Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Avatar
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 9:26, 28 Paź 2011    Temat postu:

Ja myślę, że konflikt trener-ojciec można spokojnie zamknąć i tak już mamy dużo innych wątków wokół.

Co do prezentu to ja tak właśnie na początku pomyślałam, że dla Sonny'ego prezentem idealnym mogłoby być coś do motoru, kask na przykład... ale potem się zawahałam bo skoro to ma być prezent idealny w przekonaniu Barbary, to ona zdaje się uważa, że powrót Sonny'ego na motor jest nieodpowiedzialny, więc chyba nie kupiłaby mu kasku... czy jednak kupiłaby?

Specjalnie napisałam, że Brian nazywa Gerarda swoim najlepszym zawodnikiem. Tak sobie pomyślałam, że on tak strasznie chce uchodzić za profesjonalnego trenera, który nie faworyzuje własnego syna... że tak naprawdę go gnoi.

Karę dla dziewczyn oczywiście wymyślają rodzice, czyli w tym wypadku Sinead, Chris i Yagudin (jak tylko wróci z Moskwy, albo już to zrobił i tylko się o tym wspomni), Lucy mogła ewentualnie coś zasugerować. Generalnie najbardziej niesprawiedliwie potraktowane mają poczuć się Carrie (bo od niedawna jest pełnoletnia i w jej przekonaniu wszystko jej wolno) oraz Daria (bo jej najbardziej zależy).

No i coś jeszcze musi wyniknąć z oględzin taśm monitoringu. Bo może ktoś jeszcze będzie musiał zostać ukarany Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 10:33, 28 Paź 2011    Temat postu:

__269__
- Coś ty sobie wyobrażał, co?!?!?! Jesteś dorosłym, odpowiedzialnym facetem i robisz takie coś??? Jak mogłeś im dać alkohol!!! - krzyki Walentyny dochodzące z korytarza na parterze słyszał cały ośrodek, a najbliższe otoczenie kryło się za murami innych pomieszczeń, aby nie odczuć na sobie skutków rażenia tego wybuchu. Nawet ochroniaż czmchnął gdzie pieprz rośnie. Przy wejściu na schody czaił się Tom, z którym oglądała monitoring i Brian zwiedziony ciekawością, kto tak wrzeszczy, dlaczego i czy się przyłączyć.
- W MOIM ośrodku!!! I to taki ktoś jak ty!!! Po prostu brak mi słów! Myślisz, że te wszystkie tytuły, które zdobyłeś sprawiaja, że wszystko ci wolno??!!
Kevin, który był wyższy od niej o głowę wydawał się być przy niej robaczkiem.
- Wal, ja naprawdę przepraszam - wymamrotał po raz n-ty. - Nie wiedziałem...
- Co nie wiedziałeś?! Że jesteś kretynem??!!
- Nie wiedziałem, że to nie twój pokój - powiedział do swojego nosa. - To... to miała być niespodzianka...
- Mam w nosie twoje niespodzianki!!! - ryknęła cała czerwona. Teraz cały ośrodek będzie już wiedział, że Kevin na nią leci i miała ochotę dać mu zwyczajnie w twarz. - Mój pokój jest dwa piętra wyżej!!!
Zapadła cisza podczas której można było usłyszeć kurz opadający po eksplozji.
- Julien dał mi takie informacje... I powiedział, jakie wino mam zabrać...
Walentyna bez zastanowienia zrobiła to, co chciała. Uderzyła go z całej siły i odwróciła się w kierunku schodów, skąd właśnie wybiegał Brian rzucając wiązankami po francusku i Tom, który własnie miał go powstrzymać przed pójściem w kierunku korytarza na lodowisko w celu niewątpliwego zamordowania Juliena. Jednak w tym momencie stało się coś niespodziewanego. Kevin chwycił Walentynę od tyłu i przyciągnął tak mocno do siebie i wpił usta w jej szyję, jakby był wampirem i jęczał jakieś wyznania. Wzrok poszczególnych osób ciął powietrze jak błyskawica i po chwili Kevin leżał na posadzce z rozkwaszonym nosem, z którego lała się krew, a nad nim stał...
- TOM!!! - krzyknęła pani prezes.
Brianowi nagle przeszła ochota na morderstwo, szczęka mu opadła. Co gorsza z korytarza, schodów i wind zaczęły wychylać się zdumione twarze innych, których przywiodły wcześniejsze krzyki. Pandemonium.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pią 22:54, 28 Paź 2011    Temat postu:

ale hardkor...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 16:45, 31 Paź 2011    Temat postu:

_270_

- Witam, panie Pawle, chciał pan ponoć ze mną rozmawiać w sprawie Charliego. - Lucy podeszła do niego kiedy Cody i jego rodzicielka zniknęli z pola widzenia. Szczerze nie miała teraz ochoty na konfrontację z macochą Juliena, zwłaszcza po rewelacjach, które przedstawił Walentynie Kevin. Najpierw chciała porozmawiać z samym Julienem, ale to dopiero po jego wieczornym treningu.
- Tak. - Żarski uśmiechnął się do niej - Ponieważ przychodzi pani oglądać treningi dzieciaków, zauważyła pani pewnie, że Charlie odstaje od grupy...
- A dokładniej w jakim sensie?
- W pozytywnym. To znaczy szybciej wszystko łapie i, to widać wyraźnie, czerpie z jazdy na łyżwach naprawdę dużo przyjemności. O wielu swoich uczniach nie mogę tego powiedzieć. Na przykład Cody... cały czas się ogląda, czy tatuś, albo mamusia patrzą i go podziwiają. Charlie tego nie robi. Może to kwestia wychowania. Mały wie, że pani go wspiera i nie musi co chwila sprawdzać, czy nie straciła pani zainteresowania jego osobą. A może po prostu trening tak go pochłania, że nie jest mu pani na tych trybunach, czy przy bandzie potrzebna.
- Niezły z pana psycholog. - roześmiała się Lucy - Charlie, poprzez rodzinę mojej szwagierki ma do czynienia z łyżwami od życia prenatalnego, także nie dziwi mnie zupełnie, że go to pochłania bez reszty. Nie wiem czy pan wie, ale niewiele brakowało, a urodziłby się na trybunach w czasie mistrzostw Wielkiej Brytanii juniorów.
- Tej historii jeszcze nie słyszałem. - przyznał Żarski nie kryjąc zaciekawienia
- Urodził się dwa tygodnie przed terminem. Carrie startowała tego dnia w mistrzostwach Wielkiej Brytanii. To był już finał, więc zaprosiła rzecz jasna całą rodzinę, a ja chociaż nie byłam wówczas w najlepszej kondycji psychicznej postanowiłam mimo wszystko się wybrać. Zresztą, nawet gdybym nie chciała, to Chris by mnie zmusił. Uważał, że przyda mi się jakaś mała "odskocznia" od rzeczywistości. W związku z tym poszliśmy. Sinead i John jako trenerzy Carrie byli przy niej w szatni i potem przy bandzie, a ja, Chris, Rose* i wszystkie pozostałe dzieciaki usiedliśmy na trybunach. Ostatecznie ani ja, ani Chris nie obejrzeliśmy występu Carrie, ponieważ w czasie rozgrzewki przed jej grupą, odeszły mi wody. Chris natychmiast zawiózł mnie do szpitala, ale wszystko poszło tak błyskawicznie, że ledwie zdążyłam na porodówkę. Wszyscy się potem śmieliśmy, że Charlie chciał zdążyć na występ Carrie, ale niestety mu się nie udało.
- Niesamowite. - Paweł Żarski nie mógł powstrzymać się od śmiechu - No, to bez wątpienia tłumaczy pasję do łyżew. - powiedział - Chciałem z panią porozmawiać, ponieważ mam dla pani i dla Charliego propozycję.
- Jaką?
- Dodatkowe zajęcia indywidualne. Wiem, że nie chce go pani pozbawiać kontaktu z rówieśnikami, więc na te grupowe też niech przychodzi. Chciałbym po prostu popracować z nim troszkę jeden na jeden, bo mam nieodparte wrażenie, że trafił mi się mały łyżwiarski geniusz i zbrodnią byłoby ten geniusz zmarnować.
- W porządku. - zgodziła się Lucy - Tylko proszę mieć na względzie to, że jest jeszcze mały i nie obciążać go zanadto.
- Pracuję z dziećmi już od wielu lat. Proszę się nie martwić.

~

- Ale taaaaatooooooo... - Daria płakała rozmawiając z ojcem przez telefon - ...wiesz jak bardzo mi zależy...
- Gdyby ci nie zależało, to nie byłaby kara, czyż nie? - odparł Alexei i nie czekając na dalsze szlochy swej pociechy rozłączył się.
Daria została sama w swoim pokoju z milczącym telefonem w dłoni. Normalnie poszłaby wypłakać się Sonny'emu, ale w tym konkretnym wypadku nie mogła. Lucy Barfield była dziś zajęta Julienem... W głowie Darii nagle skończyła się krótka lista osób, którym można zwierzyć się z problemu.
- Chyba że... - nagle pewna myśl przemknęła jej przez głowę - ...Barbara Władimirowna


____
*Żona Johna Kerra


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 1:07, 02 Lis 2011    Temat postu:

_271_
-Bo ja ćwiczyłem sam ten kawałek, co się uczyliśmy ostatnio i mam takie pytanie...
Barbara przyglądała mu się dłuższą chwilę.
-Jak to zrobiłeś? - zapytała wreszcie, oglądając siniaki na jego twarzy.
-Co zrobiłem? - zdumiał się Kevin.
-Jak przekonałeś trenerkę i ojca, żeby pozwolili ci tu zostać? Po tym wszystkim...
-Firmowy koktajl prawdy, milczenia i kłamstw, jeśli musi pani wiedzieć.
-Zamieniam się w słuch - uśmiechnęła się.
-Powiedziałem, że dostałem w nos z własnej winy. To była prawda. Przemilczałem część o doktorze Lorantym, a oni w zamian tą część o alkoholu. A potem dodałem, że pracuję nad wszystkim z panią psycholog...
-A pracujesz? - zmierzyła go wzrokiem.
-To był ten ostatni składnik. Więc jeśli chodzi o ten fragment choreografii...
-Kevin, czy to naprawdę nie może poczekać? Myślę, że ty powinieneś się położyć na dłuższą chwilę, a ja i tak mam teraz trening z Julienem...
Kevin nie dawał za wygraną, dopóki w korytarzu nie pojawił się Santino.
-Mistrzu, Barbara nie ma teraz na to czasu - powiedział, odsyłając go do pokoju, jak szczeniaka. Szerewiczowa nie mogła nie zauważyć, że sprawiło mu to satysfakcję - Ty też masz wolne - poinformował ją. Miała złe przeczucia.
-Czy to ma coś wspólnego z tym, jak Brian zareagował na wieść o udziale Juliena w całym tym zamieszaniu?...
-Zdecydował, że na najbliższym treningu zajmiemy się ostro rittbergerem, a choreografią jutro czy kiedyś - odpowiedział.
-Więc: tak? - upewniła się - Ale to znaczy też, że dobrze nam idzie z tym shortem, skoro Brian nie uznaje szlifowania tego programu za dobrą okazję do pokrzyczenia na syna i woli coś bardziej... potencjalnie bolesnego...
-Podoba mi się twój tok myślenia - uśmiechnął się chłodno Sonny - Więc pomyśl, jak dobrze musi iść Gerardowi i Ether, że Julien postanowił ich sabotować przez swoje idiotyczne gierki...
Barbara zaniemówiła na chwilę.
-Ale nie masz dowodów? Nie znalazłeś łyżew Gerarda w jego szafce?...
-Nie. Ale przyznasz, że to trzyma się kupy? Z wyraźnie gorszego konkurenta-solisty, Gerard ma szansę stać się zawodnikiem, z którego trener, ojciec Juliena może być dumny... - popatrzyli sobie w oczy, a potem Santino zerknął na zegarek - W każdym razie, masz wolny wieczór. Widziałem Pawła i innych na tarasie... - wspomniał niby niewinnie i udał się na polowanie na poczwórnego rittbergera.
Barbara przez chwilę zastanawiała się, w co dokładnie wtajemniczył go Paweł, że Sonny jest na etapie takich ''niewinnych'' sugestii. Ale mimo to ruszyła w tamtą stronę.
~
-To prawda, nawet jak na dzisiejsze czasy, gdy kariery łyżwiarzy są krótsze niż dawniej, szybko pożegnała się z karierą amatorską. Ale to Iwo miał kontuzję, która wykluczała skoki, a ona nie chciała nawet słyszeć o zmianie partnera...
-Czy są razem również poza taflą? - zapytała.
-Niestety nie... A tak, może miałbym już jakieś wnuki... - rozmarzył się Paweł.
-No, chyba nie narzekasz na niedobór maluchów! - roześmiali się, musiał przyznać jej rację - I nie protestowała przeciwko temu, że wyjechałeś na koniec świata?
-Cóż, przez większą część roku Kasia jeździ w rewii w Stanach i Kanadzie, więc dopóki się tam nie przeprowadzę, i tak zawsze będziemy za daleko od siebie.
-Chybabym umarła z tęsknoty! - westchnęła pani psycholog.
-Przyznaję, jak profesjonalistce, niewiele mnie od tego dzieli. Ale za jakiś czas sezon rewiowy się kończy, a wtedy... może urlop?

Barbarę dzieliło kilka kroków od dołączenia do nich, gdy dopadła ją jej własna podopieczna. Daria wyglądała jak siedem nieszczęść i chociaż Szerewiczowa nie zamierzała podkopywać autorytetu jej ojca, nawet poprzez komentowanie proporcjonalności kary, zmieniła plany na wieczór. Posłucha, uspokoi, wyjaśni i przekona, że Dasza też będzie miała okazję złożenia Sonny'emu życzeń, chociaż nie na przyjęciu-niespodziance. A z Pawłem i tak spotka się... niebawem.



(a, i żeby nie zgubić wątku czasu - po przeczytaniu wszystkich części od powrotu Santino w sobotę koło południa, obiadu, rozwikłania zagadki (natychmiastowego, bo jak inaczej) popołudniowego treningu maluchów, telefonu Darii do ojca (który jest w Moskwie, ma wrócić w niedzielę, choć nie musi) i teraz wieczornego treningu Juliena (a jeszcze ma sesję psychologiczną po) - jesteśmy wciąż w tym samym dniu w sobotę Wink lol )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Śro 12:47, 02 Lis 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 18:55, 02 Lis 2011    Temat postu:

__272__
- Sonny, co się stało z Lubą? - Walentyna podeszła do chłopaka stojącego przy bandzie. Nieopodal stał Brian ciskajac piorunami w swego syna. Chyba po raz pierwszy Brian skupiał się na treningu syna w angażujący sposób. Właściwie to miało się wrażenie, że Joubert senior ma ochotę wyjść z siebie i stanąć obok, w przeciwieństwie do Juliena, który skurczył się w sobie.
- Za bardzo się dzisiaj nie napracuję - mruknął Santino wymijająco. Nie miał zamiaru wchodzić w paradę Władcy Ciemności.
- No więc? - Wal nie miała zamiaru dać się spławić. Brian, poza tym, że jego krzyki wypełniały lodowisko, kompletnie nie zwracał na to, o czym rozmawiają.
Santino westchnął.
- Wiesz jak to jest, gdy kobieta i mężczyzna mają różne wizje bycia razem... - odpowiedział. - Ja nie pasuję do jej świata...
Walentyna milczała.
- Chciała, żebym zamieszkał z nią w Pitrze, ale... Całe życie spędziłem przeprowadzajac się w różne miejsca i nie mam już na to ochoty. Tutaj jest mi dobrze. Poza tym ci jej znajomi...
- Rosyjska klasa wyższa...
- No właśnie.
Oboje zamilkli wpatrując się w Juliena. Chłopak właśnie zaliczył bardzo efektowną wywrotkę, która, gdyby nie regulamin ISU, pretendowałaby do jakiegoś nowego, skomplikowanego elementu zakończonego ryciem w lodzie. Brian czerwony na twarzy wzywał wszystkie bóstwa tego świata o zmiłowanie.
- Wal, a ty?
- Co ja?
- Noooo... Ta akcja z Kevinem i jak Tom dał mu w ryj... - Santino spojrzał na nią. Byli przyjaciółmi, ale Walentyna była też jego szefową. Wolał ostrożnie poruszać temat, za który jeszcze zostałby odesłany do Lubej w pudełku z kokardką.
- Sonny, przecież wiesz, że prędzej krowy zaczęłyby latać, niż ja... z Kevinem! - prychnęła.
- A Tom? No chyba nie powiesz mi, że jest ci obojętny. To widać, odkąd istnieje ten ośrodek!
Gdyby wzrok zabijał, Sonny z pewnością by już nie żył.
- Wal, serio - szepnął jej na ucho niezrażony. - Ja wam kibicuję.
- Santino. Gdyby nie fakt, że na dziś już wyczerpaliśmy limit rozbitych nosów, to z pewnością twój wymagałby teraz konsultacji z lekarzem - odpowiedziała dyplomatycznie i odwróćiła się. - Panie Joubert, proszę się tak nie wydzierać na syna! Nie chcemy, żeby doznał w tym ośrodku jakiejś traumy, poza tym cały personel i goście nie muszą tego słuchać! - krzyknęła ostro do Jouberta, który natychmiast się uciszył.
~
- Co teraz zamierzasz? - spytała Barbara Toma wychodząc ponownie na taras. Doktor masował sobie palce, bo jeden z ciosów zamiast w nos Kevina, trafił w twardą posadzkę.
- A bo ja wiem? Wal pewnie da mi jakąś naganę, czy coś... - odpowiedził do swojej ręki.
- Ja nie mówię o pracy - sprecyzowała nalewając sobie soku. Kątem oka dostrzegła jak Paweł rozmawia z asystentem i Lucy o karierze Charliego.
- Walentyna i tak wszystko wie, nie ma sensu, żebym znowu próbował, skoro ona tego nie chce - wzruszył ramionami. - Albo chce, ale... się boi?
Paweł nagle spojrzał w ich stronę. Przez ułamek sekundy wzrok jego i Barbary spotkały się.
- Normalnie wątroba mi się przewraca, jak na was patrzę! Przecież widać, że jest między wami chemia, a zachowujecie się jak dziewice orleańskie! "Nie chce, ale się boi!" Ratunku! - westchnęła Barbara ze złością. - Weź się w końcu do kupy, bo przestaję się jej dziwić, że nie jest zdecydowana na takie ciepłe kluchy!
- Nie wiem, o czym mowa, ale zgadzam się w zupełności! - rzekł radośnie Paweł zza jej pleców tak nagle, że aż podskoczyła.
- Facet ciepłe kluchy nigdy nie zdobędzie damy swego serca! - dodał i spojrzał na Barbarę znacząco. Gdyby nie to, że Tom miał spuszczoną głowę, mógłby się wiele domyślić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 12:09, 12 Lis 2011    Temat postu:

Przepraszam za kolejne opóźnienie, ale ja naprawdę ostatnio nie mam na nic czasu

_273_

Lucy siedziała na wprost Juliena wpatrując się w niego uważnie, a on równie uważnie gapił się w podłogę i milczał.
- Rozumiem, że dziś nie masz nic do powiedzenia. - zauważyła zerkając na zegarek. - Jak to było z tym winem, co? - zapytała
Julien westchnął.
- Chciałem zrobić świństwo Kevinowi. - powiedział niespodziewanie szczerze
- A dlaczego?
- Bo to dupek.
- A na jakiej podstawie tak twierdzisz?
- Rozmawia z nim pani co rano, to powinna się pani zorientować. - rzekł kpiąco
- Nie istotne jest, co ja myślę, tylko dlaczego ty, Julien Joubert uważasz Kevina za dupka. - powiedziała spokojnie
- Kiedyś był moim idolem. Teraz najchętniej bym go nigdy więcej nie oglądał. - padła odpowiedź
- A co takiego się zmieniło?
- Okazał się dupkiem.
- To jest bardzo ogólne stwierdzenie. Powiedz mi co dokładnie się stało, że okazał się dupkiem.
- On... kiedyś... ze dwa lata temu... dał mi do zrozumienia, że... jest zainteresowany... mną. To było niesamowite. Przez chwilę czułem, że spełniają się wszystkie moje marzenia. Ale dla Kevina... to była tylko zabawa. Żart, by mnie upokorzyć. Od tamtej pory go nienawidzę.
- Nie wiedziałam, że Kevin jest homoseksualistą.
- Bo nie jest. Udawał, by ze mnie zakpić. Sprawił, że czułem się podle. Więc teraz to ja chciałem sprawić, by on czuł się podle. Przyglądanie się, jak pani prezes daje mu w twarz, było doświadczeniem wprost bezcennym.
- Jak mogłeś się temu przyglądać, skoro cię przy tym nie było?
- Mam swoje sposoby.
- Zdradzisz mi je?
- Nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 18:49, 12 Lis 2011    Temat postu:

No to Paweł poleciał Cervantesem Wink (''faint heart never won fair lady'')

Ja już od jakiegoś czasu się zastanawiałam jak zrobić porządek z wątkiem Julien-Santino (albo chociaż go pchnąć do przodu). Jeśli coś w tej części jest sprzeczne z tym, co wynika z Twojej, Ghanima, to daj znać wymyślimy jakąś wspólną wersję. Dla mnie Julien nie jest sam do końca przekonany, czego chce, jeszcze mu Kevin w głowie zabełtał porządnie... Ale w sumie jestem otwarta na poprawki jeśli chodzi o tą rozmowę...


_274_

-Luba została w Petersburgu? - zapytał Julien, gdy po powrocie z przebieżki, którą ojciec zalecił mu zamiast śniadania, spotkał w szatni Sonny'ego.
-Tak. Ma tam pracę... - przyznał. A potem coś mu przyszło do głowy - Ale chyba do niej dołączę - skłamał.
-Serio? Zostawisz Archangielsk? Kiedy? - dopytywał się zdumiony łyżwiarz.
-Zobaczę... - odparł nonszalancko.
-Ale... ale jak to? - jęknął Julien.
-Wolałbyś, żebym został? - spojrzał na niego.
-No jasne! Sonny, przecież...
-Julien, - przerwał mu - może powiesz mi wreszcie, czego ode mnie chcesz? Co to wszystko znaczy? Chociaż raz, szczerze, bez gierek? - poprosił. Cisza trwała chwilę, ale trener umiejętnie zasiał w nim ziarno dziwnej wątpliwości, czy to nie jest aby ich ostatnia poważna rozmowa.
-No bo... To było tak, że... - zawahał się. Santino nabrał prawie pewności, że usłyszy prawdę, chociaż wciąż trzymał się na baczności - Kiedy Barfield wymyśliła ten podkład do programu, to ja... - westchnął - Sonny, jesteś wspaniałym trenerem. Znasz się na tym, masz autorytet, zależy ci, jesteś cierpliwy... Dobrze mi się z tobą pracuje i w ogóle... Więc coś, co miało być na początku głupim żartem... przestało być... takie śmieszne... - wyszeptał.
-Rozumiem - powiedział spokojnie, wiedząc, że musi docenić jego szczerość - Czy ty... tak w ogóle, sypiasz z facetami?
-Pfff, NIE! - zaprzeczył natychmiast.
-A z dziewczynami? - zapytał jeszcze, zanim zdążył to przemyśleć, Sonny, chociaż chyba znał już odpowiedź. Zwłaszcza, kiedy Joubert w odpowiedzi posłał go w diabły francuskim przekleństwem, które na jego ucho było dosyć kreatywne. Chciał odejść, ale Santino złapał go za ramię.
-Czekaj! Bo ja nie wiem, że łyżwiarze nie mają życia osobistego?! A ciebie jeszcze dodatkowo pilnuje cały czas ojciec!
-Jeśli tak dobrze wiesz, to powiedz, w jakim wieku ty zaliczyłeś pierwszą laskę? - wybuchnął - Ile miałeś lat?
-Dopiero jak zacząłem mieszkać z dala od rodziców, w LA...
-ILE?!
-Piętnaście... - wyznał cicho, zanim pomyślał, żeby skłamać. Julien prychnął - Ale żałuję!
-Ta, jasne! Niby dlacze... - urwał, zasłonił usta ręką. Piętnaście lat. Los Angeles. Wlepił w niego wielkie od zdumienia oczy - Barbara... - wymamrotał, przerażony wynikiem swoich kalkulacji. Gdyby Santino podzielił się z nim takim sekretem, z pewnością wyrównałby rachunki...
-Nie! Oszalałeś?! - zaprotestował Sonny - Ale to w jej rękaw się wypłakałem, jak usłyszałem od mojej ''pierwszej miłości'', żebym już się pochwaliła koleżankom i mogę się już odwalić. I, przyrzekam, czuję się jak idiota do dzisiaj!
Przez chwilę było cicho.
-Julien, mnie nie kręcą faceci. Ani trochę. Czy nie sądzisz, że będzie nam się lepiej pracowało bez tego całego nieporozumienia wiszącego w powietrzu?...
Nie usłyszał odpowiedzi. Julien bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł.
~
Ból był tak silny, że Barbara otworzyła usta, jakby chciała krzyczeć, ale nie mogła wydać dźwięku. Mijały sekundy.
-Babs, oddychaj - poprosił Tom, przesuwając ręce o kilka kręgów - Jeszcze raz, dobrze?
-Mmmhhmm - jęknęła płaczliwie, ściskając wargi.

-Mam nadzieję, że to pomoże - uśmiechnęła się, gdy już było po wszystkim - I że Walentyny nie masujesz w ten sposób, bo jeśli tak, to wiem już, czemu...
-Przestań - przerwał jej szorstko. Zdziwiła się - Nie rozumiem, jak możesz w ogóle o tym mówić!
-O czym? - zapytała łagodnie.
-O Walentynie. O nas! Przecież to śmieszne! ''Daj jej czas, Tom'' i tak dalej! Kiedy ty sama zachowujesz się identycznie! Masz bardzo blisko siebie mężczyznę, który najwidoczniej darzy cię uczuciem, wiesz o tym dobrze, a nie zaszczycasz go nawet spojrzeniem! Co? Może myślałaś, że tego nie zauważę?
-Tom - odparła, nie patrząc na niego - Ja... Ja Pawła ''zaszczycam'' więcej niż spojrzeniem...
-Że... co?!
-My... khm.. sypiamy ze sobą. Od jakiegoś czasu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 21:03, 12 Lis 2011    Temat postu:

__275__
Minęło kilka sekund nim skomplikowany system neuronów w mózgu Toma przetrawił tą informację i wystosował odpowiedni bodziec. Barbara roześmiała się, więc musiał mieć nietęgą minę podczas tego procesu.
- Więc dlatego Paweł wczoraj wieczorem powiedział...
Barbara odwróciła się i wcisnęła głowę w sweter, aby ukryć rumieniec. Nie miała zamiaru nic więcej mówić, Tom jest dorosły i wie, o czym mowa. Chociaż w tym momencie wyglądał, jak dziecko, które dowiedziało się, że święty Mikołaj i bociany nie istnieją.
- Jeeeezu, w tym momencie poczułem się staro... Skoro Paweł... Ty... Wy...
- Wypraszam sobie! - wyciągnęła głowę ze swetra tak gwałtownie, że zrobiło jej się na głowie naelektryzowane afro. - Aż tak starzy nie jesteśmy! Paweł... - urwała. Lepiej było nie zdradzać formy Pawła i generować dalszych domysłów, chociaż chyba nie było takiej potrzeby. Tom wczepił palce w czuprynę myśląc intensywnie, ale raczej nie o szczegółach pożycia jej i Pawła.
~
Walentyna siedziała w pawilonie herbacianym układajac pudła, pudełka i pudełeczka na zapleczu. Gdy już większa część pudeł była rozpakowana, przysunęła do siebie długi, wąski pakunek. Odwiązała sznureczki i zdjęła papier. Charakterytyczny zapach wypełnił pomieszczenie. Delikatny choć ciężki jedwab wysunął się na maty z lekkim szelestem. Po chwili zaczęła wypakowywać kolejne papierowe lub foliowe torby, z których wychodziły różne dodatki. Dopiero teraz, zasłaniajac niemal całą podłogę tymi rzeczami zobaczyła jak wiele Tom jej przywiózł. I ile na to wydał... Powinna opieprzyć Mame-san za to, że pokazała mu najlepsze sklepy w Kioto. I najdroższe.
~
- Sonny, musisz mi pomóc - Kevin bez ceregieli dosiadł się do trenera przy obiedzie.
- A jest coś, w czym można pomóc mistrzowi? - spytał dziwnie akcentując ostatnie słowo i nie przerywajać krojenia kotleta.
- Chcę skoczyć poczwórnego axla - oznajmił "mistrz". Sonny spojrzał na niego jak na idiotę przerywajac na sekundę krojenie, po czym udając, że ta informacja nie zrobiła na nim wrażenia wsadził sobie soczysty kawałek mięsa do ust przeżuwając powoli.
- Barbara ułoży mi najgenialniejszą choreografię do muzyki, którą uwielbia Wal, ty technikę i w przyszłym sezonie pokażę absolutne mistrzostwo! - kontynuował Kevin.
- Aaaa, że niby to ma na niej zrobić wrażenie? - spytał Sonny wywijając młynka widelcem i ponownie wbijajac go w kotleta.
- No jasne! To będzie dla nie, zobaczy jak bardzo mi zależy! Nie to co ten podstarzały doktorek - spojrzał z pogardą w stronę baru, bo doktor Loranty własnie odbierał swój obiad dość niezgrabnie, bo upadł mu widelec, a gdy go podnosił, trochę sosu znalazło się na jego koszuli.
- Doktor Loranty jest genialnym specjalistą i wszyscy tutaj cenimy jego pracę i zaangażowanie - rzekł Santino lojalnie. Jego nóż niebezpiecznie zgrzytnął po powierzchni talerza. Pomóc Kevinowi może, ale pomóc mu zdobyć Walentynę? Zastanowił się, czy Lucy nie trzyma w apteczce jakiegoś kaftanu. Tak na wszelki wypadek.
- To jak, pomożesz?
- Nie mam wyboru. Tylko będziesz musial pogadać z Kyoko, wiesz, kwestie finansowe za dodatkowe konsultacje i takie tam.
- Spoko! Dzięki! - ucieszył się Amerykanin.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 13:10, 17 Lis 2011    Temat postu:

jest niedziela, prawda?

_276_

Lucy nie wiedziała już czy ma płakać, czy może śmiać się histerycznie, kiedy Chris przyszedł do niej z samego rana i zapytał o samopoczucie.
- Jeżeli wziąć pod uwagę to, że rozmawiałam wczoraj z Julienem prawie do północy, a o czwartej nad ranem zwlókł mnie z łóżka Kevin, jest wprost cudownie. - oznajmiła wpuszczając brata na salony
- Czyli jesteś zmęczona...
- Dokładnie.
- Co powiesz w takim razie na to, żebym zabrał dziś Charliego razem z dziewczynkami i Ethanem?
- A gdzie idziecie?
- Jest niedziela, idziemy z Sinead i dzieciakami pozwiedzać sobie Archangielsk.
- W porządku. Zabierzcie go, gdzie tylko chcecie, ja idę spać.

~

- Tato... - Daria podejmowała kolejną próbę zniesienia kary
- Powiedziałem. NIE. - Alexei był nieubłagany. - Koniec dyskusji, moja panno!
Dasza nie odezwała się już ani słowem. Zamiast tego zaczęła histerycznie szlochać.

______________
Sorry, że tak krótko, mam nadzieję, że w grudniu będę mieć więcej czasu i będę pisać więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 21:34, 17 Lis 2011    Temat postu:

Ano, niedziela Smile Widzę, że Daszy rozmowy z Barbarą za bardzo nie pomogły Wink


_277_

Drzwi do gabinetu Yagudina otworzyły się bez pukania. Tatiana odwróciła się i od razu zerwała się na równe nogi. Alexei wymamrotał do słuchawki, że oddzwoni i natychmiast ją odłożył.
-Liza? - zdumiał się. Dopiero teraz uświadomił sobie, że podczas pobytu w Moskwie w domu był tylko kilka godzin i nie zdążyli porozmawiać - Co ty tu robisz?
-Czy wszystko w porządku z Dimą? - zapytała Tatiana, chociaż wiedziała, że malec jest na obozie z Alpach.
-Z Dimą? - powtórzyła ich najstarsza córka - Wszystko świetnie. A co tam z Daszą? - spytała, ale nie czekała na odpowiedź - A czy wy nie mieliście czasem jeszcze jednego dziecka? - skrzyżowała ręce z wyrzutem. Pan prezes wyszedł zza biurka.
-Kochana, nie gniewaj się - poprosił. Wiedział, że mało jej ostatnio poświęcał czasu - Mów, co się stało.
-Nic się nie stało... - odwróciła wzrok, bo nie sądziła, że ojciec tak łatwo się podda - Dostałam się. Wszędzie...
Ostatnie słowo było już ledwie słyszalne, bo Alexei wziął ją w ramiona.
-Wszędzie? - ucieszyła się jej mama - To cudownie! Gratulacje!
-Jestem z ciebie taki dumny... - wyszeptał i pocałował jej złote włosy. Trzymając ją w objęciach uświadomił sobie, że skoro dostała się wszędzie, gdzie składała papiery, być może od jesieni będzie już na Oxfordzie. I wydało mu się to dziwnie daleko... Przytulił ją mocniej.
-Dobrze, już puść mnie... - wydobył się głos jego córki.
-Dzwonię do Kyoko. Uczcimy to dzisiaj z wszystkimi! - zarządził.
-Tato, nie trzeba...
-Mam nadzieję, że nie zamierzasz od razu wracać do Moskwy? - upewniła się Tatiana.
-Właściwie to... skoro mam wakacje, to chciałabym tu zostać jakiś czas... Z dala od wszystkiego...
-Załatwione! - ogłosił prezes.
-No i musisz... podjąć decyzję - zauważyła jego żona.
-No wiem, mamo. Ale to nie dzisiaj...
~
-To cudownie, Alexei'u Konstantinowiczu... Musicie obydwoje być bardzo dumni - powiedziała Barbara, tracąc powoli cierpliwość - Rozumiem, jak bardzo to jest dla ciebie ważne, ale chciałam porozmawiać...
-Powiem tak: ja nic o tym nie wiem. Ale jeśli się dowiem, - pogroził - jeśli ktokolwiek z ośrodka zobaczy jakolwiek scenę, wszystko jedno z czyjej winy, jeśli ktokolwiek was gdzieś przyłapie...
-Błagam... - jęknęła Barbara, zakrywając twarz dłońmi - Nie chodzi mi o Pawła... Czy możemy porozmawiać poważnie? - spojrzała mu w oczy.
-Musimy - odpowiedział - Ale naprawdę nie dzisiaj...
~
-Witamy, witamy... - szczerzył się Sonny, gdy Liza stanęła przy bandzie. Chłopak korzystał z pustej, niedzielnej tafli i trenował skoki pod okiem Pawła.
-Spadaj, Haust - wskazała na koszulkę tam, gdzie powinien być nadruk - Team Igłow!
-Może mi się uda namówić cię, żebyś tą koszulkę... ekhm.. zmieniła? - uśmiechnął się.
-Chciałeś powiedzieć: zdjęła? - zamierzyła go wzrokiem.
-Gdzieśbym śmiał! - wykrzyknął.
-I tak pod spodem mam to wytatuowane... - odgryzła się - Szukam siostry. Podobno trener zawsze wie, gdzie znaleąć swoją umiłowaną podopieczną?
-Trener istotnie zawsze wie - nie dał się zbić z tropu - ale nie w niedzielę...
-Bonjour, Sonny! Dobrze, że jesteś! - usłyszeli rozradowany głos Jouberta seniora z drugiej strony tafli - Właśnie z Julienem zamierzaliśmy popracować nad skokami! - ogłosił. Julien zabrał się do wiązania łyżew. W stronę Santino nawet nie spojrzał. Liza wycofała się na trybuny. Sonny zgrzytnął zębami i zwrócił się do Pawła w ojczystym języku.
-Naprawdę uważam, że jeśli jemu bardzo zależy, żeby na ciele jego syna pojawiło się kilka nowych siniaków, są na to sposoby stare, sprawdzone i nie marnujące mojego czasu!... - syknął - Nie, żebym to popierał! Nie patrz na mnie jak na dziecko wojny!
-Sonny, cóż... nie jesteśmy tu po to, żeby oceniać metody wychowawcze klientów. Lepiej odwróć jego uwagę... - mrugnął.
-Czyją? Jak?... - wykrztusił. A potem zrozumiał.
Liza nawet z trzeciego rzędu widziała, jak sztuczny był uśmiech, z którym Sonny pomachał do Francuzów. A potem zobaczyła na własne oczy poczwórnego rittbergera i przestała się nad tym zastanawiać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 21:56, 17 Lis 2011    Temat postu:

Mam pytanie, czy moja ostatnia część wlicza się w Wasze kolejne "niedzielne", czy to był poprzedni dzień? Bo nie jestem pewna, czy mam kontynuować wątek...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 23:33, 17 Lis 2011    Temat postu:

Hmm od mojej części, która jest przed Twoją - jest niedziela. Przed nią Lucy rozmawia z Julienem w sobotę w nocy, u mnie jest już rano, Joubert jest po porannej przebieżce, a u Ciebie też jest niedziela tylko później - obiad. Czy źle liczę?... Monika rzeczywiście wraca na chwilę do ''samego rana'' ale Dasza rozmawia z ojcem jak wrócił z Moskwy w niedzielę (wszystko jedno czy przed czy po obiedzie). U mnie, następnie, jest popołudnie, przyjeżdża Liza (goni rodziców, bo uciekli z Moskwy zanim zdążyła zakomunikować, że istnieje), Sonny trenuje ale wyjątkowo nie w nocy, tylko popołudniu bo jest niedziela (dzień w którym Julien nie powinien trenować, ale stary go kocha Razz )

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 23:36, 17 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 1:03, 18 Lis 2011    Temat postu:

Aaaa, ok, no to mogę kontynuować Cool. Co prawda część nie ma okrągłego numerka, ale chyba możemy otwirać szampana xD.

__278__
- Wal, tak się zastanawiałem, gdzie cię poniosło w niedzielne popołudnie i... WOOOOW - Tom stanął w drzwiach pawilonu z rozdziawioną paszczą.
- Tylko nie waż mi się włazić w buciorach! - zastrzegła, bo noga Toma w solidnym bucie niebezpiecznie zawisła nad podłogą wyłożoną matami.
- Sorry - zdjął buty nie odrywając wzroku od Walentyny. - Wyglądasz pięknie!
- Daj spokój, tylko zmierzyłam... i nie umiem zawiązać pasa samodzielnie - odparła wskazując na długą, kolorową i lśniącą od brokatowych nici wstęgę ciągnącą się za nią jak tren. Poza tym kimono robiło niesamowite wrażenie.
- Pomóc ci?
- Tom, może potrafisz zawiazać supełek na nici chirurgicznej w skomplikowanej ranie, ale nie wydaje mi się, żebyś umiał obsługiwać coś takiego - roześmiała się.
- To mi podpowiesz! - uśmiechnął się tajemniczo.
~
- Nie wsadzaj tam! Teraz wsadź to tu i ciągnij mocniej! A potem wsadź ten dzyndzel w tą dziurę i...
Nagle Tom dostał napadu śmiechu tak gwałtownie, że wiązanie pasa znowu się rozpadło.
- Gdyby ktoś nas posłuchał, to by pomyślał, że kręcimy to jakiegoś pornola - wykrztusił.
- Daj mi to, sama się lepiej zawiążę! - wyrwała mu pas z ręki i zaczęła się gimnastykować nad "wsadzaniem tego tu i tam" nie ukrywając śmiechu.
- Mówiłem, że ci pomogę!
- Spadaj.
- Powiedz mi jeszcze raz gdzie mam... to wsadzić - zachichotał obejmując jej talię i biorąc ozdobną i sztywną tkaninę w rękę.
- Sama to zrobię! - zaczeli się szarpać przez co Walentyna straciła równowagę, ale Tom ją przytrzymał i...
- Nigdy więcej tego nie rób, mówiłam ci! - syknęła, gdy oderwał się od jej ust.
- Och, spadaj - rzekł przedrzeźniając ją.
Obi nagle zrobiło się bardzo luźne tak jak poszczególne warstwy całego stroju, które opadały lekko na maty.
~
- Powinnam cię zabić. Zaraz po tym, jak zabije cię Alexei. Zakopać, poklepać łopatką, a potem znowu odkopać i zwolnić. A potem zwolnić siebie. O ile Alexei nie zabije nas najpierw - rzekła leżąc i dysząc w plątanienie jedwabiu.
- Chyba nie zamierzasz mu złożyć szczegółowego raportu z działoności obu prezesów w niedzielne popołudnie? - spytał Tom starając się zlokalizować w tej plątanienie swoją koszulę.
- Wynoś się stąd i nie pokazuj na oczy. Nie było cię tu - rzekła pani prezes zbierając jedwabie z podłogi i próbując się nimi zakryć wyszła na zaplecze z mieszaniną zadowolenia i wściekłości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 0:24, 06 Gru 2011    Temat postu:

Wybaczcie, że tak długo to trwało, ale żyję i jestem z powrotem Smile

_279_

-Cześć, Lucy - Santino zauważył panią psycholog wchodzącą na halę lodowiska i podjechał do bandy
- Cześć, Sonny - przywitała się - widzę, że mimo niedzieli praca wre - uśmiechnęła się
- W rzeczy samej. - odparł nie kryjąc irytacji
Na moment ich spojrzenia spoczęły ja Julienie, który właśnie w dość efektowny sposób wylądował poczwórnego rittbergera niczym kot. Na cztery łapy.
- On dzisiaj nie powinien trenować. - powiedziała pani psycholog - Ten dzieciak potrzebuje przerwy. Długiej przerwy.
- Powiedz to jego ojcu.
- Mówiłam, ale to jest jak rzucanie grochem o ścianę. Wszak Monsieur Joubert zawsze wie wszystko najlepiej. - jej głos ociekał ironią
- No tak... - westchnął Sonny - Julien! - zawołał do swego ucznia - Wystarczy na dziś!
Młody Francuz zbliżył się do nich z wyraźną ulgą.
- Na pewno? - zapytał - Zaczęliśmy przecież dopiero czterdzieści minut temu.
- Nie widzę sensu w dalszym nabijaniu sobie siniaków. - mruknął Sonny
Julien wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia.
- Co się tu dzieje? - zaniepokojony Brian podszedł do Lucy i Santino - Przecież on ledwie się rozgrzał!
- I zdążył nabić sobie siniaki w tych miejscach, w których jeszcze ich nie miał. - zauważył Santino - Panie Joubert, z całym szacunkiem, ale chłopakowi należy się trochę przerwy od łyżew. I to nie tylko moje zdanie. - tu Sonny spojrzał na Lucy
- Jestem jego trenerem przez całe jego życie. Wiem, co mu się należy, a co nie. - rzekł surowo Brian
- On jest zmęczony. - powiedziała nagle Lucy - Tym, że musi stale walczyć choć o odrobinę uwagi ze strony własnego ojca. Proszę to przemyśleć. - To mówiąc skierowała się do wyjścia.

~

- Mamo, patrz co mam! - wołał uradowany Charlie
- Chris, mówiłam ci, żebyś mu nie kupował słodyczy! - rzekła z wyrzutem Lucy
Jej brat tylko się uśmiechał. Charlie ściskał w rękach ogromną paczkę cukierków i był tym faktem zachwycony.
- Daj spokój, Lucy. Co to za dzieciństwo, kiedy nie wolno ci jeść słodkości? - Sinead zadała retoryczne pytanie
- Jemu wolno jeść słodkości. Ale nie w takich ilościach! - zaprotestowała Lucy
- Daj spokój... - zaczął mówić Chris, ale urwał wpół zdania
Na schodach, tuż przed nimi, Ether Hobbs i Gerard Preaubert, najwyraźniej nieświadomi, że mają towarzystwo, namiętnie się całowali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Wto 23:27, 06 Gru 2011    Temat postu:

_280_ (wciąż niedziela, wieczór)
-Nie mogę uwierzyć, że za jeden wieczór z dziewczynami ojciec robi mi takie świństwo, a ty bez pytania bierzesz sobie ich odrzutowiec i jeszcze urządzają ci imprezę!
-A co miałam zrobić?! Mama i tata siedzą na końcu świata, bo trzeba cię pilnować, żebyś myła zęby, kiedy powinni zajmować się pracą, fundacją, Dimą...
-I tobą, księżniczko! Zawsze musisz być najważniejsza!
-Wiesz, co? Rób, co chcesz. Przychodź, nie przychodź, nic mnie to nie obchodzi!
Po tych słowach Liza opuściła pokój Daszy.
~
Yagudin obserwował salę. Kadra, goście i podopieczni, którzy przyszli na kolację, zajmowali miejsca przy ustawionych w jeden rząd stolikach, dziwiąc się lekko. Liza pozwoliła mu najwyżej na wzniesienie jednego toastu za jej zdrowie. Niepokojenie w niedzielę ciężko pracujących ludzi uważała za nadużywanie prezesowskich prerogatyw. Alexei nigdzie nie wiedział swoich prezesów i to go zaczynało denerwować. Chociaż nie tak bardzo, jak brak jego młodszej córki.
-Gdzie idziecie? - zatrzymał kierujących się do wyjścia Barbarę i Pawła.
-Zapalić - mruknęła, bo nie podobało jej się to, co prezes sobie myślał.
-Zadzwonić - wytłumaczył się trener juniorów - Zaraz wracamy.

-On wie - powiedziała Barbara, gasząc papierosa, gdy Paweł dołączył po chwili do niej na dziedzińcu - W ogóle wszyscy szefowie wiedzą.
-A, to dlatego Yagudin tak się nam przyglądał, jak wychodziliśmy - uśmiechnął się - A gdzie w ogóle jest reszta naszych przełożonych?
-Tom miał ambitny plan wymasować dzisiaj wszystkich łyżwiarzy na świecie, nie wiem, co w niego wstąpiło, a Walentyny nikt nie widział od rana. A ty? Dostałeś nową ofertę pracy, jak nas jednak stąd wyrzucą? - spytała. Paweł, który przed chwilą rozmawiał ze swoją byłą żoną, wolał to przemilczeć.
-A tam, wyrzucą! W końcu to Walentyna nas poznała. Ja już od pierwszego dnia miałem nadzieję, że zostaniemy... bliskimi współpracownikami.
-Serio? A ja... hmm.. nie wiem... Poważnie pomyślałam o tym, kiedy Yagudin powiedział mi, że się rozwiodłeś - powiedziała.
-Nie sypiałabyś ze mną, gdybym był żonaty? - zapytał, ale zaraz pożałował tego pytania, bo wiedział, że musi zostać odbite.
-Tego nie powiedziałam - odparła. I wcale nie pytając go o to samo. Ale jednak coś kazało mu odpowiedzieć nawet na niezadane pytanie.
-Słuchaj... ja mówiłem ci, że pracowałem w wielu miejscach, byle jak najdalej od domu... wtedy, w tych ośrodkach ja...
-Zdradzałeś ją - dokończyła bez ogródek, nie sądząc, by Paweł miał powody się przed nią tłumaczyć lub kajać.
-Z wzajemnością! - dodał - Ale nie jestem z tego dumny... Poza tym to, między nami, z tobą, teraz, kiedy nie jesteśmy już niczyim mężem... to coś zupełnie innego - zapewnił.
-Oczywiście! - zaśmiała się, jakby mówił to każdej. Zabolało. - Paweł, ''to'' nie musi być nic ''zupełnie innego'' - chciała go uspokoić, ale on poczuł, że jej podejście do ich związku jednak go zraniło - Przecież nie będę ci robić scen, żądać obietnic, prawić kazań. Mnie się naprawdę podoba tak, jak jest: nieoficjalnie i niezobowiązująco. A teraz lepiej wracajmy, bo Yagudin oszaleje...


_____
p.s. ''Jestem jego trenerem przez całe jego życie....'' - ciekawe, że nie ojcem. fajnie napisane.
nie wiem, czy mi się to gdzieś komuś uda wcisnąć w usta, ale uważam, że Julien nie został do tej pory za nic ukarany, bo dodatkowe treningi - no cóż, bolesne, ale jednak na porządku dziennym. Kadra i łyżwiarze mogą to gdzieś czuć podświadomie. Żadnej rozmowy, nawet reprymendy... niczego. Konsekwencje wyciąga trener, nie ojciec. Tak mi się wydaje...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Śro 13:48, 07 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 20:10, 07 Gru 2011    Temat postu:

__281__
- Szefie, szef już zostawi te masaże, bo szef sam będzie potrzebował rozbicia kilku mięśni w ramionach - rzekła Piereskiewa nastawiając sobie bark jak osiłek gotujący się do ciosu. Tom momentalnie przestał rozgniatać sobie ramię po dość intensywnym masażu młodszego asystenta juniorów, któzy skorzystał z dziesiejszej okazji.
- Szef nie idzie na imprezę? - spytała.
- Nie... Nie czuję się najlepiej... - skłamał, ale natychmiast tego pożałował, bo Piereskiewia zapewniła go, że ona może go uleczyć. - Nie, nie dziękuję, poradzę sobie! To tylko ból głowy. Chyba faktycznie przesadziłem z tymi masażami dzisiaj, pójdę się położyć hahahaha - zaśmiał się nerwowo i wybiegł z gabinetu.
~
- Wal, wszystko ok?
- To ty? - Walentyna niechętnie otworzyłą drzwi Barbarze. - Nie czuję sie dziś najlepiej, przepraszam... Yagudin pewnie ma ochotę mnie zamordować...
- No, nie był zachwycony waszą nieobecnością... - wyjaśniła Barbara. Walentyna stała tyłem, ale ledwo powstrzymała się, aby nie drgnąć, gdy usłyszała słowo "waszą". A więc Toma też nie było? Czuła, że Barbara skanuje ją na wylot przez plecy.
- To jeszcze kogoś zabrakło? - spytała głupio.
- Myślałam, że ty mi o tym opowiesz. Nie trudno zauważyć, że dwoje prezesów dzisiaj zachowuje się niezbyt normalnie.
Barbara usiadła na sofie. Obok zauważyła kimono.
- Trochę się... ubrudziło... - Walentyna natychmiast zabrała je z oparcia i wrzuciła zmięte do szafy zmieniajac temat. Traktowanie kimona iście karygodne, co jeszcze bardziej zaskoczyło choreografkę.
- Wal, co się stało?
- Po co przyszłaś? - pani prezes nie patrzyła na swoją rozmówczynię. Próbowała nalać sobie wina, ale trochę jej się rozlało.
- Daj, ja to zrobię - Barbara westchnęła i beznamiętnie patrząc na płyn napełniła kieliszek. - Kyoko się o ciebie martwiła, powiedziała, żebym sprawdziłą, co u ciebie.
- Za bardzo się martwi...
- Całkiem słusznie, to bardzo dobra dziewczyna. Więc? - skaner w oczach Barbary znów spoczął na Walentynie.
- Nie wolałaś być z Pawłem? - pani prezes dość brutalnie odbiła piłeczkę.
Barbara westchnęła.
- A czemu ty nie wolisz być z Tomem?
Walentyna zwinęła się w kłębek na fotelu. Barbara znowu westchnęła i widząc, że dyskusja nie ma sensu, skierowała się do drzwi.
- Gdy będziesz chciała pogadać... - dodała przed drzwiami. Mogła przysiąc, że Walentyna zaczęła płakać, ale zrozumiała, że lepiej zostawić ją samą. Jedyne towarzystwo, które by jej się przydało sama odrzucała i Barbara nic nie mogła na to poradzić.
~
- Coś taka zmartwiona?
- Santino-san - Kyoko podniosła głowę znad szklaneczki soku. - Martwię się o panią prezes...
- Wszyscy się o nią martwimy - rzekł. - Wiem, wiem, chodzi o Toma, tak? - dodał konspiracyjnym szeptem. - Kyoko, jak myślisz, co można zrobić, żeby ich jakoś... no wiesz?
- Jeśli pani prezes się o tym dowie, to mnie zwolni! - Kyoko spojrzała na niego z przestrachem, ale po chwili uśmiechnęła się na widok Sonny'ego nie zrażonego tą uwagą. - To jaki masz pomysł?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 11:39, 08 Gru 2011    Temat postu:

_282_ (poniedziałek - wreszcie - chyba, ze coś jeszcze szalenie ważnego miało się w niedzielę wydarzyć)

Dla Ether, najgorsze było to, że Mary przestała się do niej odzywać. Wiedziała oczywiście, że całowanie się z Gerardem w takim miejscu, że wszyscy mogli ich zobaczyć, nie było najlepszym pomysłem na ogłoszenie światu, że postanowili ze sobą chodzić... To tak po prostu jakoś samo wyszło. A Mary poczuła się urażona, że jej bliźniaczka nie przekazała jej tej informacji w inny sposób.
- Mama i Chris uważają Gerarda za rozsądnego i porządnego chłopaka - tłumaczyła Ether przy śniadaniu
Lucy słuchała jej z uwagą. Wiedziała, że dziewczyna potrzebuje po prostu dobrej rady. Wiedziała też, że to, co jej poradzi nie będzie należało do zadań łatwych. Tymczasem Ether ciągnęła:
- Mama nie ma nic przeciwko temu, żeby Gerard był moim chłopakiem... powiedziała tylko, żebyśmy nie zmuszali całego ośrodka do oglądania naszych czułości... i nie... posunęli się za daleko.
- Największy problem polega na tym, że wcześniej niczego nikomu nie powiedziałaś, tak?
- Nie powiedziałam Mary, to jest problem. Teraz ona się do mnie nie odzywa.
- Cóż... Ettie, nikt tego za ciebie nie załatwi. MUSISZ sama porozmawiać z siostrą, powiedzieć jej, że jest ci przykro, że dowiedziała się w taki sposób i koniecznie musisz ją zapewnić o tym, że wciąż jest dla ciebie bardzo ważną osobą. Do tej pory byłyście nierozłączne, ale odkąd pojawił się w twoim życiu Gerard, już nie trenujecie razem, nie będziecie też startować w tych samych zawodach, spędzacie razem mniej czasu. A teraz jeszcze się zakochałaś. Ona pewnie czuje się zagrożona, że traci miejsce w twoim życiu.
- To nie będzie łatwa rozmowa.
- Wiem, ale jeżeli nie chcesz stracić siostry, musisz z nią porozmawiać. Szczerze.

~

- Julien, co ty tu robisz? - Santino był wyraźnie zdziwiony
- Jak to co, przyszedłem na trening.
- Nie słyszałeś, co wczoraj mówiłem? Odwołuję twoje treningi... do odwołania. Idź do sauny, wyśpij się, może Tom zrobi ci masaż... Nie zamierzam patrzeć, jak się bez końca wywracasz. Masz odpocząć. A ja muszę się zastanowić nad dalszą strategią działania. - Sonny nie wiedział nawet, że stać go na taką stanowczość. Może miało to coś wspólnego z faktem, że Władca Ciemności nie znajdował się nigdzie w pobliżu.
- Jak chcesz. - Julien tylko wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia - Ale jak mój ojciec zapyta, czemu nie trenuję, odeślę go do ciebie po odpowiedź na to pytanie - rzucił na odchodnym
- Proszę bardzo - odparł Sonny, ale taka perspektywa nie wydała mu się zachęcająca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 14:27, 08 Gru 2011    Temat postu:

_283_
-Dasza, obudź się! Ten piruet był do bani! - krzyczał Sonny zza bandy.
-To bez sensu! - burknęła solistka, przerywając program i zbliżając się.
-Co jest bez sensu?
-Wszystko! - wybuchnęła.
-Daria, ściągaj łyżwy! - powiedziała Barbara, która właśnie weszła na lodowisko.
-Ale nie! Bo chodzi o to... - zaczęła się tłumaczyć.
-Schodzimy z lodu i ściągamy łyżwy - nalegała choreograf - Ojciec cię prosi do gabinetu - dodała. Daria przełknęła i w milczeniu zaczęła przebierać buty. Szerewiczowa spojrzała na Santino - Ty też idziesz na dywanik - poinformowała go, patrząc niewesoło.
-Ja? Do Yagudina? - zdziwił się.
-Nie, Sonny, do Walentyny. Nie wiem, co zrobiłeś, ale był u niej Brian, wymachiwał kontraktem.... Jest wściekła - Rosjanka miała wrażenie, że Wal swoje rozmaite frustracje może wyładować na chłopaku. W końcu pani prezes wprost uwielbiała rozmawiać z Francuzem na temat tego, co mu się od tego ośrodka należy.
-Na pewno chodzi o to, że odwołałem trening Juliena. Ale on naprawdę musi odpocząć! Lucy się ze mną zgadza!
-Ja ci wierzę, ale nie wiem, czy rozumiesz, że nie za bardzo o to tu chodzi. Dlaczegoście się nie umówili jakoś? Żeby poszedł do Toma, poskarżył się na jakiś uraz... Mogłeś nawet sam zacząć kichać. Są sposoby na chwilę oddechu, które nie kończą się interwencją prokuratora generalnego Republiki Francuskiej!
-Julien mnie nie słucha - mruknął trener.
-Nagle cię przestał słuchać? - spytała, nie dowierzając. Nie odpowiedział - Idź, pogadaj z panią prezes. Polecam potakiwanie i skruchę - weź to sobie do serca...
~
-I co, jak ci się teraz oddycha? - zapytała Barbara.
-To znaczy?... - nie bardzo wiedział, do czego zmierzało to pytanie.
-Zamieszałeś tutaj powietrze łapkami... - pokazała, jak idiotycznie to wyglądało, zmierzając do miejsca, które powinien poprawić - Popatrz. Ruch zaczyna się od barku, łokcie są proste i to właśnie ramiona zabierają cię do tego obrotu. Jasne czy jeszcze raz?
-Jasne.
-To jeszcze raz - uśmiechnęła się, schodząc mu z drogi. Chłopak wprowadził poprawki do choreografii.
-I potem idę tędy... - zamarkował.
-Nie, nie. Ten obrót jest en dehors.
-Eeee... - Kevin rozejrzał się bezradnie. Barbara wzniosła oczy do nieba, wydając niezadowolony pomruk, po czym położyła ręce na jego barkach i przekręciła go w odpowiednim kierunku.
-W TĄ stronę...
-Barbaro Władimirowno? - rozległo się od bandy.
-Alexei'u Konstantinowiczu, widzę, że przyprowadziłeś córkę na dalszą część treningu - uśmiechnęła się, choć bez przekonania. Daria, na której ramieniu spoczywała ręka jej ojca, wyglądała, jakby się miała za sekundę rozpłakać.
-A ja widzę, że mistrz nigdy nie schodzi z tafli - skomentował ponadprogramowy trening Kevina - Gdzie Santino?
-U Walentyny, mają poważną rozmowę o Joubercie - wyjaśniła.
-Daria pojedzie ze mną w piątek do Petersburga. W sobotę jest dobroczynna gala, w którą fundacja Tatiany jest zaangażowana i uważam, że jej występ znacząco ją uświetni. Czy program krótki nadaje się już do pokazania? Oczywiście, publiczności mniej wymagającej niż sędziowie ISU - zapewnił z uśmiechem. Barbara wiedziała już, dlaczego Daria z całych sił starała się opanować histerię. Wyjazd w tym czasie przypieczętował decyzję o tym, że o urodzinowym przyjęciu Sonny'ego może zapomnieć. Musiała się z tym liczyć, nie schodząc wczoraj na kolację...
-Myślę, że możemy go pokazać - odpowiedziała na pytanie prezesa - Jest właściwie skończony...
-Cóż, do pracy więc. Wiem, że będę z niej dumny. Pamiętaj, kochanie, żeby sobie jakiś zeszłoroczny kostium wybrać - poradził i odszedł. Daria popatrzyła trenerce w oczy i zrozumiała, że nie musi jej tłumaczyć, co ta decyzja dla niej znaczy. A potem zerknęła na Kevina i szybko otarła łzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 14:31, 08 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 19:24, 08 Gru 2011    Temat postu:

__284__
Zanim Santino nacisnął klamkę w ciągu trzech sekund usłyszał więcej gróźb, niż cały wymiar spawiedliwości wszystkich krajów, z którymi był zwiazany razem wziętych. Oczywiście to Joubert odgrażał się Walentynie, chociaż ona też nie pozostawała mu dłużna. Kilkanaście minut później, gdy już Władcy Ciemności skończyły się bateryjki w gardle do ciągłego krzyku, Santino i Walentyna zagryźli zęby, gdy trzasnął drzwiami i spojrzeli na siebie.
- Wcale nie dziwię się, że Julien jest taki - tutaj Sonny użył słowa powszechnie uważanego za niecenzuralne. O dziwo Walentyna wcale się nie obruszyla. - Nawet jeśli nie ma charakteru po ojcu, a na pewno ma, to i tak nikt normalny nie wytrzymałby z takim tyranem.
- Niestety musimy znosić jego zachcianki trenenrskie, nawet jeśli Julien miałby gryźć przez to lód i własne łyżwy - Walentyna rozłożyła ręce.
- To mu nie pomoże - zmartwił się chłopak.
- Sonny, wiem, że jesteś znokomitym trenerem i martwisz się o niego, nawet jeśli ten gówniarz na to nie zasługuje, ale proszę, nie zadzieraj z Brianem. Co jak co, ale nie chcemy, żeby wyjechał stąd z fochem i zraził do nas pół łyżwiarskiego świata.
- Jasne - przytaknął i już miał wyjść, gdy coś mu się przypomniało. - Wal?
- Tak?
- Wiesz, że... niedługo sa moje urodziny... Wiem, że co poniektórzy knują jakąś niespodziankę... To oczywiście jest podobno ściśle tajne, więc prawie wszyscy o tym wiedzą - uśmiechnął się.
- Jeśli chcesz wyciągnąć ode mnie szczególy to niestety ja niewiele wiem na ten temat - roześmiała się.
- Haha, wiem, wiem. Ale słuchaj... Może... Poszłabyś ze mną na obiad tego dnia? W centrum widziałem kiedyś taką genialną knajpkę.
- Sonny nie podrywaj swojej szefowej - zagroziła mu palcem, ale cały czas się śmiała.
- Gdzieżbym śmiał! To jak?
- Niech będzie. To twoje święto.
Santino wyszedł ucieszony jak dziecko z gabinetu.
- Kyoko! Udało się. Czas na Drugą Fazę - mrugnął do sekretarki i wybiegł w podskokach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 0:43, 04 Sty 2012    Temat postu:

_285_ (poniedziałek)

Lucy zapukała do drzwi pokoju Daszy, ale nikt nie odpowiedział. Albo dziewczyna udawała, że jej nie ma, albo naprawdę jej tu nie było. Gdzie w takim razie poszła, zamiast zjawić się w gabinecie pani psycholog na popołudniowej sesji? Lucy nie miała zielonego pojęcia.

~

Julien siedział na ławce przed ośrodkiem i czytał książkę. Słońce powoli zachodziło, ale on nie odrywał wzroku od lektury.
- Co czytasz? - Carrie niespodziewanie znalazła się tuż obok niego
Julien podniósł wzrok i bez słowa podał jej książkę.
- No proszę... James Joyce - w jej głosie słychać było podziw - Nigdy nie udało mi się przebrnąć przez "Ulissesa". - westchnęła oddając mu jego własność
- Mnie się podoba. - powiedział Julien i ponownie pochylił się nad książką
- A ty nie powinieneś być w tej chwili na treningu? - zapytała nagle Carrie
- Nie. Sonny uznał, że muszę odpocząć, więc odpoczywam. - odparł
- Czytanie "Ulissesa" Jamesa Joyce'a i to niemalże po ciemku to nie jest odpoczynek. - zawyrokowała dziewczyna
- A co to jest według ciebie? - zapytał poirytowany Francuz
- Przejaw masochizmu. - stwierdziła
Julien, niespodziewanie nawet dla samego siebie, roześmiał się.
Siedzieli jeszcze przez chwilę na ławce, kiedy z ośrodka wybiegł Sonny.
- Nie widzieliście Darii? - zapytał
- Nie. - oboje przecząco pokręcili głowami
- Cholera! - zaklął po polsku Santino
- Coś się stało? - zainteresowała się Carrie
- Nie wiem. Nie ma jej w pokoju. Od obiadu nikt jej nie widział.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 14:00, 04 Sty 2012    Temat postu:

_286_
-Hej... - Paweł wyszedł na taras i stanął koło Barbary - Słyszałem, że szukamy Daszy...
-Znajdzie się - odparła trenerka, zaciągając się dymem, nie patrząc na niego.
-To może nie pal już... - poprosił łagodnie, widząc, że był to któryś z kolei.
-Wiem nawet, gdzie się znajdzie, jak się znajdzie - dodała, ignorując jego prośbę - W Moskwie. Gdzie ojciec zabierze ją, choćby musiał ją związać. W końcu ile takich akcji może znieść jeden szanujący swoje zdrowie psychiczne rodzic?
-Myślę, że czasem więcej, niż sam się spodziewa - odpowiedział uspokajająco. Był rodzicem.
-Muszę iść, mam trening z Ether i Gerardem - westchnęła.
-Jeśli potrzebujesz kogoś, żeby cię powstrzymał przed uduszeniem Briana... - zasugerował.
-Ja to tam gram wyważoną negocjatorkę! Pomiędzy humorami Jouberta i... nerwicą Sinead!

Odprowadził ją do pokoju kadry, gdzie spotkali się z Lucy i Sinead. Chwilę później wpadła tam Ether, rozejrzała się i powiedziała:
-Ja wiem, czemu nam nic z Gerardem nie wychodzi! To wszystko moja wina! - wypaliła od drzwi.
-Czy to Joubert tak powiedział? - warknęła podejrzliwie Sinead.
-Spokojnie, Ether - powiedziała Lucy - Usiądź, powiedz, czemu sądzisz, że to twoja wina.
-Bo ja... bo ja się boję! Podnoszeń, wyrzucania... Nie umiem... Nie wiem... To bez sensu! Pani Barbara mówiła, że nie znosiła swojego partnera, jak jeździła, pani Tatiana też mówiła, że na początku się cały czas żarli z Manininem, a ja go kocham! Kocham Gerarda, ale i tak się boję! - musiała zamilknąć, bo zabrakło jej oddechu.
-Ettie.. - zaczęła Sinead.
-Nic z tego nie będzie! Ale jak to powiem panu Joubertowi to stąd wyjadą... - jęknęła płaczliwie.
-To normalne, że się boisz - powiedziała Barbara - Naprawdę. Ja też się bałam na początku. Przyrzekam.
-Myślę, że możemy popracować nad zaufaniem w parze, jest na to kilka ćwiczeń. Wszystkiemu da się zaradzić - uspokajała ją Lucy.
-Moja córka miała ten sam problem - włączył się Paweł - Ale poradziła sobie. Jeśli chcesz, możecie pogadać. Na pewno coś wspólnie wymyślimy.
-Widzisz, Ether? - matka wzięła ją w objęcia - Nie ma sensu panikować. Ale musisz nam mówić takie rzeczy, dobrze?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 0:15, 06 Sty 2012    Temat postu:

__287__
- Możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz? - zagrzmiała groźnie pani prezes wchodząc do pawilonu herbacianego. Pawilonu, który powinien być zamknięty i pusty, a był otwarty, a w środku siedziała skulona Daria.
- Przepraszam, ja... Poprosiłam ochroniarza, żeby otworzył. Wydawało mi się, że mogę tutaj... odpocząć - wymamrotała do swoich trampek.
- I czy zdajesz sobie sprawę, ile kosztuje wymiana tych mat na nowe? - wzrok Walentyny spoczął na rzeczonych trampkach, które to trampki znajdujące się na nogach właścicielki razem z całą jej osobą były w pawilonie. Na matach.
- Przepraszam, ja... - Daria zaczęła wstawać gramoląc się niezgrabnie.
- Zdejmij i wyjdź. Skoro sprofanowałaś nowe maty w jedną stronę, to przynajmniej spowrotem ich nie zabrudź.
Daria posłusznie wykonała polecenie i stanęła przed panią prezes na podłodze przy wejściu z trampkami w ręce.
- Opuściłaś treningi i konsultacje z Lucy. Poza tym weszłaś do PRYWATNEGO pawilonu, do którego nie powinnaś prosić o wpuszczenie ochroniarza bez mojego zezwolenia. Wiesz, że będę musiałą powiadomić twojego ojca o twoim zachowaniu - Walentyna nie spuszczała z złowrogiego tonu. Przypominała Władcę Ciemności.
- Pani prezes, proszę tego nie robić! Ja... Ja potrzebowałam chwili spokoju, proszę! - zaczęła błagać nastolatka.
- Przykro mi. To twój nie pierwszy wybryk. Zaczynam się zastanawiać, czy rzeczywiście twój ojciec nie ma racji i nie wysłać cię na jakiś czas do Moskwy.
- NIE!
- A teraz idź do Lucy i Sonnego i wytłumacz im swoją nieobecność. Mam nadzieję, że czas, który im zmarnowałaś na szukanie poświęciłaś na SENSOWNE przemyślenia - dodała pani prezes i zasunęła drzwi do pawilonu. Zamek kliknął zamykaniem od wewnątrz. Tymczasem pani prezes westchnęła z nieskrywaną ulgą. Nie miała nic do Daszy, ale też nie wzruszały ją dramaty dorastajacej dziewczynki, która nieświadomie robiła wszystko, aby wprowadzić bałagan w to, na co ona jako pani prezes i ojciec dziewczyny razem pracowali.
Wzięła kilka utensyliów, włączyła elektryczny czajnik i rozpakowała kilka kolorowych cukierków pudrowych. Nie miała ochoty na przygotowywanie paleniska, ale na herbatę jak najbardziej. Teraz ona chciała sobie, jak to określiła daria, "odpocząć". A pawilon był tylko jej świątynią.
~
- Nic się nie stało, to tylko wielki siniak. Dam ci maść i po kilku zmianach kolorów powinien zejść, ale możesz odczuwać ból podczas treningów i radzę ci nie upadać więcej na to biodro - rzekł chłodno doktor Loranty po oględzinach wypiętego Kevina bez spodni.
- Dobrze, że to nic wielkiego, nie chcę tracić treningów, musze być w formie! - rzekł łyżwiarz wymachując pięścią z pałającą ambicją w oczach. I spuszczonymi spodniami.
- Możesz się ubrać - Tom starał się nie spoglądać na chłopaka. Ten najwyraźniej stwierdził, że do oględzin biodra trzeba się obnażyć całkowicie. Albo uważał to za swoistą demostrację "siły" niczym armia chwaląca się swym "uzbrojeniem".
- Ale ponieważ skarżyłeś się na ból, więc podamy ci środek przeciwbólowy...
- Świetnie!
- Piereskiewia?
Monstrulana pielęgniarka wynurzyła się z drugiego gabinetu ze strzygawką w ręce.
- Zaraz... miał być środek przeciwbólowy! - Kevin jakby się skurczył w sobie.
- To jest środek przeciwbólowy - odparł łagodnie Tom tak jakby tłumaczył dziecku ile jest 2+2, chociaż usta rozszerzyły mu się o 5 milimetrów w niedostrzegalnym uśmiechu.
- Wypnik pan te swoje fikuśne bułeczki, skoroś pan już jest nagi - zagrzmiała Piereskiewia i nie czekając na reakcję chwyciła chłopaka za ramię bez trudu zginając mu kręgosłup o 90 stopni. Po chwili Tom już nie krył wcale uśmiechu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 20:41, 06 Sty 2012    Temat postu:

_288_

- Dasza, gdzie ty byłaś? - zawołał Santino zobaczywszy nastolatkę wlokącą się korytarzem w kierunku gabinetu Lucy.
- Odpoczywałam. - odparła wymijająco
- A masz pojęcie jak wszyscy się o ciebie martwiliśmy?
- Przepraszam - szepnęła - Czy... - tu zawahała się na moment - ...czy tata jest na mnie bardzo zły?
- Twój tata o niczym jeszcze nie wie. - odparł Sonny - Zaraz po obiedzie musiał gdzieś pilnie pojechać i do tej pory nie wrócił
- A... możecie mu o niczym nie mówić? - zapytała z nadzieją
- Nie jestem pewien, czy coś o czym wiedzą wszyscy może pozostać dla niego tajemnicą. - padła odpowiedź - Dasza, ciebie szukała połowa ośrodka!
- Przepraszam - powiedziała raz jeszcze - Pójdę do pani Lucy.
- W tej chwili nie radzę. Jest u niej Julien.
- A... - zaczęła coś mówić, ale przerwała - zresztą nieważne
- Co chciałaś powiedzieć?
Nie odpowiedziała. Odwróciła się i powlokła się w stronę swojego pokoju.

~

- Powiem mu, że to rzucam. - Julien wydawał się zdecydowany
- Kiedy zamierzasz to zrobić? - zapytała Lucy
- Zaraz. Teraz. Póki mam odwagę. - chłopak nagle podniósł się z miejsca i już chciał wyjść z gabinetu
- Czekaj. - powstrzymała go Barfield - Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz teraz stąd wyjść, pójść do swojego ojca, stanąć przed nim, spojrzeć mu w twarz i powiedzieć, że kończysz z łyżwiarstwem? - upewniła się
- Dokładnie tak. - powiedział Julien i po prostu wyszedł
Lucy błyskawicznie wykręciła numer telefonu Walentyny, a kiedy ta nie odebrała, Toma.
- Co jest Lucy? - zapytał doktor
- Musisz coś zrobić - powiedziała - Obawiam się, że Brian lada moment zamorduje własnego syna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 0:32, 07 Sty 2012    Temat postu:

Myślę, że zgodnie z tym, co było wcześniej Brian akurat znajduje się za bandą z Barbarą i Sinead, na treningu Ether i Gerarda. Poniedziałek, ale już zachodzi słońce...


_289_
-Tego tylko brakowało! - darł się Joubert - Czy wy wszyscy powariowaliście?! Najpierw Sonny, a teraz TO?! Macie mnie wszyscy za wariata?! W ogóle nie trzeba było przyjeżdżać na to zadupie! Co to za idiotyczne pomysły?! Co następne? Może zmienimy wszyscy branżę na sadzenie ryżu?!
Barbara i Sinead wymieniły spojrzenia.
-Proszę się uspokoić... - próbowała Szerewiczowa.
-Jeśli jakiś element nie wychodzi, ćwiczymy go do skutku, a nie idziemy medytować o kondycji wszechświata!
-Nawet kosztem zdrowia naszych dzieci?! - zaprotestowała Sinead. W ramionach Gerarda Ether trzęsła się ze strachu.
-To są sportowcy! Mają trenować! - wycedził.
-Tato, możemy porozmawiać? - przerwał im Julien, który wpadł na lodowisko.
-Czy ja wyglądam, jakbym miał teraz czas?! - warknął wściekle, odwracając się do niego.
-Postanowiłem, że nie będę już więcej jeździł na łyżwach - ogłosił mimo wszystko chłopak. Jego ojciec zmarszczył brwi.
-Julien, idź sobie zrób pięćdziesiąt pompek - zbył go i nabrał oddechu, żeby powrócić do kłótni.
-Widzę, że przejął pan jednak część moich metod wychowawczych - zauważyła Barbara. Tylko te dwa ostatnie słowa zrozumiała mniej-więcej z francuskiego. Sinead stłumiła chichot.
-Już cię tu nie ma! - wygonił Juliena, ponieważ nie znalazł żadnej riposty na słowa Rosjanki. Na razie.
~
Julien wszedł do szatni prawie nieprzytomny. Jak tata mógł go tak potraktować, i to w takim momencie? Machinalnie otworzył swoją szafkę. Musiał coś robić, żeby się nie rozpłakać. ''Ulisses'' wpadł mu do rąk.
-Nie no, chyba nawet Igłow nie był takim lansiarzem, jak ty! - usłyszał. Niedaleko stała Liza - Joyce? Papierowy?! Przyznaj, wziąłeś po prostu największą cegłę, jaką znalazłeś! - śmiała się. Oprzytomniał.
-Może weźmiesz przykład ze swojej siostry i... znikniesz? - zasugerował.
-Dasza już się znalazła - odparła - A może ty weźmiesz przykład z brata i... dorośniesz? - oddała mu złośliwość i wyszła.
~
Przecierając oczy, sięgnęła po telefon, aby sprawdzić która jest godzina. Nieodczytana wiadomość od Pawła, która dotarła do niej przed ponad dwiema godzinami, sprawiła, że niemal spadła z kanapy.
-Charlie! - nie mogła uwierzyć, że usnęła na tak długo - Jestem wyrodną matką...
''Jeśli będziesz nas szukać, to poszliśmy po treningu na świetlicę. Ściskamy obydwoje, Charlie i Paweł''.
Lucy zdążyła jedynie w pośpiechu doprowadzić włosy do porządku i znaleźć jednego buta, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła.
-Cześć - wyszeptał Paweł. Niósł na rękach jej dziecko - Usnął, więc pomyślałem...
-Przepraszam... - przerwała mu - Zaspałam... Dziękuję...
-Gdzie go położyć? - uśmiechnął się trener.
-Tutaj... - synek wylądował w swoim łóżku, dorośli wyszli do salonu - Dziękuję. Za wszystko. Naprawdę przepraszam... Mogłeś zadzwonić!
-Nie przejmuj się, cała przyjemność po mojej stronie! Po treningu, bardzo udanym zresztą, oglądaliśmy stare bajki na świetlicy, zjadł kolację, nie było żadnych problemów.
-Ja usnęłam, bo ostatnio mam sesje... w dziwnych godzinach... Jak już późno... - złapała się za głowę.
-Ależ nie, dopiero po siódmej! Francuzi ledwie pomyśleli o obiedzie. Możemy do nich dołączyć na stołówce, albo przyniosę coś i zjemy tutaj. Może cię coś bierze? Mógłbym ci przynieść leki od Toma...
-Paweł, mną nie trzeba się zajmować jak przedszkolakiem - uśmiechnęła się.
-No tak, wybacz, zboczenie zawodowe!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 0:43, 07 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21, 22  Następny
Strona 20 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin