Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Avatar
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 19:08, 26 Maj 2010    Temat postu:

Istnienie Charliego jest dowodem na to, że Lucy nie zdecydowała się na aborcję ponieważ tamtego dziecka chciała, jego ojcem był facet, którego kochała, a ojcem Charliego jest niewiadomo kto... a i moment pojawienia się małego na świecie nie był dla Lucy zbyt dogodny i czym będzie kiedy indziej. - Mam nadzieję, że takie wyjaśnienie wam chwilowo wystarczy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 14:18, 27 Maj 2010    Temat postu:

Ok, teraz jasne. Lucy nigdy nie pozbyłaby się dziecka niezależnie od okoliczności - popatrz na Charliego. Gra. Mam nadzieję, że te wątpliwości Carla Ci nie psują całkiem koncepcji - jak coś, to mów Wink

Osaka?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 16:02, 29 Maj 2010    Temat postu:

__71__

Do biura Walentyny wpadła Sinead z łyżwami w rękach.
- Pamiętasz próbę sabotażu na drzwiach Nobuhito? - spytała, zanim Walentyna zdązyła ją powitać. - Chyba mamy kolejną próbę - dokończyła, a na biurku Walentyny wylądowały trzy pary figurówek należących do jej dzieciaków. Ostrza były przepiłowane, a w środku brzęczały drobne, metalowe przedmioty. Sinead bez słowa wyciągnęła kilka pinezek. Walentyna natychmiast wykonała telefon do ochrniarza. Po kilkunastu minutach młody chłopak postury Smirnova z kamienną twarzą wręczył pani prezes kilka płyt, które natychmiast połknął odtwarzacz pod plazmą.
~
Tom pół dnia kursował po lotniskach, najpierw odwiózł Lucy, Carla, Lambiela i asystentów do odlotu, do ostatniej chwili zalewając ich słowotokiem na temat postępowania w razie lambielowego napadu szału. Ten dla odmiany siedział zupełnie spokojnie otumaniony mocnymi lekami z błogim wyrazem twarzy i spływającą maleńką stróżką śliny z ust. Lekarz nie wrócił z lotniska sam. Jego towarzyszkę w recepcji wyściskał Evan we własnej osobie.
- Kathleen, wreszcie jesteś! Nasi podopieczni już się doczekać nie mogli! - ucałował ją i przywitał na wzór pana i władcy tutejszych włości i wziął jej torebkę, na wzór wiernego sługi. - Jak było u Plshenki?
Tom nieco skrzywił się, ale naciągnął gumowe ucho.
- Bardzo dobrze, dowiedziałam się bardzo wielu... rzeczy - odpowiedziała kobieta o latynoskich rysach twarzy z burzą czarnych loków a'la mokra Włoszka, akcentując ostatnie słowo.
- Kathy jest chyba zmęczona, może zaprowadzimy ją do pokoju? - zaproponował Tom nieco niecierpliwie, trzymajac drugą wielką walizę.
- Och, nie martw się Tom, podróż była bardzo przyjemna, a przed odlotem sam Jewgienij zatroszczył się o mnie, więc nie jestem zmęczona. Chętnie obejrzałabym ośrodek, słyszałam o nim bardzo wiele... - słowo "dobrego" utkwiło jej w gardle, wiec wypowiedź została niedokończona, jednak wystudiowanym uśmiechem dobrej cioci zamaskowała to.
- To może na początek obejrzymy pokój? I odstawimy walizki? - dopytał z coraz większą desperacją.
- Ach, przepraszam cię kochanieńki - Kathleen wybuchła perlistym śmiechem, widząć zmagania Toma z jej bagażem. - Masz rację, odstawmy najpierw walizki! - zarządziła i majestatycznie pomaszerowała w kierunku windy. Tom, ciągnąc wielką walizkę i przeklinając w myślach kobiety, wożące ze sobą pół składu butików Mediolanu i Paryża. Nie żeby się ktoś przejął, że jako prezes stara się być uprzejmu pomagając, a jednocześnie narażając swoje mięśnie i kręgosłup na szwank, w efekcie którego cała kadra byłaby pozbawiona złotych rąk najlepszego lekarza i masażysty. Evan, na wzór francuskiego pieska, trzymał w ręce (Tom mógłby przysiąc, że chętnie trzymałby w zębach) mini torebeczkę szanownej pani psycholog. Winda zatrzymała się na parterze, ale towarzystwo zamiast wsiąść, zostało staranowane przez Walentynę i Sinead.
- Mamy kolejną próbę sabotaż€! - wykrzyknęła, a dopiero po sekundzie zauważyła Evana i Kathleen. - O, witam panią - zmieszała się nieco i ukłoniła przed kobietą.
- Świetnie, pogadamy o tym w moim biurze za parę minut, ok? - Toma w tym momencie nie interesowało już nic, oprócz jego pleców.
- Maaaaaamooooooooo!!!! Pomoooocyyyyyyyyy!!!! - rozległo się z głębi korytarza na parterze. Wszyscy odwrócili wzrok w kierunku córek Sinead. Tom wzniósł oczy ku niebu, a raczej w kierunku sufitu.
- Musicie tak krzyczeć? Co się stało?
- Charlie zniknął!! - wykrzyknęły równocześnie.
- CO??? - wykrzykneły równocześnie Waletnyna i Sinead, a Tom opuścił walizkę, sycząc, bo trafiła w jego stopę.
- Zapowiada się ciekawa praca - mruknęła Kathleen pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Sob 16:21, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 16:14, 29 Maj 2010    Temat postu:

Widzę, że niebo jednak spada nam na głowę...
:hamster_cry:


Ogólnie to łyżwiarka Evana (ta kontuzjowana) ma na imię Cathlyn, więc może pozmieniam tam Kathy z Kathleen na Katherine (chociaż)? Bo się nam pomiesza już całkiem. To z technicznych spraw - z mniej technicznych: nie rób z Lizaka drugiego Lambiela Razz I o matko, jaka ta psycholożka antypatyczna Razz Dobrze, że mamy ją komu rzucić na pożarcie Wink duch z czwartego piętra powraca...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 16:18, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 19:31, 29 Maj 2010    Temat postu:

__72__

- Nie wpadajmy w panikę. Mały na pewno się znajdzie. - powiedział bez przekonania Evan spoglądając po twarzach wszystkich zebranych
- Carrie - Sinead zwróciła się do swej najstarszej latorośli - możesz mi wyjaśnić co to znaczy, że Charlie zniknął? Zostawiłam go z wami na pięć minut i co?
- Nie wiem mamo, poszłam do łazienki. Ether miała się nim zająć. - wybąkała osiemnastolatka
- Ether? - tu Sinead spojrzała pytająco na drugą córkę.
- Może mi teraz powiecie, że to jest moja wina?!?! - żachnęła się Ether
- Jasne. Absolutnie nikt nie jest winny... - mruknęła pod nosem pani psycholog przyglądając się całej scenie z rosnącą dezaprobatą. - Jeżeli tak wygląda rozwiązywanie konfliktów w rodzinie najlepszej psycholożki* Wielkiej Brytanii, to ja już wolałabym leczyć się u Eskimosów... - dodała szeptem, tak, by usłyszeć ją mógł tylko Evan.
Po tej uwadze, Lysacek nie mogąc się powstrzymać parsknął śmiechem. Oczy zebranych zwróciły się na niego.
- Przepraszam. - wyjąkał, wciąż nie potrafiąc zebrać się na powagę
- Nie rozumiem, co cię tak bawi, Evan. - powiedziała Walentyna - Ale nie zamierzam wnikać w tajniki twojego poczucia humoru. - dodała
- Gdzie Ethan i Amanda? - zapytała nagle Sinead
- Jak to gdzie? - zdziwiła się Mary - Rozgrzewają się przed treningiem, który mają za dziesięć minut i na którym powinnaś być...
- Idź. - powiedziała Walentyna widząc niepewność malującą się na twarzy swojej specjalistki od tańców na lodzie - My poszukamy Charliego.
- Na pewno? - zapytała
- Na pewno. - wtrącił Tom - Ten ośrodek musi funkcjonować. - rzekł - Damy sobie radę. - dodał po chwili, widząc, że Sinead nie ruszyła się z miejsca.

~

Kiedy Sinead przyszła na lodowisko, zobaczyła jak Dasza i Abby, właśnie schodzą z tafli, na której Amanda i Ethan już ćwiczyli piruety. Przy bandzie stała Barbara i rozmawiała o czymś z Sonnym.
- Cześć. - przywitała się Sinead podchodząc do nich
- Cześć. - odparła Barbara i zaraz zapytała - Coś się stało? Wyglądasz jak z krzyża zdjęta.
- Zostawiłam Charliego na pięć minut z Carrie, Mary i Ether, a on zniknął. - wyjaśniła Sinead
- Jest tam. - Barbara wskazała ławeczkę przy wejściu na lodowisko, na której grzecznie siedział sobie chłopczyk. - Przyszedł tu z Amandą i Ethanem. - wyjaśniła
- Dzięki Bogu... - odetchnęła Sinead - wolę nie myśleć co zrobiłaby mi Lucy, gdyby coś się stało małemu... Idziesz może na górę? - zapytała nagle widząc, że Barbara zbiera się do wyjścia
- Tak.
- Mogłabyś powiedzieć Walentynie i Tomowi, że mały się znalazł, bo oni tam już rozpoczęli szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą.
- Jasne. - odparła Barbara i oddaliła się wraz z Sonnym.
- Amanda! Ethan! - zawołała Sinead - Ile razy mam wam powtarzać, że jak zabieracie gdzieś Charlesa, to macie powiedzieć, że to robicie? - zapytała, kiedy posłusznie zjawili się przy bandzie
- Przecież chciałaś go zabrać na nasz trening, więc pomyśleliśmy, że jak jesteś zajęta pinezkami w łyżwach, to zabierzemy go ze sobą. - wyjaśnił Ethan
- Nie mam pretensji o to, że go ze sobą wzięliście, ale o to, że zrobiliście to bez uprzedzenia. - wyjaśniła Sinead - Martwiłam się.
- Ciociu, siusiu! - zawołał z ławki Charlie
- Dokończcie rozgrzewkę, ja zaraz wracam. - zakomenderowała Sinead, a potem wziąwszy chłopca za rękę poszła do toalety.
--------------------------
*Wiem, że powiedziałam, że nie lubię tego słowa, ale nie lubię też Kathy, więc niech ona sobie tego słowa używa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 21:55, 29 Maj 2010    Temat postu:

Od razu mówię, że w mojej części Sonny i Barbara nie witają sie z Kathy, bo się spotkali wcześniej, jak ogłosili, że Charlie jest na tafli.

__73__
-Hej, Tom, nie widziałeś Walentyny? - zapytała Barbara, wchodząc razem z Sonnym na taras umieszczony przy tym bardziej publicznym lodowisku. Zapadał zmierzch i kelnerzy zapalali świeczki na stolikach.
-Walentyna wciąż ogląda taśmy z monitoringu.
-Jeszcze?
-Jeszcze - westchnął - Musimy porozmawiać - popatrzył jej w oczy. Przełknęła - Dlaczego trening Daszy trwał tylko 45 minut?
-Skoro pytasz, to wiesz. Dasza zerwała z Nikitą - Barbara powiedziała to szybko, bo to zdanie naprawdę bolało. Bardziej niż to, że solistka prezentowała dzisiaj podręcznikowy brak skupienia - Powiedz. Tom, po prostu to powiedz...
-Powiem - doktor pokiwał głową, jakby nie miał wyboru.
-No mów... - Barbara godziła się z tym werdyktem.
-A nie mówiłem? - wygłosił. Sonny próbował jej bronić, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć.
-Aaaaa... mówiłeś... - jęknęła - I to akurat w dzień, w którym Lucy wyjeżdża z ośrodkaaa...
-Może ja w czymś pomogę? - zapytała Kathy, która nagle pojawiła się w drzwiach i zmierzała do stolika, gdzie czekał na nią Evan.
-Tak - podjęła choreografka niezwykle energicznie - Właśnie dyskutowaliśmy: bo w prawie brytyjskim ze względu na brak konstytucji...
-Ale ja jestem Amerykanką... - zmieszała się Kathy.
-A, szkoda - wzruszyła ramionami, Tom był gdzieś pomiędzy wybuchem śmiechu, a karcącym spojrzeniem, Sonny wpatrywał się w podłogę. Evan podszedł do nich i zaproponował, żeby usiedli, zamiast stać w drzwiach. Nikt nie spierał się z jego logiką.
-A, przypomniałam sobie! - podjęła Kathy, gdy już usiedli - Ja cię widziałam na scenie z Arim Belmayerem w Los Angeles!
-Ahaha.... sto lat temu - zaśmiała się nerwowo Barbara - Evan wybawił mnie z alternatywnego teatru tańca - szturchnęła swojego byłego szefa.
-Ty widziałeś to wtedy? - Kathy zwróciła się do Sonny'ego, dotykając jego ramienia.
-Eee... nie...
-Santino miał wtedy niecałe 15 lat, a to nie była rozrywka dla młodzieży... - sprostowała Barbara, pomagając sobie luźną gestykulacją - Evan, jak się miewa Anna*? - zmieniła temat.
-A, właśnie! Kazała ci przekazać, że jeśli do niej nie zadzwonisz, dopadnie cię na najbliższych zawodach i że pożałujesz.
Zaśmiali się.
-Powiedzcie, czy w tym ośrodku jest zawsze takie szaleństwo jak dzisiaj z tym dzieckiem? - zapytała Kathy.
-Czubek góry lodowej - mrugnęła Barbara. Jej słowa zbiegły się z momentem, w którym kelner postawił kieliszek przy jej prawej ręce.
-Właśnie, szukaliśmy Walentyny, bo ustalamy grafik zajęć poza lodem dla najmłodszych; teraz, gdy mamy Pawła Żarskiego do pomocy... no i też się zgłosiłem na opiekuna, w czwartki - powiedział Sonny, właściwie już wstając od stołu.
-Jasne, idź. Zobaczymy się później - Evan wyglądał na zadowolonego, że jego były podopieczny ma zadatki na pracoholika, co oznaczało, że idzie w jego ślady.
Kathy nie odpowiedziała, bo śledziła z prawdziwą uwagą, jak Barbara odwraca swój kieliszek do góry dnem. Uśmiechnęła się. Wzrok Evana też powędrował w tamtą stronę.
-Jesteś w ciąży? - zapytał. Barbarę urzekła szczera radość w jego słowach i musiała się mocno powstrzymać, żeby nie parsknąć mu śmiechem w twarz.
-Nie.. - zakrztusiła się.
-Barbara nie pije - sprostował Tom.
-W pracy... jestem... - machnęła ręką.
-Niesamowite - skomentowała Kathy - Myślałam, że nie ma nic bardziej godnego współczucia niż lekarz sportowców, który doprowadza ich ciała do używalności, żeby je potem mogli jeszcze bardziej katować, ale mamy tu tancerza, który stracił kontrolę nad swoim ciałem...
Mężczyźni wymienili pełne napięcia spojrzenia. Barbara chrząknęła.
-Zapomniałaś, bo jest tu jeszcze łyżwiarz, mistrz świata, który nie może już jeździć, ale nie wiem, na jak wiele współczucia on zasługuje... - Barbara udała, że się zastanawia. Evan przełknął, bo wiedział, po której stronie tego sporu musi stanąć.
-Babs... - zaczął. Został zignorowany.
-Radzę ci, zajmij się tymi, którymi masz się zajmować. Chociaż z drugiej strony, jeśli masz dla nich tylko ładnie brzmiące zdania, które są zupełnie bez sensu... - rozłożyła ręce - Wybaczcie.
Wstała od stołu i odeszła.


___
*Anna - niegdysiejsza Wink partnerka Evana w Tańcu z Gwiazdami, która teraz razem ze swoim mężem układa dla niego i Michelle choreografie dla tancerzy na lodzie. Ona jest Rosjanką, więc się znały i lubiły z Barbarą. Oczywiście na "okres kaliningradzki" kontakt całkiem się urwał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 21:58, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 14:06, 31 Maj 2010    Temat postu:

__74__
- Jak tam monitoring? Kogo namierzyliście? Ruskich złodziei, sobowtóra Lambiela, czy Bukę? - Barbara weszła do biura Walentyny. Plazma była jedynym źródłem światła, intensywnie oświetlającym niebieskawym blaskiem sylwetkę pani prezes, Kyoko, ochroniarza oraz... trenera Archaniołów i Daszy. - Coś mnie ominęło? - staneła na środku gabinetu i wpatrywała się w srogie miny trójki z obecnych i zapłakaną dziewczynę.
- Pani... Lucy... wyjechała..., więc postanowiłam... powiedzieć pani prezes... - zaczęła Daria, pociągając nosem niemal za każdym wypowiedzianym słowem. - Bo tata mówił, że zawsze mogę się do niej zgłosić... w razie problemu... I powiedziałam, że... że Nikita... - urwała, a jej drobnym ciałem wstrząsnął histeryczny szloch.
- Daria powiedziała, że tej nocy, kiedy rozmarowano rybę na drzwiach Nobu, miała sprzeczkę z Nikitą. Był zazdrosny, że Daria rozmawiała z naszym skośnookim. Pinezki i zniszczone ostrza dzieciaków Sinead to również jego robota.
- Denerwowało go, że nie jeżdżę już sama na lodzie. Wtedy mi powiedział, że nie chce, żeby kręcili się koło mnie inni ludzie... - Daria szybko wypowiedziała te słowa, jakby bała się, że kolejny napad płaczu znów jej to uniemożliwi. - Gdy to mówił, był dziwny... Straszny... Wtedy domyśliłam się, że to on zrobił to Nobu...
- Zaraz, ale na treningu dzieciaki Sinead jeszcze miały łyżwy na sobie, a wtedy mówiłaś, że już z nim zerwałaś...? - Barbara próbowała nadążyć.
- Bo zerwałam! Ja nie wiem, czemu to zrobił... - dziewczyna znów zalała się łzami.
- Gdzie on teraz jest?
- Niestety w naszym internacie go nie ma - trener Archaniołów rozłożył bezradnie ręce. - Nakazałem chłopakom go szukać i zadzwonić, gdy tylko go znajdą.
- Kyoko, zadzwoń po policję. Ten chłopak może być niebezpieczny. Sasha - zwróciła się do umięśnionego ochroniarza, który na dźwięk swojego imienia wyprężył się jak goryl. - Przygotuj kopie tych taśm dla policjantów. Panu już dziękuję - Walentyna skłoniła się do trenera. - Proszę się ze mną skontaktować, gdy będzie wiadomo coś o Nikicie.
- To na pewno on? - spytała Barbara szeptem, patrząc na obraz nędzy i rozpaczy reprezentowany przez 16-latkę, gdy cała reszta opuściła gabinet.
- Niestety, kolejny czubek do obezwładnienia... A Lucy z Carlem na wyjeździe - Walentyna oparła się o biurko, wyłączyła plazmę i włączyła światło w pomieszczeniu. Barbara westchnęła ciężko.
- Dobrze, że Charlie się znalazł, gdyby jeszcze to była sprawka Nikity w ramach zemsty za odwołanie randki... - wymamrotała Barbara tak, że nawet Walentyna ledwo ją usłyszała.
- Nawet nie strasz, Lucy by nas pozabijała.
- Najpierw musiałaby nas odkopać, bo prędzej zrobiłby to Alexei - Walentynie aż dreszcze przebiegł po plecach.
- Tom wie?
- Właśnie chcę do niego zadzwonić - Walentyna odruchowo wyciągnęła komórkę.
Barbara znów westchnęła i machnęła ręką, jakby było jej już wszystko jedno. Gderanie Toma na wzór starego teścia było niczym w porównaniu z tym, co zgotuje Alexei, gdy się o wszystkim dowie.
- Daria, chodź, zaprowadzę cię do pokoju... - zwróciła się do dziewczyny, objęła ją i obie wyszły z biura. Walentyna wybirała w tym momencie numer do lekarza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Pon 14:11, 31 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 2:19, 01 Cze 2010    Temat postu:

___75___

- Lucy... - zaczął niepewnie Carl, kiedy usiedli obok siebie w samolocie
- Mhm... - dała znak, że słucha
- Sinead mi powiedziała... że ty wtedy... sześć lat temu...
- Że nie usunęłam ciąży? - zapytała spokojnie widząc, że trudno jest mu się wysłowić
- Właśnie.
- I co w związku z tym, że ci powiedziała? Myślisz, że to w tej chwili cokolwiek zmienia?
- Nie wiem, czy zmienia... wiem tylko, że nadal cię kocham...
- A weźcie wy wszyscy przestańcie mnie wreszcie kochać! Jak nie on - tu wskazała na drzemiącego na fotelu obok Lambiela - to ty... Ja nie wiem, kim ja właściwie jestem? Heleną Trojańską? - zapytała zdenerwowana - Jestem zmęczona... - dodała po chwili dłuższego milczenia - ...chciałabym przez jakiś czas normalnie pożyć.
Carl nie powiedział już niczego. Chciał ją zapytać, kto właściwie jest ojcem tego dziecka, które w końcu urodziła, ale uznał, że to nie jest najlepsza pora na takie pytania.

~

Kiedy dotarli do Glasgow był już późny wieczór. Stephane został zakwaterowany w jednym z niewielkich pokoików i zapisany do grupy terapeutycznej prowadzonej przez samego doktora Greena, co oznaczało, że jest naprawdę uprzywilejowanym pacjentem.
- Zobaczymy się jeszcze? - zapytał nad wyraz przytomnie, kiedy Lucy przyszła się z nim pożegnać.
- Nie wiem. - odparła - Może kiedyś, jak zaczniesz odróżniać swoją fantazję od rzeczywistości i nadal będziesz chciał się ze mną zobaczyć, umówimy się na kawę. - spróbowała zażartować, ale nie bardzo jej to wyszło
Lambiel tylko się uśmiechnął. Lucy wyszła z jego pokoju i zamknęła za sobą drzwi, a kiedy się odwróciła wpadła prosto na Carla.
- Przepraszam. - powiedziała - Nie zauważyłam cię.
- Nie szkodzi. - jego twarz nagle znalazła się niebezpiecznie blisko jej twarzy, a jego dłonie bez trudu odnalazły dobrze znane sobie miejsce na jej talii.
- Carl... - szepnęła Barfield - Nie powinniśmy... - nie dokończyła mówić, czego właściwie nie powinni, bo Green zamknął jej usta pocałunkiem. I dopiero wtedy uświadomiła sobie jak bardzo za nim tęskniła. W tej jednej chwili cały ból, który jej kiedyś sprawił, uleciał i pod Lucy ugięły się kolana.
Carl wziął ją na ręce i poniósł krętymi korytarzami, a ona zupełnie nie dbała o to, dokąd właściwie zmierzają...

~

Obudził ją natarczywy dźwięk dzwoniącego telefonu, który w środku nocy rozległ się w sypialni Carla Greena. Lucy potrzebowała dobrych kilku sekund, żeby uświadomić sobie, że to co słyszy to naprawdę jest "Etiuda Rewolucyjna" Chopina, czyli... dzwonek w jej komórce zarezerwowany dla jej klientów*, którzy dostali pozwolenie by dzwonić pod ten numer wyłącznie w sytuacjach absolutnie awaryjnych. To ograniczało listę potencjalnych dzwoniących do zaledwie dwóch osób. Do Darii Aleksjejewny i...
- Słucham. - powiedziała ledwo przytomnie Lucy, znalazłszy wreszcie swój telefon wśród porozrzucanych po podłodze ubrań.
- Pani Barfield?
- "A któż by inny?" - przemknęło jej przez głowę, ale głośno powiedziała - Słucham cię Nikito.
- Musi mi pani pomóc. - powiedział chłopak poważnie
- Domyślam się. Nikt z moich klientów nigdy dotąd do mnie nie zadzwonił pod ten numer, więc przypuszczam, że sprawa jest poważna.
- Dasza mnie rzuciła. - powiedział szybko Nikita - Ona myśli, że to ja zostawiłem tą rozgrzebana rybę na drzwiach Nobuhito... powiedziała wszystkim...
- Uspokój się. - powiedziała Lucy już całkiem przytomnie - Powiedz mi, czy ona ma podstawy by myśleć, że to zrobiłeś?
- Nie zrobiłem tego. - w jego głosie słychać było niezachwianą pewność - Nie zrobiłem niczego, o co mnie oskarżają.
- Nie pytam czy to zrobiłeś, pytam, czy Daria ma podstawy by tak uważać.
- Wiem, że bywam zazdrosny... ale to dlatego, że tak bardzo ją kocham... mówię czasem głupie rzeczy... ale tak naprawdę... nie zrobiłbym czegoś takiego... Musi mi pani uwierzyć!
- Gdzie teraz jesteś?
- Łażę po mieście. Próbuję się uspokoić, ochłonąć...
- Zrób dokładnie to, co ci powiem. - powiedziała Lucy możliwie najspokojniej, choć świadomość tego, że wzięła na siebie odpowiedzialność za tego chłopaka zmroziła jej krew w żyłach - Wracaj do internatu. Opowiedz swoją wersję wydarzeń Walentynie i Tomowi. Jeżeli masz alibi i dowody, że to nie ty, to je przedstaw. To czy ja ci uwierzę czy nie, nie ma tu znaczenia. To ich musisz przekonać. Im musisz udowodnić swoją niewinność. Ja będę w Archangielsku za kilka dni i wtedy porozmawiamy.
- Ale... - Nikita zaczął coś mówić, ale Lucy nie dowiedziała się co to było, bo połączenie zostało przerwane, a przy próbie ponownego połączenia usłyszała tylko: "The number you're trying to reach is currently..."


--------------------------
*w psychologii klinicznej ludzie którym się pomaga to pacjenci, natomiast, w innych przypadkach nazywa się ich klientami, żeby nie przypisywać im etykietek osób zaburzonych


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Wto 16:03, 01 Cze 2010    Temat postu:

Ciekawe, co będzie z naszym Nikitą... Very Happy

__76__
Tymczasem w Archangielsku Barbara siedziała na łóżku Daszy, która zwinęła się w kłębek na poduszkach. Cisza się przedłużała, ale najważniejsze było teraz być razem. Było jej ciężko, gdy patrzyła na zapłakaną łyżwiarkę, ale równie przykro było jej z powodu Nikity. Westchnęła.
-Ja powiem tacie, że to wszystko moja wina! - Daria usiadła i spojrzała jej w oczy.
-Wykluczone - odpowiedziała łagodnie i zanotowała w pamięci, żeby nigdy więcej przy Daszy nie wygłaszać hipotez na temat zemsty prezesa.
-Wy go wszyscy tu dla mnie sprowadziliście, gdyby nie ja... - głos jej się załamał.
-Proszę cię... Chcieliśmy mu pomóc, ale... - przełknęła - widocznie najlepiej będzie, jeśli ktoś się nim zaopiekuje. Ktoś, kto się na tym najlepiej zna.
-W więzieniu? - jęknęła Dasza.
-Przecież Nikita nie pójdzie do więzienia... Ja... myślę że zrobiliśmy, co mogliśmy. Wszystko, co mogliśmy - wypowiadała te słowa z prawdziwym bólem. Daria znowu się rozpłakała.
-Ja jutro na treningu nie będę już... - wychlipała.
-Mam nadzieję - uśmiechnęła się Barbara, mimo że była przygotowana na to, że będą musieli dać dziewczynie więcej czasu.
-To bez sensuuuu... Pewnie wszystkie dziewczyny w moim wieku mają takie problemy, a tylko ja ryczę jak głupia...
-Ja nie miałam - rozłożyła ręce Barbara.
-Jak to? - zapytała.
-Ja w twoim wieku byłam już zaręczona z mężczyzną, za którego wyszłam, jak tylko skończyliśmy liceum.
-Naprawdę? - Barbara zobaczyła, jak na chwilę Dasza zapomina o swoich problemach.
-Ale w wieku Sonny'ego byłam już rozwódką, więc nie ma z czego brać przykładu! - zaśmiała się.
-Ale... dlaczego?
-Chyba... byliśmy za młodzi. Był miłością mojego życia i gdzieś w głębi obydwoje czuliśmy, że chcemy się razem zestarzeć. Ale problem był w tym, że żadne z nas nie chciało się starzeć. Mieliśmy całe życie przed sobą, świat stał otworem. I to się okazało któregoś dnia ważniejsze, niż nasze małżeństwo.
-Czy to wtedy wyjechałaś z Rosji?
-Obydwoje wyjechaliśmy, tylko w zupełnie różne kierunki. Myślę, że powinnaś się położyć - dodała, patrząc na zegarek. Dasza zdjęła spodnie od dresu i rzuciła na podłogę. Po czym weszła pod kołdrę. Była wykończona.
-Barbaro Władimirowno? - zapytała, gdy choreografka zamknęła okno - Czy ty... żałujesz? - zapytała nieśmiało.
-Nie - odparła - Nie żałuję. Dobranoc.
Zgasiła światło i wyszła z sypialni dziewczyny.
~
Z samego rana Barbara stanęła przy bandzie u boku Evana.
-Przepraszam za wczoraj - powiedziała, śledząc rozgrzewających się Louisa i Audrey. John kręcił się samotnie przy bandzie, Abby rozciągała się na sucho.
-Tom mi wszystko powiedział - odrzekł, dotykając jej ręki, żeby na niego spojrzała - Jest mi... tak przykro...
-Dzięki, Evan, ale nie wiem, czy Tom wspominał, że wiedział dokładnie, w jakim jestem stanie, zatrudniając mnie tutaj. Powiedz, jakiej chcesz choreografii i postaram ci się udowodnić, że nie musisz mi współczuć.
-Okej. Lou, Audrey! Pokażcie Barbarze program dowolny - wydał polecenie, łyżwiarze ustawili się na środku tafli - Ogólnie program zostaje na następny sezon, ale ma niskie komponenty. Wydaje mi się, że jest za łatwy. Wymieniamy ścieżki kroków i jeśli możesz coś pozmieniać w tym, co jest pomiędzy obowiązkowymi elementami...
-Mmhmm - mruknęła Barbara, śledząc parę, która właśnie zamarkowała kombinację skoków - Zobaczymy, co da się zrobić...


*ogólnie chodziło mi o to, żeby pokazać więź między Barbarą a Daszą. Ona mówi do niej "ty" bo to po polsku przy lepiej niż "proszę pani", ale w rosyjskim używałaby formy grzecznościowej Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Wto 16:07, 01 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 16:42, 05 Cze 2010    Temat postu:

__77__
Walentyna, jak zwykle intensywnie pracująca w swoim biurze odebrała telefon i jak zwykle zamiast zwyczajowego "dzień dobry", usłyszała jedną z wielu kwestii Yagudina, w których zanim się odezwie, już czuć subtelną nutkę oskarżeń.
- Słyszałem, że macie problem z Nikitą.
- Ooo, wiadomości rozchodzą się szybciej niż myślałam, czyżby znów ruskie pudelki?
- Nie żartuj. Daria dzwoniła do Tatiany wyżalić się... Teraz Tatiana chce jechać do Archangielska - głos Alexeia stał się nieco łagodniejszy.
- No, to może nie taki zły pomysł? Daria bardzo tęskni, teraz jest rozbita po tej aferze z Nikitą, spotkanie z rodziną dobrze jej zrobi.
- Postaramy się, ale wiesz, ze mam mnóstwo pracy...
- Och, dla córki mógłbyś olać parę nadętych bankietów! - rzuciła pani prezes. Alexei zamilkł na chwilę. Musiał przyznać jej rację.
- A co tam u was? Żadnych kataklizmów, klęsk żywiołowych, plag i innych grasujących Lambielów? - zmienił temat.
- Dajemy radę. Lucy z Carlem właśnie wyjechali go leczyć, co by nam więcej nie grasował, treningi naszych dzieciaków idą nieźle, konsultacje innych też. Jak wiesz, mamy nową pomoc z Polski.
- Tak, tak, pamiętam, konsultowaliśmy to. W takim razie oby tak dalej! - po pożegnaniu Alexei rozłączył się, a Walentyna w dobrym humorze przekonana o panującym spokoju zabrała się do dalszej pracy. Niestety spokój ma to do siebie, że nie trwa wiecznie. Do gabinetu weszła pani psycholog grupy Evana.
- Dzień dobry.
- Witam - odpowiedziała chłodno pani prezes. Czego ona chce? pomyślała.
- Chciałabym zgłosić pewne zastrzeżenia co do warunków panujących w ośrodku, które mogą źle wpływać na psychikę naszych podopiecznych - Kathy rozsiadła się wygodnie na krześle dla gości i założyła nogę na nogę, prezentując swoje uda. Za grube do tej mini, jak natychmiast zauważyła Walentyna.
- Mianowicie?
- Po pierwsze, ciągłe wizyty policji. Tutaj cały czas dzieje się coś wymagającego interwencji! Słyszałam już o kradzieży, próbie samobójczej Lambiela, który przedarł się przez ochronę, a także o napadzie na tego Japończyka i dzieci Sinead.
- To nie były regularne napady... - zaczęła Walentyna, ale słowotok "psycholożki" nie ustawał.
- Po drugie, ten mały Charlie ciągle gdzieś ginie, a matka jeździ po świecie. Albo sama nie może go upilnować, albo w ogóle go zostawia w niepowołane ręce! - Walentyna otworzyła usta, ale nie zdążyła nawet wydobyć słowa. - Po trzecie ten cały Nikita! Dzieciki mówią, że to jakiś psychopata i boją się wyjść na korytarz, bo może je zabić! Nie wspominając o niewinnej dziewczynie, którą zwolniła pani z hukiem z zazdrości o doktora Lorentego, trenerce alkoholiczce i wspomnianej wcześniej psycholożce z bękartem i podejrzaną licencją na pracę! Wiele słyszałam o tym ośrodku opinii, ale Evan upierał się, żeby tu przyjechać, więc miałam nadzieję, że te plotki są przesadzone, ale tutaj naprawdę jest jeden wielki burdel!
- DOŚĆ!!! - pani prezes wstała uderzając dłońmi o blat biurka. - Nie ma pani prawa obrażać moich pracowników! Nie wiem kto pani opowiadał te wszystkie historie, ale może być pani pewna, że radzimy sobie z każdym problemem, a większość tych historii, które pani opowiada jest przesadzona!
- Doprawdy? W takim razie proszę to powiedzieć moim podopiecznym, którzy mają lęki i żalą się na warunki tutaj. Źle znoszą pobyt!
- Żaden z trenerów nie zgłaszał mi, aby którykolwiek z łyżwiarzy miał problemy na treningach związane z warunkami, jakie tu panują, a na pewno by mi o tym powiedzieli, gdyby tak było w istocie. Co do moich pracowników, to powtarzam: nie ma pani prawa ich osądzać na podstawie głupich plotek i obrażać, zrozumiano?!
- Pani prezes jest bardzo nerwowa, sugerowałabym jakąś terapię - odpowiedziała Kathy, wstajac z krzesła.
- Proszę pamiętać, że jest pani tutaj gościem - wycedziła Walentyna przez zęby.
- Gości powinno traktować się po królewsku - prychnęła "psycholożka".
- Ale pani królową nie jest - rzuciła Walentyna. - Dbamy o wszystkich w naszym ośrodku, pod warunkiem, że oni również reprezentują jakiś poziom. Uważa się pani za wybitną specjalistkę w swojej dziedzinie, ale przychodząc do mnie z wydumanymi pretensjami, obrażajac moich pracowników sama wystawia sobie pani opinię o sobie!
Katherine prychnęła tylko, jak urażony kocur, odgrażajac się o konsekwencjach, które Walentyna będzi emusiała znieść za "zniewagi" i wyszła w nosem wystrzlonym w sufit, marocząc jakieś podejrzane epitety o "prezesce".
Zanim Walentyna usiadła, zadzwonił telefon. Odetchnęła, aby się uspokoić i z wystudiowaną uprzejmością przedstawiła się dzwoniącemu na powitanie.
- Wal, witaj, kochanie - przywitał ją znajomy głos.
- Daisuke? - pani prezes usiadła z wrażenia. - Co ty... Po co dzwonisz?
- Nie pamiętasz? Nobuhito za dwa tygodnie kończy konsultacje, pomyślałem, że przyjadę po niego tydzień wcześniej, rozumiesz?
Walentyna mogłaby przysiąc, że właśnie mrugnął okiem, wiedziała, co miał na myśli.
- Po co? - odburknęła. - Ostatnio mam dużo pracy, żadnych wieczorów wolnych.
- Wal, czemu jesteś taka ostra? Nie cieszysz się?
W momencie, gdy Walentyna miała właśnie zacząć tłumaczyć się ogromną ilością pracy i tym, że absolutnie nie będzie mogła się z nim spotkać, do gabinetu wszedł Tom.
- Przepraszam, mam gościa, nie mogę teraz rozmawiać - rzekła krótko i odłożyła słuchawkę, nie czekajac na kolejne pytania Japończyka.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Daisuke... Chce przyjechać... - westchneła. Tom milczał, chociaż miał ochotę powiedzieć... wiele rzeczy. - Nie spotkam się z nim.
- To dobrze - odpowiedział. Walentyna spojrzała na niego.
- Właściwie to... w jakiej sprawie przyszedłeś?
- Chciałem wiedzieć tylko, czy wszystko ok. Byłem u Kyoko przefaksować zamówienie na kilka leków, bo się kończą. No i słyszałem rozmowę z Kathy...
- Co za baba...
- Nie przejmuj się nią -machnął ręką i zapdła niezręczna cisza.
- Zrobisz mi masaż karku? - spytała wreszcie pani prezes.
- No jasne - Tom uśmiechnął się, posłusznie podszedł do Walentyny i położył ręce na odsłoniętej szyi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 17:19, 07 Cze 2010    Temat postu:

__78__

W tej samej chwili rozległ się dzwonek telefonu i Walentyna niechętnie podniosła słuchawkę.
- Słucham. - powiedziała
- Hej, tu Lucy. - przywitała się pani psycholog. - Musimy porozmawiać. Poważnie. - dodała z naciskiem.
- Coś się stało? - zapytała niewinnie Walentyna modląc się w duchu, by tematem tej poważnej rozmowy nie okazało się niedawne zniknięcie Charliego.
- Musisz wiedzieć o czymś i Tom też musi, więc jak będziesz mogła to mu powtórz, bo nie mogę się do niego dodzwonić...
- Tom jest u mnie w tej chwili. - przerwała jej Walentyna - Możemy sobie urządzić telekonferencję.
- Fantastycznie.
- Cześć, Lucy. - przywitał się Tom, siadając na krześle obok Walentyny
- Znaleźliście już Nikitę? - zapytała pani psycholog
- Skąd wiesz, że nam zginął? - zapytała Nakamura
- Bo do mnie w nocy dzwonił... znaczy dosłownie trzy godziny temu...* na mój prywatny numer do użytku w sytuacjach absolutnie awaryjnych. - powiedziała
- I co mówił? - zaciekawili się oboje
- Brzmiał dość smętnie. - westchnęła - Dowiedziałam się, o co został oskarżony i oczywiście, że Dasza go rzuciła. No i że ulotnił się z internatu.
- Powiedział gdzie jest?
- Nie. Dokładnie nie. Ale gdzieś w mieście. Coś nam przerwało połączenie, a potem już nie mogłam się do niego dodzwonić. Kazałam mu do was przyjść. Przedstawić jego wersję wydarzeń i... w zasadzie obiecałam mu, że zostanie wysłuchany od początku do końca... Jesteście w stanie...?
- Tak. - odparł Tom
Walentyna milczała.
- To dobrze. - odetchnęła Lucy. - Nie musicie mu wierzyć, ale pozwólcie mu przedstawić to, co ma na swoją obronę i sami oceńcie, czy jest wiarygodny. Mnie zapewniał, że jest niewinny. Trudno mi powiedzieć, czy mówił prawdę, czy kłamał. Z wydawaniem wyroku i wymierzaniem ewentualnych kar zaczekajcie na mnie.
- A kiedy wracasz? - zapytała Walentyna
- Dziś po południu mam superwizję. Jeżeli jedna sesja mi wystarczy to jutro mogę zapakować się do samolotu i przylecieć. Jeżeli będę potrzebowała drugiej, to zapakuję się do samolotu pojutrze.
- Superwizja? - zapytała zdziwiona Nakamura
- Mówiłam ci. Psycholog musi od czasu do czasu opowiedzieć innemu psychologowi o swoich zawodowych problemach, żeby uzyskać na nie nowe spojrzenie. Rozumiesz chyba, że ten którego mamy na stanie w ośrodku się do tego celu nie nadaje...
- Tak, jasne że się nie nadaje. - Walentyna na samo wspomnienie Kathy wzniosła oczy ku niebu.
- ...dlatego - kontynuowała Lucy - korzystając z okazji, że mam tu w Glasgow wokół siebie wielu psychologów, którzy się do tego nadają, postanowiłam upiec dwie pieczenie przy jednym ognisku.
- Tak... już pamiętam. Mówiłaś. - przypomniała sobie nagle Walentyna
- Tak czy inaczej. Wracając do wątku głównego naszej rozmowy... - wtrącił się Tom - Kazałaś Nikicie się tu stawić. I obiecałaś, że będzie mógł nam opowiedzieć jak to wszystko wygląda z jego strony. Oczekujesz, że go wysłuchamy, a z wydaniem wyroku zaczekamy do twojego powrotu.
- Doskonała parafraza Tom - pochwaliła go Lucy - Tego właśnie oczekuję. Jeżeli uznacie go za bardzo niebezpiecznego to myślę, że możecie mu zaaplikować areszt domowy na te dwa lub trzy dni.
- A jak nie przyjdzie? - zapytała Walentyna zmęczonym głosem
- Cóż... trzeba będzie go znaleźć...
W tej właśnie chwili do gabinetu pani prezes bez pukania wbiegła zaaferowana Kyoko.
- Pani prezes, panie prezesie... - powiedziała ledwo łapiąc oddech - Przyszedł tu ten straszny chłopak. I... i... chyba jest ranny. - wydusiła z siebie i zemdlona opadła na podłogę.

-------------------------------------------------------

*Jeżeli pochrzaniłam strefy czasowe to przepraszam, nie jestem w tym dobra. Według mojego rozumowania w Glasgow właśnie świta a w Archangielsku następny dzień jest w pełnym rozkwicie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 16:02, 09 Cze 2010    Temat postu:

Między Glasgow a Archangielskiem jest 3 godziny różnicy.

__79__
-Nikita Aleksandrowicz rozciął sobie łuk brwiowy, przeskakując przez ogrodzenie, co spowodowało obfity krwotok. Wszystko jest w tym momencie pod kontrolą. Jednak stwierdziłem u niego oznaki wyziębienia i odwodnienia, potrzebny jest mu teraz odpoczynek. Powiem więcej, on po prostu nie jest w stanie z nikim w tym momencie rozmawiać. Odezwiemy się, kiedy jakiekolwiek przesłuchanie będzie możliwe. Jako prezes tego ośrodka zapewniam, że zależy mi na jak najszybszym rozwiązaniu całej sprawy. Jako lekarz jednak, muszę was prosić o cierpliwość.
Oficer policji stojący na czele śledztwa pożegnał się zwięźle.
-Jestem pod wrażeniem - skomentowała Walentyna - No i Lucy też na pewno będzie wdzięczna, że nie dopuściłeś do niego policji, zanim nie wysłuchamy jego strony.
-Wszystko, co powiedziałem, to prawda - odparł Tom - Nikita śpi. Dasza jest przy nim. A Sonny przy niej.
-A Barbara?
-Udowadnia ekipie Lysacka, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie odrywa się od bandy.
Pani prezes pokiwała głową.
~
-Ha, widziałam, że was tu znajdę - uśmiechnęła się Barbara na widok kanadyjskich par ulokowanych w pokoju Sonny'ego. Sam specjalista techniczny grał z dziewczynami w pokera, chłopcy znów przylepieni byli do plazmy - Chciałam was o coś zapytać.
-Jasne, o co? - odezwała się Audrey; jedyna osoba, która na dłużej niż sekundę podniosła na nią wzrok.
-Czy wy powariowaliście?
Teraz już wszyscy patrzyli na nią. Kilka osób odkaszlnęło, nikt nie odpowiedział.
-Chodzi mi o to, co naopowiadaliście Kathy - podpowiedziała im.
-A, to takie żarty - zaśmiał się John - bo my ogólnie... z nią to nie bardzo...
-Ale w ogóle to powinna pani z nami grać w pokera, bo chyba było ryzykowne o to pytać! Przecież jakbyśmy naprawdę mieli lęki? - Cathlyn zrobiła minę szczeniaczka.
-Jestem pewna, że twój trener mówił ci nieraz, że jeśli się jest dobrze przygotowanym, to element ryzyka znika - spojrzała na nią z uśmiechem i dodała poważniej - Rozmawiałam z Anną.
-Hoho, to na pewno dowiedziała się pani wiele ciekawego o metodach Kathy... - zauważył Louis.
Barbara nie odpowiedziała, chociaż rzeczywiście - Anna była przekonana, że psycholożka rzuciła na Lysacka jakiś urok, bo był on właściwie jedynym, który sądził, że obecność tej wiedźmy przynosi cokolwiek innego niż zamęt. Wszyscy zawodnicy prześcigali się w tym, kto wciśnie jej najdziwniejsze głupoty i udawaniu, że ich obowiązkowe sesje są niezwykle pomocne.
-Powiedzmy, że was rozumiem i nawet doceniam te ''żarty'', ale musicie przestać - powiedziała - Bo to się tylko kumuluje na tym ośrodku, a nie zapominajcie, że Kathy wróciła właśnie z Petersburga od Plushenki i nie sądzę, żeby potrzebowała więcej bodźców. Aha! I dziewczyny, Evan kazał przekazać, że najpierw do puli dorzuca się staniki, a dopiero potem łyżwy - poradziła.


p.s. przepraszam za opóźnienie, ostatnio sama stałam się bohaterką jednego z moich wcześniejszych opowiadań i z prawdziwą ulgą wracam do świata żywych...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 10:41, 13 Cze 2010    Temat postu:

__80__
- Rany, co za dzień... A dzisiaj zapowiadało się tak spokojnie - jęknęła Walentyna przysiadajać się do Barbary w barze. Trenerka właśnie kończyła kolację. Walentyna postawiła przed sobą pokaźnych rozmiarów porcję.
- Ale apetyt, jak widzę, dopisuje - Barbara zerknęła na tacę pani prezes.
- Tom twierdzi, że muszę o siebie dbać, za dużo pracuję, za mało jem, za mało śpię i takie tam... znasz go - Walentyna machnęła ręką i wbiła widelec w smakowity kotlet.
- Troszczy się o ciebie.
- Ha-ha - mruknęła Walentyna ponuro.
- Nie przejmuj się Kathy - Barbara widząc minę pani prezes zmieniła temat.
- Mnie tam ona wisi, lata i powiewa, byle nie narobiła smrodu naszemu ośrodkowi. Dziś rozmawiałam z Alexeiem, mówiłam, że wszystko jest w porządku, a tu jak zwykle katastrofa za katastrofą - odpowiedziała Walentyna z ustami pełnymi mięsa i sałatki.
- W razie problemów, możemy uruchomić kontakty Sonny'ego - Barbara puściła oko. - A szanowny pan i władca tegoż przybytku nie wspominał przypadkiem kiedy zamierza zaszczycić swoją obecnością nasze skromne progi?
- Nie mówił konkretnie, ale mógłby przyjechać. Nie żeby mi się spieszyło na dywanik - Walentyna przełknęła kolejny kęs. - Ale dla Darii mógłby ruszyć tyłek.
- To prawda... Dziewczyna jest załamana po ostatnich wydarzeniach.
- Niestety mam złe wieści - odezwał się Tom zza pleców pani prezes.
- O, ty tutaj?
- Policja już przesłuchała Nikitę, pozwoliłem im...
- To znaczy, że nie był w aż tak kiepskim stanie, to chyba dobrze?
- Ale niestety zabierają go do aresztu. Ten numer, który wywinął Nobu mogą zakwalifikować jako groźbę śmierci...
Walentyna odstawiła widelec.
- Żartujesz...
- Przekonałem ich, żeby został w skrzydle szpitalnym do jutra, a potem do widzenia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 12:03, 13 Cze 2010    Temat postu:

__81__

- Czyli to jednak on to zrobił? - mruknęła zrezygnowana Barbara
- No właśnie nie wiadomo. - odparł Tom - On usilnie zaprzecza, ale jego alibi jest zdaniem policji mało wiarygodne. Jest podejrzany, mają prawo go aresztować... pamiętajcie, że to nie jest równoznaczne z wyrokiem...
- Co to za alibi? - zaciekawiła się Walentyna
- Hmm... powiedział im, że po tym jak wieczorem pożegnał się z Daszą poszedł prosto do internatu, zamknął się w swoim pokoju i poszedł spać.
- Co jest w tym niewiarygodnego? - zapytała Barbara
- To że nikt go nie widział jak wchodził do internatu. Nikt go też nie widział jak wychodził z ośrodka... a bez wątpienia był widziany jak wchodził tu z Daszą. - wyjaśnił Tom
- Jak to wytłumaczył? - zapytała Walentyna
- Ano tak, że ponieważ było już po 22, a do tej pory już dawno powinien być w internacie, uznał, że jak dostanie się tam niepostrzeżenie to nikt się nie zorientuje, że się spóźnił. Z ośrodka wyszedł przez okno na parterze... a że w internacie jego pokój też jest na parterze... to same rozumiecie... dostał się tam w dokładnie ten sam sposób.
- No to rzeczywiście... za dobrze to nie wygląda. - mruknęła Barbara
- Miejmy nadzieję, że znajdziemy kogoś kto naprawdę jest za to wszystko odpowiedzialny. - powiedziała Walentyna
- O ile to NIE jest Nikita. - zaznaczył Tom
- Kiedy wraca Lucy? - zainteresowała się Barbara
- Jutro wieczorem. Dzwoniła godzinę temu, żeby to potwierdzić. - odparł Tom - Nie będzie zachwycona tym aresztowaniem, ale nie mogłem zrobić nic więcej, żeby temu zapobiec....

~

Następnego ranka Nikita, ku rozpaczy Daszy, która zaczęła żałować, tego jak go potraktowała, trafił do aresztu.
- Aaaa... ale ooo...bieca...caliście mi, że ooo...on nnn...nie pójdzie do więzieniaaaaaa... - szlochała siedząc na ławce przed wejściem na lodowisko, na którym Carrie, Mary i Ether rozgrzewały się już od kilku minut.
Barbara i Sonny stali obok niej z zatroskanymi minami.
- Widzę, że z dzisiejszego treningu też nic nie będzie... - zaczęła Szerewiczona
- Będzie. - przerwała jej szybko Dasza - Ja... ja... za...zaraz będę go...gotowa. - powiedziała starając się stłumić łkanie, ale nie bardzo jej to wyszło, bo po chwili znów wstrząsnął nią spazmatyczny szloch.
- Daria, popatrz na mnie. - powiedział stanowczo Sonny
Dziewczyna wlepiła w niego pełne łez oczy.
- Areszt to jeszcze nie więzienie. - powiedział poważnie
- Ale prawie... - jęknęła Dasza
- Posłuchaj... płaczem mu nie pomożesz. - Sonny próbował przemówić jej do rozsądku.
- Nikita musi porozmawiać z panią Lucy... ona na pewno rozpozna czy on jest winny czy nie i wtedy powie policji... - zaczęła nerwowo mówić Dasza
- Lucy nie jest jasnowidzem moja droga. - przerwała jej Barbara - Nie umie czytać w myślach.
Dasza smętnie zwiesiła głowę.
- To co dzisiaj ćwiczymy? - zapytała po chwili dłuższego milczenia
- Najpierw pójdziesz do łazienki i doprowadzisz się do porządku, a potem zobaczymy co będziemy w stanie poćwiczyć. - odparła Barbara, a Dasza posłusznie powlokła się do łazienki.
Sonny i Barbara przez chwilę patrzyli jak znika za drzwiami, a potem zwrócili się w stronę sióstr Hobbs, które już skończyły rozgrzewkę.
- Mary, - tu Szerewiczowa zwróciła się do jednej z bliźniaczek - zdecydowałaś się już którą muzykę chcesz do programu krótkiego?
- Z tych, które mi pani zaproponowała, najbardziej podoba mi się ten fortepianowy kawałek... "River flows in you", tego Koreańczyka
- Przypuszczałam, że tak będzie... taka muzyka do ciebie pasuje - zgodziła się Barbara i już miała zapytać Carrie o jej muzyczne wybory, kiedy z łazienki dobiegł przeraźliwy krzyk...

--------------------------------------
"River flows in you" - http://www.youtube.com/watch?v=PjjSsAKxSyU&feature=related

Od razu mówię. To NIE jest muzyka ze "Zmierzchu" jak sądzi bardzo wiele osób. Zupełnie nie wiem czemu Yiruma został tak zaszufladkowany, ale to nie on komponował muzykę do tego filmu i "River flows in you" ma ze Zmierzchem cokolwiek wspólnego tylko i wyłącznie w wyobraźni fanów wampirów...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 22:57, 13 Cze 2010    Temat postu:

W damskiej szatni Lambiel całował się namiętnie z Dżonym Łirem...

Świetna ta muzyka, wiem, że to nie Zmierzch, bo wampirom sprzedał duszę kompozytor braci Cohen...

Chciałabym raz zacząć część od czegoś innego niż cucenie Kyoko, zszywanie podciętych żył, rozbitych głów i wyjaśniania wrzasków Razz A tak serio to uważajmy, żeby Daria jednak nie wymagała hospitalizacji Razz


__82__
Po sekundzie, bo tyle im zabrało znalezienie się w łazience, Barbara ściągała Daszę z Abby Huntley, obezwładniając ją praktycznie jedną ręką.
-Spokój! - nakazała, zanim puściła dziewczynę.
-Wow - powiedział Sonny, przyglądając się temu chwytowi.
-Mąż mnie nauczył - odparła Barbara. Sonny posłał jej znaczące spojrzenie, ale nie było czasu w tym momencie tego komentować.
-Co tu się dzieje? - trener zażądał wyjaśnień.
-To ona! - krzyknęły naraz obie dziewczyny. Bójka na razie skończyła się na kilku zadrapaniach i rozburzonych fryzurach. Z bardzo sprzecznych relacji udało się ustalić, że kłótnia zaczęła się od tego, że Dasza zauważyła, jak Abby wpina sobie do włosów jej spinkę, którą dostała od Sonny'ego, i według relacji Amerykanki zostawiła kilka dni temu na sali baletowej, a skończyła na chłopaku psychopacie i innych tego typu zagrywkach, które były zbyt brutalne, żeby je wyciągać na światło dzienne przy dorosłych.
Spinka powróciła do pierwotnej właścicielki (wraz z pasmami złotych włosów czternastolatki) i powędrowała z nią na lód odprowadzona przez Santino.
-Błagam, niech pani nie mówi o tym Kathy! Ani Evanowi... - jęknęła płaczliwie Abby, gdy została sama z Barbarą.
-No... dobrze - powiedziała, udając, że się łamie. Tak naprawdę nigdy nie miała zamiaru mu o tym mówić.
~
-Widzę, że się ocknęła - powiedziała Barbara, parząc na śmigającą po lodzie Darię.
-Nie ma tego złego... - mruknął Sonny, ale wciąż był zirytowany - Ether! Stąd widzę, że to był flutz! - krzyknął na drugi koniec tafli, do próbującej skakać solistki.
-Zaczynam z dziwną nadzieją oczekiwać przyjazdu pana tych włości - westchnęła.
-Też myślę, że wizyta rodziców dobrze by jej zrobiła - powiedział - Więc... mąż z KGB? - spojrzał na nią, sam nie wierząc, że się na to zdobył.
-Albo może lepiej wybierzmy się do Petersburga - odpowiedziała, jakby go w ogóle nie usłyszała - Dasza zobaczy się w babcią, pójdziemy na balet, ty... wyrównasz rachunki z Lubą... - spojrzała spod rzęs, odbijając piłeczkę. Sonny zakaszlał.
-Daria, lewa ręka! Lewa ręka! - krzyknął do ich podopiecznej, zmagającej się z akslem. Przez chwilę trwała cisza.
-Podobno Daisuke przyjedzie znowu.
-A myślałem, że zmieniamy temat - skomentował chłopak. Uśmiechnęła się - Tom mi mówił.
-Mnie też - nie dodała, że uważa to za niezwykle podejrzane. - Cóż, skaczcie. Ja idę na drugą taflę do Louisa i Audrey.
-Okej. Zobaczymy się za dwie godziny.
~
-A potem ty robisz pól obrotu a ona cały, żeby przejść do kroków po kole?
-Tak - potwierdził Louis.
-No to ja widzę wasze jeden i pół, i podbijam do... hmm.. dwóch i dwóch i pół.
-Ale przecież tam nie ma czasu, my ledwie z tymi krokami tam zdążymy na początku, jeśli zrobimy tak to potem nie zdążymy...
-Cicho - rozkazał Evan.
-Dziękuję - Barbara spojrzała na niego - W muzyce jest czas na to, potem wejdziecie z frazą, resztę zostawcie mnie. Spróbujcie.
Francuscy Kanadyjczycy wyglądali na przekonanych i poszli wypróbować nowe elementy.
-Całkiem nieźle - powiedział Sonny, stając koło nich razem z Sinead.
-Hej - przywitał się jego były trener.
-Jak nasze dziecko? - zapytała Barbara, pokazując parze, że mają wykonać wszystko jeszcze raz.
-Dzielnie się trzyma.
Zastanawiała się, czy Sonny nie koloryzuje dla Lysacka, ale miała nadzieję, że mówił prawdę.
-Możemy porozmawiać na chwilę? - zapytała Brytyjka.
-Jasne - powiedziała Barbara i odeszła z nią na kilka kroków.

-Na początku się zastanawiałem, dlaczego musieliście się ulokować na takim końcu świata... - zaczął rozmowę Evan, obserwując swoich podopiecznych.
-No tak, Archangielsk to nie Los Angeles - przyznał Sonny.
-Ale teraz widzę, że z takim zapleczem, jakie posiada ten ośrodek, naprawdę ciężko się tu nudzić. Ciekaw tylko jestem, jak długo tu zostaniesz - uśmiechnął się, ale nie było w tym nic przyjemnego.
-Jak to?
-Ty... zawsze chciałeś być gdzie indziej. We Władywostoku z Szerewiczową, a to z Polakami, a to z Francuzami...
-Nie, przecież ja tylko... - próbował się bronić. Nie przypuszczał, że będzie się musiał tłumaczyć z posiadania przyjaciół.
-Wiem, wiem. Ćwiczyłeś konwersacje w swoich wszystkich ojczystych językach - Santino już miał przeprosić swojego trenera, że nie pluł przez lewe ramię na sam widok swoich konkurentów, jak nakazuje odwieczny duch sportowej walki, ale się powstrzymał - A potem wyniosłeś się do Urmanowa i po ledwie dwóch latach jesteś tutaj. Zobaczymy, co będzie dalej...

-Czy ty mnie słuchasz? - zapytała Sinead.
Barbara włożyła dużo trudu w rozluźnienie szczęki. Nie stały wcale tak daleko.
-Ekhm, tak. No cóż, jeśli chodzi o ''Wyznania gejszy'' to muzyka jest wybitnie... nieangażująca. Zwłaszcza z tej nowej wersji, ale dawny Horner też nie powala... Oczywiście jeśli chcesz, to coś wybierzemy.
-Po prostu chciałam, żebyśmy to ustaliły szybko.
-Jasne - uśmiechnęła się, ale gdy spojrzała znowu w kierunku tafli, miała ochotę krzyczeć. Stał tam teraz tylko Evan Lysacek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pon 15:57, 14 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 11:15, 16 Cze 2010    Temat postu:

__83__
- Znów dzwonił Alexei - oznajmiła pani prezes w pokoju trenerskim podczas przerwy w treningach. - Przyjedzie z rodziną za dwa tygodnie.
- A więc wtedy, co Daisuke - mruknął Sonny, ale po chwili ugryzł się w język storpedowany wzrokiem przez Walentynę.
- Masz rację, Sonny - wycedziła, starajac się mówić zupełnie naturalnie i beztrosko. - Mam nadzieję, że do tego czasu Nobuhito będzie w szczytowej formie zarówno pod względem przygotowania fizycznego, jak i... psychicznego - dokończyła. W domyśle: niech go zabierają i niech Daisuke więcej nie ma powodów do przyjazdu.
- Chyba nie musimy się o to martwić - Barbara zerknęła przez szybę na taflę. Na trybunach siedział Nobu w towarzystwie Darii. Oboje co chwilę wybuchali śmiechem próbując się porozumieć łamanym angielskim z wstawkami japońsko-rosyjskimi. Nie wyglądali jak ludzie, którzy właśnie przez jednego chłopaka nie mogą się pozbierać.
- Co do przyjazdu Alexeia, to... złodziei, szaleńców, psychopatów, zboczeńców i zniknięcia dziecka, które na szczęście nie skończyły się niczym złym mamy już za sobą. Mam nadzieję, że w ciągu tych dwóch tygodni już żadne tegu typu atrakcj, czy inne orangutany nas nie dotkną - dokończyła pani prezes, akurat w momencie, gdy zadzwonił jej telefon.
- Pani prezes, mam telefon od szanownego klienta, przyjdzie pani do biura odebrać, czy przełączyć? - spytała słodkim głosem Kyoko.
- Przełącz do pokoju trenerskiego - odpowiedziała swojej komórce, rozłączyła się a po chwili odebrała stacjonarny. Po chwili wypełnionej uprzejmymi formułkami i cichym szemraniem pozostałych obecnych, kto może być kolejnym klientem, Walentyna oznajmiła:
- Brian Joubert. Czy ja coś mówiłam o orangutanach? - spytała retorycznie i wybiegła do biura przygotować dokumenty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 13:11, 16 Cze 2010    Temat postu:

Wreszcie, pojawił się Bri Wink Val, ja mam wymyślić jakich uslug on będzie sobie życzył, czy masz wobec niego jakieś konkretne plany?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 13:20, 16 Cze 2010    Temat postu:

Ja proponuję, żeby Brian nie stał się głównym tematem w tym momencie, bo mamy inne rzeczy na głowie Razz Razz Razz Lucy nie wróciła, nie wiadomo co z Nikitą, co z Kathy, co z Tomem i Val - serio tylko Łira nam brakuje...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 13:39, 16 Cze 2010    Temat postu:

Do przyjazdu Briana jeszcze tydzień, do tego czasu można jeszcze 5 razy porwać Charliego, zneutralizować napad 30 psychopatów i przeżyć lądowanie ufo xD. Bez paniki, wszystko pod kontrolą xDDD.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 23:18, 18 Cze 2010    Temat postu:

__84__

Lucy Barfield wróciła do Archangielska późnym wieczorem i przywitawszy się z Sinead, Tomem i Walentyną od razu udała się do łóżka. Nie miała nawet siły by wyrazić swoje niezadowolenie z aresztowania Nikity Aleksandrowicza, bo jedyne czego w tamtym momencie pragnęła, to spanie. Weszła do swojego pokoju po cichu, by nie obudzić śpiącego już Charliego, wzięła szybki prysznic i zasnęła z chwilą gdy jej zmęczona głowa opadła na poduszkę. Długi, regenerujący sen nie był jednak czymś, czego miała tej nocy doświadczyć. Około północy obudziło ją natarczywe pukanie do drzwi. To była Daria.
- Coś się stało? - zapytała Lucy zaspanym głosem.
- Nie mogę zasnąć. - poskarżyła się dziewczyna. - Cały czas myślę o Nikicie... nie wiem jak on mógł zrobić coś takiego... To jest obrzydliwe, a jednak... ja chyba nadal go kocham. - dodała po chwili
- Wiesz co? Chodźmy do mojego gabinetu. Nie chcę obudzić Charliego. - zaproponowała Lucy
- Jasne. - zgodziła się Daria i podeszła do sąsiednich drzwi.
Lucy przez chwilę mocowała się z kluczem, a potem obie znalazły się w przytulnym gabinecie.
- Co powiesz na kakao o północy? - zapytała Lucy - Czy może jesteś na jakiejś specjalnej diecie?
- Chrzanić dietę... - mruknęła Dasza - Uwielbiam kakao.
Barfield uśmiechnęła się konspiracyjnie.
- Mam nadzieję, że mnie za to nie zwolnią. - powiedziała kilka minut później podając Darii kubek z gorącym napojem.
- Tak poważnie to nie mam żadnej diety. - przyznała szybko dziewczyna
- Ulżyło mi. - mrugnęła Lucy - A teraz słucham.
- Czego?
- Tego, co masz mi do powiedzenia na temat Nikity.
- No tak... Bo widzi pani... ja go bardzo kocham... uświadomiłam to sobie jak się zranił przechodząc przez płot. Nie mogłam znieść myśli, że coś go boli... A z drugiej strony czuję wstręt na myśl o tym co zrobił. - opisała swoje uczucia Dasza
- Nie ma wątpliwości co do jego winy? - zapytała Barfield
- Pani prezes obejrzała taśmy z monitoringu... i on na nich był.
- Rozumiem.
- Ale on uparcie zaprzecza. Nawet jak mu pokazaliśmy te nagrania. Nawet wtedy nie chciał się przyznać. Twierdzi, że to jakaś mistyfikacja, że ktoś się pod niego podszywa, że on nie pamięta, żeby robił coś takiego. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek choćby przechodził obok drzwi Nobu, twierdzi, że nie wie nawet który to pokój...
- To dziwne...
- Że nie chce się przyznać?
- Że nie chce się przyznać w obliczu dowodu jakim jest nagranie. Normalny, zdrowy człowiek powiedziałby: "ok, ja to zrobiłem, ale miałem ważny powód..." i dalej nastąpiłaby wyliczanka miliona okoliczności łagodzących. Dalsze zaprzeczanie świadczy o tym, że albo Nikita udaje debila, w co szczerze wątpię, albo rzeczywiście nie pamięta, że to zrobił, a wtedy mamy do czynienia z jakimś zaburzeniem psychicznym. Może nawet ze schizofrenią. Ale, żeby to zdiagnozować potrzebny jest nie psycholog, a psychiatra.
Daria przełknęła ślinę.
- Czyli... tak czy siak go gdzieś zamkną? - zapytała wprost - Jak nie w więzieniu, to w pschiatryku?
- Nie wiem Dasza, to się okaże. A co do twoich uczuć... to ważne jest, by oddzielić zachowanie od sprawcy. Możesz kochać człowieka i potępiać jego czyny. Pamiętaj, że to nie człowiek jest zły, ale to co robi może być złe. Zachowania są czymś, co podlega modyfikacji... Żeby sobie z tym poradzić musimy zrozumieć dlaczego Nikita to zrobił. Dopiero wtedy będziemy mieć pełen obraz.
- On to zrobił z zazdrości o mnie.
- To na pewno jedna z przyczyn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Sob 16:14, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 9:23, 19 Cze 2010    Temat postu:

Ale... co z nagraniami z monitoringu? Nie mam nic przeciwko małej zagadce detektywistycznej, ale Gabi już ustaliła winę Nikity... ponad jakby wszelką wątpliwość... A poza tym jeśli tam są kamery, to nie ma co siedzieć u Toma w gabinecie i się zastanawiać...

Rozumiem, że nie planujemy za bardzo na przyszłe części i tak dalej, ale wizja kolajenych 10 części w której raz go skazują, a raz uniewinniają zrobi z tego spin-off Prison Break...

Proponuję odkryć kilka kart ustalić coś i według tego dokończyć wątek Niniky, nie wiem jakie są Wasze poglądy na tą sprawę?...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 14:10, 19 Cze 2010    Temat postu:

Hmm... no nie wiem, ja tego epizodu ze sprawdzaniem taśm nie zinterpretowałam jednoznacznie jako dowodu winy Nikity. Z tego co napisała Val, przynajmniej dla mnie wynika, że Daria dręczona podejrzeniami i może trochę wyrzutami sumienia nakablowała na swojego chłopaka Walentynie, ta sprawdziła monitoring i zobaczyła na taśmie kogoś, kto mógł być Nikitą, ale wcale nie musiał. Tak ja to odebrałam. Jeżeli moje rozumowanie jest błędne i ustalamy, że Nikita jest winien ponad wszelką wątpliwość, to zmienię swoją część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 15:24, 19 Cze 2010    Temat postu:

W moim zamyśle było, że monitoring potwierdził winę Nikity zarówno jeśli chodzi o łyżwy dzieci Sinead, jak i rozmsmarowanie drzwi Nobu, Daria tylko wskazała na motywy, które mogły nim kierować (zazdrość). Walentyna na pytanie Barbary, czy to na pewno Nikita powiedziała "Niestety mamy kolejnego do obezwładnienia", czyli potwierdziła to. Nie napisałam żadnej kwestii typu "to chyba on, ale nie jesteśmy pewni, bo mamy kiepski sprzęt" (sprzęt jest spoko, bo gdzieś wcześniej była mowa o wzmocnieniu monitoringu po wariacjach Lambiela i złodziejah, o ile dobrze pamiętam).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 15:40, 19 Cze 2010    Temat postu:

Dobra, to zmieniam swoją część. Przepraszam, że nie zrozumiałam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 16:18, 20 Cze 2010    Temat postu:

Ok, moim zdaniem wyszło całkiem nieźle Smile


__85__
-Czy mnie uszy nie mylą? - w drzwiach sali baletowej stanął Paweł Żarski.
Barbara zaśmiała się.
-Tak myślałam, że Michał Lorenc może pana zwabić. W końcu większość polskich zawodników jeździła do muzyki tego kompozytora...
-Złoty wiek polskiego łyżwiarstwa figurowego - rozmarzył się specjalista od juniorów, podchodząc do niej.
-Będę mieć zaraz zajęcia z dziewczynami i szukam im jakiegoś podkładu do klasyki. Ten kawałek to chyba jeden z shortów Michała Wrońskiego?
-Tak. Pani solista wygrał z nim na jego ostatnich mistrzostwach w Krakowie w 2023... - udał urażonego.
-Starałam się go powstrzymać - uśmiechnęła się, rozkładając ręce - Michał był mistrzem świata, gdy Sonny pierwszy raz startował z seniorami... Pamiętam go. Po rozgrzewce siedział skulony w kątach, trząsł się z nerwów, miał chorobę sierocą, a potem wychodził na lód i jechał tak... - zabrakło jej słów - co za talent!
-Kto? - zaciekawiła się Mary. Dziewczyny właśnie weszły na salę baletową.
-Michał Wroński - odpowiedziała, nie spodziewając się, że go pamiętały. Chociaż jeśli Ilia rzeczywiście był jednym z ulubionych solistów Darii... - Rozgrzane? Dzisiaj się nauczymy izolacji, która nie jest niczym więcej jak objęciem świadomej kontroli nad swoim ciałem.
-Ale ja mam już kontrolę nad swoim ciałem - jęknęła Dasza. Barbara była przyzwyczajona, że nastolatki protestują dla zasady przeciwko każdemu ćwiczeniu.
-Widzicie, większość łyżwiarzy jeździ, jakby połknęli szczotki, z usztywnionym kręgosłupem. Jeśli uda się wam to przezwyciężyć, wasze komponenty zawsze będą wyższe.
-Jak na przykład u kogo?
-No, żeby daleko nie szukać: taki Santino - wskazała na chłopaka, który właśnie dołączył do nich.
-Co: ja? Wygrałem coś?
-Mistrzostwa świata - mruknął Paweł, stojąc już w progu i rzucił rozbawionej Barbarze pożegnalne spojrzenie.
-Mówię o łyżwiarzach, których nie ograniczał ich własny kręgosłup.
-A, to na przykład Daisuke Takahashi! - przypomniał sobie.
-O, idealnie. On nie tylko nie bał się zrobić użytku ze swojej miednicy - Sonny kaszlał, ale Barbara kontynuowała - ale też potrafił puścić głowę, co robiło świetne wrażenie. Nie trzeba zawsze patrzeć, dokąd się jedzie, jeśli się jest dobrym łyżwiarzem. Na przykład w shorcie z olimpiady w Vancouver...
-Może zobaczymy ten program? - zaproponowała Ether.
-Właśnie! - krzyknęła jej starsza siostra.
-Wiem! W ogóle powinniśmy sobie zrobić wieczór wspomnień! - Darię olśniło - Zobaczymy wszystkie stare programy...
-I co, zaczniemy od twoich rodziców? - zapytała Barbara. Była raczej sceptyczna. Wywoływanie duchów z przeszłości nie wpływało najlepiej na niektóre osoby w tym ośrodku. A na nią chyba najgorzej.
-No... tak. Ale potem możemy zobaczyć Sonny'ego, ojca Nobu, Ilię Igłowa, a nawet Michała Wrońskiego!
-Czyli samych solistów? - Barbara westchnęła. Czuła, że będzie mieć problemy z nauczeniem jej czułego, delikatnego, kobiecego programu.
-Wszystkich, których będziemy chciały! - powiedziała Ether. Brytyjki zaraziły się tym pomysłem i wyglądało na to, że to naprawdę się odbędzie. Niestety - kosztem zajęć.
-Wiem, że żądam wiele, ale możecie o tym na razie zapomnieć i wziąć się do pracy? - zaproponowała. Ale dziewczyny już ustalały program projekcji, czas i miejsce. Złapała się za głowę - Sonny, weź je na siłownię - jęknęła - Ja idę się napić.
Sonny drgnął i złapał ją za rękę. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
-Herbaty - sprostowała i widząc, że go nie do końca uspokoiła, dodała - Będę u Toma, jakbyś mnie szukał...


__
Michał Wroński (znany skądinąd Cool ) nie musi się później ani razu pojawić. Chciałam tylko pokazać, że mimo traumatycznej przeszłości Barbary, jest ona w stanie rozmawiać z Pawłem na temat tamtego okresu, gdy trenowała. A to o Daisuke jest prawdą - urzekły mnie jego kroki po prostej, "rozpuszczenie" kręgosłupa, ''przewrócenie'' miednicy i finał tych kroków, już przy bandzie, gdzie rozluźnia kark i daje to takie wrażenie pełności tego ruchu. Mistrzostwo świata. Mimo że z niego łotr i Antonio Wink A Michałowi Lorencowi wszycy inni kompozytorzy mogą buty czyścić Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Nie 21:50, 20 Cze 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 7 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin