać.
-To było w Paryżu, kiedy Ilia próbował się zabić - zgadła pani psycholog.
-Słuchajcie... nawet mnie jeszcze od czasu do czasu tamta noc się śni po nocach!*
-Co się dokładnie stało?
-No dobrze - zgodził się z widocznym bólem - Ja miałem pokój na tym samym piętrze, co Ilia. Spotkałem ją w windzie, bo niosła mu kartki od fanów. Pożegnaliśmy się, weszła do jego pokoju, ale zdążyłem tylko dotrzeć do swoich drzwi, gdy usłyszałem... ja... nie poznałem jej głosu, ani jej twarzy bladej jak papier. Powiedziała tylko, żebym wezwał karetkę i znikła w środku. Gdy wpadłem do łazienki, Barbara wyciągała z wanny pełnej krwi ciało swojego solisty. Boże... co on sobie zrobił... Nie tylko żyły, ale i ścięgna rozpłatane brzytwą... Wiązaliśmy we dwoje opatrunek uciskowy, ona... mówiła do niego cały czas... - zamilkł na chwilę, przetarł oczy, sam się zorientował, że nie to miał opowiadać - W szpitalu błyskawicznie zjawiła się rodzina Ilii. Zakazali wszystkim, z nią na czele, jakiegokolwiek z nim kontaktu. Siłą wyciągnąłem od lekarza, że go pozszywali i że żyje, ale wiece... Amerykanin w Paryżu. Lekarz odpowiedział po francusku i wtedy pomógł mi Brian, który był tam całkowicie przypadkiem... Ale już wyników toksykologicznych, czy czegoś... - machnął ręką. Po chwili spojrzał Walentynie w oczy - I on ją taką zobaczył... na szpitalnym korytarzu, we krwi od stóp do głów, z wypłakanymi oczami i w mniemaniu rodziny Ilii, winną tego, co się stało...
-Przecież nie może jej winić za jego próbę samobójczą! - oburzyła się Lucy.
-Niestety, nie on jeden ma taki pogląd na tą sprawę... I ona sama...
-Ja to załatwię - powiedział Alexei, wstając - Zaraz z nim porozmawiam - dodał i wyszedł z biura.
-Czy on poszedł go zabić? - zapytała Walentyna, wszyscy popatrzyli po sobie.
~
-Kyoko, czy pan Joubert złożył rezygnację z dalszej współpracy? - spytała Walentyna przez telefon następnego dnia.
-Nie, nie dostałam od niego żadnych wytycznych - odpowiedziała Japonka.
-Rozumiem... - rzekła pani prezes i weszła na taflę. Sonny stał przy bandzie obok Briana, obydwoje z minami zwiastującymi gradobicie czekali, aż Julien pojawi się na tafli.
Tymczasem młody Francuz wyszedł z szatni i usiadł na trybunach aby poprawić sznurowania obok... Darii.
-Co tu robisz? - rzekł nieco złośliwym tonem.
-N-nic... - zająknęła się, odrywając wzrok od Sonnego. Jednak Julien zorientował się kogo chciała obserwować.
-Dam ci jedną radę: odczep się od niego - rzekł groźnie poprawiając rękawiczki. Po chwili był już na tafli.
Tymczasem na lodowisku pojawili się również Yagudin i Barbara. Brian czekał na to i zbliżył się, gdy tylko ich zauważył.
-Skrzywdziłem panią. Przepraszam - powiedział, patrząc jej w oczy. Alexei obserwował z zadowoleniem.
-Mnie też poniosło - przyznała, odwracając wzrok.
-Beh, c'est la vie - odparł i wyciągnął rękę na zgodę, którą Barbara uścisnęła. I odwzajemniła jego uśmiech; a po chwili, gdy ich dłonie się rozłączyły, sama przeraziła się fałszem tego gestu.
-Zostanę do dziesiątej na treningu przyjrzeć się jeździe pańskiego syna... - zaczęła.
-Tak, oczywiście - pokiwał głową i nie przestał, gdy dokończyła swoje zdanie.
-...potem mam zajęcia z solistkami. Mogę być do pana i Juliena dyspozycji popołudniu.
-Dobrze. Jako jego trener jednak muszę powiedzieć, że wciąż jestem przeciwny układaniu nowego programu.
-Mój wkład ogranicza się tylko do tego, co mi zostanie zlecone - odparła. Yagudin przekonał ją, że jej praca, to, czego od niej oczekuje, nie dotyczy Briana. Ma pomóc Julienowi, łyżwiarzowi, który nie był zamieszany w relacje dorosłych. Postanowiła nie wychodzić ani milimetr poza swoje obowiązki - Pozwoli pan, że się zorientuję i wtedy będziemy mogli prowadzić bardziej poinformowane dyskusje na ten temat...
________
*część 16-ta (daaawno temu)
-Doktorze Loranty!
Łomot. To chyba jego własne serce. Ten głos.
-Proszę wezwać karetkę...
Tom zerwał się z łóżka i sięgnął po komórkę, drżącymi rękami zaczął wystukiwać numer. Wtem uświadomił sobie, gdzie jest. Przetarł oczy. Nie było Paryża, nie było Barbary. A łomot...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 14:22, 10 Mar 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 11:11, 10 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Piscess napisał: | Przede wszystkim wydaje mi się, Monika, że wróciłaś do poprzedniego dnia, choć Gabi napisała już o następnym. Ale ponieważ i ja bym coś dodała tego obfitującego w rękoczyny wieczora (zwłaszcza pogodziła Briana i Barbarę, bo bez tego chyba nie ruszymy - jednak to nie oznacza, że wszystko się ułoży również na linii ojciec-syn) to uznajmy, że jej tam nie ma i przepisuję ją na dole (nieco zmienioną, ok?) |
Sorry... jakoś przeoczyłam ten szczegół, że ostatni fragment części Gabi był już "następnego dnia" bo miałam zakodowane, że po południu dopiero Julien ma trening, a po nim idzie do Lucy na sesję. Ale uważam, że rozwiązałaś to dobrze i jeżeli Gabi nie ma nic przeciwko, to ja tym mniej.
Piscess napisał: |
Ja tam nie uważam, że przegięłaś, nie przekonało mnie to, że Julien będzie prosił Sonnyego o pozwolenie na rozmowę z Barbarą |
Już tłumaczę o co mi chodziło. To "proszenie o pozwolenie" to jest wersja oficjalna dla pani psycholog. Owszem, Julien zaczął być z nią szczery, ale nie do końca. Jego celem było to, żeby Sonny został uprzedzony o jego wizycie i żeby pretekst był w jego mniemaniu wiarygodny. Chciał rozmawiać z Barbarą, Sonny mu nie pozwolił, więc teraz będzie prosił "szanownego pana trenera" o pozwolenie. Jest w tym też pewien przekąs i jakaś taka ironia, czego nie oddałam w słowach Lucy. Ogólnie chciałam zaznaczyć, że zachowanie Julienia uległo minimalnej, ale to naprawdę minimalnej zmianie. Nie wiem ale mam wrażenie, że naprawdę przeginam z psychologizowaniem. Obiecuję, że postaram się hamować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 17:14, 10 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Czyli dobrze to odczytałam, że to była wymówka No i w swoim stylu, gdy nie dostał od Sonnyego tego, co chciał, przeszedł natychmiast do ofensywy...
Sonny jest strasznie uwikłany teraz - pomiędzy Julienem i Darią oraz Julienem i Barbarą... a Luba w Japonii
Tak na marginesie, 2011 rok byłby rokiem urodzin Juliena, więc jeśli Brian nie zostanie mistrzem świata w Tokio, to przyjmijmy że ma ważniejsze rzeczy na głowie widziałam jakiś francuski wywiad podczas treningu, w którym to Joubert wycałowywuje jakieś łyżwiarki, więc kto wie?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 17:15, 10 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 23:32, 18 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, trochę krótka część. Teraz intensywnie muszę pracować nad magisterką (myślicie, że napisanie jej w miesiac od zera jest możliwe? nasz genialny promotor, który nie ma pojęcia o Azji tak zarządził, a nawet nam nie potwierdził tematów... chyba oduczę się spać...), więc moje części mogą nie być zbyt rozbudowane, ale postaram się, aby opowiadanie nie staneło w miejscu .
__191__
- Niespodzianka! - zawołała Luba od progu wślizgując się z samego rana do biura Walentyny. Była w wyjątkowow radosnym nastroju.
- Już wróciłaś? Szybko! - pani prezes wstała i przywitała się z koleżanką.
- A ty już pracujesz? Myślałam, że jeszcze jesteś na zwolnieniu - rzekła Luba, rozsiadajac się wygodnie w fotelu przed Walentyną. Po chwili Kyoko wniosła kawę.
- Sama nie wiem co jest lepsze, praca czy zwolnienie... albo co gorsze - westchnęłą Wal i podziękowała Kyoko. - A ty co z takim bananaem na ustach? - zauważyła po chwili.
- Mam takiego hiciora, że się nogami nakryjesz, ale! - ty ściszyła głos, wstała i nachyliła się nad biurkiem, aby być jak najbliżej Walentyny. - To ściśle tajne!
Wal spojrzała na nią lekko zdumiona.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo wiesz... - rozejrzała się ostentacyjnie, czy ściany nie mają uszu, a w ostatnim czasie nie można było być niczego pewnym...
- Czy ten "hicior" w jakiś sposób wpłynie na nasze istnienie w tym miejscu?
- Mam wrażenie, że nie wierzysz w powodzenie mojej akcji - stwierdziła Luba udając irytację.
- Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć... - odpowiedziała z rezygnacją Walentyna.
- Nie bądź zrzęda, będzie dobrze, tylko... Musiisz mi dać zezwolenie na wypożyczenie Kyoko, aby załatwiła parę spraw - Luba mrugnęła okiem.
- Róbta co chceta - odpowiedziała Wal machając ręką. Luba tymczasem wydała z siebie cichy okrzyk radości i wybiegła do sekretariatu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Sob 21:33, 19 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
_192_
Po południu do Archangielska wrócił Chris razem z Amandą i Ethanem. Lucy, która miała już tego dnia obiecujące sesje zarówno z Darią jak i z Julienem, powitała brata z uśmiechem na ustach.
- Jak tam podróż? - spytała
- W porządku. - odparł Chris
- Sinead się za wami stęskniła.
- Wiem.
- I Walentyna zapewne będzie chciała z tobą rozmawiać. - dodała Lucy poważnie
- Wyobrażam sobie, że nie jest w najlepszym możliwym nastroju. - westchnął
- Faktycznie, bywało lepiej, ale co ja ci będę mówić? Sam z nią porozmawiaj. - powiedziała - Ale najpierw idź do Sinead. Ona naprawdę coraz gorzej znosi twoją nieobecność. - dodała szybko, widząc, że Chris kieruje się ku schodom
- Wiem... - westchnął - Ona zdaje się naprawdę uważa, że potrafiłbym ją wymienić na kogoś młodszego... Jest na lodowisku? - zapytał
- Tak. Ether właśnie trenuje z Gerardem, a Sined denerwuje się zza bandy.
~
Julien wylądował czysto potrójnego lutza. Tak jak zostało ustalone, Sonny zaproponował mu tego dnia nieco luźniejszy trening, ale na zakończenie chłopak postanowił sprawdzić, czy feralny skok, wyjęty zupełnie z kontekstu programu krótkiego ma szansę mu się udać. I udał się, co napełniło zarówno jego jak i Santino, optymizmem i utwierdziło w przekonaniu, że problem nie leżał w skoku samym w sobie. Ani Briana, ani Alexeia nie było przy tym małym sukcesie, ponieważ omawiali jakieś ważne kwestie w gabinecie pana prezesa, ale to bynajmniej nie popsuło Julienowi humoru.
- No to idę do Szerewiczowej. - oznajmił po treningu wychodząc z szatni
- Idź. - powiedział tylko Sonny
Julien, który oczekiwał jakiegoś słowa protestu, nie doczekawszy się go wzruszył ramionami i wyszedł.
EDIT: Julien ma trening w tym samym czasie co Ether i Gerard, żeby było jasne.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Sob 21:36, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Nie 21:17, 20 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze to wydaje mi się, że Julien skakał lutza solo i w innych programach, tylko właśnie w shorcie to się nigdy nie udawało, ale powiedzmy, że to nie ma aż takiego znaczenia
Po drugie Barbara powiedziała Joubertom, że będzie mieć dla nich czas popołudniu, więc może niech chłopak zje chociaż obiad, zanim pójdzie dokądkolwiek
Poza tym biorę sobie tą ostatnią scenę bez jej ostatniego zdania zmieniam tylko "wychodząc z szatni"
__193__
-No to idę do Szerewiczowej dzisiaj - oznajmił po treningu, gdy szli do szatni
-Idź. - powiedział tylko Sonny. Julien spojrzał na niego. Oczekiwał jakiegoś słowa protestu, czy kolejnego wybuchu. Nic takiego się nie stało.
-Sonny! - usłyszeli. Na korytarzu przed nimi stała Daria. Oczy Juliena zwęziły się.
-Co jest, Dasza?
-Musimy porozmawiać - powiedziała.
-Już idę - powiedział Sonny bez zawahania, zbliżając się do niej. Daria spojrzała Francuzowi w oczy i uśmiechnęła się. Santino był jej trenerem i właśnie dowiodła, że jest dla niego absolutnie najważniejsza. Bolało ją to, że on był cały czas zajęty Julienem, gdy ona wreszcie postanowiła zastosować się do rady Lucy i z nim porozmawiać. Ale teraz triumfowała. Tymczasem Joubert, licząc na szybką możliwość odwetu, ze słodkim uśmiechem udał się z nimi do szatni. W końcu i tak tam się wybierał po skończonym treningu. Widząc to, Daria w myślach zgrzytała zębami.
-O czym chciałaś rozmawiać? - zapytał Sonny, gdy znaleźli się przy szafkach. Sięgnęła po jego łyżwy.
-Myślałam, że będziesz je chciał odzyskać...
-A, tak! Całkiem zapomniałem - uśmiechnął się - Czego sobie życzysz? Mogę odegrać scenę z ''Ojca chrzestnego''!
Pokręciła głową. Spojrzała prosto w jego błękitne oczy. Wiedziała, że Joubert im się przygląda. Po chwili milczenia pokazała palcem na swój policzek. Sonny pokazał białe zęby w uśmiechu, nachylił się i pocałował ją. Trwało to może pół sekundy.
-Dzięki! - rzucił, zabierając swoje figurówki i wyszedł z szatni. Daria przez chwilę zapomniała nawet spojrzeć na Juliena. Gdy nabrała oddechu i odwróciła się w jego stronę, zorientowała się, że jest już zupełnie sama.
~
-Witam, lady Barfield - uśmiechnął się Paweł. Lucy pokręciła głową, bo miała przed sobą przypadek beznadziejny.
-Jak dzisiejszy trening? Widzę, że elitarne grono...
Na tafli było dziś tylko trzech małych solistów, czteroletni Rosjanin, Charlie i Cody.
-Chłopaki znaleźli sobie własny język porozumiewania i wymieniają w nim złośliwe uwagi na mój temat - mrugnął. Synek znalazł się w objęciach pani psycholog. Chwilę później Cody wskoczył na swojego starszego brata. Julien kiwnął głową Pawłowi i Lucy.
-Papa! - krzyknął Cody i wyciągnął rączki w stronę Briana, który również pojawił się przy bandzie. Ojciec zabrał go Julienowi, posadził na krzesełku i zaczął rozwiązywać jego małe łyżwy.
-A gdzie twoje łyżwy? - zapytał starszego syna.
-Są tutaj - odpowiedział - Ale nie wiem, czy je zakładać, bo chcę najpierw porozmawiać z panią Szerewiczową.
-No tak, z nią to nigdy nic nie wiadomo - skomentował.
-Tato, przestań... - poprosił.
-Może nowy program krótki ułoży ci bez łyżew? Będziesz chodził na rękach. Myślisz, że to możliwe, Cody? - uśmiechnął się do pięciolatka, którego przyrodni brat zaciskał teraz zęby.
-Nie! - zaprotestował rezolutnie chłopczyk.
-Załóż buty i powiedz ''do widzenia'' panu Pawłowi - polecił Brian. Nie zwracając zbytniej uwagi na kolejność poleceń, Cody pobiegł do swojego trenera, żeby się z nim pożegnać.
-Ja chcę mieć nowy program, chcę tu zostać. Tym ludziom na mnie zależy, pomagają mi - powiedział dziewiętnastolatek.
-Julien, - Brian wstał - ja płacę tym ludziom, żeby im na tobie zależało. Więcej, niż myślisz. Buty - przypomniał młodszemu synowi, który znowu znalazł się przy nich - Właściwie to nie sądzę, żeby twoja matka, znając jej miłość do Yves Saint Laurenta, będzie chciała zasponsorować ci choćby tydzień w Archangielsku. Więc korzystaj, póki możesz... Zabiorę go na świetlicę i zaraz wracam - to powiedziawszy, zostawił Juliena, który, wyjątkowo jak na niego, nie miał w tym momencie nic do powiedzenia.
-Masz trening z Barbarą Władimirowną? - zainteresował się Paweł, podchodząc.
-Tak, chcę ją poprosić o program krótki na miarę tych, jakie miał Ilia Igłow - wyjaśnił Julien.
-Obawiam się, że ten pomysł może jej się nie spodobać... - zaczął łagodnie Żarski.
-Czy wy możecie wszyscy już dać spokój?! - żachnął się - Santino był bliski wybicia mi zębów, gdy chciałem z nią porozmawiać o Ilii!
-A zastanawiałeś się, dlaczego?
-Bo on ma jakiś kompleks Edypa na jej punkcie! Sam chyba nie wie, czy wolałby, żeby go adoptowała, czy zaciągnęła do łóżka!
-Aha. Ja już chyba wiem dlaczego - spojrzał na niego z uśmiechem. Bezczelność skierowana na trenerską parę ukuła go lekko, ale Paweł postanowił ignorować wszystkie dziwne impulsy, jakie wywoływały w nim sprawy związane z Barbarą.
-Bez przesady, mogę jej to powtórzyć, na pewno się nie obrazi. W końcu to chyba jasne, że jeśli prawie dekadę młodsi smarkacze dostają na jej punkcie takiej szajby, to jest to tylko powód do dumy! To, że jej solista był mistrzem świata, gdy mój stary był jeszcze asystentem cioci Weroniki, to też jest tylko powód do dumy! Nie do wstydu, nie do płaczu, nie do wybijania zębów, tylko do dumy! - uniósł się.
-Dobrze, dobrze - skapitulował Paweł - To ja lepiej zostawię was samych. Do zobaczenia! - uśmiechnął się i ruszył do wyjścia. Julienowi zabrało kilka sekund, zanim zrozumiał. Potem się rozejrzał. Barbara siedziała w dziesiątym rzędzie, obserwując go z zainteresowaniem.
-Putain...
Zeszła na dół i stanęła przy bandzie.
-Witam - powiedziała spokojnie - Może powiedz mi od razu, czego ode mnie oczekujesz i zabierzemy się do pracy.
-Chcę mieć najlepszy program krótki w tym sezonie - odpowiedział natychmiast.
-Tylko tyle? - uśmiechnęła się - No dobrze. Dodanie do choreografii schematu oddychania nie jest skomplikowane, moja praca będzie właściwie polegała na przypominaniu ci o tym, aż ci wejdzie w nawyk. Czyli będzie tylko dużo krzyczenia z mojej strony...
-Hej, zaczęliśmy od rękoczynów, więc i to tak nieźle - odparł. Barbara chrząknęła.
-Posłuchaj, ja... tobie też jestem za to winna przeprosiny...
-Daj spokój. Dałaś mu w twarz, pewnie mu się gorąco zrobiło.
-Nie bądź bezczelny! - syknęła. Julien nie zdążył jeszcze do końca wywrócić oczami - Marnujesz tyle czasu na głupie docinki, to nic dziwnego, że nie nabierasz powietrza, jak trzeba. Najlepiej będzie, jeśli pójdziemy na salę, wytłumaczę ci kilka rzeczy związanych z wdechami i wydechami w choreografii.
-Tyle, że widzi pani, ja nie chcę tam wstawiać tych oddechów - powiedział, patrząc jej w oczy.
-No cóż, poprosimy doktora Lorantego, żeby przyniósł zestaw do intubacji - rozłożyła ręce.
-Pytała pani, czego ja chcę: chcę nowego programu krótkiego.
-A powtórzysz to przy swoim trenerze? - zapytała.
-A stoi za moimi plecami? - zażartował, ale wolał, żeby jego ojca jednak tam nie było. Nie musiała odpowiadać, bo Brian dopiero pojawił się przy drzwiach.
-Widziała pani dziś rano oba jego programy - zaczął bez zbędnych powitań - Jestem pewien, że Julien poinformował panią już o swoich planach związanych z nowym shortem. Ja wolałbym wiedzieć, czy może pani sprawić, że mój syn będzie oddychał w trakcie swojego programu krótkiego?
-Nie, nie mogę - odparła. Miny obu Joubertów były w tym momencie zasadniczo różne - Ja mogę nauczyć Juliena, gdzie w choreografii powinny być wdechy i wydechy; tak, jak się uczy zawodników ułożenia dłoni. Możemy to ćwiczyć. Ale zmusić go nie mogę.
-Ale może ja mogę - Brian uśmiechnął się krzywo.
-Być może - powiedziała - Jadnak, zważywszy na to, że reszta specjalistów tego ośrodka wskazuje na psychologiczne podłoże tego problemu, nie jestem w stanie zagwarantować, że w dzień najważniejszych zawodów wszystko nie wróci do poprzedniego stanu - w tym momencie Brian zmełł jakieś francuskie przekleństwo - To powiedziawszy, według mojego doświadczenia, kwestia zmiany programu leży w kompetencjach trenera.
Francuzi popatrzyli sobie w niesamowicie podobne oczy. Trwała cisza.
-Czyli jesteśmy w punkcie zero? - zapytał w końcu Julien.
-Proszę posłuchać: ja nie rozwiążę tego sporu, to nie należy do moich obowiązków. Moja szczera, profesjonalna opinia jest taka, że oba scenariusze są ryzykowne, ale im szybciej się na coś zdecydujecie, tym większe mamy szanse powodzenia.
-Damy pani odpowiedź do najbliższych zajęć - powiedział Brian, nie odrywając oczu od swojego syna.
-Świetnie. W takim razie do zobaczenia.
Barbara odeszła, zastanawiając się, gdzie w jej grafiku Kyoko umieściła zajęcia z Julienem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pon 0:07, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 22:48, 20 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Piscess napisał: | Po pierwsze to wydaje mi się, że Julien skakał lutza solo i w innych programach, tylko właśnie w shorcie to się nigdy nie udawało, ale powiedzmy, że to nie ma aż takiego znaczenia
|
Wiem, że to była tylko kwestia lutza w krótkim, ale pomyślałam, że skoro Julien przez kilka dni z rzędu tłukł na okrągło tylko ten fragment programu, gdzie się wywracał, to mogło się mu to zgeneralizować na wszystkie lutze w ogóle, dlatego sprawdzenie, czy ten skok jako taki wciąż mu wychodzi wydało mi się istotne.
Poza tym istotne dla mnie było w ostatnim zdaniu mojej części, (tym które pominęłaś) to, że Julien spodziewał się, że na wzmiankę o swojej planowanej rozmowie z Barbarą, Sonny zareaguje gniewem, a tymczasem nic takiego się nie stało. Innych uwag nie mam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Pon 0:06, 21 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Ale ten fragment dalej tak wygląda, tylko nie było o tym napisane wprost, teraz chyba lepiej Ciekawe, czemu mu się tak nagle zmieniło
Gabi?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pon 0:07, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pon 1:18, 21 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Piscess napisał: | Ale ten fragment dalej tak wygląda, tylko nie było o tym napisane wprost |
Niektóre rzeczy moim zdaniem trzeba wprost, ale to moje zdanie. Dla mnie teraz jest ok, ale jak wolicie nie-wprost, to ok A co do tego dlaczego mu się zmieniło, to moim zdaniem po prostu zrozumiał, że i tak do tego spotkania dojdzie, więc nie ma sensu robić scen, jeszcze by się Julien domyślił czegoś, czego wiedzieć nie powinien
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Wto 13:16, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Dziewczyny, jadę do Paryża i nie wiem do końca, kiedy wracam więc jak coś się tu ruszy, to może mnie nie być przez kilka dni.
Mam nadzieję, że nikt nie będzie próbował pociąć sobie żył, ale jak spotkam Briana to narzekać nie będę
Bisou!
_____
Wróciłam Pierwszą osobą, którą tam spotkałam był pan w informacji z plakietką z imieniem, na której było napisane oczywiście Julien potem Rue Joubert na mapie, ale na żadnej innej ulicy prawdziwego Briana nie było (nic dziwnego, ale i tak się rozglądałam )
Co tu taka cisza?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Sob 12:19, 09 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za obsów, musiałam zrobić prezentację na konferencję, która i tak wyszła trochę dupnie, teraz mam zrobić wykład na zajęcia (cały, super ), nie wspominajac o ekspresowym tempie pisania pracy, które wcale takie ekspresowe nie jest . Podejrzewam, że tak może być do końca kweitnia, więc z góry przepraszam, jeśli znów zawalę :cries:.
__194__
Czwarta rano. W ośrodku rozległ się huk otwieranych z impetem drzwi wejściowych. Ochroniarze stanęli na baczność, przełykajac ślinę przed wpadającymi do ośrodka osobnikami, a głośne dudnienie ich ciężkich butów i metaliczny szczęk rozległy się w korytarzach.
- Do jasnej cholery, co tu się dzieje?! - Walentyna wypadła ze swojego apartamentu w cienkim szlafroku, zaalarmowana przez jednego z ochroniarzy. W windzie spotkała się z Tomem, który ziewał ukradkiem.
- Czy państwo są właścicielami tego ośrodka? - spytał jakiś wielkolud w kominiarce.
- Jeśli ma być komplet, to powinien być jeszcze Alexei Yagudin - stwierdził Tom.
- Już jestem, co się dzieje?! - Alexei wypadł z windy jak pocisk z rozwianym włosem.
- Inspektor Kovtun, a to inspektor Kitamrua z Japonii - przedstawił się kolejny jegomość w płaszczu, który pamiętał chyba jeszcze czasy carskiej Rosji i drugi, skośnooki, ubrany w nienaganny garnitur. - Dostaliśmy informację o obecności w tym miejscu główego podejrzanego w sprawie o napad na kancelarię prawniczą w Tokio.
- Słucham?! - oburzył się Alexei, jakby to jego oskarżono.
- Spoko, panie prezio - Luba wyłoniła się z nikąd i położyła rękę na ramieniu Yagudina zupełnie spokojna i mrugnęła do Walentyny.
- Ale, czy trzeba go aresztować w tak... spektakularny sposób? - spytał Tom.
- Przepraszamy, ale otrzymaliśmy informację, że podejrzany jest niebezpieczny i może stawiać opór - wyjaśnił rosyjski inspektor tonem tajniaka z KGB.
- Tom, ano musi - Luba wskazała na to, co się dzieje za ośrodkiem. Na placu stał tłum fotoreporterów, wśród nich Kazue na samym przodzie. Walentyna instynktownie okryła się bardziej swoim szlafroczkiem, chociaż niewiele zakrywał.
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!! NIE MOŻECIE MNIE ZABRAĆ, TO POMYŁKAAAAAA!!!!!!!!! - rozległ się przerażajacy krzyk w głębi korytarza, gdzieś na wyższych piętrach. Na chwilę ucichł, gdy winda zjeżdżała w dół
Po chwili wytoczyła się z niej plątanina antyterrorystów, a wśród nich wrzeszcząca w niebogłosy Kathy w kompletnym szale, z wybałuszonymi oczami, bez makijażu i ze skołtunionymi włosami. Antyterrorysci z trudnem wyprowadzili zapierajacą się rękami i nogami psycholożkę do pancernego wozu, a gdy wyszła na zewnątrz, lampy błyskowe zaczęły migać, niczym światła na dyskotece. Zaraz za nimi wyszli inspektorzy i reszta ekipy.
- Jeszcze dziś Kanako dostanie zawału, jak otworzy plotkarskie portale - Luba zachichotała, a jeden z zamaskowanych policjantów pomachał jej dyskretnie. - Sprawa jest wygrana.
- Nie mogłaś powiedzieć? - rzekła z wyrzutem walentyna. Tom nie mógł wydobyć głosu, tylko stał z otwartą szczęką.
- Och, musiał być element zaskoczenia - uśmiechnęła się. - Teraz trzeba będzie jeszcze przejść zeznania świadków, ale kathy się nie wywinie, mają super mocne dowody.
- Obyś miała rację - rzekł Alexei wciąż w lekkim szoku po najeździe antyterrorystów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 17:25, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
__195__
- Wiem, - powiedziała Walentyna na przedpołudniowym zebraniu kadry ośrodka - że wydarzenia dzisiejszej nocy, a właściwie poranka, wzbudziły wiele emocji... wśród naszych klientów. Ale nie muszę wam chyba przypominać, że to nie powinno i nie może negatywnie wpłynąć na jakość naszej pracy.
- To chyba rozumie się samo przez się. - powiedział Paweł Żarski uśmiechając się, a Barbara, Lucy i Tom pokiwali z aprobatą głowami
Walentyna odwzajemniła uśmiech.
- Cieszę się, że się rozumiemy - powiedziała
Kiedy kilka minut później w jej gabinecie nie było już nikogo oprócz Toma, opadła na fotel z westchnieniem ulgi.
- Nie przypuszczałam, że to się tak skończy...
Doktor Loranty stanął za nią i położył jej ręce na ramionach.
- Jesteś pewna, że to już jest koniec? - zapytał
- Mam nadzieję. - uśmiechnęła się i odwróciła się na obrotowym fotelu w jego stronę...
~
- Chris... - Sinead objęła męża w pasie - ...naprawdę musisz znowu wyjeżdżać? - zapytała
- Nie muszę, - odparł - ale...
- To nie wyjeżdżaj - poprosiła nie dając mu dokończyć zdania
- To z czego będziemy żyli? - zapytał i pocałował ją
- Wiesz, że ja tu całkiem nieźle zarabiam... - powiedziała, kiedy ich usta się rozdzieliły
- Mam żyć na utrzymaniu własnej żony? Nie wiem, czy moja duma by to zniosła...
- Porozmawiaj z Walentyną... - zasugerowała Sinead - Moim zdaniem ten ośrodek potrzebuje prawnika na etacie...
- Akurat mnie?
- Akurat ciebie.
- Ale wiesz, że ja nie mówię po rosyjsku, a to znacząco utrudniłoby mi pracę tutaj.
- Nie przesadzaj... jesteś najlepszym kandydatem na to stanowisko, bo można ci ufać.
- Dobrze, porozmawiam z nią. - obiecał - Ale nawet jeżeli się zgodzi, to i tak będę musiał pojechać do Londynu pozamykać wszystkie sprawy...
- Ale to dopiero za jakiś czas.
- Fakt. - zgodził się i znów ją pocałował.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Nie 20:31, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
__196__
-Pani prezes! Można? - Sonny dosiadł się do Walentyny - Rozmawiałem z Evanem, wyjeżdżają. On musi się wytłumaczyć amerykańskim mediom i tak dalej. Nie chce mieć nic wspólnego z procesem, ale jest gotów wystawić naszemu ośrodkowi pozytywną rekomendację, jeśli to by się do czegoś przydało...
-Dzięki, Sonny, ale poradzę sobie. I naprawdę nie chcę mieszać w to kadry.
-Kathy już nas wmieszała! Jeśli mogę w czymkolwiek pomóc...
-Miło z twojej strony, ale to jest niepotrzebne. Najważniejsze, że Luba uruchomiła wreszcie swoje kontakty - uśmiechnęła się.
-No tak... A w ogóle... to nie wspominała może, kiedy wraca do Pitra? - zapytał nieśmiało.
-Nie, nic nie mówiła. Może to ją powinieneś pytać o takie rzeczy - zasugerowała.
-Ta, tylko nie chcę, żeby to źle odebrała... że niby ja jej tu nie chcę... - pani prezes przyglądała mu się - Po prostu chciałbym wiedzieć, na czym stoję...
-Okej. Ja ci w każdym razie nie udzielę takich informacji - napiła się kawy - A w ogóle słyszałam, że jedziecie razem na galę ''Izwiestii''?
-No - Sonny uwielbiał, że ta monosylaba po polsku oznaczała ''tak'' - Barbara Władimirowna miała mnie nauczyć walca...
-Chyba mi nie powiesz, że sprawiło ci to jakąkolwiek trudność?
-Nie... po prostu pomiędzy Daszą, programami dowolnymi dla reszty, Ether i Gerardem, teraz jeszcze Brianem i Julienem, no i moim rittbergerem po godzinach, nie ma do tego głowy...
-Widzisz, Sonny, priorytety - mrugnęła - albo bal z Lubą, albo rittberger. Poza tym jestem pewna, że gdybyś z nią porozmawiał...
-Cóż. Nie chcę im teraz przeszkadzać... - zawiesił głos i ze znaczącym uśmiechem spojrzał w stronę stolika, przy którym Barbara rozmawiała w cztery oczy z Pawłem Żarskim. Walentyna spojrzała na nich i z powrotem na Sonny'ego.
-Jesteś pewien, że nie dostałbyś w łeb za takie gadanie? - zapytała, nieporuszona.
-Na pewno bym dostał. Ale to jeszcze o niczym by nie świadczyło...
~
-Nie zgodził się - oznajmiła Dasza, jak zwykle bez wstępu. Lucy popatrzyła na nią wyczekująco - Sonny. Nie zgodził się na rozmowę o wypadku - powiedziała z wyrzutem, jakby to była wina pani psycholog.
-W takim razie, Dasza, musisz to uszanować - powiedziała poważnie.
-Ale... ale jak to? I co teraz? - jęknęła.
-Co dokładnie Santino ci powiedział?
-Że to nie ma sensu i że tylko znowu będę płakać...
-Jak to: znowu? - zaciekawiła się. Dasza milczała, nie wiedziała, jak wiele powinna jej opowiedzieć...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 22:31, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
__197__
- Proces o spadek się jeszcze nie sończył, co prawda sprawa została przyspieszona w swietle nowych dowodów ze sprawą Kathy na czele, ale jej aresztowanie to zupełnie odrębne postępowanie karne - tłumaczył Chris popijając kawę w biurze Walentyny.
- Rozumiem... A więc w przyszłym tygodniu znów lecimy do Tokio - stwierdziła przeglądajac nowe dokumenty.
- LeciMY. Dobrze to określiłaś. Tym razem zostaw mnie obronę - uśmiechnął się.
- OK, OK - uśmiechnęła się lekko zawstydzona. Doskonale pamiętała swój pierwszy popis przed japońskim wymiarem sprawiedliwości.
- Nie zapominajcie o mnie - rzekła Luba siedząc na sofie i intensywnie wklepując jakiś tekst do laptopa.
- Jasne, jasne... Będziesz mieć wgląd na wszystko z pierwszej ręki - odpowiedziała pani prezes. Z wiadomych względów dąła Lubej całkowicie wolną rękę w relacjonowaniu sprawy. - Luba?
- No...? - mruknęła znad laptopa.
- A kiedy ty w ogóle wracasz do Pitra? - spytała Wal badawczo.
- Na pewno zostanę do końca sprawy! Nie może mnie ominąć taki hicior!
- Mam jednak nadzieję, że sprawa szybko się zamknie - rzekł Chris. - Nie żebym miał coś do ciebie, Luba, ale wiesz... Dla wszystkich chyba będzie lepiej.
- Oczywiście!
Walentyna nic nie odpowiedziała. Pomyślała tylko, że Santino w tym wypadki niekoniecznie by się zgodził z Chrisem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 16:21, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
__198__
Sonny stał za bandą i przyglądał się Darii kręcącej piruety. Obok niego stała Barbara oddając się dokładnie tej samej czynności, ale Sonny wiedział, że tak naprawdę oboje odliczają w myślach czas, który pozostał do przybycia na taflę Joubertów.
- Dasza, co ja mówiłam o lewej ręce? - zawołała Barbara do solistki, a dziewczyna błyskawicznie poprawiła błąd
- Denerwujesz się? - zapytał nagle Sonny
- A niby czym? - zainteresowała się Barbara zerkając na niego z ukosa
- Tym, że za pół godziny przyjdzie tu Julien, a razem z nim Brian. I będzie zrzędził. I podważał twoje kompetencje.
- Och... nie będzie to ani pierwszy, ani ostatni raz. - Szerewiczowa wzruszyła tylko ramionami.
- Dzień dobry, wszystkim! - rozległo się za nimi radosne powitanie
- Cześć, Lucy. - odpowiedzieli jednocześnie - Co cię do nas sprowadza? - zapytała Barbara
- Mam się poprzyglądać treningowi Jouberta juniora... - zaczęła wyjaśniać - ale widzę, że mam jakiś niewłaściwy grafik, bo z tego co ja wiem, to on powinien być teraz na tafli.
- Dziwne. - zamyślił się Santino - według rozpiski, Francuzi zaszczycą nas tu za niecałe pół godziny.
- Naprawdę? - zdziwiła się pani psycholog - Czyżby Kyoko dała plamę i przekazała mi niewłaściwy grafik?
- A może znowu jakieś duchy nawiedzają ten ośrodek... - tę ironiczną uwagę wygłosił nie kto inny jak Evgeni Plushenko, który zjawił się za ich plecami nie wiadomo skąd.
- Aha, nawet chyba wiem jakie. - prychnęła Barbara, ale Plushenko tylko się roześmiał
- Przyszedłem do "jeszcze-przez-chwilę-prezesa" Yagudina. - powiedział szybko nie zamierzając wdawać się w dyskusje z nikim spośród obecnych - w recepcji poinformowano mnie, że znajdę go tutaj. - dodał widząc ich zdumione miny
- W takim razie w recepcji wprowadzono cię w błąd. - odpowiedziała mu Barbara szorstkim tonem - A teraz bardzo cię przepraszam, ale my tu pracujemy, a ciebie nie powinno tu być.
- Niedługo to wszystko i tak będzie należeć do mnie, więc uważaj na słowa. - Plushenko uśmiechnął się szyderczo.
- Do widzenia. - warknął Santino, a Evgeni bez słowa ruszył do wyjścia z hali lodowiska.
- Czego on tu chciał? - zapytała Daria podjeżdżając do bandy
- Chciał wyprowadzić nas z równowagi, ale mu się nie udało. - odpowiedziała jej Lucy
- Daszeńka, pokaż nam jeszcze raz ten piruet i na dzisiaj skończymy, dobrze? - rzekł Sonny, a dziewczyna kiwnęła tylko głową i posłusznie wyjechała na środek tafli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 17:07, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Uuuu, Plushenko. Powiało grozą .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 20:40, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Wow, Gabi... piszesz dwusetną część
__199__
-Czy on naprawdę nie ma nic lepszego do roboty niż latać tutaj co chwila? Zbiera mile lotnicze, czy jak?!
-Nie denerwuj się... - Lucy próbowała uspokoić Barbarę.
-Mam nadzieję, że Alexei wyśle go w odpowiedni krąg piekielny... - mruknęła, zapisując coś w notatkach z treningów Daszy.
-Bonjour - przywitał się Brian - Widzę, że jesteśmy w komplecie.
-Brakuje tylko Juliena - zauważył Santino.
-Ma jeszcze... czterdzieści osiem sekund - powiedział Francuz, spoglądając na zegarek. Solista akurat zmieścił się w tym czasie, bo po chwili był już na tafli.
-Czy mogę zapytać, jaki wariant pan wybrał, jeśli chodzi o program krótki? - spytała Barbara, zbliżając się. Joubert nie krył niezadowolenia.
-Nie wiem, czy można to nazwać moim akurat wyborem, ale jestem skłonny usłyszeć pani propozycję.
-W porządku. Może w takim razie przestawię panu swoje warunki?
-Słucham? - Brian spojrzał na nią z niedowierzaniem. Lucy i Sonny byli na skraju interwencji.
-Jak jeden profesjonalista drugiemu profesjonaliście - wyjaśniła Barbara, nie wycofując się z ani jednego słowa.
-No dobrze...
-Krótko: jak zapewne przeczytał lub przeczyta pan w kontrakcie, moje nazwisko nie pojawia się w oficjalnej rozpisce na zawodach. W czasie stawiania programu pracujemy do oporu, inne grafiki nas nie obowiązują. A co najważniejsze, ja mam ostatnie słowo, co do muzyki.
-Do muzyki? Bardziej niż do choreografii?
-Trudno by mi było upierać się przy czymś, co może pan zmienić w ciągu jednego treningu w Poitiers...
-Muzykę też mogę zmienić - odparł.
-Oczywiście, ma pan do tego prawo. Ale w tym wypadku musimy wszyscy się zgodzić na konkretną wersję konkretnego utworu, żeby w ogóle zacząć pracować. Dlatego to ważne.
-Okej, niech będzie. To teraz moje warunki: jestem obecny przy wszystkich treningach, rozumiemy się? - zaakcentował każde słowo i spojrzał na nią.
-Nigdy mi nie zależało na sesjach w cztery oczy - zapewniła go - Wręcz przeciwnie, będzie mi pan potrzebny. Mnie i Julienowi.
Lucy zauważyła, że przyjął to z lekką ulgą. Być może nie zakopali jeszcze topora wojennego, ale jego uścisk na trzonku na pewno nieco się rozluźnił.
-Jako trener, decyduję też o zestawie skoków i piruetów.
-Naturalnie - przytaknęła.
-Cieszę się, że się dogadaliśmy.
Przed tą rozmową miał naprawdę złe przeczucia. Ale teraz wyglądało na to, że Barbara nie jest psychopatką, tylko choreografem, jak wielu innych...
-Ja też - uśmiechnęła się.
Uścisnęli sobie dłonie.
-A, merci! - usłyszeli od strony lodu i sekundę później Julien, który zrozumiał, co przed chwilą zaszło, był już przy bandzie - Dzięki, tato, naprawdę... To kiedy zaczynamy pracować?! - spojrzał na Barbarę.
-Chcę, żebyś wybrał jakąś muzykę i pokazał mi jutro - powiedziała. Joubert prawie się zakrztusił - To będzie pierwszy krok.
-Taa... A teraz program dowolny - polecił trener - Całość.
Julien posłusznie ustawił się na środku i poczekał na muzykę. Barbara przywdziała swoją pokerową twarz i śledziła go bez emocji. Nie opuszczał skoków, ani piruetów. Po potrójnym lutzu spojrzał w stronę sztabu trenerskiego, gdzie Santino wyszczerzył zęby i ułożył z palców symbol zwycięstwa. Już zastanawiała się, jak wymigać się od odpowiedzi na pytanie, co myśli o tym choreograficznym bigosie, gdy coś przyszło jej na myśl.
-Jeszcze raz - zaryzykowała, gdy podjechał do bandy. Brian nie protestował.
-Okej... - powiedział, łapiąc oddech i odjechał wykonać polecenie.
-Czy on zawsze jest taki? - zapytała lekko zaskoczona jego ojca.
-Jaki? - spojrzał na nią Joubert. Barbara obserwowała Juliena, myśląc o tym, ile jęków i protestów wywołałoby żądanie dwóch programów dowolnych pod rząd u którejkolwiek z solistek. I nawet u Ilii. Prawie dziesięć minut morderczego wysiłku.
-I jak? - zapytał, ocierając czoło. Sonny podał mu butelkę z wodą.
-Nieźle - odpowiedział ojciec.
-Ale ty masz kondycję... - nie kryła podziwu Barbara.
Uśmiechnął się skromnie, była to uderzająca nowość na jego twarzy.
-To się właśnie dzieje z łyżwiarzem, gdy wychodzi ze szpitala po trzech miesiącach, lżejszy o piętnaście kilo i od razu intensywnie zabiera się do wracania do formy... - wyjaśnił - Nie spodziewałem się od pani niczego miłego - dodał.
-Naprawdę?
-Bo widziałem wywiad z Ilią, gdzie mówił, że się to pani rzadko zdarza - spojrzał na nią. I dobrze, że nie spojrzał na Sonny'ego, a zwłaszcza na swojego ojca, bo wzrok ''Władcy Ciemności'' to był przy jego minie uśmiech siostry miłosierdzia. Barbara skrzywiła się.
-Ale to było o moich choreografiach w jego wykonaniu.
-Czyli się jeszcze przekonam? - zapytał. W końcu planował jechać w tym sezonie jej choreografię. Rozpoczęte od wymierzenia policzka, negocjacje pomiędzy Brianem i Szerewiczową miały na celu tylko jedno: żeby właśnie o tym się nie przekonał. O niczym, co ze strony Barbary ukształtowało Ilię i - bezpośrednio lub nie - doprowadziło do zakończenia jego kariery. Julien wydawał się jedyną osobą, która postanowiła to ignorować. Choreografka chrząknęła.
-Umówmy się tak, że jeśli będziesz poprawiał moją wymowę francuskich słów z choreograficznego żargonu, będziesz robił pompki - obiecała mu. Roześmiał się. - Chyba, że pan będzie miał coś przeciwko? - włączyła Briana do rozmowy.
-W ogóle jak będziesz gadał bzdury, to to się dobrze nie skończy... - ostrzegł go.
-Jasne...
Julien wydawał się wziąć sobie tą przestrogę do serca. Ale wszyscy obecni wiedzieli, jak świetnym bywał aktorem w takich przypadkach...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 20:44, 14 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|