Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Avatar
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 9:51, 03 Wrz 2011    Temat postu:

Hej, zauważyłam właśnie pomyłkę przy numeracji. Zuza, Twoja część powinna mieć numer 244, a Gabi 245.

Moja

_246_

Lucy nie spodziewała się tego dnia gości. A już z pewnością nie TAKICH, toteż, gdy tuż przed obiadem ktoś zapukał do drzwi jej gabinetu, była przekonana, że to Daria, albo Julien, albo ktoś z kadry lub obsługi ośrodka.
- Proszę! - zawołała podnosząc głowę znad biurka, na którym rozłożone miała notatki z porannej rozmowy z Joubertem juniorem.
Do pokoju wszedł Jason Barfield.
- Witaj, siostrzyczko. - rzekł przesadnie akcentując to drugie słowo
- Witaj, braciszku. - odparła, umiejętnie naśladując kpiarski ton jego głosu - Kto cię tu wpuścił? - zapytała po chwili - będę musiała powiadomić ochronę, by taka pomyłka więcej się nie powtórzyła.
- Cóż za bezwzględność z twojej strony! - zakpił ponownie i nie czekając na zaproszenie, rozsiadł się w fotelu, w którym zwykle siadali młodzi łyżwiarze
- A ty przyszedłeś tu po to, żeby mi tę moją bezwzględność uświadomić, tak?
- Niezupełnie.
- To po co? - zapytała - Streszczaj się z łaski swojej, bo mam dużo pracy i chciałam jeszcze zdążyć zjeść obiad, zanim po południu przyjdzie do mnie na sesję zawodniczka.
- Daria Yagudina?
- Być może. Ale to raczej nie jest twoja sprawa.
- Chodźmy razem na obiad. - zaproponował nagle - Zjemy coś, bo po podróży jestem strasznie głodny, porozmawiamy.
- Chodźmy więc. - rzekła zimno, składając notatki i zamykając je na klucz w szufladzie biurka.

Na korytarzu spotkali Sinead i Carrie, które właśnie, żywo dyskutując na temat programu krótkiego dziewczyny, szły na lodowisko. Widząc Jasona, Sinead stanęła jak wryta, milknąc wpół zdania.
- Witam szwagierkę! - zawołał Jason z udawaną radością
- Co tu robisz Jason? - zapytała zamiast się przywitać
- Przyjechałem w odwiedziny, do wyrodnej rodziny. - odparł i roześmiał się w głos - Idę z Lucy na obiad, jak spotkasz swojego mężulka, możesz mu powiedzieć, żeby do nas dołączył.

Chris dołączył do nich w stołówce dopiero pół godziny później. Od razu zauważył, co jest nie tak, bo Lucy była wzburzona jak nigdy.
- Czy ty wiesz, - zapytała go, gdy usiadł obok niej - czego ten palant od nas chce?
- Obawiam się, że wiem. - odparł cicho Chris - Dzwonił do mnie dwa dni temu...
- I nic mi nie powiedziałeś?! - zawołała z niedowierzaniem
- Nie chciałem cię martwić...
- Ale tu chodzi o naszą własność!
- Wiesz dobrze, że mama nie zostawiła testamentu...
- To nieistotne! Jesteśmy jej dziećmi!
- Miałaś trzy lata jak zginęła. Ja miałem trzynaście. Opiekę nad nami sprawował ojciec. Ponieważ nie spisała testamentu, cały majątek, jaki wniosła w małżeństwo dostał ojciec. A, że nas wydziedziczył...
- On chce sprzedać dom w Kornwalii! - wrzasnęła Lucy - Dom, w którym spędziłam całe dzieciństwo! W którym mama spędziła dzieciństwo i który miał być mój! Odkąd ojciec się mnie wyparł, nie chciałam od niego niczego. I Bóg mi świadkiem, że niczego nie dostałam, ani nie wzięłam bezprawnie. Chciałam tylko jednego. Tego, co całe życie mi obiecywano. Że rodzinny dom mojej matki, kiedyś będzie należał do mnie! A on przyjeżdża, żebym mu oddała klucze!
- Wytoczymy ojcu proces i dostaniesz ten dom. - powiedział nagle Chris, a potem zwrócił się do Jasona - Zdaje się, że już cię o tym poinformowałem przez telefon


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Sob 9:55, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 14:18, 03 Wrz 2011    Temat postu:

Poprawiłam mocą moda Wink


__247__
Na siedzącego na krzesełku trybun Cody'ego i rozwiązującego jego sznurowadła Briana padł cień kogoś, kto stanął bardzo blisko. Pięciolatek spojrzał od razu i z radości fiknął nóżkami tak, że o mało nie skończyło się to bardzo niewesoło dla klęczącego przy nim ojca. Jego szczęka zacisnęła się ze złości. Wstał. I stanął twarzą twarz ze swoją żoną.
-Cześć... - powiedziała, tuląc ich synka, który wskoczył jej na ręce, i nie przestając studiować oblicza swojego małżonka. Milczenie trwało za długo - Jesteś zły, że przyjechałam? - zapytała nieśmiało.
-Nie, dlaczego? Zaskoczony... Chodźmy.

~

-Barbara kazała ci to pokazać - powiedział Sonny, gdy Julien zgodnie z poleceniem zamiast na lodowisku, stawił się na świetlicy.
-Mój stary szort? - zdziwił się Francuz, patrząc na ekran.
-To dla porównania. Potem mam ci pokazać nagranie z ostatniego treningu - wyjaśnił. Program był właściwie postawiony. Wystarczyło załatać jeszcze małe dziury, wyjaśnić niejasności i lekko podszlifować - Gdzie jest twój ojciec? - zaciekawił się.
-Nie liczyłbym, że dzisiaj przyjdzie... Właśnie z Poitiers przyleciała Isabelle.
-Jego żona? - uniósł brwi, a potem przyjrzał się łyżwiarzowi - Czy ty maczałeś w tym palce?
-Jasne, bo mi brakowało macochy jeszcze do kompletu! - oburzył się, nie odrywając wzroku od ekranu, ale Sonny już wiedział. Plan Juliena działał. Brian był zajęty rodziną, więc mogli z Barbarą ''pracować w spokoju''. Wtedy Julien powiedział właściwie nie wiadomo do kogo: - To nie jestem ja...
-A kto? - uśmiechnął się Sonny, patrząc na ekran. Dwa krótkie programy dzieliła przepaść.
-A w ogóle... gdzie jest Szerewiczowa? - zapytał, gdy nagranie się skończyło. Sonny zamyślił się.
-Nie wiem... - odparł zgodnie z prawdą.

~

Zupełnie inaczej, niż była do tego przyzwyczajona, panowała między nimi całkowita cisza. Ale było w tym coś w rodzaju mistycznego wręcz skupienia. Albo przynajmniej tak sobie to tłumaczyła, żeby się nie denerwować. Wprawne dłonie przesuwały się po jej ciele. Odpowiadała natychmiast na wszystko, czego od niej żądały. W końcu to nie był jej pierwszy raz, ani nawet jeden z pierwszych, i nigdy to bardzo się od siebie nie różniło. Chociaż akurat w tym momencie nie miała ochoty przypominać sobie, ile rąk dotykało wcześniej jej bioder w ten właśnie sposób. Zamknęła na chwilę oczy. Tylko ta cisza...
-Nie boli? - pierwsze słowa, które padły od czasu ''rozbierz się''.
-Teraz nie - odparła cicho.
Znów chwila ciszy. Przynajmniej nie trwało to długo. Zaraz z pewnością usłyszy to, co zawsze, gdy z jej skóry całkiem znika ten znajomy dotyk. Albo i nie - teraz już nie miała pewności. Uśmiechnęła się na wszelki wypadek.
-Co powiedział twój ostatni?
-''Nie znajduję w tobie winy i umywam ręce'' - zacytowała, na szczęście wywołało to uśmiech.
-Nie dziwię się...
-Że tak powiedział? - spytała, siadając. Sięgnęła po swoje ciuchy.
-Cóż, wydaje się, że z twoim stawem wszystko w porządku - potwierdziła nie do końca zadowolona Piereskiewia, ściągając lateksowe rękawiczki. No właśnie. Dokładnie na te słowa czekała. Zeszła ze stołu zabiegowego. - Mogę ci dać środki przeciwbólowe w razie czego... A jak się będzie zapowiadało na jakiś intensywny dzień na lodzie, to wpadnij, zrobię ci zastrzyk.
-Nie żeby to nie była kusząca propozycja, ale aż tak źle nie jest. Naprawdę - uśmiechnęła się Barbara.
-Wiesz, skoro to pachwina, to pewnie za dużo seksu - mrugnęła.
-O tak, to nigdy się nie starzeje - zaśmiała się, kończąc się ubierać.
-Czyli już to słyszałaś?
-Odkąd pojawiły się problemy z tym biodrem, czyli prawie dwie dekady temu, tylko jakieś sto razy... A w Nowym Jorku to była w ogóle odpowiedź na wszystko, nawet na katar sienny...
Lekarka spojrzała na nią.
-A nie boli podczas...? - nie dokończyła, ale Barbara domyśliła się z kontekstu. Prychnęła.
-Weź mi nie zadawaj takich pytań! - szczerze nie miała, co odpowiedzieć. Przynajmniej na razie.
-Dobrze, dobrze - uniosła ręce, wycofując się.
-Chociaż... może to właśnie są bóle fantomowe?
Parsknęły śmiechem.
-Tylko jeden sposób, żeby się przekonać... - zasugerowała lekarka.
-Wypiszesz mi receptę? - chichotała Barbara.
-Co wam tak wesoło? - zaciekawił się Tom, wchodząc do gabinetu.
-Nic, wszystko ze mną w porządku - odparła Szerewiczowa, zbierając się do wyjścia.
-Chodzi o to biodro? Sonny mi mówił, że kazał ci do mnie przyjść.
-Santino kazał ci tu przyjść? - zdziwiła się Piereskiewia.
-Martwi się o mnie w ramach odwetu za to, że zabraniam mu doprowadzać się do hipoksji - wyjaśniła z krzywym uśmiechem.
-Jesteście siebie warci - skomentował Tom, który nie reagował dobrze na ignorowanie zaleceń lekarzy.
-Kochany, mnie to biodro boli od czasu kontuzji, którą miałam, jak jeszcze byłam łyżwiarką. I pewnie będzie mnie boleć. Stara już jestem i tyle...
-I nic nie znalazłaś? - doktor spojrzał na swoją asystentkę.
-Nie. Zbadałam ją przed chwilą, USG wyszło w normie, możesz zresztą sam zobaczyć.
-Może to wpływ naszego tytanowego pana prezesa? - zażartowała ostatni raz, wychodząc z gabinetu - Dzięki za wszystko!


*hipoksja - generalnie, stan w którym organizm pozbawiony jest tlenu. Nie wydaje mi się, żeby Barbara używała tego terminu precyzyjnie, ale rozmawia z lekarzami, więc wiedzą o co jej chodzi Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 14:38, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 14:51, 03 Wrz 2011    Temat postu:

__248__
- Sonny, przemyślałeś moją propozycję? - spytała niespodziwanie Luba, tak jak robiła to od dłużego czasu przy różnych okazjach, jakby oczekiwała, że wreszcie go zaskoczy i otrzyma satysfakcjonującą odpowiedź. Ale i tym razem Santino wykręcił się od odpowiedzi, bo właśnie nadeszła Walentyna, jak zwykle z jakimiś papierami.
- Tu są wasze bilety do Pitra i rezerwacje w hotelu, Kyoko się tym zajęła - rzekła podając im cienkie, foliowe teczki. - A tu zaproszenia na ten bankiet. Luba, masz już gotowe przemówienie?
- No jasne, to będzie pean na część tego ośrodka - mrugnłęa okiem i obie zachichotały wyobrażając sobie minę Plushenki, który na pewno będzie siedział w pierwszym rzędzie i prężył swój brzuch do kamer. Sonny skorzystał z okazji i czmychnął na lodowisko, żeby Luba nie przypomniała sobie o pytaniu.
- Nie mogę się doczekać, kiedy tam będziemy! - rozmarzyła się dziennikarka.
- To już pojutrze - Wal uśmiechnęła się. - Tylko nie zajedź Sonnego na amen, wiesz, że jest nam tu potrzebny.
- Szczerze mówiąc... Myślałam, że zostanie tam ze mną na dłużej - przyznała Luba już poważnie. Walentyna nic nie odpowiedziała, ale w końcu powiedziała coś o swoim opatrunku i zniknęła w korytarzu prowadzącym do skrzydła szpitalnego.
~
- Bardzo ładnie się goi, niedługo nie będziesz musiała nosić bandażu - stwerdził Tom.
- To świetnie, bo jest corac cieplej i chodzenie z bandażem pod bluzką zaczyna robić się zbyt uciążliwe.
- Nie myślałaś o wakacjach? - zapytał nagle.
- Przecież dopiero co wróciłam z przymusowego odpoczynku! - zaśmiała się.
- Mówiłem o takich... dobrowolnych...
Nie odpowiedziała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 19:46, 03 Wrz 2011    Temat postu:

_249_

- Chris, czy ty mówisz poważnie o tym procesie? - zapytała Lucy, kiedy Jason pozbawił ich swojego towarzystwa
- To chyba jedyne wyjście. - stwierdził
- Mam dość sądów. - jęknęła - Powiedz mi, dlaczego nasz ojciec mnie nienawidzi? - zapytała nagle
- Ty mi powiedz. W końcu jesteś psychologiem.
- Wiem, kim jestem, Chris! - jej ostry ton, zdziwił nawet ją samą - I zaczynam tego żałować... - dodała cicho - Moje życie jest beznadziejne...
- Nawet mi się nie waż tak mówić!
- Tylko jednej rzeczy nie żałuję. - szepnęła - Że urodziłam Charliego. Cała reszta jest do chrzanu...
- Bredzisz w tym momencie.
- Możliwe. Ale to nie zmienia faktu, że czuję się koszmarnie. Wiesz... kiedyś marzyłam o tym, że kiedy się zestarzeję, wprowadzę się do domu w Kornwalii, razem ze swoim równie starym mężem i że nasze dzieci, będą tam nas odwiedzać, ze swoimi dziećmi... A tu nic z tego... Nie mam męża i tamtego domu też pewnie nie dostanę...
- Czyżbyś wątpiła w moje umiejętności?
- Twoje umiejętności są imponujące, ale Jason i ojciec też głupcami nie są, no i mają więcej pieniędzy.
- Damy sobie radę. A starość spędzisz w Kornwalii, obiecuję ci to.
Lucy uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Zobaczymy. Aktualnie najbliższą godzinę spędzę z Darią. - powiedziała i pożegnawszy się z bratem ruszyła do swojego gabinetu.

~

Sinead przyglądała się jak Carrie prezentuje swój program krótki i raz po raz z uznaniem kiwała głową.
- Brawo! - krzyknęła do córki
- W rzeczy samej - usłyszała za sobą głos Barbary
- O jesteś! - ucieszyła się Sinead - wybacz, że zaczęłyśmy bez ciebie
- Nic nie szkodzi
- Podoba ci się? - zapytała Sinead
- Nie pytaj mnie czy podoba mi się choreografia, którą wymyśliłam. - roześmiała się Barbara
- Ja pytałam o wykonanie. Choreografią wszyscy są wprost zachwyceni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 21:22, 03 Wrz 2011    Temat postu:

Ćwierć tysiąca części przyszło tak szybko...

__250__
-Nie! - krzyknęła - Przepraszam, ale ja jestem starszą panią, a schodzę niżej w tym wypadzie!
-Starszą panią?...
-Julien, skup się! To ma być szybko, precyzyjnie, po męsku! Mocne, wydłużone plecy, silne ramiona, krawędzie jak u własnego ojca! Pytania? Nie? To dawaj, czy jak wy tam mówicie: allez!
Joubert prawie wrócił do czyszczenia choreografii, czyli festiwalu powszechnego czepiactwa, w którym program miał wejść w kości.
-Putain...
-Co? Co teraz? - zapytała, widząc, że stanął jak wryty. Odwróciła się. Do bandy podszedł Kevin.
-Przeszkadzam? - zapytał - Cześć, Julien! - pomachał mu. Pomachał też trzymającej się z dala od Jouberta Carrie, chociaż jej prawie w ogóle nie znał. No ale jego znali wszyscy...
-Trochę - odparła choreograf - Coś ważnego?
-Przesłuchałem te utwory, ale raczej nie o to mi chodziło... - wyznał.
-No, cóż, będziemy myśleć... Julek! Idź robić pompki! - odwróciła się do zawodnika, który zamiast jeździć gapił się na mistrza olimpijskiego.
-Widzę, że panuje tu typowo rosyjska dyscyplina - uśmiechnął się Kevin.
-W końcu to nie jest ośrodek wypoczynkowy - wtrąciła się Walentyna, która obserwowała trening z daleka, a teraz zeszła na dół - Jeśli chodzi o muzykę, to może będę mogła coś zasugerować? - przeszukała muzyczne archiwum i wskazała jeden z folderów. Joe Hisaishi. Barbara uśmiechnęła się.
-Dobry pomysł! Kevin, posłuchaj sobie tego i pogadamy, jak będę mniej zajęta - poleciła.
-Ja wracam do biura. Miłej pracy - uśmiechnęła się Wal i odeszła.
-K-kto to był...? - wydukał Amerykanin, odprowadzając ją wzrokiem.
-Jak to kto? Nasza pani prezes, Walentyna Nakamura. A teraz wybacz, ale musimy wracać do pracy - powiedziała z naciskiem. Julien wciąż nie wykonywał jej poleceń. Zacierając dłonie, postanowiła, że oto nadszedł dzień,w którym opuści lodowisko na czworakach.

~

Wczesnym wieczorem Piereskiewia znalazła Barbarę przed ośrodkiem. Mimo że słońce powoli zachodziło, było ciepło i przyjemnie, więc nie dziwiła się, że każdy, kto mógł, wychodził na zewnątrz. Choreograf zdjęła słuchawki, zamknęła zeszyt z notatkami i przywitała się z lekarką.
-Pracujesz?
-Muzyki nigdy nie za wiele - uśmiechnęła się - Tylko trzeba tą dobrą oddzielić od... reszty.
-Szukałam cię, bo Tom kazał zapytać, czy nie potrzebujesz jakichś leków.
-Na razie nie, dzięki - odpowiedziała.
-Będzie mu miło to słyszeć.
-A gdzie się w ogóle podziewa nasz dobry doktor? - zaciekawiła się Szerewiczowa.
-Poszedł pobiegać, wyobraź sobie. Paweł Żarski chciał go wyciągnąć już od tygodni! Trenerzy juniorów biegają prawie codziennie...
-Tylko juniorów - podkreśliła, śmiejąc się, Barbara, która ostatni raz na przebieżkę wybrała się chyba jeszcze jako mężatka, a Santino w ogóle miał zakaz biegania dokądkolwiek.
-Nie masz już zajęć dzisiaj? - zapytała, widząc, że choreograf jest w ''cywilnym'' ubraniu.
-Nie mam. I nawet Sonny nic głupiego nie wymyśli, bo są z Lubą w mieście!
-To korzystaj z resztek słońca... O, patrz, wracają!
Na terenie ośrodka pojawili się mężczyźni. Wyglądało na to, że się nie oszczędzali, choć Tom był w wyraźnie gorszej formie niż Polak. Obaj byli w bardzo dobrym nastroju.
-Nasi bohaterowie! - jęknęła z przejęciem Barbara, po czym obie z Piereskiewią parsknęły śmiechem.
Bohaterowie przywitali się z nimi, opróżniając butelki z wodą. Po chwili wszyscy czworo udali się do środka. Lekarze zniknęli skrzydle medycznym, trenerzy wysiedli z windy dopiero na piętrze z apartamentami kadry.
-Wpadnie pan później do mnie? - zapytała pogodnie i niezobowiązująco Barbara, gdy już mieli się rozstać.
-Wezmę prysznic i przyjdę - odpowiedział z uśmiechem Paweł, nie dając po sobie poznać zaskoczenia.

Wyciągając czystą koszulę z szafy, Paweł myślał o fioletowo-białej letniej sukience, którą Barbara miała na sobie i zastanawiał się, czy nie powinien wziąć jeszcze jednego, zimnego prysznica. Tak naprawdę, choć właściwie nie było między nimi niedomówień, czuł lekki niepokój przed tym spotkaniem, a już na pewno nie chciał żadnego scenariusza brać za pewnik. Wtedy usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili namysłu postanowił nie wskakiwać w panice w ubranie i po prostu otworzyć w ręczniku, myśląc, że to będzie najlepszy sposób na szybkie wymiganie się od tego, co ktokolwiek od niego chciał. Nawet jeśli miałby to być sam pan prezes mistrz olimpijski Yagudin. Nie miał czasu zajmować się teraz niczym innym.
Tymczasem na progu stała Barbara we własnej osobie. Zaniemówił.
-Nie mogłam się doczekać... - powiedziała, uśmiechając się na jego widok. Wtedy już bez zawahania wziął ją w ramiona, jej ręce oplotły jego szyję. Zrobił krok w tył, unosząc ją ze sobą, a ona zatrzasnęła drzwi kopniakiem. Poczuł jej dłonie w swoich mokrych włosach. Pozbycie się sukienki zajęło im sekundę. Ręcznik też nie stawiał większych oporów...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 21:32, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 20:39, 05 Wrz 2011    Temat postu:

__251__
Kyoko weszła zaaferowana do gabinetu Walentyny i z ekscytacją zapowiedziała, że ma Gościa. Przez duże G. Po chwili do gabinetu wszedł Kevin.
- Droga pani, proszę mi wybaczyć, że nie przywitałem się tuż po przyjeździe. Proszę mi wybaczyć ten brak taktu - rzekł z ujmującym uśmiechem kłaniając się nisko i całując ją w rękę, tym samym nadrabiając wszystkie powitania świata.
- Nic nie szkodzi - bąknęła i powiedziała coś o kawie. Kyoko natychmiast wpadła z tacą, jakby tylko na to polecenie czekała.
- Przesłuchałem sobie utwory mistrza Hisaishiego, które pani mi zasugerowała. Są znakomite! Doskonale je pani dobrała. Wspaniały gust - komplementował, a Walentynie aż robiło się głupio. - Myślę, że utwór Ashitaka Sekki ze ścieżki dźwiękowej do Mononoke Hime byłby idealny - kontynuował mistrz olimpijski.
- Cieszę się, że pan go wybrał, to mój ulubiony - przyznała.
- Och, proszę mi mówić po imieniu! - wyszczerzył się w uśmiechu numer pięć. - Kevin.
- Walentyna. A więc zamierza pan... zamierzasz wybrać ten utwór do nowego programu, zgadza się?
- Tak. Generalnie przyjechałem tu, aby zadecydować o dalszej karierze, ale skoro znalazłem tak wspaniałą inspirację, nie wspominając o fantastycznych warunkach, jakie tu panują, to nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić z tego doskonały program na przyszły sezon!
- Eee, ispirację? - powtórzyła Walentyna nieco zaskoczona tą deklaracją.
- Ciebie - znów się uśmiechnął wprawiając ją w osłupienie. Więcej już nic nie powiedział, dopił kawę, która oczywiście była "doskonała", a może "idealna", w każdym razie wyszedł.
- Ale komplemenciarz - stwierdziła pani prezes do siebie z mieszaniną lekkiego oburzenia i... zadowolenia. Dawno nikt tak o niej nie mówił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 23:24, 14 Wrz 2011    Temat postu:

_252_

-Absolutnie nic mi się nie chce - westchnęła Lucy zamykając szufladę biurka na klucz
Barbara, do której skierowany był ten komunikat, tylko się uśmiechnęła
- To znaczy, że mam przyjść jutro? - zapytała w końcu widząc, że pani psycholog wcale nie zbiera się do wyjścia
- Nie, załatwimy tę sprawę dzisiaj. - odparła Lucy i z ociąganiem wstała z fotela
- Dzień się jeszcze na dobre nie zaczął a ty już jesteś zmęczona? - zapytała Szerewiczowa - Tylko mi nie mów, że ty też jesteś w ciąży.
- Nie jestem. A przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Po prostu dzisiaj o szóstej rano miałam pierwszą sesję z Kevinem i jestem potwornie niewyspana.
- Dlaczego tak wcześnie? - zdziwiła się po raz kolejny Barbara
- Nie pytaj... to nie jest oficjalna diagnoza psychologiczna, ale moim osobistym zdaniem ten chłopak nie jest do końca normalny. Ja nigdy nie zażyczyłabym sobie spotkania z psychologiem tak wcześnie rano, ale on uznał, że przyjdzie do mnie o szóstej, albo wcale... Sama rozumiesz, klient nasz pan.
- Taa...
- Pewnie cierpi na bezsenność, albo coś.
- Niewykluczone. Chodźmy już lepiej.
- Tylko wezmę torebkę.

~

Kiedy wyszły z ośrodka dochodziła dziesiąta. Barbara przez całą drogę do centrum miasta była dziwnie zamyślona, a z jej twarzy nie schodził uśmiech.
- Co ci tak wesoło od rana? - zainteresowała się Lucy
- Tak bez powodu. - odparła Szerewiczowa
- Wiesz, że mnie możesz powiedzieć. - zapewniła pani psycholog
- Nie jestem twoją klientką Lucy. - ucięła sprawę Barbara
- No dobrze, to dokąd idziemy? - Barfield zmieniła temat
- Tam za rogiem jest taki sklep, w którym kupimy Sonny'emu prezent idealny.
- Miejmy nadzieję - roześmiała się Lucy - To kiedy dokładnie są jego urodziny?
- W sobotę za tydzień.

_______________________
Nie pamiętam, czy gdzieś wcześniej była mowa o dacie urodzenia Sonny'ego, jeżeli tak i to się nie zgadza z tym co napisałam, to dajcie znać i zmienię. Co do prezentu, to sama jeszcze nie wiem co dokładnie byłoby dla Sonny'ego idealne, ale liczę, że któraś z nas coś wymyśli Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 17:49, 15 Wrz 2011    Temat postu:

Mnie się pomysł podoba Smile O, matko, jaki on młody (jak dopiero 25 przed nim) Smile Ale wręczamy przed Pitrem, w Pitrze, czy jak wróci? (wróci? Wink )

U mnie na chwilę powrót do starego wątku... a słowa z Juliena z drugiej części dedykuję sobie, jako że wróciłam na zajęcia taneczne po dwuletnich wakacjach i czuję się tak jak on Wink


_253_
-Artykuł o Julienie to interesująca propozycja, ale po pierwsze, jutro wyjeżdżam, a po drugie, wydawało mi się, że to już załatwione przez kogoś z Le Journal Poitievin?
-Skąd pani to wie? - zdumiał się Brian.
-Branżowa tajemnica - uśmiechnęła się - I proszę mi mówić po imieniu. Oczywiście, możemy porozmawiać, ale napiszę tylko o tym, co mnie interesuje.
-A co panią... ciebie interesuje? - spojrzał jej w oczy.
-Na przykład pańska współpraca z Barbarą Szerewiczową...
-Moja? Nie Juliena? - upewnił się - Ja jako jego ojciec jestem całkowicie przeciwny temu, żeby z nią pracował. Ale jako jego trener widzę, że to rzeczywiście jest nasza najlepsza opcja na rozwiązanie problemów z programem krótkim.
-To, co pan opisuje, to schizofrenia - poinformowała go Luba, zakładając nogę na nogę. Brian chrząknął.
-Prawda jest taka, że ja jej nie lubię. Nie lubię jej metod, stylu bycia, oczywiście plotek, które wokół niej krążą, w ogóle jej historii, a zwłaszcza tej całej legendy zbudowanej na niedomówieniach i mistyfikacji, kiedy tak naprawdę ktoś powinien ją publicznie rozliczyć z tego, co rzeczywiście stało się z Igłowem i co w tej sprawie zrobiła, albo czego nie zrobiła - Brian wiedział od czasu prywatnej rozmowy z Alexei'em, którą odbył wtedy jeszcze z piekącym policzkiem, że nie może oskarżać jej wprost. Ale to nie oznaczało, że nabrał do niej zaufania.
-I spalić na stosie! - dokończyła entuzjastycznie Rosjanka.
-Ciekawe, że o tym wspomniałaś! Przecież; nawet wbrew temu, co myśli Santino; ona nie jest męczennicą. Jej nie przysługuje żałoba. Wystarczy pomyśleć o wszystkich rodzicach, którzy naprawdę stracili swoje dzieci! Ona znała chłopaka cztery lata i nie wiadomo, w jakim stopniu jest odpowiedzialna za... Zresztą, przecież on żyje!
-Skąd pan wie, że żyje? - zapytała go.
-A nie żyje? - zdumiał się Francuz.
-Czyli pan nie wie?
-Na pewno w Paryżu go uratowano... - odparł po namyśle.
-Czy ktoś go widział odkąd zabrano go z Paryża? Jeśli był chory psychicznie, na jednej nieudanej próbie mogło się nie skończyć. Jeśli nie był, a ktoś na przykład próbował zamordować syna Borysa Igłowa, może też w końcu dopiął swego... - obróciła w palcach łyżeczkę do kawy.
-Chyba sama w to nie wierzysz!
-Tu nie chodzi o żałobę, chodzi o niepewność i to nie tylko o standardowe ''dlaczego to zrobił?''. Wszystkie kwestie są otwarte: gdzie on jest, czy w ogóle żyje, czy jest bezpieczny, czy potrzebuje pomocy, czy raczej zaraz pojawi się w drzwiach? Mnie to denerwuje, jako dziennikarkę, a co dopiero ją... Borys Igłow bawi się z nami wszystkimi w chowanego!
-Być może syn, nawet oligarchy, to nie jest sprawa opinii publicznej? - skrzywił się. Chociaż sam po cichu pomyślał, że jakby był trenerem Ilii, chciałby mieć prawo do odpowiedzi na te pytania. Luba przełknęła.
-Wróćmy zatem do sportu. Mimo wszystko w końcu pański syn uczy się jej choreografii. Jak pan się czuje, przyglądając się temu?
-Samej choreografii lubię się przyglądać, bo Szerewiczowa się zmienia, gdy pracuje. Jest... inna. Jakby naprawdę była inną osobą. Widziała to pani kiedyś?
-Nie miałam okazji.
-Typowo rosyjski perfekcjonizm, dbanie o detale, to mi się podoba. Jest w tym wizja, jakaś energia... Chociaż może to tylko halucynacje? - spojrzał na ekspertkę od swojego zdrowia psychicznego.
-Uważa pan, że Julien będzie w stanie sprostać tym wymaganiom? - zapytała, ignorując jego uwagę.
-Nie ma wyboru - odparł.

~

-Wszystko mnie boli... - jęknął Julien, zwijając się w kłębek na kanapie w gabinecie Lucy - Mogę sobie tu tak chwilę poleżeć?
-Możesz - odparła.
-Tylko niech pani nie mówi mojemu ojcu, dobrze? Nie mogę przecież kompromitować go jęczeniem...
-Z pewnością nie pierwszy raz w życiu miałeś ciężki trening - zauważyła - Co jest szczególnego w tej sytuacji?
-Nic. Chociaż, jako psycholog, musi pani zapytać, czy ból przetrenowanych mięśni to nie czasem ból egzystencjalny, prawda? Czy nie chodzi na przykład o wyjazd Sonny'ego...
-To ty powiedziałeś - zauważyła z uśmiechem.



(nie musisz tego kończyć, Monika, chciałam tylko jakoś nawiązać do tego, jak Barbara wyżyła się na nim poprzedniego dnia, zanim wskoczyła Pawłowi do łóżeczka Wink )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 19:12, 15 Wrz 2011    Temat postu:

Hm, jakiś czas temu padło, że Luba i Sonny wylatują "pojutrze", a co najmniej jedną noc mamy za sobą (chyba, że źle lidzę), więc wylatują "jutro", czyli urodziny "w sobotę za tydzień" to albo W albo PO Pitrze Smile.

__254__
- Robisz monda, szybki najazd na ostatnią kombinację, sekwencja kroków i piruet kończący. Tak wygląda ogólny plan. Szczegóły choreografii będziemy ustalać później - wyjaśniła Barbara.
- Ta kombinacja pod koniec będzie dość ryzykowna, ale... podoba mi się - przyznał Kevin. - No i będzie warta o wiele więcej punktów.
- Wychodzi mi, że to będzie axel z toe loopem - Sonny podrapał się po czuprynie ołówkiem, zapisując na kartce wszystkie skoki, aby program technicznie się zgadzał*. - Nie za trudne na czwartą minutę?
- Jest tam sporo czasu na najazd - odparł Amerykanin. - Chociaż możnaby go trochę urozmaicić, żeby nie był zbyt długi i nudny - tu spojrzał na Barbarę. - Na pewno dam radę! - dodał widząc jej minę, uśmiechnął się równymi zębami, mrugnął do trybun, odbił się od bandy i zaczął się rozjeżdżać, aby poćwiczyć skoki pod okiem Sonny'ego.
Barbara spojrzała w miejsce, na które wcześniej patrzył Kevin i zobaczyła Walentynę kilka rzędów wyżej.
- Jak on ten program pojedzie czysto, to ja jestem ksiądz samica - stwierdziła pani choreograf zbliżajac się do pani prezes. - Nie wiem, co on sobie wyobraża, ale jeszcze chwila, a poprosi o poczwórnego axla pod koniec programu w trójkombinacji po mondzie - wywróciła oczami. - Ale klient nasz pan... Mam tylko nadzieję, że nie oskarży ośrodka, jak zawali taki program, gdy rozpocznie się sezon.
- Da sobie radę, nie raz wyczyniał jakieś niesamowite rzeczy - stwierdziła Walentyna.
- Lepiej nie mów tego przy Sonnym.
- No tak... - Walentyna oderwała wzork od tafli, spojrzała na Barbarę i chrząknęła.
- A z tym poczwórnym axlem, to słyszałam, że chciał go skoczyć, ale chyba w końcu mu nie wyszło - dodała po chwili.
- Wariat - Barbara nie pozostawiała wątpliwości, co myśli o Kevinie.
- Daj mu szansę.
Barbara nie odpowiedziała, ale była pewna, że łyżwiarz zrobił na Walentynie wrażenie, co niespecjalnie jej się podobało zwłaszcaza, gdy rzypomniała sobie Toma, ale jej rozważania natychmiast zostały przerwane. Przy bandzie obok Sonny'ego zjawił się Paweł obserwując z nieskrywanym zainteresowaniem Kevina w akcji. Przełknęła ślinę.
- Ja zmykam, trochę tu chłodno - Walentyna wstała i poklepała się po nagich ramionach. Nie miała nic ciepłego na sobie, tylko letnią bluzeczkę. - Poza tym Tom kazał przyjąć na zmianę opatrunku...
- Jasne, idź - wydukała Barbara nie bardzo świadoma, co się do niej mówi. Zejść, czy nie zejść do Sonny'ego, a raczej do tego, kto stoi obok, oto jest pytanie, pomyślała.
~
- Za tydzień, może dwa zdjemiemy opatrunek - oznajmił z niskrywaną radością doktor Loranty oglądając ranę Walentyny.
- No to tydzień, czy dwa? - spytała.
- Teoretycznie mógłby być tydzień, ale wiesz... Lepiej dmuchać na zimne. Chcę być pewien, że jakiekolwiek ryzyko będzie wyeliminowane. Ach, jeszcze jedno! Chyba czas wznowić serie masaży, jak kiedyś!
- Super! Bo kręgosłup znów zaczął dawać o sobie znać!
- No to jesteśmy umówieni - uśmiechnął się. Wiedział, że nie ma o czym marzyć, ale perspektywa możliwości jej dotknięcia i ulżenia jej dawała mu jakąś miłą satysfakcję.

______
*nie wiem, czy tak się robi, jak coś to mnie poprawcie Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Czw 19:16, 15 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pią 23:15, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Myślę, że Sonny mógł mu proponować jakiś zestaw elementów, żeby punktowało jak najwięcej, albo umieszczać te, które Kevin sam sobie wybrał wcześniej. Ogólnie Santino nie jest do końca zamieszany w przygotowanie Kevina Wink



Żeby przerwać niezręczną ciszę (M, wszystko gra?) wrzucam artykuł poglądowy o Sonnym "autorstwa" Lubej (od którego rozpoczęła się ich znajomość), który wymyśliłam jakiś czas temu, a spisałam ostatnio odkąd piszę artykuliki, których nikt nie czyta, w ramach praktyk Wink Bo coś mi się zdaje że następne części (a część części w Pitrze!) mogą się skończyć tak, że na powrót do pani Romancewej nie będziemy mieć czasu Wink
Wybaczcie logoreę...



Długo przygotowywałam się do tego wywiadu. Pierwsze skojarzenie wszystkich moich źródeł to oczywiście zeszłoroczny wypadek motocyklowy, przez który musiał zakończyć karierę sportową. Karierę, która usprawiedliwiała wielomiesięczną histerię wśród fanek łyżwiarstwa na wieść o tym, że znalazł się w stanie krytycznym.
Patrząc na ilość paszportów w jego szufladzie i na ilość znajdujących się w nich pieczątek, można pomyśleć, że miał skomplikowane życie. ''Przyznają się do ciebie trzy kraje'' - mówi reporter na mistrzostwach świata w Petersburgu. ''Jak zdobywam medale, to się przyznają!'' - uściśla ze śmiechem. Teraz, gdy nie jeździ już na mistrzostwa, nie mieszka ani w Stanach, ani we Francji, ani w Polsce. Jest tutaj.
Jego imię jest włoskie i wszystkim nieuchronnie się kojarzy z filmem wszech czasów. Zresztą, filmy są jego pasją. Wywiad z '21 roku: ''Co jest najlepsze w trenowaniu w Los Angeles?'' - ''Odległość do Hollywood''. Nie pasowałby tam, choć sam był gwiazdą - i to nie tylko dlatego, że skakał poczwórnego rittbergera, którego nie skakał nikt ani przed nim, ani po nim. W czasach, kiedy jego najwięksi rywale prowadzili otwarte wojny z mediami albo chwalili się seksskandalami, on był znany całemu światu jako ''chłopiec z sąsiedztwa''. Klasyka kina, najnowsze gry komputerowe, piłka nożna (na przekór amerykańskim sceptykom), roześmiane błękitne oczy i... srebrny ścigacz.
Przynajmniej do tamtej nocy.
Przeglądając teraz jego zdjęcia rentgenowskie, nie mogę nie wyobrazić sobie tej sceny. Vito Corleone mówi do grabarza Bonasery, ze łzami w oczach pochylając się nad otwartą trumną: ''Zobacz, jak zmasakrowali mojego chłopca''... Czytając w dokumentacji szpitalnej, jak długo w oddychaniu pomagał mu respirator, boję się, czy nie zamienił się na koniec w Lorda Vadera.
Do jakiego filmu można porównać jego życie teraz, pytam wicemistrza olimpijskiego 2026 z Dublina, mistrza świata z Montrealu ('26) i Wilna ('27), specjalistę technicznego w szkole Alexei'a Urmanowa...

-Dzisiaj to chyba do ''Deszczowej Piosenki'' - śmieje się, bo Petersburg rzeczywiście w strugach deszczu.

-To zacznijmy od początku.
-Przyjaciółka mamy miała trochę starszą ode mnie córkę, która chciała być łyżwiarką, a skoro i tak bawiliśmy się razem...
-Pierwsza miłość? - Santino nie odpowiada, tylko uśmiecha się tajemniczo - Ile miałeś lat?
-Niecałe pięć.
-Od początku było wiadomo, że to twoja przyszłość?
-E, tam! Zresztą po trzech latach w sekcji zamknęli moje lodowisko na poważny remont i na tym się o mało nie skończyło.
-Gdyby nie...
-Mariusz Siudek. Namówił moich rodziców, że nie powinienem rezygnować, chociaż do Torunia nie było blisko... I tak przez jakiś czas, pielgrzymki kolejami państwowymi...
-A później?
-Później Francja.
-Na dłużej?
-Cztery lata. Skończyłem tam szkołę. Ale też w dwóch różnych miejscach... Potem wróciliśmy z matką do Polski.
-Lodowisko już było otwarte?
-Było. Ale właściwie zaraz potem byliśmy w Stanach...
-W Los Angeles.
-Powiedzmy...
-Coś było jeszcze po drodze?!
-Waszyngton. Moja matka do teraz tam mieszka. To ojczym wymyślił Zachodnie Wybrzeże, chociaż Nikołaj Morozow chciał mnie zatrzymać w swojej grupie... Ale potem już byłem w Los Angeles do końca.
-Uff... No to kto pierwszy wymyślił tego twojego poczwórnego rittbergera?
-Właściwie pierwszy to Jean-Christophe Simond. Przyjechał na jakiś czas ze swojego ośrodka do Fontvieille...
-Fontvieille? Kiedy było Monako?!
-Jak mówiłem, że w dwóch miejscach we Francji. Mój ojciec jest z południa i tam było najbliżej...
-No dobrze, więc rittberger?
-Pamiętam, jak moja monakijska trenerka powiedziała Simondowi, że jak na swój wiek skaczę nieźle potrójnego rittbergera. A on tak rzucił tylko okiem, machnął ręką i powiedział ''ten, jak dorośnie, to i poczwórnego będzie skakał!''. No ale tak naprawdę to zaczęło wychodzić dopiero w Kalifornii.
-A kto ci pierwszy powiedział, że będziesz mistrzem?
-Ja wiem? Dzieciom się to mówi, żeby trenowały...
-To kiedy pierwszy raz uwierzyłeś?
-Późno. Na mistrzostwach świata juniorów 2020.
-To ze srebrem na szyi chyba nietrudno było uwierzyć!
-Ale ja zawody wygrywałem już wcześniej, a dopiero wtedy... jakoś się odnalazłem w rywalizacji. Wcześniej nienawidziłem mistrzostw, cała ta atmosfera przyprawiała mnie o zawroty głowy.
-To co się zmieniło?
-Nie umiem tego wyjaśnić. Miałem świetny program dowolny, jadąc go, poczułem, co inni w tym widzą. Że to może dodać skrzydeł. Pokazanie światu swoich umiejętności, zostawienie serca na tafli, gdy wszyscy patrzą... Ale samo wygrywanie z innymi nie przekonywało mnie do samego końca. Zwłaszcza, że się dobrze znaliśmy z innymi trenerami, zawodnikami...
-Czy to był program Szerewiczowej?
-Tak. Do muzyki z gry komputerowej Grand Theft Auto. Wszyscy koledzy mi zazdrościli, bo wszyscy w to graliśmy.
-Czyli dobrze wspominasz pierwsze spotkanie z rosyjską szkołą? Ale zaraz potem ją zwolnili. Więc kolejne zmiany?
-I tak by chyba nastąpiły, bo przestałem być juniorem i zacząłem trenować na co dzień z Michelle i Evanem...
-Co jeszcze się zmieniło, gdy razem trenowaliście?
-Z Barbarą? Przestałem kląć po polsku, jak mi coś nie wychodziło!
-Teraz w Pitrze chyba też nie możesz?
-Nie wyklinam na moich małych podopiecznych...
-Pracujesz z Darią Yagudiną?
-Alexei Jewgenijewicz pozwala mi się przyglądać, czasem coś zasugerować... To świetna łyżwiarka. A jej ojciec jest absolutnym idolem kolejnego już pokolenia łyżwiarzy!
-U nas w Rosji mówi się, że bardziej Plushenko.
-U was w Rosji to mówiło się, że Ilia Igłow to hit jednego sezonu.
-No, to było poniżej pasa!
-Możesz w zamian zapytać o wypadek, pewnie i tak masz to w notatkach...
-Ale nie chcesz o tym rozmawiać?
-Nie chcę, ale...
-To nie rozmawiajmy. Znajdujesz się w roli trenera?
-Jasne. Właściwie dopiero się uczę. To ciężka praca, ale bardzo wynagradzająca. Pozycję specjalisty technicznego doradził mi Timothy Goebel, który też się tym kiedyś zajmował.
-A jak ci się mieszka w Rosji? Czujesz się jak w domu?
-Jak w czym?! A tak poważnie, to jest nie mam tu na co narzekać.
-No cóż, kurica nie ptica...
-No, no, no!




__
od razu się tłumaczę (nie wiem czy potrzebnie) z ostatniej wypowiedzi Lubej: Rosjanie mają takie powiedzenie (pewnie 90% Rosjan go nie zna, ale co tam) "kurica nie ptica, Polsza nie zagranica" czyli "kura nie jest ptakiem, a Polska nie jest obcym krajem" - co to znaczy nikt mi nie wytłumaczył do końca, ale chyba chodzi o imperializm i stosunek lekceważący, więc Santino protestuje Wink


(jest wciąż Twoja kolej, Ghanima (: )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pią 23:29, 23 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 10:38, 26 Wrz 2011    Temat postu:

Wiem, że jest moja kolej i przepraszam, ale jakoś brak mi weny twórczej... Zuza, wywiad jak dla mnie jest naprawdę świetny.

A... jaki my w ogóle mamy dzień tygodnia (i jaki miesiąc) w naszym opowiadaniu? Bo coś się gubię w czasie i przestrzeni... Może być piątek?

_255_

W piątek z samego rana wydarzyło się wiele rzeczy.

Luba i Santino ciągnąc za sobą dwie walizki na kółkach (ta Lubej była trzy razy większa od tej Sonny'ego) opuścili mury ośrodka i wsiadłszy do taksówki udali się na lotnisko, by kilka godzin później pojawić się w "wielkim" świecie.

~

Kevin, jak zawsze, wstał niemiłosiernie wcześnie, zmuszając do tego samego Lucy, która, tak samo jak dnia poprzedniego, wysłuchała szczegółowiej relacji z jego ostatniego treningu. Jeżeli miała być szczera, nie potrafiła jeszcze ustalić, dlaczego właściwie ten chłopak jej takie rzeczy opowiada. Poza tym, że najwyraźniej poza łyżwiarstwem nie miał żadnego życia i wszystko podporządkował uprawianej dyscyplinie sportu, nie było w nim nic, co wymagałoby psychologicznej interwencji.
- Wiesz co? - powiedziała mu, gdy wychodził - Jeżeli twoim jedynym życiowym celem jest bycie najlepszym łyżwiarzem świata, to z mojej strony nie mogę ci w tym pomóc, bo w tym zakresie twoja psychika już funkcjonuje jak maszyna.
- Czyli, że co? - zdumiał się Kevin - Mam do pani więcej nie przychodzić?
- Tego nie powiedziałam. Jeżeli w czymkolwiek pomaga ci, relacjonowanie mi każdego treningu, to ja cię chętnie wysłucham, ale nie umiem zrobić nic więcej. Chyba że...
- Chyba, że co?
- Chyba, że chciałbyś popracować nad czymś, co nie ma związku z łyżwiarstwem. Teraz odnosisz sukcesy, a jeżeli coś ci nie wychodzi, to to z całą pewnością nie jest kwestia nastawienia psychicznego, więc w tym obszarze nie umiem cię "ulepszyć". Jak rozumiem, kiedy jeździsz na łyżwach, jesteś szczęśliwy, albo tak ci się wydaje, ale twoja kariera nie będzie trwała wiecznie. Kiedyś ją zakończysz i co wtedy?
- Jeszcze nie wiem.
- Zastanów się nad tym. I wtedy możemy solidnie nad czymś popracować.

~

Barbara i Sinead stały przy bandzie obserwując trzy rozgrzewające się solistki, kiedy podszedł do nich Julien.
- Przepraszam, - zagadnął - czy mógłbym zająć kawałek tafli, czy będę bardzo przeszkadzał?
Trenerki spojrzały po sobie.
- Przeszkadzać raczej nie będziesz, ale za godzinę pracujesz ze mną nad programem krótkim i mogę ci zaręczyć, że się zmęczysz, dlatego, wolałabym, żebyś się nie forsował przed. - powiedziała Barbara
- A mogę chociaż posiedzieć tu i popatrzeć?
- Oczywiście, to przecież nie jest zabronione. - padła odpowiedź - Zastanawia mnie tylko o co, tak naprawdę ci chodzi
- To żadna tajemnica. - odparł Joubert junior - Ukrywam się.
- Przed kim?
- Przed Codym. Od szóstej rano chce, żebym się z nim bawił. Powiedziałem mu, że muszę iść na trening.
- Ładnie tak okłamywać brata? - zapytała surowo Sinead
- Bez obaw, wieczorem mam sesję z panną Barfield i na pewno jej się z tego wyspowiadam - odrzekł nieco ironicznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Wto 20:18, 27 Wrz 2011    Temat postu:

Piątek może być. Miesiąc - sierpień. Bo od końca września to juniorzy powinni być w cyklu grand prix a my chyba jeszcze na tym etapie nie jesteśmy... Może być?

_256_

-Carrie, co jest? - zapytała Barbara, wchodząc w butach na taflę.
-Nic... - mruknęła solistka, zezując w stronę trybun. Szerewiczowa nie wiedziała, czy bardziej się złościć na Juliena, który swoją obecnością dekoncentrował łyżwiarki, czy bardziej na nią, że daje się dekoncentrować. A sytuacja pogorszyła się jeszcze, bo wkrótce na hali pojawił się Kevin, który bez wahania zagadał do Daszy, smarkającej przy bandzie kilka metrów od nich. Trenerka zawołała solistkę, która podjechała do niej z butelką wody w ręce.
-Sonny mówił, że w tym ostatnim piruecie... - zaczęła, ale przerwała, bo usłyszała głos młodego Jouberta:
-Cześć, mistrzu! Zdecydowałeś już czy zostajesz, czy emerytura? Wiesz, jako twój bezpośredni konkurent....
Na te słowa córka Yagudina parsknęła śmiechem i krztusząc się: ''chyba kpisz!'', oparła się o bandę.
-Mała jest niezła - skomentował Kevin, szczerząc zęby, chociaż mina Juliena wyrażała coś odwrotnego. Barbara przywołała Darię do porządku kilkoma ostrymi rosyjskimi słowami i posłała na bój z Vivaldim. Trening coraz bardziej przypominał dom wariatów.

~

Roman Władimirowicz Szerewiczow był człowiekiem niewielu słów. I dzisiejszy trening skomentowałby, pomyślała Barbara, jednym słowem: karma. Uciekając przed bratem, Julien dobiegł do białej, poziomej ściany tafli. I - gdy kilka minut po tym, jak stanął na lodzie, do bandy podszedł jego trener, żona trenera i ich wspólne pięcioletnie dziecko - dalej nie było dokąd uciekać. A już po chwili, chęć ucieczki opanowała także Barbarę...

-Wszystko ok? - zapytał Tom, który w pokoju kadry gawędził z Lucy i Pawłem, gdy tylko choreograf pojawiła się w drzwiach.
-Jesteś blada jakaś... - dodała pani psycholog.
-To pan Paweł wam nie powiedział? - uśmiechnęła się sztucznie - Mieliśmy dziś wizytację na treningu Juliena...
-Ojciec, macocha, przyrodni brat - wyliczył trener juniorów.
-Co zrobił tym razem? - uśmiechnęła się Lucy. Nie sprecyzowała, o którym Joubercie mówiła. Barbara westchnęła.
-Nie skoczył lutza. Ani razu. W ogóle nic nie skoczył w programie, ale lutz... rozumiecie. Reszta też do bani, nie wiem, może jest ciężki dzień - machnęła ręką. Nie chciała przeceniać faktu pojawienia się państwa Joubert za bandą - W każdym razie dobrze, że pan Paweł mnie uratował...
-Uratował? - zdumiał się Tom. Paweł też się zdumiał. ''Pan''?...
-Przyszedł na chwilę, co odwróciło ich uwagę i mogłam syknąć kilka słów Julkowi, żeby się opamiętał...
Gdy Paweł wszedł na halę, został natychmiast dostrzeżony przez Cody'ego, Władca Ciemności odwrócił się więc od bandy, jego oblicze rozświetlił uśmiech, zaczęły się uprzejmości, to pani jest mamą tego fantastycznego chłopca, całuję rączki, enchanté, pan Paweł szarmancki jak zwykle, świetnie pan mówi po francusku, ach, madame, pani przesadza, mówię tylko tak trochę, akurat poziom Cody'ego, hahaha, co za talent, po ojcu, oczywiście po ojcu, ale oczy ma pani, bardzo dziękuję, bardzo pan miły...
-Do usług - uśmiechnął się Żarski, ale jakoś smutno.
-Nie, żeby to mu wiele pomogło! - westchnęła. Była przekonana, że Isabelle oceniła głównie jej pracę, a nie jazdę Juliena. No i może wydane pieniądze swojego męża.
-Mam z nim sesję niedługo - powiedziała Lucy.
-Życzę szczęścia...

~

-Właściwie to przyjechałem do Archangielska, żeby uciec od trenerki i od ojca, i od całego tego zamieszania. Występuj w telewizji, pokazuj się publicznie, przemawiaj w szkołach, całuj dzieci, kończ karierę, uzdrawiaj chorych, głosuj na demokratów, może jeszcze ''Taniec z gwiazdami''?! Ja jestem łyżwiarzem! Jeżdżę na łyżwach! - Kevin z zapałem tłumaczył Walentynie. Pani prezes uśmiechnęła się z typowo azjatyckim spokojem ducha.
-Może chcesz napić się herbaty? - zaproponowała po chwili.
-Jestem Amerykaninem, nie lubię herbaty... Chociaż z panią...
-Ja mówiłam o specjalnej herbacie - odparła. Po chwili opuścili taras.

-Woooow...
-Kevin, ściągnij buty - poprosiła, wchodząc do świeżo postawionego pawilonu, który stał od niedawna w dalszej części ogrodu ośrodka. W środku większość przywiezionych z Japonii rzeczy było jeszcze w pudłach. Przez nawał obowiązków Walentyna nie miała czasu wszystkiego tu urządzić. Wyjęła więc tylko najbardziej potrzebne utensylia. Kevin zerknął do jednego z otwartych pudełek i wydał kolejny jęk zachwytu. Patrzył na prawdziwe japońskie kimono. Walentyna zawahała się przez chwilę, bo przypomniała sobie, od kogo je dostała.... Ale po kilku minutach wsypywała już zielony proszek do czarki, zastanawiając się z uśmiechem, czy szczęka Kevina, która co chwilę opadała z wrażenia, kiedyś powróci na pierwotne miejsce.

__
uwagi?

p.s. co się stało z wątkiem "ktoś schował łyżwy Gerarda"? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Wto 22:10, 27 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 13:57, 29 Wrz 2011    Temat postu:

__257__
- To nie jest prawdziwa ceremonia, na prawdziwej być nie wysiedział - rzekła nalewając wodę ze zwykłego czajnika elektrycznego do czarki. - Poza tym, jak widzisz, ten pawilon jeszcze nie nadaje się do tego - spojrzała na stos pudeł i w pawilonie i tych, które było widać zza otwartych drzwi do zaplecza. W czasie, gdy pod czaszką Kevina koła zębate zgrzytały pod domysłów, jakie skarby mogą się kryć w tych wszystkich pudłach, Walentyna rozmieszała zawartość czarki poruszając nadgarskiem z prędkością miksera.
- Proszę.
Kevin zajrzał do czarki z zaciekawieniem i powąchał zieloną piankę.
- To mam zjeść najpierw? - wskazał na papierek, na któym leżały słodycze w kształcie zielonych listków. Walentyna pokiwała głową i ponownie przygotowała herbatę. Dla siebie.
- Wiele razy byłem w Japonii, ale nigdy nie piłem takiej herbaty. Na zawodach rzadko ma się czas na coś innego niż treningi i konkurencje - wyznał.
- Może czasem warto dać sobie chwilę wytchnienia od łyżew? - spytała.
- Ale ja kocham łyżwy...
- Co byś robił, gdybyś nagle musiał przestać jeździć?
- Nadal bym jeździł! W pokazach, albo konkurencjach dla zawodowców! - odparł bez zastanowienia. - Jasne, że wolę normalne zawody, ale jak coś to zawsze pozostaje jazda zawodowa.
- A gdybyś nie mógł? No nie wiem, kontuzja, wiek...
- Nie wyobrażam sobie takiej opcji.
- Nie musisz mi odpowiadać, ale... - Walentyna zawiesiła głos wpatrując się z swoją czarkę. - Nie obraź się... Jesteś genialnym łyżwiarzem, naprawdę, ale mam wrażenie, że nic oprócz łyżew dla ciebie nie istnieje. Myślę, że jesteś tu, aby w jakiś sposób... bo ja wiem... przedłużyć ten czas, kiedy inni na tym etapie już szykują się do zakończenia kariery i chętniej udzielają się w Tańcu z gwiazdami i pozdrawianiu ludu z balkonu. Nie mam racji? - spytała nieśmiało. Sama nie podejrzewała się o taką śmiałość i wystawienie analizy Wielkiego Mistrza. Który teraz siedział przed nią jak skulony piesek kurczowo trzymając bezcenną czarkę przyznając Walentynie rację w milczeniu.
- Czy to źle, że chcę robić jak najdłużej to, co kocham?
- Nie, to nie jest źle. Ale nie ograniczaj się tylko do tego - uśmiechnęła się i wypiła resztę herbaty. Kevin zrobił to samo, więc podeszła, aby ją zabrać, ale on przytrzymał ją ramieniem i nagle Walentyna zobaczyła sufit.
- Dziękuję, jesteś cudowna - szepnął niemal przyciskając usta do jej ucha. Wydawało się, że sekunda trwa godzinę.
- Kevin... Ekhm... Czarki... - wymamrotała.
- Tak... przepraszam - puścił ją z nienaturalnej pozycji, w której prawie leżała, trzymając dziwnie wykręcone ręce z czarkami. Bez słowa zniknęła za pudłami na zapleczu.
~
Lubow i Santino wyszli z samolotu i skierowali się do taksówki. Luba po raz niewiadomo który powtarzała, co mogliby zrobić nim nastanie wieczór, a raczej nim nastanie ranek następnego dnia, bo plany szeroko obejmowały także noc.
- Co ty na to? - spytała w końcu.
- Wiesz, słońce, najchętniej to bym się zdrzemnął - rzekł starając się ukryć lekką niechęć do tych planów.
- Och, jak chcesz - odpowiedziała niepocieszona.
Wsiedli do taksówki. Luba przyjęła pozę klasycznego, kobiecego focha i niewiele się już odzywała.
W hotelu, gdy już rozpakowali część swoich rzeczy, usiadła okrakiem na chłopaku i wpijając usta w jego szyję spytała:
- Co powiesz na wspólną... drzemkę?
- Bardzo chętnie, ale - ujął jej ręce, które już oplotły go jak macki ośmiornicy - może najpierw chwilę się prześpię, a potem... - nie dokończył, bo usta Lubej ściągnęły się w podkówkę, wyrażając niezadowolenie, że znów zostaje odtrącona. - Wybacz mi! - dodał widząc tą minę.
- No dobrze - stwierdziła po chwili. - Prześpij się, a ja wypakuję nasze rzeczy. Lepiej, żeby ciuchy na galę nie gniotły się w walizkach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Czw 14:01, 29 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 23:35, 29 Wrz 2011    Temat postu:

Łyżwy Gerarda się nie znalazły i musiał kupić sobie nowe.

_258_

- To się nie uda! - rzekł wzburzony Gerard, kiedy kolejna próba wykonania potrójnego rittbergera spełzła na niczym. - Nie w tych łyżwach!
- Cierpliwości - powiedziała Sinead - masz je od trzech dni i noga musi ci się przyzwyczaić
- Przecież wiem... nie pierwszy raz mam nowe łyżwy... - mruknął w odpowiedzi - po prostu wciąż mam nadzieję, że te stare się znajdą...
- Wiesz, że nasze wewnętrzne śledztwo w tej sprawie trwa. - przypomniała Sinead
- Może trzeba jednak było wezwać policję. - zasugerował ostrym tonem Brian, który ze sceptyczną miną przyglądał się poczynaniom swojego do niedawna solisty i jego partnerki.
- Na temat wzywania kogokolwiek na teren tego ośrodka, powinieneś porozmawiać bezpośrednio z Alexeiem - rzekła surowo Sinead
- Tak zrobię. - odparł krótko Joubert

~

Julien siedział w fotelu w gabinecie Lucy i milczał.
- Rozumiem, że wizyta macochy cię nie cieszy. - zauważyła pani psycholog nawiązując do jego wypowiedzi sprzed kilku minut, po której zapadła owa niezręczna cisza.
- Nie cieszy, to mało powiedziane. - westchnął chłopak z niespotykanym zaciekawieniem obserwując własne paznokcie - I jeszcze do tego ten gówniarz nie daje mi żyć...
- Jesteś jego starszym bratem. To naturalne, że chce, byś się nim interesował.
- Prawda jest taka, że nim interesują się wszyscy, a mną nikt! - wybuchnął nagle Julien i ukrył twarz w dłoniach
- Naprawdę tak uważasz, czy to twoja kolejna prowokacja? - Lucy postanowiła zagrać z nim w otwarte karty
Julien nie odpowiedział. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu rozmowy.
- Zastanów się nad tym. - powiedziała Lucy po chwili - Dziś czas nam się już kończy, ale porozmawiamy znów jutro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 1:07, 01 Paź 2011    Temat postu:

_259_
-Czy ty nie powinieneś teraz wiązać muszki i tak dalej? - zapytała Barbara, przyglądając się Sonny'emu, który pojawił się na jej ekranie.
-Luba robi sobie fryzurę i makijaż, więc mam czternaście godzin wolnego - zażartował - Co tam w ośrodku? Jak trening Daszy?
-U nas w porządku. Nie ma cię dopiero od kilku godzin, wiele się nie zmieniło - zauważyła - Za to... Yagudin wezwał mnie dziś na dywanik. Chciał wiedzieć, jakie mamy plany wobec jej występów w tym sezonie...
-To powiedziałaś mu?
-Powiedziałam mu, że nie będę odbywać takich rozmów bez trenera Darii - odpowiedziała zgodnie z prawdą. To, że panu prezesowi przypomniało się o poważnych sprawach, gdy tylko Santino zniknął z ośrodka, świadczyło o tym, że wciąż mu nie ufał po całej aferze z Nikitą, która przecież była daleka od swojego zakończenia. Ten wyjątkowy rozdźwięk na linii ojciec-trener szczerze ją niepokoił.
-Ale w końcu mu powiedziałaś, że zgłaszamy ją i do seniorów i do juniorów, tak? Bo wierzymy w nią i trzeba to wszystkim pokazać...
-No tak... - przyznała - Zaznaczając, jak małe szanse ma Dasza na zakwalifikowanie się do ''dorosłej'' kadry przy ledwie dwóch miejscach od ISU w tym roku... Lepiej mów, jak tam Piter!
-No wiesz... Zaczęli się zjawiać dawni znajomi i współpracownicy Lubej, z których chyba każdy chce mi dać do zrozumienia, że albo z nią sypiał, albo będzie z nią sypiał. Rosyjskie genialne perły przed polskie prostackie wieprze, w dodatku przed trzydziestką!
-Nie histeryzuj - upomniała go Barbara - Pamiętałeś, żeby wziąć truciznę, żeby dosypać Plushence do szampana?
-Cholera, zapomniałem! Będę go musiał udusić gołymi rękami...

~

-Myślałem, że już wszystko skończone, gdy nie przeszliśmy na ''ty'' w pokoju kadry, i gdy wczoraj uciekłaś przede mną z kolacji...Ale przecież Santino wyjeżdżał, więc pewnie siedzieliście nad pracą... Zrozumiałem, że nie chcesz inspirować domysłów i plotek.
-No widzisz... Skąd ta panika? - uśmiechnęła się.
-Przecież wiem, że to nie była noc twojego życia... - przyznał, opierając się na łokciu.
-Tak? Skąd? - zmierzyła go wzrokiem. Miała nadzieję, że on żartuje. Nie żartował.
-Gdzie mi tam do tych wszystkich mistrzów kung-fu, profesjonalnych tancerzy, wizjonerskich choreografów...
-Serio?! Ich wszystkich? - wybuchnęła - Szkoda, że nie użyliśmy gumek, jeszcze się czymś zarazisz od tego licznego grona!
-Nie o to mi chodziło! - zaprotestował, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak mogła odebrać jego słowa. Ale Barbara już zaczęła się ubierać. Złapał ją za rękę - Wybacz mi...
-Przepraszam... - powiedziała cicho po chwili - Ja... po prostu nie lubię tego, że wszyscy o tym wiedzą...
-Jestem idiotą - jęknął, przyciągając ją do siebie.
-Och, kruche męskie ego... - pokręciła głową po chwili - Paweł, lepiej pomyśl o tym, że mnie od ponad trzech lat... nikt nawet nie dotknął... - wyszeptała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 1:10, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 14:07, 01 Paź 2011    Temat postu:

__260__
Santino wyszedł pierwszy z wcześniej podstawionego, czarnego samochodu. Za nim wyszła noga zakończona zabójczą szpilką w kolorze indygo i zwieńczona czarną koronką pończochy u góry. Do jednej nogi dołączyła druga, a po chwili z samochodu wyszła właścicielka obu, czyli Luba w czarnej sukience z zabójczym rozcięciem sięgającym jej biodra. Podała Santino rękę, na której podzwaniała gruba bransoleta wysadzana drogimi kamieniami komponującymi się z kolorem szpilek. Pozdrowiła gromadzący się przed wejściem tłumek, jakby właśnie szykowała się na odebranie Oscara, wsunęła dłoń pod ramię Sonnego i z dumą pamia pomaszerowali po czerwonym dywanie do wejścia. Sonny też starał się iść dumnie, ale mimo dość egstrawaganckiej, srebrnej muchy i tak czuł się tylko dodatkiem do całości, jaką stanowiła Lubow.
Wieczór zapowiadał się pompatycznie.
~
- Wieczorny masażyk! - Tom jak zwykle wpadł do pokoju Walentyny z buteleczką pachnącej oliwki i ręcznikiem.
- Może nie dzisiaj, Tom - westchnęła znad w części wypakowanego pudła z jakimiś drobiazgami z Japonii. Na podłodze już walało się trochę zmiętego papieru do pakowania, folii bąbelkowej, a przed nią pojawiło się kilka cacuszek, od ozdobnych szpil do włosów, po nieco połamane słodycze, które nie przetrwały wysyłki w całości.
- Jestem zmęczona.
- No to tym bardziej polecam relaksacyjny masaż! - odparł niezrażony.
Walentyna usiadła na łóżku, ale nie zamierzała się rozbierać. Jeszcze raz westchnełą dla zyskania kilku sekund.
- Co myślisz o tym Kevinie? - spytała w końcu.
- Z mojego punktu widzenia chłop jest zdrowy jak koń, nic mu nie dolega i może trenować, jak chce. Barbara wspominała, że ma jakieś nad-ambitne plany skokowe i lepiej, żeby monitorować jego stawy, ale póki co - wzruszył ramionami - nie mam nic do gadania. Czemu pytasz?
- A nic... Zastanawiam się, po co tu przyjechał - skłamała, zdjęła bluzkę i wtuliła twarz w poduszkę, unikając w ten sposób wzroku Toma.
- Łaskocze? - spytał, gdy pani prezes po raz trzeci drgnęła pod jego palcami.
- Trochę - wymamrotała w poduszkę.
- Przepraszam. Nie spinaj się tak. Rozluźnij ramiona, bo nie będę mógł cię wymasować - położył dłonie na jej barkach i zaczął szukać palcami powodu, dla którego mięśnie Walentyny nie chciały się dzisiaj tak rozmasowywać, jak zwykle.
Nie wiedział, że powód wcale nie był napiętym mięśniem i pozostał w czterech ścianach pawilonu na zewnątrz.
~
- Co tu robisz? - spytała Daria, przechodząc obok wejścia do kuchni.
- A ty? - Julien odwrócił się powoli. W półmroku wyglądał przerażająco. - Twój stary nie każe ci spać po dziesiątej?
- A twój tobie po dobranocce? - wypaliła.
Francuz zaklął w swoim narzeczu i odszedł w stronę wind nieprzypadkowo trącając ją ramieniem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Sob 14:10, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 20:11, 07 Paź 2011    Temat postu:

_261_

Daria wiedziała, że życie jest skomplikowane, ale nigdy nie wpadłaby na to, że aż tak. Szczególnie jeżeli w grę wchodziła miłość. Jeszcze kilka tygodni temu gotowa była przysiąc, że Nikita Aleksandrowicz jest miłością jej życia. Gotowa też była przysiąc, że ona sama jest miłością jego życia. Teraz, siedząc w swoim pokoju z laptopem na kolanach, zastanawiała się, czy te uczucia były prawdziwe i dlaczego tak nagle wszystko się posypało. Kiedy Nikita znalazł się na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego, prawie zupełnie przestali się kontaktować. Na początku brakowało jej tych jego płomiennych SMSów i telefonów, w których o każdej porze dnia i nocy, gotów był zapewnić ją, że kocha... Ostatnio jednak, uświadomiła sobie, że już jej tego nie brakuje. Nikita po prostu gdzieś tam był i ta świadomość, że jest bezpieczny, pod dobrą opieką jej wystarczała. Wiedziała, że zawsze będzie dla niej ważny, bo w końcu nie zapomina się chłopaka, z którym przeżyło się swój pierwszy raz, ale gdyby teraz stanął przed nią i zapytał o jej uczucia, nie umiałaby szczerze wyznać mu miłości. W jej myślach coraz więcej było Sonny'ego i, musiała to przed samą sobą przyznać, fakt ten ją niepokoił. Zawsze był dla niej jak starszy brat i kochała go jak brata. Z całą pewnością, nie chciała tego komplikować, bo nie chciała, żeby ojciec Sonny'ego zwolnił.

Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała
Do pokoju weszły Mary i Ether
- Dobrze, że jeszcze nie śpisz. - powiedziała Mary
- Coś się stało?
- Nie, ale ponieważ jutro jest sobota i treningi są dopiero po południu, pomyślałyśmy, że urządzimy małą imprezkę. - wyjaśniła Ether
- Jak małą? - chciała wiedzieć Daria
- My, Carrie, ty i Mandy. Same dziewczyny, pogadamy, może obejrzymy jakąś komedię romantyczną.
- Jesteście pewne, że tylko dziewczyny? Nie chciałabym spędzać wieczoru w towarzystwie Juliena, na przykład...
- Bez obaw. Ether pokłóciła się z Gerardem i Francuzi mają zakaz wstępu. - uspokoiła Mary
Daria tylko się uśmiechnęła. Wyłączyła laptopa i zamknąwszy pokój poszła do Brytyjek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 1:11, 08 Paź 2011    Temat postu:

Powiedziałam Gabi, że jak nie zobaczę jakiegoś nowego szkicu do mojej kolejki, to się to skończy pewnym wydarzeniem w którymś z podrozdziałów. No to żeby tak całkiem nie rzucać tak słów na wiatr... 262 to też taka "okrągła" liczba? Hm? Cool


_262_
Nigdy nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek przyjdzie jej potraktować w taki sposób delikatny jedwab kimona, które teraz mięło się i poniewierało na podłodze w pawilonie herbacianym. Otaczała ich ciemność i cisza. Walentyna leżała na kimonie, a na niej leżał Kevin. Jego młodzieńczy zapał, radość, zachłanność, z jaką całował, wydały jej się urocze. Ale i niemożliwie pociągające. Mistrz olimpijski był w formie. Wiedziała już, co Luba widzi w młodszym od siebie o prawie dekadę kochanku...
Serce waliło jej w klatce piersiowej, gdy obudziła się w połowie tak teraz przerażającego snu. Kręciło jej się z głowie, gdy drżącą ręką zapalała światła w swojej ciemnej i pustej sypialni, jakby obawiając się, że młody Amerykanin naprawdę będzie gdzieś bliżej, niż by go dopuściła na jawie. Wstała, na miękkich nogach podeszła do okna. Padał deszcz.

~

Santino czuł, że jest coraz bardziej pijany. W czasie, gdy Luba uprawiała typowy branżowy flirt z ludźmi, których nie znał, w języku, którego nie rozumiał, został właściwie sam ze szklanką w ręce, którą podnosił do ust raczej z nudów, niż dla przyjemności.
-Luba, - zagadał do niej, przerywając krępemu brunetowi, który co chwila coś szeptał jej do ucha - bo niedługo będzie ten walc...
-Za chwilę, kotku. Stiopa Fomicz właśnie mówił...
-Może wyjdziemy zapalić? - zaproponował rzeczony Stiopa.
-Tak, chodźmy! - zgodziła się.
-Luba, przecież ty nie palisz! - zaprotestował Sonny.
-Nie o to chodzi! - fuknęła. Stiepan powiedział coś po rosyjsku, co sprawiło, że się roześmiała - Zaraz do ciebie wrócę, kochanie - obiecała.
-Ale nie po to tyle ćwiczyliśmy, żeby...
Niestety jego dziewczynę porwał znowu wir rosyjskiego dziennikarstwa. Lubow zawsze miała w Pitrze swoje życie, którego on nie mógł i nie chciał być częścią. Od profesjonalnych kontaktów po firmowe romanse. Dlatego nigdy nie byli ze sobą na poważnie. Do momentu, w którym zostawiła to wszystko, żeby być z nim w Archangielsku. No ale teraz wróciła...
-Może to wygląda, jak sprawy osobiste, ale to tak naprawdę są głównie interesy - ktoś, kto musiał czytać w jego myślach, skomentował zniknięcie Lubej.
-Dobry wieczór - przywitał się.
-Dobry wieczór - odparł mężczyzna - Lu chyba nas sobie jeszcze nie przedstawiła. Jestem jej szefem, jeśli można powiedzieć, że ktoś taki, jak ona, ma w ogóle szefa - uśmiechnął się. Mówił po angielsku niemal bez akcentu.
-Bardzo mi miło... - wiedział, że ściska rękę komuś niezwykle wpływowemu.
-Może w takim razie my też przejdźmy do spraw bardziej zawodowych? - zaproponował, uśmiechając się. Do uszu Santino dopłynął walc angielski.

~

-Co mu powiedziałeś? - Luba zmierzyła go wzrokiem.
-Dokładnie to, co chciałaś, kochana - odparł beztrosko.
-Wiktorze Grigoriewiczu!
-Powiedziałem, że mogę zapobiec wypłynięciu jakichkolwiek wieści o życiu prywatnym jego podopiecznej - Luba już zgrzytała zębami. Miał nie obiecywać gruszek na wierzbie - Ale ceną jesteś ty i żebyście zostali - wyjaśnił.
-A on co odparł na propozycję płacenia w takiej walucie? - prawie warknęła.
-Że to przemyśli. Był dość... dyplomatyczny. Za mało wódki żeśmy wypili - stwierdził - A w ogóle to kiedy na moim biurku zobaczę artykuły o Nakamurze, Szerewiczowej, rodzinie Barfield i o naszym kochanym Kevinie?
Luba pomyślała, że jeśli zamiast pomóc jej wcielić jej plany w życie, Wiktor jedynie im zaszkodził, to nie zobaczy już niczego, nigdy, a już zwłaszcza na jego biurku.


__
w sumie imprezujące dzieci też mnie korciły, ale trzeba się było zająć Sonnym w Pitrze... Jak miałyście jakieś inne wizje tego, co tam się dzieję, to mogę pozmieniać...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 1:14, 08 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 10:36, 08 Paź 2011    Temat postu:

Omal zawału nie dostałam Razz. Szkic gotowy, czeka na rysowanie na czysto, aż mama wyjdzie Cool.

__263__
Do drzwo pokoju dziewczyn ktoś zapukał. Momentalnie wszystkie przestały chichotać. Wszystkie zastanawiały się, czy obgadywanie kształtu pośladków Kevina nie było zbyt głośne i nie zwabiło kogoś z dorosłych, ale pukanie się nie powtórzyło. Po kilkudziesieciu długich sekundach Mandy otworzyła drzwi i nie zobaczyła za nimi nic, prócz ciemności. I butelki. Wina. Bardzo dobrego, francuskiego wina. Rozejrzała się po ciemnym korytarzu i szybko zabrała butelkę do pokoju.
- Jak myślicie, kto to dał? - spytała konspiracyjnie. Pozostałe dziewczyny patrzyły w butelkę jak w odbezpieczony granat.
- Na pewno nikt z dorosłych, gdyby wiedzieli to by nas pozabijali - rzekła Carrie.
- Gerard na przeprosiny? Julien dla jaj? A może Kevin nas słyszał i mu się spodobało, ale nie chciał robić nam problemów i wejść hihihihi - domysłom nie było końca, a dziewczyny znów się rozchichotały.
- Co z tym zrobimy?
- No jak to co?! Pijemy! - Ether bez ceregieli podeszła do barku, pełnym tylko soczków i napojów bez zandych procentów. Ale z wyposażeniem standardowym, czyli z otwieraczem.
- Zwariowałaś?! A jak nas nakryją?! - oburzyła się Daria.
- Daj spokój, winem nie można się upić! Zresztą do rana nam przejdzie, nikt nie zauważy - odparła i zabrała się za otwieranie butelki.
~
- Coś taka zmięta? Niewyspana? - Barbara dosiadła się do Walentyny, która wyglądała, jakby miała zaraz wsadzić głowę w jajecznicę i zasnąć.
- Trochę... Deszcz mnie obudził - skłamała.
- Fakt, pogoda pod psem.
- Chyba pójdę dziś wreszcie do pawilonu, trzeba tam nagrzać, rozpakować to wszystko - na myśl o kimonie i o tym od kogo je ma oraz w jakiej scenie widziała je we śnie coś przewróciło jej się w żołądku. - No i może herbata bardziej mnie pobudzi niż kawa...
- Idziesz do pawilonu?! WOW, mogę z tobą? - rozległo się za jej plecami. Kevin właśnie podszedł, aby się dosiąść.
- Eee, chyba jednak będę musiała wpaść do biura, sorry Kevin - odpowiedziała, krztusząc się kawą.
- No tak, szkoda - jego entuzjazm przybladł, ale apetyt zdecydowanie nie, bo zaczął nabierać sobie absurdalną liczbę kanapek z pobliskiego stołu. - Cóż, pójdę sobie potrenować, jeśli chcę zrobić ten poczwórny axel - stwierdził i odszedł do stolika,gdzie własnie siadała Lucy.
- Wariat - stwierdziła Barbara.
- Debil - skwitowała Walentyna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 14:36, 16 Paź 2011    Temat postu:

Rozumiem, że dziewczyny się upiły i śpią. Co na to Lucy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 19:33, 18 Paź 2011    Temat postu:

Sorry, że tak późno, ale ostatnio mam milion spraw na głowie...

__264__

Głośne i natarczywe walenie do drzwi powoli stawało się nie do zniesienia, więc Ether niechętnie zwlokła się z łóżka i poczłapała w kierunku wejścia. Głowa bolała ją bardzo, a czyjeś "pukanie" przy użyciu pięści, nie pomagało poczuć się lepiej. Kiedy wreszcie otworzyła drzwi jej oczom ukazał się Gerard Preaubert.
- Czemu nie otwierasz? - zapytał z wyrzutem - I czemu jesteś jeszcze w piżamie?
- Przecież właśnie ci otworzyłam, no nie? - odparła nieco zachrypniętym głosem. - A jestem w piżamie bo spałam. A ty mnie bezczelnie obudziłeś.
- Spałaś? - Gerard nie mógł uwierzyć własnym uszom - Dochodzi pierwsza po południu. Dokładnie za... - tu zerknął na swój nieomylny szwajcarski zegarek - ...trzydzieści osiem minut zaczyna się nasz trening.
- C'est impossible. - rzekła z przekonaniem
- Ether... czy ty coś piłaś? - zapytał zaniepokojony
- Tylko wino. - odparła - A winem upić się nie można.
Gerard popatrzył na nią z troską.
- No popatrz... a tobie najwyraźniej się udało. - to powiedziawszy, nie czekając na zaproszenie, chłopak wszedł do trzypokojowego apartamentu zamieszkiwanego na co dzień przez wszystkie cztery córki Sinead.
Jego oczom ukazał się nader interesujący widok. Niewielki salonik, do którego wchodziło się prosto z korytarza, przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Na podłodze walały się puste opakowania po ciastkach, chipsach i popcornie, oraz niepodważalny dowód zbrodni. Pusta butelka po winie. Poza Ether, ani w saloniku, ani w żadnej z dwóch przyległych doń sypialni, w apartamencie nie było żadnej z uczestniczek wieczornej libacji...

~

- Jak mogłyście sobie tak po prostu pójść i mnie nie obudzić? - zapytała Ether z wyrzutem
- Wierz mi, próbowałyśmy cię obudzić. - mruknęła Mary - Ale miałyśmy z Carrie trening o dwunastej, a ty dopiero o wpół do drugiej... pomyślałyśmy, że do tego czasu się zwleczesz z łóżka. Nawet jeżeli sama wypiłaś całą butelkę wina...
- A ty, Mandy?
- Co ja? Obudziłam się głodna tak koło południa i poszłam do stołówki... nawet nie wiedziałam, że jeszcze śpisz, bo nie zaglądałam do twojej sypialni.
- Daria poszła do siebie jakoś o trzeciej w nocy, ty już dawno spałaś. - Carrie odtwarzała dla siostry przebieg poprzedniej nocy - My też położyłyśmy się do łóżek. Nastawiłam budzik na dziesiątą, żeby o dwunastej nadawać się do życia. Przyszłam do waszej sypialni obudzić Mary, a przed wyjściem próbowałyśmy dobudzić też ciebie, ale spałaś jak zabita. Nastawiłyśmy ci budzik na dwunastą, ale albo go nie słyszałaś, albo nie zadzwonił...
- Nieważne. - skwitowała Ether - I tak mam szlaban... I nikt mi nie wierzy, że ktoś nam to wino podrzucił...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 13:52, 19 Paź 2011    Temat postu:

A dobrych czy złych spraw?


__265__
-Czy ty wiedziałeś, że Santino ćwiczy na siłowni? Często? I do momentu aż padnie? - zapytała Pawła z wyrzutem w głosie. Obudziła się dzisiaj z jakimś złym przeczuciem.
-Miła, musisz się przestać o niego zamartwiać. To naprawdę dorosły mężczyzna - powiedział uspokajająco.
-Czyli wiedziałeś?!
-Nie słyszałaś, co powiedziałem przed chwilą? - spojrzał na nią z uśmiechem.
-Paweł!
-A ty to niby uwielbiasz, jak się o ciebie martwią? A jeśli już o tym: byłaś u Toma z tym kolanem?
-Byłam u Toma i zmył mi głowę za treningi Sonny'ego! Mnie! To nie chodzi o to, że ja się irracjonalnie martwię, bo mi się włącza instynkt macierzyński! - zaprotestowała - Po prostu jak jemu coś się stanie, to będzie na mnie! Lysacek też powiedział: ''on na twoją taflę nie kaszlał krwią''!
-Nie możesz brać tego wszystkiego na siebie... - powiedział poważnie. Miał wrażenie, że przestali rozmawiać wyłącznie o Sonnym.
-To nie jest moja decyzja - powiedziała ze smutkiem, patrząc mu w oczy.
-Przecież dobrze wiesz, że nie można tak po prostu przestać z dnia na dzień, że on chce być w formie...
-Ja to rozumiem! Sama, gdy przestałam tańczyć u Bellmayera, musiałam natychmiast znaleźć inny zespół, ale...
-I znalazłaś kogoś na miejsce Ariego? - zaciekawił się.
-Tak, ale tylko na chwilę, bo nie spodobało mu się, ile czasu poświęcam na lodowisku... innemu mężczyźnie - mrugnęła.
-Chyba chciałaś powiedzieć: chłopczykowi - zauważył Paweł, bo wiedział, że wrócili do Sonny'ego.
-Wtedy już mężczyźnie... Ugh, nie powinnam ci tego mówić! - ugryzła się w język - Ale wy przecież rozmawiacie o wszystkim w tym waszym pokręconym języku - burknęła.
-Barbaro... nie jestem w stanie wszystkiego przed nim ukryć. Ale nie będę zwierzać mu się ze szczegółów. Przyrzekam.
-Zrozum. Ja przez dwa lata codziennie słyszałam od współpracowników w kółko komentarze na temat mojego związku z Arim, choć przecież był oficjalny. Teraz jestem na to za stara...
-Przecież ja też nie chcę rozgłaszać o tym wszem i wobec. Ale z drugiej strony...
~
W okolicach południa do ośrodka wrócił Santino we własnej osobie. Wrócił sam. Wszystkich pytających zbywał gadką o tym, że czuł się jak na gali Oscarów, Plushenki nie spotkał, a Luba musiała zostać ze względu na jakieś zawodowe sprawy i że tak naprawdę to nie ma o czym opowiadać. Podobną usłyszała Barbara.
-A jak poszedł walc? - zapytała - Zatańczyliście?
-Nie - odparł krótko. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. I troską - Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział cicho i odszedł.
~
-Niech wejdą - powiedziała pani prezes, układając papiery w równiutki stosik. Kyoko skłoniła się i wpuściła go gabinetu gości swojej szefowej. Walentyna zmierzyła wzrokiem najpierw Barbarę, a potem Pawła.
-Więc? - zapytała, gdy tylko za Kyoko zamknęły się drzwi. Popatrzyli po sobie.
-Zdajemy sobie sprawę, jaką masz politykę dotyczącą romansów w pracy, ale prawda jest taka, że... spotykamy się - powiedziała Barbara, nie do końca wiedząc, jakiej reakcji się spodziewać - Chcieliśmy, żebyś dowiedziała się od nas, a nie musiała domyślać z plotek...


__
Co do Sonny'ego to mój pomysł jest taki, że oni się pokłócili z Lubą nad ranem na temat tego kto, gdzie i po co ma mieszkać oraz co jest dla kogo ważniejsze od czego, więc on wrócił, a ona została. Ale to nie znaczy, że jeszcze po/do niego nie wróci, jak przestanie być obrażona czy coś. Zależy jak tam nam wyjdzie w fabule, nie? (:
Val, możesz krzyczeć, ale nie zwalniaj mnie jeszcze... :hamster_cry:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Śro 14:04, 19 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 20:15, 20 Paź 2011    Temat postu:

__266__
Zapadła niezręczna cisza. Walentyna odchrząknęła, pstryknęła pare razy długopisem, odłożyła papier leżący przed nią na bok, po czym znów go do siebie przyciągnęła. Upiła łyk kawy i westchnęła. W końcu przemówiła:.
- No cóż, skoro wiecie, co o tym myślę, to chyba nie muszę nic dodawać - spojrzała na nich surowo.
Paweł zainteresował się wzorkiem na wykładzienie pod stopami, a Barbara zrobiła minę grzecznej dziewczynki, która niespodziewanie naozrabiała i zbiła wazę swojej babci. Znów zaległa cisza, która nieznośnie się przeciągała. Barbara wolałaby, żeby Walentyna na nią nawrzeszczała. Być może to uwolniłoby ją od wyrzutów...
- Cóż, zasady są po to, żeby je łamać. No, nie wszystkie, ale... myślę, że w tym ośrodku akurat ta zasada była już łamana tyle razy... - Walentyna zawiesiła głos. Przed oczami przeleciał jej Daisuke. Co gorsza, nadeszła wizja Kevina i Toma. Co by było gdyby? zapytał wstrętny głosik z tyłu głowy.
- Jeśli to nie będzie rzutować na jakość waszej pracy, to możecie robić, co chcecie. Jesteście dorośli, a to nie jest zakon - stwierdziła w końcu. Paweł momentalnie się rozpromienił, ale Barbara zrobiła tylko wielkie oczy.
- Jeśli to wszystko, to możecie już iść. Ach, i dziękuję, że jesteście ze mną szczerzy. Nie martwcie się, nie mam zamiaru nikomu nic mówić, to wasza sprawa - pani prezes wzruszyła ramionami i powróciła do studiowania papierów leżących przed nią.
~
- Tom, czy medycyna wyjaśnia, dlaczego kobiety są takie... dziwne? - spytał Santino przy obiedzie, dłubiąc widelcem w talerzu.
- No wiesz... z medycznego punktu widzenia różnic jest sporo - odpowiedział Tom i spojrzał na Sonny'ego, jakby własnie zadano mu pytanie skąd się biorą dzieci.
Chłopak nabrał powietrza i już miał coś powiedzieć, gdy nagle tuż obok Toma pojawiła się Sinead. Wyrosła jak spod ziemi, trzymajac mocno swoją córkę za kołnierz.
- Dziś zajmie się tobą pan doktor, a jeśli jeszcze raz to się powtórzy, to przysięgam, że twoja łyżwiarska kariera się skończy - zagrzmiała do płaczącej Ether.
- Co się stało?
- Dobre pytanie! Może nam to wytłumaczysz, kochanie? - Sinead kipiała z wściekłości, gdy potrząsneła córką.
- J-j-ja nie wiem, skąd się ta butelka wzię-ę-ęęęęła - zapłakało dziewczę. - N-n-nie wiem, kto ją d-d-daaaał.
- Akurat!
- Chcesz powiedzieć, że Ether... piła? - Tom spojrzał to na jedną, to na drugą. Sonny przestał dłubać w talerzu. Zauważył, że przy stoliku pod ścianą siedza pozostałe dziewczynki z nosami na kwintę. Darii nie było wcale.
- Powiedz panu doktorowi, ile wypiłaś? - Sinead znów szarpnęła córką. A może nie tyle szarpnęła, co ton jej głosu powodował, że Ether cały czas dygotała.
- P-pół butelki... Resztę wypiły dziewczyny po szklaneczce - Ether spojrzała na ich stolik z wyrzutem. Czemu tylko ona dostaje ochrzan?
- I jak dobrze wiesz, też mają karę! Ale ty musiałaś być od nich lepsza, prawda? - Sinead była nieugięta. Po chwili zwróciła się do Toma - Daj jej coś na kaca i wyedukuj, czym grozi alkohol sportowcowi w jej wieku, bo ja nie mam nerwów.
Tom podrapał się w głowę z lekkim zakłopotaniem i zabrał Ether do gabinetu obiecując Sinead, że się tym zajmie, albo chociażby zabrać małą od matki i uspokoić.
- Nawet jesli ktoś im tą butelkę podrzucił, to mam nadzieję, że prezesostwo go zamorduje - rzuciła na odchodne Sinead zostawiajac Sonny'ego w stanie totalnego osłupienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 15:23, 27 Paź 2011    Temat postu:

OK, porządkując czas, wychodzi mi, że mamy sobotę po "imprezie" dziewczyn i po wyjeździe Sonny'ego, który już zdążył wrócić. (Zastanawiam się, czy to jest fizycznie możliwe, że on w piątkowy wieczór był w Petersburgu na balu z Lubą, a w sobotę wczesnym popołudniem w stołówce w Archangielsku dyskutował z Tomem o tym, że kobiety są dziwne).

Wcześniej w tym tygodniu, Lucy miała poważną rozmowę z Jasonem dotyczącą domu w Kornwalii (wychodzi mi, że to była środa, ale to jest mało ważne). W czwartek kupowały z Barbarą "prezent idealny" dla Sonny'ego, który w następną sobotę kończy 25 (?) lat. Czym jest prezent idealny (w przekonaniu Barbary) jeszcze nie wymyśliłam, toteż, jeżeli macie pomysły (szczególnie Ty, Zuza, jako, że Barbara jest Twoją postacią masz tu największe prawo do decyzji), to zostawiam sprawę otwartą, bądź do wspólnego ustalenia. Urodzinowa impreza-niespodzianka według moich obliczeń wypada dokładnie za 7 dni. I proponuję tego nie przegapić Wink Proponuję także, by córki Sinead i Daria w ramach kary za nocną libację zostały wykluczone z udziału w przyjęciu Sonny'ego, co okaże się szczególnie bolesną karą dla Darii. Poddaję powyższe pomysły pod dyskusję, a tymczasem:


_267_

-Co robisz?
-Nic takiego... - odparła Lucy odrywając wzrok od ekranu laptopa - Stare zdjęcia oglądam.
-Mogę zerknąć? - Chris usiadł obok niej na kanapie
- Jasne. - odparła podając mu komputer - Te w komputerze są najnowsze. Starsze mam w tamtych albumach. - to mówiąc wskazała na całą półkę rodzinnych pamiątek
- A te są z twoich piętnastych urodzin... - zaczął Chris - To wtedy...
- Tak. - przerwała mu natychmiast - Jakoś nie chciała, żeby powiedział na głos, że to właśnie wtedy po raz ostatni ona, obaj jej bracia i jej ojciec stanowili jedną, szczęśliwą rodzinę. To tamtego dnia dostała od ojca swój pierwszy i jak się później okazało ostatni cyfrowy aparat i zrobiła te wszystkie zdjęcia. Wtedy też powiedziała wszystkim, na jakie studia chciałaby pójść. I świat zaczął się walić.
- Masz jeszcze ten aparat? - zapytał nagle Chris
- Nie. - odparła natychmiast - To znaczy mam, ale nie tutaj. Leży gdzieś w pudle w moim mieszkaniu w Londynie.
- Nie robiłaś nim więcej żadnych zdjęć?
- Robiłam. Trochę na studiach, mam całkiem sporo zdjęć ze Szwajcarii. Jest trochę z czasu gdy pracowałam z Arsenalem, nawet kilka zdjęć Tony'ego by się znalazło... No i mam cały folder zdjęć Charliego.
- Czemu zostawiłaś aparat w Londynie?
- Nie wiem. Zabrałam tylko rzeczy, które uważałam za naprawdę potrzebne.
- Jak na przykład siedem albumów zdjęć mamy?
- Żebyś wiedział, że tak. Chris... ja jej przecież prawie wcale nie pamiętam... Ona zawsze istniała dla mnie głównie na tych zdjęciach...
- Wiem... przepraszam.
- Nie przepraszaj. Przecież nic się nie stało.
- Jason do mnie dzwonił. - powiedział nagle Chris
- I co?
- Chce się spotkać jeszcze raz zanim wróci do Londynu.
- Po co?
- Jeszcze raz będzie próbował przekonać cię, żebyś oddała mu klucze...
- Niedoczekanie.
- Dlatego powiedziałem mu, że to nie ma sensu. Ale nie wiem czy mnie posłucha.

~

- Sonny jest jakiś przybity, czy mi się wydaje? - zapytała Sinead
- Sonny odkrył to, co w pewnym momencie odkrywa większość mężczyzn. - odparła Barbara - Odkrył, że nie rozumie kobiet.
- Pokłócił się z Lubą?
- Trudno powiedzieć. Sama go zapytaj jak cię to interesuje. Ja nie zamierzam roznosić plotek, szczególnie na jego temat.
- Właściwie to zapytałam o to w kontekście przyszłej soboty... Głupio byłoby strzelić jakąś gafę w jego urodziny.
- Rozumiem. Spokojnie, postaramy się, żeby gaf nie było. - Barbara się uśmiechnęła - A wracając do tematu, co sądzisz, żeby po tych krokach w trzeciej minucie, Mary od razu skoczyła rittbergera?

~

- Wal, - Tom zajrzał do gabinetu Walentyny - bardzo jesteś zajęta?
- W tej chwili nie bardzo, wejdź. - zaprosiła go i gestem wskazała fotel na przeciwko
- Wiesz już o nocnych ekscesach naszych podopiecznych? - zapytał prosto z mostu
- Jakich ekscesach i czyich konkretnie? - Zapytała zastanawiając się czy przypadkiem nie chodzi o Kevina
- Dziewczęta, a konkretnie Carrie, Mary, Mandy, Daria i Ether urządziły sobie wczoraj w nocy małą popijawę.
- Co?!?!
- A więc nie wiedziałaś...
- Bardzo się upiły?
- Cztery pierwsze nie bardzo. Ale Ether nie była dzisiaj w stanie stawić się na tafli. Brian jest oburzony, że, cytuję: "smarkula marnuje czas jego najlepszego zawodnika". W ogóle Joubert uważa, że zaprosiliśmy Gerarda tutaj tylko po to, żeby zmarnować mu karierę niepotrzebnym eksperymentem w parach sportowych i... kradzieżą łyżew.
- No proszę cię... przecież Gerard od dawna nosił się z myślą o zmianie konkurencji, bo od poprzedniej kontuzji nie jest w stanie skakać poczwórnych skoków... a co do łyżew, to przecież ja mu ich nie ukradłam!
- Wiem. Powtarzam ci tylko co powiedział mi Brian.
- A w ogóle to dlaczego on z tym do mnie nie przyszedł?
- Chciał, ale po drodze spotkał mnie i nie mógł się doczekać by wyładować swoją frustrację.
- Rozumiem... a co z tymi dziewczynami?
- No cóż... trzeba będzie wymyślić im jakąś karę to po pierwsze. A po drugie... musimy sobie obejrzeć kasety monitoringu. Ether twierdzi, że wieczorem ktoś im podrzucił wino pod drzwi. Musimy sprawdzić kto to zrobił. Kamera z korytarza powinna była to zarejestrować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 23:37, 27 Paź 2011    Temat postu:

Co do Pitra, to ja myślę, że właśnie tak. Impreza (piątek) nie wychodzi, bo ich nie zbliżyła, ani Sonny'ego do Pitra (Santino ma nawet wrażenie, że powinna zostać dla dobra Daszy). Kłócą się jeszcze tej samej nocy/nad ranem/rano (w sobotę), Sonny natychmiast w siada w samolot. Nawet dziś podróż z Pitra do Archangielska trwa 90 minut (a co dopiero za 20 lat). Przed południem jest w ośrodku. Może być?
Smile

Brian mówiący, że Gerard jest jego najlepszym zawodnikiem?... Biedny Julien Wink

Na prezent idealny nie mam pomysłu - może kask na motor w śnieżynki Cool , może coś wymyślimy. Bardzo mi się podoba myśl, żeby wykluczyć dziewczyny. Według obliczeń, Sonny w 2030 ma 25 lat (kończy w sierpniu zatem). Ale możemy wszystko przesunąć, jeśli coś się lepiej zgra... Tylko w 2020 musi być juniorem (przed 17tką?), bo to wtedy trenował z Barbarą w LA. Wink Tylko... kto tą karę wymyśli? Santino nie może być w ogóle wtajemniczony skoro impreza-niespodzianka. Ojcowie? Barbara na pewno ma w rękawie trochę wyrafinowanego, dyscyplinującego okrucieństwa. Może Lucy?...


Tymczasem Tom próbuje swoich magicznych diagnostycznych sztuczek na Barbarze, a Yags...


_268_


-To, co robisz, doprowadziłoby Barbarę Władimirownę do łez.
Sonny drgnął i podniósł oczy znad sznurówek na stojącego w drzwiach szatni prezesa Yagudina.
-Dlatego jej o tym nie mówię - odparł ostrożnie. Miał za sobą prawie godzinę na siłowni, podczas której walczył ze swoim własnym ciałem. Czerwony kolor nie znikł jeszcze do końca z jego twarzy.
-Widzę, że wróciłeś sam z Pitra - stwierdził Alexei. ''A miałem nie wracać?'' chciał zapytać Sonny, ale się powstrzymał. Widział, że zapowiadało się na bardzo ważną dla jego przyszłości, i bardzo krótką, rozmowę. Szef wybrał na to zresztą świetny moment i miejsce. Właściwie to brakowało tylko, żeby chłopak jeszcze ściągnął koszulkę i stałby przed nim już całkiem bezbronny. Milczał.
-Mogę cię o coś zapytać? - prezes podszedł bliżej i spojrzał mu w oczy.
-Oczywiście - odparł, starając się zachować spokój.
-Czy ty... dla dobra mojej córki poświęciłeś swój własny związek?
Sonny nie mógł oderwać oczu od błękitnych tęczówek Yagudina. Nabrał oddechu i odpowiedział...

~

-A ja myślę, że dla odmiany powinniście obydwoje z Sonnym zacząć się trochę oszczędzać! - krzyknął Tom.
-Co tu się dzieje? - zapytała Walentyna, wchodząc do pokoju kadry.
-Doktor Loranty sądzi, że Barbara Władimirowna ma rwę kulszową - wtajemniczył ją Paweł, bo kłócący się nie zauważyli nawet jej wejścia.
-Tom! Między nami jest siedem lat doświadczenia trenerskiego! Tyle co nic! Jeśli w dodatku nie będziemy w stanie być z podopiecznymi na lodzie, to kto w takich trenerów uwierzy? Zresztą, ile mi jeszcze tego zostało? Kilka lat? A potem co?... - pytała, broniąc się rękami i nogami przed próbą narzucenia jej zdrowego rozsądku. Lub odpoczynku - pierwszej rzeczy zalecanej przy rwie.
-Potem będziesz jak sędziwi, pełni autorytetu nauczyciele baletu z obrazów Renoira - odpowiedział jej Paweł. Tom pomyślał, że to była naprawdę czuła i ujmująca wizja, ale Barbara zbyła go ledwie prychnięciem.
-Będziesz jak każdy normalny trener łyżwiarstwa na świecie! - odparł szorstko, bo poczuł jakąś dziwną złość - Poza tym leczenie rwy kulszowej to nie tylko odpoczynek, ale też rehabilitacja. Nic nie mów! Zapamiętaj tylko, że drzwi do mojego gabinetu są dla ciebie zawsze otwarte...
Tom minął się w drzwiach pokoju kadry z Lucy.
-No proszę, niedawno jeszcze mówiłeś, że prawie nikt nie wysyła już tradycyjnych listów, a ten zaadresowany jest do ciebie - uśmiechnęła się, wręczając Pawłowi dużą kopertę.
-Dzięki... - odparł, patrząc na nią z nieco wymuszonym uśmiechem. Wiedział, co jest w środku. Coś, co podpisze i odeśle do swojego prawnika.
-A te są dla ciebie - pani psycholog podała dwie koperty Barbarze. Zaskoczona trenerka natychmiast je rozdarła.
-Hmm... Jadę do Moskwy - stwierdziła po przeczytaniu kilku linijek - To jest zaproszenie ze związku łyżwiarstwa dla rosyjskich trenerów na kolację i hmm... operę? Plus samolot, hotel...
-Co? - zapytało kilka osób.
-Dobre pytanie. Pójdę zapytać prezesa...
-Yagudin jest w stolicy - powiedziała Lucy. Wszystkie oczy zwróciły się na nią - Walentyna mi mówiła. Właśnie poleciał, ma wrócić jutro.



___
odpowiedź na pytanie Yagsa jest (chyba) "nie". Ten związek zmierzał do nikąd od jakiegoś czasu. Ale może go okłamał. A może powiedział prawdę w taki sposób, że Yags jednak postanowił mu zaufać, nie brać Daszy do Moskwy itd. Chyba że macie coś innego na myśli. Ale ja nie lubię, jak mi takie napięcie między bohaterami wisi, więc zamykam konflikt na linii ojciec-trener. Na razie Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 23:38, 27 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20, 21, 22  Następny
Strona 19 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin