Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Avatar
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 20, 21, 22
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pon 23:29, 12 Mar 2012    Temat postu:

Jako że ciekawym zbiegiem okoliczności jutro sama się wybieram w okolice Londyńskich lotnisk, napisałam szybko część o której myślałam już jakiś czas temu. Wrzucam i uciekam.

_304_

Madeleine, dziennikarka z Poitiers, przywiozła ze sobą kilka butelek francuskiego wina, za które Brian Joubert całował ją po rękach i po kolacji rozlewał je wszystkim, nie zważając na wymówki. Wszystkim oprócz swojego syna i Barbary. Santino bronił się rękami i nogami, wymawiając się treningiem, ale po chwili sam trzymał w ręku kieliszek.
-Nie spróbujesz nawet? - uśmiechnęła się Barbara, patrząc jak rozgląda się za miejscem, gdzie mógłby wylać merlot.
-Ja naprawdę dziś nie mogę pić... - jęknął.
-Bo brałeś te swoje leki? - domyśliła się Szerewiczowa. Sonny spuścił oczy, Barbara przyjrzała się Madeleine. Zachowywała się zupełnie swobodnie, Nie posyłała facetowi, który przespał się z nią dopiero co, przed obiadem, powłóczystych spojrzeń, czy niby ukradkowych westchnień.
-Możesz jeszcze dodać, że to nie pierwszy raz, kiedy TO wpakowało mnie w tarapaty...
-Dodałabym, gdybyś wypił wino i musiałabym cię reanimować - odparła - Ufam, że wiesz, co robisz - wzruszyła ramionami - Chodźmy na trening.

-Edith Piaf? - zdumiał się Santino, gdy wyszedł z szatni.
-Znalazłam u Pawła, wymieniliśmy się płytami. On ma tyle francuskiej muzyki! A Edith może ci przypomni jakieś pokazy, jakieś bisy... - mrugnęła. Sonny rzeczywiście miał bis do ''Millord''. Piaf była związana tematycznie z jego programami (dowolnym i pokazowym) do muzyki z ''Incepcji'' - Pomyślałam, że dość już tych suchych ćwiczeń i skoków dla skoków. Trochę pojeździsz, dobrze ci to zrobi.
-Ale ja umiem najlepiej skakać, nie znam się za bardzo na tych wszystkich innych elementach...
-No już bez fałszywej skromności! - obruszyła się. Mówiła do dwukrotnego mistrza świata - Sama chyba co nieco cię nauczyłam - uśmiechnęła się.
-No jasne! Ale wiesz, jak było... Poza tym, teraz... z tobą... - nie mógł się za bardzo wysłowić - Bo wiesz, wszyscy mówili, że jakbym dalej z tobą pracował, to bym wygrał wszystko, a tak... Ilia... komponenty...
-Może byś wygrał, może byś podciął sobie żyły - ucięła. Sonny drgnął na brutalność jej słów.
-Nie mogę zrozumieć tego, że winisz siebie... - powiedział z bólem po chwili.
-Wiem, nikt tego nie rozumie i nie oczekuję, że będziecie rozumieli - westchnęła - czy możemy zabrać się do pracy? Kiedy ty ostatnio kręciłeś piruet? Czy ty sam wymyśliłeś tą ścieżkę kroków?
-Tą na końcu? Tak, chyba tak... Ale ja nic nie pamiętam...
-Mniej gadania, więcej rozgrzewania - nakazała - Zaczynało się chyba od posłania rozdygotanym fankom całusa...
-A pisk na trybunach rozsadza bębenki! - powiedziała Liza, która pojawiła się nagle przy bandzie - Wszystkie dziewczyny już wyobrażały sobie przechadzki z mistrzem po Champs Elysees... - rozmarzyła się. Wiedział, że wbija mu szpilę. Podobało mu się to bardziej niż powinno.
-Wicemistrzem - poprawił ją - Co tu robisz?
-Pomyślałam... - zmieniła ton - Czy mogłabym się trochę poprzyglądać? - poprosiła. Frankofoni panoszyli się po ośrodku, rodziny nie było... Barbara spojrzała na Sonny’ego.
-Jak chcesz - odparł z uśmiechem - Ale nie spodziewaj się drugiego Los Angeles.
-Ojciec mnie uczulał, że po tobie można się spodziewać samych najlepszych rzeczy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 16:00, 02 Kwi 2012    Temat postu:

Następny dzień jakby co Razz

__305__
Następnego ranka, gdy Walentyna pojawiła się w pokoju trenerów wywiesić nowe grafiki, dopadła ją francuska lalunia w kolorze czekolady.
- Czy mogę zrobić z panią wywiad? - dziennikarka zatrzepotała rzęsami. Walentyna spojrzała na nią z niechęcią. Ten trik może działał na facetów, ale nie na nią.
- Nie.
- Och, dla rosyjskiej gazety pani się zgodziła. Fhrącuzi też chcą panią lepiej poznać, madame - słodki głosik Madeleine z wyraźnym "fhrącuskim" akcentem powodował, że na skroni pani prezes pojawiła się mała pulsująca żyłka.
- Tamten tekst był nieautoryzowany i zawiera wiele błędów - odparła susho.
- To możę je pani sprostuję?
- Nie udzielam więcej żadnych wywiadów. Z tego co wiem pracuje pani nad tekstem o francuskiej ekipie, proszę więc się nimi zająć.
Dziennikarka rzuciła kilka niezrozumiałych słów po francusku. Słodycz w jednej chwili uleciała, a na chytrej twarzy pojawiło się niezadowolenie. Mleczna czekolada ustąpiła gorzkiej.
Gdy pani prezes wychodziła, w drzwiach minęła się z Joubertem.
- Wywiadzik? - spytał drwiąco.
- Chyba pana - odpowiedziała Wal i zostawiła go z trzepoczącą dziennikarką, która natychmiast zaczęła go obskakiwać.
- Szaleńcy, psychopaci, teraz to. Co następne? Kapitan Ameryka? Niesamowity Hulk? - westchnęła.
- Cześć Wal, coś nie tak? - w korytarzu pojawił się Sonny.
- Widziałeś to trzepoczące coś? - Wal teatralnie przewróciła oczami. - Zgroza. Pewnie jak jest z facetem to unosi się 10 centymetrów nad łóżkiem od tego mrugania.
Sonny nic nie odpowiedział tylko chrząknął wspominajac coś o pogodzie.
- A właśnie Wal, pamiętasz, że niedługo idziemy na kolację? - spytał zmieniając temat.
- Tak, oczywiście, że pamiętam.
- Jaką kolację? - Liza jak zwykle pojawiła się znikąd. Santino zaczął podejrzewać, że zgłębiła tajniki teleportacji i wyskakiwania ze ścian jak duchy. - Czyżby bożyszcze romansowało z panią prezes?
- Dai spokój, Liza.
- Jeśli chcesz, to może pójdziesz z nami? Będziesz przyzwoitką - zaśmiała się Wal.
- Chętnie! - odpowiedziała niespodziewanie ku rozpaczy Sonnego.
- No to do zobaczenia! - rozeszły się pozostawiając chłopaka w stanie głębokiej konfuzji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Pon 16:12, 02 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 13:11, 24 Kwi 2012    Temat postu:

Nie pamiętam czy puisałam wcześniej o śmierci matki Lucy, ale jeżeli tak, to to co poniżej jest od tego momentu wersją oficjalną.

_306_

Cmentarz był cichy i niemal całkiem bezludny. Tylko gdzieniegdzie można było dostrzec pochylonego nad grobem, pogrążonego w modlitwie lub rozmyślaniach, człowieka.
Lucy szła wolno jedną z bocznych alejek prowadząc za sobą Charliego, któy od jakiegoś już czasu dopominał się, by wzięła go na ręce.
- Nie mam siły, by cię dźwigać, skarbie, bo jesteś już bardzo duzym chłopcem. - powiedziała - A poza tym już prawie jesteśmy na miejscu.
Rzeczywiście. Przed nimi widać już było, wyróżniającego sie na tle innych pomników, marmurowego anioła o twarzy Jennifer Barfield. Ilekroć odwiedzała grób matki, Lucy zastanawiała się dlaczego ojciec zdecydował się na tak tandentny i pretensjonalny nagrobek. Osobiście wybrałaby zwykłą płytę nagrobną i prosty krzyż. Mógłby być marmurowy, jeżeli już koniecznie musiano użyć tego materiału, ale ona niewiele miała w tej sprawie do powiedzenia. Lord Barfield postanowił, że jego żona spocznie pod białym aniołem, którego rysy miały, rzecz jasna, świadczyć o tym, że Jennifer przebywa w zaświatach pod taką właśnie postacia.
Lucy nie wiedziała czy tak jest w istocie i w gruncie rzeczy, niewiele ją to interesowało. Wierzyła rzecz jasna w jakąś formę życia po śmierci, ale nie miała na ten temat żadnych sprecyzowanych wyobrażeń. Religia nigdy nie odgrywała wielkiej roli w jej życiu, ale Lucy lubiła myśleć, że jej matka, gdziekolwiek jest, nadal pozostaje czułą i kochającą osobą i że nadal nad nią czuwa. Postać białego, wyniosłego anioła, jakoś do niej nie pasowała.
- Mamo, potrzebuję twojej pomocy. - westchnęła
- Do kogo mówisz? - zainteresował się Charlie
- Do twojej babci - wyjaśniła
- A gdzie ona jest? - padło kolejne pytania, a chłopiec zaczął rozglądać się dookoła
- W niebie, mam nadzieję. - odparła Lucy. Dokładnie w tym momencie poczuła ból.
Właściwie nie wiedziała dlaczego, przed wizytą w szpitalu zdecydowała się przyjść tutaj. Być może podświadomie czuła, jaką diagnozę usłyszy. Dawno temu przysięgła sobie, że nie popełni tego samego błędu co jej matka, która tak długo ignorowała ból w boku, aż stał sie zupełnie nie do zniesienia, a wtedy było już za późno. Nowotwór jajnika dał tyle przerzutów, że nie nadawał się już do żadnego leczenia. Lucy wiedziała, że ją może spotkać to samo, dlatego regularnie się badała. Zasadniczo w wynikach nigdy nie było niczego niepokojącego, więc Lucy oddalała od siebie ponurą wizję. Dopiero kilka dni temu, kiedy pojawił się ból, uzmysłowiła sobie, jak bardzo jest przerażona perspektywą choroby i śmierci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 23:38, 25 Kwi 2012    Temat postu:

O, a już zaczęłam tracić nadzieję i pisać spin-off o młodości Szerewiczowej... (;

_307_

Brian właśnie wszedł na lodowisko, gdzie jego żona przebierała ich synka po treningu, Barbara była na lodzie z Kevinem, a Julien - który miał się rozgrzewać - robił pompki przy bandzie. Joubert przywitał się z Isabelle i Codym, po czym wskazał na pierworodnego, nie kryjąc irytacji:
-Co znowu zrobił?
-Nie, nic... - machnęła ręką pani Joubert, nie patrząc mężowi w oczy.
-Trzydzieści! - policzył na głos Julien, mając nadzieję, że usłyszeli wszyscy łącznie z choreografką. Po czym wstał z ziemi - Nie kryj mnie, Isabelle - warknął z pogardą tym bardziej przykrą, że nie zrobiła nic, aby na nią zasłużyć - To za pyskowanie do Szerewiczowej - przyznał.
-Widzę, że zbyt łagodnie cię potraktowała - ojciec spojrzał mu w oczy. Julien akurat wolał znieść to jego spojrzenie, niż żeby dostrzegł trójkombinację z akslem w wykonaniu Kevina - Na taflę. Natychmiast - rozkazał.
Gdy Julien zajął się sznurowaniem figurówek, a jego ojciec zajął się swoim drugim synem, na hali rozbrzmiała muzyka Joe Hisaishiego, Barbara oparła się o bandę i śledziła mistrza olimpijskiego. Joubert junior ze zdumieniem zauważył, że Amerykanin markował skoki, ale pojechał płynnie do końca całe cztery minuty. Szerewiczowa postawiła mu program dowolny dwa razy szybciej, niż jemu krótki, chociaż Kevin sam wybrał sobie muzykę...
-Ekstra! - zaśmiał się mistrz jeszcze w pozie końcowej - Myśli pani, że Walentynie się spodoba?!
-Ja bym na twoim miejscu myślała o tym, czy sędziom się spodoba - odparła nieporuszona Barbara.
-Dobrze pojechałem tą ostatnią ścieżkę? - dopytywał się, żądny pochwał i owacji. Niedoczekanie.
-W porządku - pokiwała głową - Chociaż wciąż jest trochę niemuzycznie...
-I tak wygram! - wykrzyknął.
-To się jeszcze okaże... - mruknął po francusku pod nosem Brian Joubert, chociaż wiedział, że chłopak może mieć rację.
~
-Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał Paweł łagodnie.
-Tak - opowiedziała. Oddychała głęboko. Złapał ją za ręce.
-Jeśli się boisz... - zaczęła Sinead.
-Nie boję się - powiedziała stanowczo swoim cienkim głosikiem. Bardziej się bała, co powie Gerard.
-I dobrze - uśmiechnął się Żarski - Nie ma czego się bać. Hop!
Ether wstrzymała oddech, poszybowała pod sufit, zatrzymując się na wyciągniętych rękach Pawła. Sinead wciągnęła nerwowo powietrze.
-Mamo, przestań! - krzyknęła z góry Ether.
-Raz, dwa, trzy... - policzył Paweł. On zmienił uchwyt, a ona pozycję - Jesteś wspaniała! Teraz spokojnie...
Po chwili łyżwiarka ze swobodą wykonała jeszcze jedną akrobację i zeskoczyła na ziemię. Zakryła usta rękami, żeby stłumić pisk radości. Udało się. Podnoszenie, którego tak bardzo się bała.
-Kate miała całkowitą rację!
Ether zgodnie z radą dorosłych zadzwoniła do córki Pawła. Kasia opowiedziała jej, że rzeczywiście na początku strasznie bała się podnoszeń, do momentu w którym podniósł ją ojciec. Ether nie sądziła, żeby mogła tą informację w jakikolwiek sposób wykorzystać. Barbara wyprowadziła ją z błędu.
-Możemy jeszcze raz? - popatrzyła na trenera wielkimi oczami.
-Ether, nie męcz pana Pawła. Następnym razem podniesie cię Gerard - przykazała Sinead.
-Ale...
-Przekażemy mu wszystko - uśmiechnął się Żarski - On jest silniejszy ode mnie, chociaż może nie wygląda - mrugnął.
~
Sonny wszedł na widownię lodowiska, gdzie akurat odbywała się publiczna ślizgawka. Rozejrzał się niepewnie, szukając pani prezes, która go tu wezwała. Stała kilka rzędów wyżej. Zbliżył się.
-Wiem, że to dopiero jutro, ale chciałam ci to pokazać... To w ramach prezentu... - kierowała jego spojrzenie nad trybunę naprzeciwko. Santino aż zgiął się wpół z wrażenia, zakrywając usta dłońmi i wytrzeszczając oczy na wielki, podłużny banner zawieszony pod sufitem. Na banerze był on sam, w trakcie jednego ze swoich programów krótkich.
-W końcu jesteś naszą gwiazdą - uśmiechnęła się Walentyna. Kilka osób z jeżdżących na dole przyglądało się nowemu elementowi wystroju.
-Nie wiem... co powiedzieć... jakie to dziwne uczucie!... Wybrałaś ekstra zdjęcie! - przytulił ją - Dzięki!
-Chciałabym zawiesić jeszcze takie, na którym trenujesz. Może z jakichś zawodów, jak pojedziecie z Daszą...
-Zobaczymy - mruknął. Sytuacja Daszy była, lekko mówiąc, niepewna.
-Słuchaj, jeśli jest coś, co chciałbyś dostać, to mów śmiało. Pozostali, skoro szykują niespodziankę, na pewno nie pytali cię o zdanie...
-Chciałbym... przejechać się Zamboni... - rozmarzył się. Walentyna przyjrzała mu się zdumiona, ale po chwili odparła:
-Załatwione.



(jest piątek, jutro urodziny)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Śro 23:39, 25 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 8:30, 26 Kwi 2012    Temat postu:

Piscess napisał:
O, a już zaczęłam tracić nadzieję i pisać spin-off o młodości Szerewiczowej... (;


Sorry, że tak długo. Napisałam długą piękną część już jakiś czas temu i już kończyłam... i miałam zapisać, ale wyłączyli na chwilę prąd i mi przepadło (nauczka, żeby nie używać stacjonarnego komputera... Wink ) Więc byłam strasznie zła i nie chciało mi się pisać tego od nowa. Dopiero przedwczoraj usiadłam i odtworzyłam sobie - mniej więcej - pierwszą część tego co mi przepadło Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 19:55, 26 Kwi 2012    Temat postu:

Współczuję. Jak to mówią: ludzie się dzielą na tych, którzy robią back-upy i na tych, którzy będą robić back-upy...
Przeciągać ten piątek jeszcze kilak części (wiesz, że potrafimy ^^) czy zdecydowanie nie chcesz być na urodzinach Sonny'ego?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 23:42, 26 Kwi 2012    Temat postu:

Nie planowałam na nich być.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 20:32, 07 Maj 2012    Temat postu:

Dzień dopiero się zaczyna, baaardzo wcześnie Wink.
__308__
Piąta trzydzieści.
- Ki czort? - Sonny na ślepo próbował wymacać komórkę ale zamiast tego tylko strącił ją palcami z szafki na podłogę, gdzie wciąż wykonywała wibrujący taniec do dzikich rytmów, jakie się z niej rozlegały. Nie mógł nie odebrać. Jeśli ktoś w ten sposób chciał mu zrobić przyjemność składajac życzenia jako pierwsza osoba w tym dniu to marny jego los... Ale zamiast życzeń usłyszał tylko nie znąszący sprzeciwu głos Walentyny.
- Za 10 minut widzę Cię w garażu pracowniczym
- Wszystkiego najlepszego - jęknął do siebie.
~
- Wow! Pani prezes, fiu fiu! - zagwizdał, gdy tylko ją zobaczył. Do tej pory widział Walentynę głównie w strojach dość formalnych, nawet jej nieformalny image bywał zwykle bardzo przemyślany, ładny, ale nie rzucający się w oczy.
Tym razem Wal stała przed nim odziana w czarny gorset, czarną bardzo-mini i doczepione do niej czarne zakolanówki z zapinkami.
- Co prawda prosiłeś o Zamboni, ale postanowiłam dorzucić do tego coś jeszcze - uśmiechneła się tajemniczo i pociągnęła za nieprzezroczystą folię okrywajacą coś za jej plecami. Cosiem okazał się najnowszy model Yamahy. Sonny jęknął i kolana się pod nim ugięły.
- Barbara mnie zabije - stwierdziła Walentyna. - Chociaż pewnie najpierw będzie musiała mnie odkopać, bo Tom zrobi to pierwszy. Własnie dlatego tak wcześnie cię tu ściągnęłam. Żeby było jasne: motor jest mój, to część spadku po moim pierwszym mężu, ale w ramach urodzin wspaniałomyślnie pozwalam ci na przejażdżkę. A ponieważ oboje chcemy abyś uniknął kary śmierci, która z pewnością cię czeka z ręku wyżej wymienionych, to jadę z tobą. Co w sumie stawia mnie na pozycji współwinnej, no ale... Wszystkiego najlepszego.
- Wal, samo patrzenie na to cudo jest dla mnie wystarczającym prezentem - wymamrotał chłopak patrząc na stalowego rumaka z nabożną czcią.
- Tylko pamiętaj, bez szleństw - zagroziła palcem.
- Tak jest!
~
-Powiniem was zabić - Tom wparował na śniadanie jak chmura gradowa.
- Może by tak na powitanie "część, co słychać, ślicznie wyglądasz Wal, wszystkiego najlepszego Sonny"? Dziś jego święto, a ty od razu chcesz go zabić. Wyluzuj - uśmiechnęła się do doktora smarując bułeczki.
Santino już pożerał stos kanapek promieniując uśmiechem jak wariat, chociaż wchodzący uznawali to za przejaw dobrego humoru w dniu urodzin. Niektórzy podchodzili do stolika, składali życzenia. Tylko Tom wyglądał jakby połknął cytrynę.
- Będziesz mieć szczeście, jeśli Barbara was nie nakryła, gdy wracaliście.
- Nie zrzędź. I podaj mi ser - odparła.
Przez resztę śniadania Tom nic nie mówił, co kompletnie nie zrażało Sonny'ego.
- To co, teraz Zamboni? - spytał wreszcie z wypiekami na twarzy jak małe dziecko.
- Jasne, chodźmy!
- Łiii! - Santino wstał w sekundę, okręcił się, z gestem odsunął Walentynie krzesło, objął i pocałował w policzek, po czym oboje śmiejąc się niczym stare małżeństwo wyszli na lodowisko. Tom udławił się kanapką. Kilka stolików dalej niezauważnie udławił się także Kevin, który nie mógł oderwać wzroku od jej sylwetki, a zwłaszcza nóg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 21:54, 07 Maj 2012    Temat postu:

_309_

Santino kończył właśnie konsumować lunch, kiedy w stołówce rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Przelotnie zerknął na wyświetlacz. To była Lucy.
- Cześć, co ty nie możesz spać w tym Londynie? - rzekł odbierając
- Nie jest znów tak wcześnie. - odparła - Ale... nie będę ukrywać, że nie mogę. - dodała po chwili milczenia - Słuchaj... dzwonię, jak się zapewne domyślasz, ażeby złożyć ci życzenia urodzinowe. Niech spełnią się wszystkie twoje marzenia i zrobią miejsce kolejnym, o których nie miałeś jeszcze odwagi nawet pomyśleć.
- Dziękuję. - odpowiedział
- Przepraszam, że nie będę na twoim przyjęciu, o którym oczywiście nie masz pojęcia. - powiedziała z żalem
- Oczywiście, że nie mam pojęcia - roześmiał się Sonny - Powiedz mi, jak ty się w ogóle czujesz?
Lucy przez chwilę milczała zaskoczona pytaniem. Nie wiedzieć czemu, od razu pomyślała, że Santino wie.
- Dlaczego o to pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Chris się wygadał?
Tym razem to Sonny nie odpowiedział od razu.
- Niezupełnie. - rzekł w końcu. - Niechcący usłyszałem waszą rozmowę... w dniu twojego wyjazdu... jak poszliście na plac zabaw z Charliem... siedziałem na ławce za żywopłotem... - wyjaśnił - zanim zorientowałem się, że rozmawiacie o czymś, czego nie powinienem był usłyszeć, było już za późno. Przepraszam...
- Nie szkodzi. Nie twoja wina. Ale nie mów o tym nikomu, dobrze? - poprosiła
- To chyba jasne, że nikomu nie powiem.
- Upewniam się tylko. A tak w ogóle to co ty robiłeś na tej ławce za żywopłotem, co? - Lucy nagle zmieniła ton, na udawaną surowość
- Ukrywałem się. - odparł wymijająco. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - przypomniał jej
- Jak się czuję? Dobrze. Na razie dobrze. Może być gorzej, kiedy odbiorę wyniki badań, ale przynajmniej będę wiedzieć na czym stoję.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - Santino próbował ją pocieszyć
- Mam nadzieję. I mam nadzieję, że spodoba ci się urodzinowy prezent.
- W to nie wątpię.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Trzymaj się.
- Dzięki. Ty również.

~

- To że byłaś u tego lekarza, czy nie byłaś? - Anthony Moore nie do końca zrozumiał potok słów, którym przed momentem zalała go Lucy.
- Byłam. Zrobiłam badania. Tylko wyników jeszcze nie mam. Będą dziś po południu. - odparła Lucy zmęczonym głosem
- Jesteś nienormalna, wiesz? - powiedział nagle wzburzony.
Lucy, komunikując ojcu swojego dziecka, że być może już niebawem będzie je wychowywał sam, nie takiej reakcji się spodziewała.
- Słucham?
- Weź mnie nie strasz, że umierasz, skoro niczego jeszcze nie wiesz!
- Ja cię nie straszę, Tony. - westchnęła - Ja cię tylko przygotowuję na taką ewentualność.
- Póki co, siedzę w pudle, między innymi dzięki tobie, i jakoś nie bardzo mam szansę, żeby spełniać się w roli ojca. - rzekł sarkastycznie
- Siedzisz w pudle dzięki sobie samemu. Ja nigdy nie kazałam ci kraść. - przypomniała mu - A poza tym za pół roku stąd wyjdziesz, a tej chwili zamierzam jeszcze dożyć.
Zapadła cisza. Strażnik, który był obecny przy rozmowie, zerknął na zegarek i, odchrząknąwszy, rzekł:
- Czas się skończył, panie Moore. Panno Barfield, zapraszam do wyjścia.
Lucy wstała. Tony również podniósł się z krzesła. Kiedy wychodziła rzucił jeszcze:
- Jak będziesz miała wyniki tych badań to daj mi jakoś znać.
- Jasne. - mruknęła i wyszła z pokoju.
Chwilę później Anthony Moore został odprowadzony do swojej celi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 9:43, 08 Maj 2012    Temat postu:

Tylko taka mała uwaga: lunch w sensie śniadanie, czy obiad? Bo u mnie Sonny z Wal już wyszli (jeśli to miałoby być śniadanie, w takim wypadku Lucy może dzwonić, gdy są np. w drodze na lodowisko), a jesli obiad, to omija nas frajda z jeżdżenia Zamboni, chyba, że Zuza nie zamierza o tym wspominać? Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Wto 21:22, 08 Maj 2012    Temat postu:

No tak, omija nas, nie miałam zamiaru o tym pisać. Był motor, śniadanie, zamboni i lunch. Teraz dalszy ciąg dnia:


_310_
Gdy wczesnym popołudniem Sonny wpuścił Pawła do swojego pokoju, kończył właśnie rozmowę przez telefon.
-Dziękuję jeszcze raz i podziękuj też cioci - mówił po francusku - Porozmawiamy jutro. Ja też cię kocham, tato, i strasznie tęsknię za wami wszystkimi.
Odłożył słuchawkę i wskazał na paczkę, którą dotarła do niego przed chwilą.
-Co to za słoiki? - zdumiał się trener juniorów.
-Dżemy! Od cioci. Owoce są z jej własnego ogródka. Ciotka Mathilde zawsze mnie rozpieszczała. Ale popatrz na to!
W paczce był też jeszcze jeden prezent. Długie na prawie dwa metry zdjęcie-panorama przepięknej okolicy, która musiała być gdzieś na Lazurowym Wybrzeżu.
-To niedaleko domu mojego ojca, spędzałem tam każde lato - chłopak był wyraźnie wzruszony - Nic się nie zmieniło... Muszę sobie oprawić i powiesić na ścianie. Matko, jak ja dawno tam nie byłem...
-To piękny prezent, Santino - pokiwał głową Żarski.
-Ale słuchaj, dobrze, że jesteś - zmienił temat Sonny - Yurij flutzuje i uważam, że to poważny problem - powiedział.
-Zgadzam się - odparł po chwili milczenia Żarski - Im szybciej go tego oduczysz, tym lepiej. Jestem tylko zdziwiony, że akurat o tym dziś myślisz.
-Przecież mamy trening po kolacji, bo nic ważnego się nie dzieje dziś wieczorem - zatrzepotał rzęsami solenizant. Paweł uśmiechnął się.
-Oczywiście.
-A jeśli już mówimy o tym przyjęciu, którego nie będzie, to sądzę, że nie powinniście z Barbarą tańczyć niczego, a już zwłaszcza walca. To byłoby niewłaściwe. I ja bym się w ogóle nie ucieszył z takiego prezentu... - zawiesił głos.
-Sonny, dobrze wiesz, że ja mógłbym całe dnie i noce tańczyć z nią walca. Ale nie sądzę, żeby się zgodziła. Nie przy nich wszystkich...
-Ale zapytasz ją? Ja muszę za jakiś czas lecieć, bo jestem umówiony z Walentyną na obiad na mieście.
-Zapytam - obiecał Paweł.
~
Barbara jęknęła cicho. Przez chwilę jeszcze nie otwierała oczu. Pocałował ją w szyję. Chciał jej powiedzieć, jaka jest piękna. Błagać, żeby nie odchodziła z ośrodka. Żeby codziennie tańczyła z nim walca, albo żeby już nigdy nie wychodziła z jego łóżka. Ale to ona pierwsza się odezwała.
-Zapakowałeś już prezent dla Sonny'ego? - zapytała, siadając i sięgając po bieliznę. Jak mogła teraz o tym myśleć?!
-On chce żebyśmy zatańczyli walca, więc jeśli o to chodzi, to chyba jesteśmy wyjątkowo... rozpakowani - odpowiedział.
-Niech się lepiej nie wygłupia! - prychnęła, wyskakując z łóżka - Pytałam o ten prawdziwy prezent.
-Tak, jest już ładnie zapakowany, z kokardką - skłamał. Jak zawsze, Barbara w ciągu minuty doprowadziła się do stanu, w którym mogłaby otworzyć Yagudinowi drzwi jego pokoju i z uśmiechem powiedzieć, że przyszła do niego tylko na filiżankę herbaty. I każdy by jej uwierzył. Może dopóki nie zauważyłby jego - nagiego w pościeli.
-Lecę na zajęcia na tafli. Widzimy się wieczorem - powiedziała i zostawiła go samego.
~
-Wstajemy - powiedziała od razu Barbara, wyciągając rękę do Juliena, który właśnie potknął się w krokach i upadł na taflę. Zrezygnowanie i zmęczenie wzięło górę nad obowiązkiem gonienia muzyki. Ale gdy zjawiła się nad nim choreografka, podał jej rękę.
-Teraz to ''wstajemy'', a do mnie to było ''jak zrobisz coś takiego na mistrzostwach, to wytoczę ci proces'' - zauważył Santino, który stanął przy bandzie. Julien uśmiechnął się na jego widok. Zapewne przeskoczyłby przez bandę i rzucił się na niego, gdyby Joubert senior go nie uprzedził. Barbara nie rozumiała nic z potoku francuskich życzeń, ale domyślała się, co czuł chłopak, którego Brian obejmował i całował w oba policzki.
-Santino, pani prezes na ciebie czeka - pośpieszyła z ratunkiem. Gdy zniknął, wrócili do pracy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Nie 17:50, 29 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 22:47, 08 Maj 2012    Temat postu:

Valka napisał:
Tylko taka mała uwaga: lunch w sensie śniadanie, czy obiad?


Lunch w sense lunch, czyli, jak to objaśniała mi kiedyś moja pierwsza nauczycielka angielskiego: posiłek spożywany w okolicy południa, który nie jest ani śniadaniem, ani obiadem, gdyż następuje po tym pierwszym i poprzedza to drugie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 20:42, 26 Cze 2012    Temat postu:

Pisanie pracy dyplomowej to ZŁO. Zabijcie mnie.

__311__
- Wybiera się pan doktor na prywatne przyjęcie urodzinowe Santino "tylko dla vipów"? - spytała Liza widząc Toma stojącego w holu.
- Rozumiem, że również należysz do tych "vipów"? - uśmiechnał się. - Czekam na Kyoko.
- Kyoko? - Liza uniosła brwi.
- Już jestem, przepraszam - sekretarka wybiegła z windy. Tom uświadomił sobie, że chyba po raz pierwszy widzi ją ubraną w coś innego niż schludna garsonka. Chociaż pódniczka z falbankami i tak nie mogła pobić hiper-seksownego wdzianka Wal podczas obiadu.
- A więc chodźmy.
Gdy weszli do wskazanej wcześniej restauracji, Santino i Walentyna już siedzieli w vipowkim stoliku i chichotali nad przystawkami. Gdy Sonny tylko ich ujrzał, natychmiast wstał i zamaszystym gestem zaprosił do stolika, przysuwajac paniom krzesła. Liza i Kyoko złożyły mu życzenia i wręczyły prezenty, Tom również dołączył się do życzeń ("... i więcej rozsądku w przyszłości" - dodał znacząco) i dał Sonny'emu niewielkie pudełeczko.
- Sonny, wiesz, że wieczorem będzie jeszcze jedna impreza, o której oczywiście nikt nie wie, a szczególnie ja - rzekłą Liza.
- Tak tak, ja też oczywiście nic o niej nie słyszałem - zaśmiał się.
- I oczywiście nikt z nas się na nią nie wybiera - dodała Wal przekornie.
- Ani w ogóle nikt z ośrodka.
- To nie-będzie strasznie drętwa impreza.
Wszyscy zaczeli się śmiać. Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze żartów i żarcików.
- Państwo wybaczą, ale niestety muszę już wracać do ośrodka - rzekłą w pewnym momencie Kyoko.
- Kyoko, tylko nie mów, że będziesz pracować. Jako twoja pani prezes zakazuję ci robienia dzisiaj czegokolwiek związanego z pracą!
- Umówiłam się na Skype z rodziną z Japonii - uśmiechneła się sekretarka i wybiegła z restauracji zanim podano deser.
- Skoro tak...
- To ciekawe, bo w Japonii jest chyba teraz bardzo wcześnie. Dość dziwna pora jak na internetowe pogaduszki, nie uważacie? - zauważył Tom.
- Może to przez pracę. Podobno Japończycy są strasznie zapracowani - zachichotał nerwowo Santino.
- Na nas też już pora - dodała Liza. - Obiecałam Sonny'emu jeszcze jeden prezent, ale musimy już iść. Przepraszamy, że nie zjemy z wami deseru. Kelnerzy strasznie się grzebią.
- Jakby co, kolacja jest już opłacona. Do zobczenia na przyjęciu, którego nia ma! - rzucił Santino na do widzenia.
- Zapłaciłeś kelnerom? - spytała Liza, gdy oboje znaleźli się za drzwiami restauracji.
- Jasne, byłem przed Wal, wszystko uzgodnione.
Oboje dołączyli do Kyoko czekającej w taksówce za rogiem i wrócili do ośrodka.
Tymczasem przed Wal i Tomem właśnie wylądowały desery.
- Dziwne... Zauważyłeś, że nikogo oprócz nas nie ma w restauracji?
- A zauważyłaś, że podano nam desery w takim momencie, żebyśmy nie pobiegli za nimi?
- Czy życzą sobie państwo coś jeszcze? - zapytał uprzejmie kelner. - Polecam doskonałe wino.
- Nie, dziękujemy. Ten deser jest wystarczająco duży, żebyśmy spędzili tu jeszcze dwie godziny - odpowiedziała pani prezes mierząc wzrokiem ogromny puchar lodowy.
- Oni to zrobili specjalnie - rzekł Tom, gdy kelner się oddalił.
- Wiem. Bestie.
- Ale skoro już jesteśmy sami, to mogę ci powiedzieć, że wyglądasz naprawdę bosko. Chociaż powinienem cię opieprzyć za tą Yamahę.
- Och proszę, chyba nie zamierzasz bawić się w ich grę?
- Czemu nie? Spójrzmy prawdzie w oczy: chyba już mało kto przestrzega niepisanego prawa tego ośrodka, mówiącego o tym, że nie romansujemy w pracy. I dobrze o tym wiesz.
- A tak chciałam uniknąć ośrodkowej "Mody na sukces" - westchneła pani prezes.
- Niech Sonny przynajmniej dziś ma tę satysfakcję...
- Sonny? Czy ty? - spytała.
- No wiesz, zależy od punktu... leżenia - dodał.
- Jesteś niemożliwy.
- Gdybyś naprawdę tego nie chciała, nie zgadzałabyś się na taki układ - zauważył Tom.
- Zawsze mogę wysłać cię na dłuuugie konsultacje do Korei - zaśmiała się.
- Nie zrobisz tego - odparł pewnie.
Nie mogła zaprzeczyć.
- Ale za ten numer należy się zemsta - rzekła w końcu.
- Taaak, szczególnie, że Sonny'emu przyda się ktoś, kto uleczy jego złamane serduszko.
Oboje zaśmiali się złowrogim śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pią 16:40, 27 Lip 2012    Temat postu:

Dziś w telewizji Ojciec Chrzestny i James Caan jako Santino Drool

a my piszemy dalej czy już nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 10:30, 29 Lip 2012    Temat postu:

piszemy, piszemy... tylko mam lekkie kłopoty z ogarnięciem rzeczywistości Sad

_312_

Lucy siedziała na korytarzu przed gabinetem lekarskim, bojąc się wejść do środka. Kilka razy nawet podchodziła do drzwi, wyciągała rękę, by w nie zapukać, ale szybko siadała z powrotem na krześle, udając, że wcale nie miała zamiaru się z niego ruszać.
- "Jesteś psychologiem, nie zachowuj się jak dziecko." - powtarzała sobie w myślach, ale taka autosugestia okazała się zbyt marna, by zadziałać.
Od czasu, do czasu korytarzem ktoś przechodził, ale nie zwracano na nią zbytniej uwagi. Lucy oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Zatopiona w myślach nie usłyszała otwieranych cicho drzwi do gabinetu. Do przytomności przywrócił ją dopiero głos lekarza.
- Panna Barfield? - zapytał zdziwiony - Co pani tu robi tak wcześnie? - zapytał -Pani wyniki będą dopiero za jakieś dwie godziny.
- Wiem, ale nie mogłam wysiedzieć w domu. - odparła - Dopiero kiedy tu przyszłam zorientowałam się, że siedzenie w tym miejscu jest jeszcze gorsze.
- No cóż... - zamyślił się lekarz - W takim razie zapraszam panią na obiad. - Mam teraz przerwę i wybieram się właśnie na małe co nieco.
- To miłe z pana strony, ale nie wiem, czy tak wypada, w końcu jestem pańską pacjentką. - zawahała się Lucy
- Jeden z moich profesorów na akademii medycznej mawiał, że leczenie z chorób, czy też podejmowanie prób leczenia, jest tylko jednym z obowiązków lekarza, wcale nie najważniejszym. - powiedział doktor
- A co jest najważniejsze?
- Poprawianie jakości życia pacjentów. Sprawianie, że na ich twarzach, często mimo bólu i strachu, pojawia się uśmiech. - wyjaśnił - Mam przeczucie, że obiad ze mną o wiele bardziej poprawi jakość pani życia, niż samotne siedzenie tutaj w oczekiwaniu na wyniki badań.
Lucy roześmiała się.
- Wiedziałem! - rozpromienił się lekarz. - To co? Idziemy? - upewnił się, przekręcając klucz w zamku swojego gabinetu
- Idziemy. - zgodziła się Lucy.
Doktor na oko był mężczyzną około trzydziestki, miał jasne włosy i miłe spojrzenie. Na plakietce, którą nosił przypiętą do fartucha, i którą Lucy uważnie przestudiowała już w czasie pierwszej wizyty w jego gabinecie, było tylko nazwisko i inicjały imienia; A.G. Wright, M.D., a poniżej, nieco mniejszymi literami zapisana była specjalizacja; ginekolog. Do tej pory jego imię nie wydawało jej się istotne, ale teraz, gdy szli razem przez korytarz w kierunku szpitalnego bufetu, postanowiła o nie spytać.
- Skoro mamy razem zjeść obiad, to chciałabym wiedzieć ak ma pan na imię. - powiedziała
- Arthur. - odparł - Arthur Graham Wright.
- Zawsze lubiłam to imię. Kojarzyło mi się z królem Arturem i rycerzami okrągłego stołu.
- To zabawne, bo mojej mamie kojarzyło się ono z tym samym. - roześmiał się doktor
- A Graham?
- Graham to imię mojego ojca.
- Rozumiem.
Dalszą drogę do szpitalnego bufetu przeszli w milczeniu. Doktor Wright zamówił dla obojga smażoną rybę z frytkami, a na pytanie Lucy, czy aby na pewno jest to zdrowe jedzenie machnął ręką.
- Myślałam, że lekarze są wyczuleni na punkcie zdrowego żywienia i w ogóle zdrowego trybu życia. - powiedziała, a oczami wyobraźni ujrzała Toma, nieustannie domagającego się od wszystkich wokół, by na siebie uważali i broń Boże nie robili niczego, co mogłoby im zaszkodzić.
Wright roześmiał się.
- Niektórzy zapewne mają na tym punkcie hopla, ale zapewniam panią, że większość z nas to zwykli ludzie, którym na widok smażonej ryby z frytkami, ślinka napływa do ust. - to mówiąc włożył sobie do ust kilka, obficie polanych keczupem frytek.
Lucy dopiero w tym momencie zauważyła, że na jego palcu błyszczy obrączka.
- Często pan zaprasza pacjentki na obiad? - zapytała zmieniając temat
- Dość często. - przyznał - Nawet sobie pani nie wyobraża, jak wiele kobiet potrzebuje takiej poprawy nastroju.
- A pańska żona nie ma nic przeciwko temu? - zadała pytanie, o które jej chodziło.
- Moja żona od trzech lat nie żyje. - powiedział po prostu - A poza tym... to jej pierwszej podniosłem nastrój w taki sposób. Niestety inaczej nie udało mi się jej pomóc.
Lucy zmieszała się.
- Przepraszam, nie powinnam była o to pytać. - powiedziała
- Nie szkodzi. - uśmiechnął się doktor Wright - Proszę jeść, bo obiad pani wystygnie i z poprawy nastroju nic nie wyjdzie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Pon 8:11, 30 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 23:19, 29 Lip 2012    Temat postu:

Będę szczera - nie mam pomysłu, co z tym zrobić. Nie chciałam, żeby Sonny miał przykrą urodzinową imprezę, albo żeby ją odwołali, albo żeby Yagudin zabił córkę, albo dostał zawału... W sensie, jeśli chcemy, żeby któreś z nich na stałe pożegnało się z opowiadaniem, to ok. Ale tak to ja nie wiem, co z tym zrobić...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 8:12, 30 Lip 2012    Temat postu:

Usunęłam drugi fragment.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pon 13:49, 30 Lip 2012    Temat postu:

Okej.

u mnie wreszcie niespodzianka i prezent od Lucy i Barbary. Wybaczcie, jeśli nie jest specjalnie oryginalny...


_313_
Rozległ się trzask, nieludzki krzyk i krew trysnęła, oblepiając wszystko dookoła. Potem czas się zatrzymał.
-Co tam? - Gerard zapauzował grę, widząc, że Julien wszedł do świetlicy.
-Idziesz na imprezę Sonny'ego? - zapytał Joubert.
-Nie - odparł jego kolega z kadry - Ether ma zakaz w ramach kary za picie, więc ja też zostaję.
-Świetnie, to mi pomożesz! Zostaw zombiaki, idziemy na dół - zadecydował.
-Wydaje mi się, że jako osoba... ekhm... zamieszana w picie wina, też masz zakaz...
-Nie gadaj, tylko chodź - pogonił go Julien i wyszedł.
-Kopciuszek jednak dziś pójdzie na bal... - mruknął do siebie Gerard, zeskakując z kanapy i podążając za Joubertem. Miał jeszcze dodać, że wtedy ojciec go zabije, ale powstrzymał się, bo Julien niespodziewanie skierował się na taflę.
~
Sonny zeszedł na lodowisko, gdzie powinien czekać na niego Jurij. Albo jego przyjęcie urodzinowe. Nie zastał tam jednak ani jednego ani drugiego. Przy bandzie rozgrzewali się Julien i Gerard, mimo że obydwoje odbyli już dziś swoje treningi.
-Co wy tu robicie? - zapytał podejrzliwie.
-A, wiesz... trening kondycyjny na lodzie przed spaniem, znasz jego starego - machnął ręką młody Preaubert - A w ogóle to wszystkiego najlepszego! - zmienił temat. Sonny pozwolił uścisnąć sobie rękę i poklepać po łopatce.
-Dzięki - powiedział - A nie widzieliście gdzieś Jurija? Rosjanin, piętnastolatek, ciemne włosy...
-A, tak - podjął Julien - wyszedł na zewnątrz, na parking, tymi drzwiami - wskazał mu.
-Dziwne... - mruknął Sonny, ale niewiele myśląc, zostawił Francuzów i podążył za podopiecznym.
~
Jurija znalazł skulonego na jednej z ławek.
-Hej... co jest? - zapytał łagodnie, siadając obok. Chwilę to trwało, zanim chłopak odpowiedział.
-Ja nie chcę jeździć na łyżwach - wydusił w końcu, nie patrząc na niego.
-Jak to? W ogóle? Przecież... - zaniepokoił się - Słuchaj, każdy czasem tak czuje... Ja to rozumiem, nie musimy dzisiaj trenować... Popatrz... - próbował położyć rękę na jego ramieniu.
-Zostaw mnie! - krzyknął Jurij, zerwał do biegu. Santino niewiele myśląc, podążył za nim.
-Czekaj! - zawołał, gdy łyżwiarz znikł za rogiem ośrodka.
Wtedy uderzyło go światło. Po kilku kolejnych krokach wszytko stało się jasne. Część ogrodu za zakrętem była przybrana lampkami, balonami i serpentynami. Stały tam zastawione stoły pełne jedzenia i flaszek. I niemal cały personel ośrodka, który na jego widok wykrzyknął radośnie: NIESPODZIANKA!
Santino roześmiał się i wycelował palcem w Jurija, któremu właśnie Paweł gratulował idealnie odegranej roli.
-Policzymy się jutro na siłowni! - pogroził mu.

Ze względu na swoje filmowe obsesje Sonny został zasypany płytami dvd, a od Pawła dostał też plakaty. Na jednym z nich widniał Santino Corleone, który był jego osobistym ojcem chrzestnym, chociaż w filmie nigdy nie doczekał się tego tytułu. Wreszcie przyszedł czas na prezent od Lucy i Barbary. Trenerka wręczyła mu ozdobną torebkę. Chłopak zamknął oczy i wsadził rękę do środka, żeby pomacać zawartość.
-Czy to sweter? - wybuchnął śmiechem, czując pod palcami miękką wełnę - Naprawdę sweter?!
Jednak to, co wyciągnął ze środka, nie było swetrem. Były to dwa szaliki spotykane najczęściej na stadionach piłkarskich: jeden biało-czerwony z orłem, na drugim widoczny był kogut trójkolorowych. Natychmiast się nimi owinął.
-Dziękuję! O, jest jeszcze kartka... - wyciągnął kopertę. Niespodzianka zaczynała się tutaj. To były bilety do loży vipowskiej na towarzyski mecz Polska-Francja, który miał odbyć się za jakiś czas na Baltic Arenie w Gdańsku. Do tego bilety lotnicze z Archangielska do Trójmiasta i z powrotem, chociaż powrót zaplanowany był dopiero na kilka dni później. Pani psycholog i choreografka wysyłały go na krótki urlop w rodzinne strony. Wzruszony objął Szerewiczową.
-Muszę zadzwonić do Lucy i podziękować - powiedział.
-Chyba lepiej będzie jutro - zasugerowała.
-Jutro... mogę nie być w stanie - odparł z uśmiechem. Zaraz potem rozpętała się impreza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 19:46, 14 Sie 2012    Temat postu:

__314__
- Dobrze, że dziś niedziela... - Wal pojawiła się na śniadaniu grubo po godzinie jedenastej.
- O witam panią prezes - odparł Sonny, który z całym talerzem kanapek wyglądał, jakby dopiero wygrzebał się z pościeli. - Ale impreza wczoraj była super, tak super, że mam niesamowite luki pamięciowe - zachichotał. - Za to pamiętam, że w godzinie, w której wszyscy mieli najwyższe stężenie krwi w alkoholu, ty i Tom zaczęliście się ostro całować.
- Ja tego nie pamiętam - Wal natychmiast przestała się uśmiechać.
- Oj tam, nie ma co ukrywać. Zresztą Kyoko fajnie wszystko podsumowała: to, co się robi po alkoholu następnego dnia odlatuje w niepamięć. Zwłaszcza jeśli to dotyczy szefostwa.
- Kyoko ma absolutną rację! To wspaniała dziewczyna. Jej zdrowie! - Wal wzniosła toast mocną kawą.
- Co nie zmienia faktu, że ty i Tom jesteście oficjalną parą... - Sonny nie dawał za wygraną.
- Ty się tu nie wymądrzaj. A kto się obściskiwał z Kyoko w przytulańcu?
- Naprawdę tańczyłem z Kyoko???
- Walc Lizy i Pawła przy was to mały pikuś... Jak znam Japonki, to nie myślałam, że potrafią się tak wstawić.
- O rany, mam nadzieję, że ta zasada zapominania po alkoholu dotyczy też tego...
- Bez przesady, to fajna dziewczyna - Walentyna puściła do niego oko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Wto 21:51, 14 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Wto 22:14, 14 Sie 2012    Temat postu:

Dzięki, Val, za zmienienie części swojej części, która mi się nie podobała. Sic.


Ale szczerze mówiąc, ja mam już dosyć tego kontekstu (w który może sama się wepchnęłam - ale na pewno sama się własnie wypycham), w którym poganiam Was do pisania jak w podstawówce, zgłaszam obiekcje do fragmentów stojących w całkowitej sprzeczności z poprzednimi częściami i w ogóle jestem zimną suką. Wolę być jedynie nadwornym tłumaczem tego forum i w związku z powyższym, dla zasłużonego niebiańskiego spokoju nas wszystkich, zamykam wreszcie ten temat, zanim dojdzie tu do czegokolwiek, co nam zmąci sen o Yagudinie w pozostałych tematach. Amen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 20, 21, 22
Strona 22 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin