 |
Yagudinish Threads Alexei Yagudin & Stuff
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Wto 22:25, 20 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Własny psycholog tak? Ciekawe, ciekawe
Masz jakiś plan co do tego, kto to ma być? Czy po prostu postać marginalna, która pojawia się po to, żeby Kanadyjczycy nie zawracali głowy Lucy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Wto 22:51, 20 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Myślę, że w zależności od tego, ile będziemy mieć na tajemniczego psychologa czasu może mieć ciekawe interakcje z wszystkimi - od wtrącania się i sporów z Lucy nawet po romans między psychologami i wszystkim co jest pomiędzy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 15:59, 21 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Daisuke, Antonio
__50__
Gdy pani prezes przyszła do swojego gabinetu rozpocząć pracę, Kyoko podała jej plan dnia i dodała:
- Ktoś na panią czeka w gabinecie.
- Mam nadzieje, ze to nie nikt z listy zakazanej, typu Plushenko, albo Lambiel?
- Nie - sekretarka uśmiechnęła się. - To Lara.
- Zamieniam się w słuch - rzekła pani prezes na dzień dobry do jednej z opiekunek dzieciaków.
- Właściwie nie wiem, czy powinnam z tym przychodzić, bo sprawa wydawała mi się nie warta zawracania pani głowy - zaczęła dziewczyna. - Ale od dłuższego czasu dzieciaki nie dają mi spokoju i postanowiłam to zgłosić... Może warto byłoby się tym zająć...
- Mianowicie? - pani prezes w charaktertyczny sposób złożyła ręce na biurku przed sobą w geście pilnej uwagi.
- Dzieci z piątego piętra skarżą się ciągle na jakiegoś ducha, mówią, że co jakiś czas słyszą w nocy odgłosy dochodzące z piętra poniżej.
- Czyli z czwartego piętra? - zastanowiła się Walentyna. Przypomniała sobie, że wczoraj na tym piętrze też coś słyszała, zanim wylądowała z Daisuke w jednym z apartamentów. - Z tego, co kojarzę, to nikt tam obecnie nie jest zakwaterowany...
- Kilka razy na zmianę z Davidem zrobiliśmy obchód korytarzy w nocy na kilku piętrach, ale wtedy nic nie stwierdziliśmy - Lara rozłożyła ręce.
- A wczoraj któreś z was miało obchód? - spytała pani prezes badawczo.
- Nie, wczoraj nie.
- Dziwna sprawa... Hm, Czy to nie na tym piętrze właśnie znaleziono Charliego w otwartym apartamencie, gdy nagle zniknął?
- Możliwe... - obie zamyśliły się na chwilę.
- Cóż, spytam szefa ochrony o kasety z monitoringu, co prawda nie obejmują całych korytarzy, ale może uda się to wyjaśnić - powiedziała w końcu pani prezes.
- Świetnie, może w końcu dzieciaki przestaną histeryzować na treningach - uśmiechnęła się młoda trenerka i już miała zbierać się do wyjścia, gdy coś jej się jeszcze przypomniało.
- Jeszcze jedno... Nie wiem, czy powinnam o tym mówić, ale myślę, że ktoś powinien zająć się Michiru.
- A dokładniej? - Walentynie na wspomnienie Japonki ręce zacisnęły się nieco bardziej na biurku.
- Ogólnie wszystko jest w porządku - Lara zaczęła nieco bronić koleżanki. - Ale czasem staje się nie do zniesienia, nawet dzieci są zdezorientowane, a kilka razy zdarzyło jej się nie przyjść na trening w ogóle, nie informując o tym ani mnie, ani Davida.
- Porozmawiam z nią. Trening macie przed południem, prawda?
- Tak.
- Daj mi znać, czy dzisiaj się pojawi - jeśli jej nieobecność jest spowodowana romansami z Tomem, to dzisiaj na pewno się nie pojawi, sądząc po jej zachowaniu na śniadaniu, pomyślała pani prezes, analizując wszystkie możliwe scenariusze utemperowania młodej Japoneczki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Śro 16:00, 21 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Śro 16:45, 21 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Hehe... Klimat "Lśnienia" - dziwne rzeczy przydarzają się kadrze w ogromnym ośrodku na rosyjskiej północy
Ciekawam, co spotka naszą miłą Michiru... może ósmy pasażer czwartego piętra ją porwie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 21:31, 21 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
ja się zastanawiam skąd Walentyna wie o dziwnym zachowaniu Michiru na śniadaniu, skoro przyszła, jak tamtej już nie było, ale to drobiazg. A i pamiętajmy, że Lambiel leży w skrzydle szpitalnym i dochodzi do siebie po próbie samobójczej, pilnowany przez ochroniarzy i czeka na przybycie swojego nowego terapeuty
__51__
Po śniadaniu Lucy zaprowadziła Charliego na trening, a sama udała się do swojego gabinetu. Daria i Nikita już tam na nią czekali.
- Dzień dobry, widzę, że jesteście bardziej punktualni niż ja. - przywitała ich z uśmiechem
- Dzień dobry - odpowiedzieli jej jednocześnie
- Siadajcie. - Lucy wskazała im fotele - Pewnie się domyślacie dlaczego kazałam wam tu dzisiaj przyjść razem.
Daria i Nikita pokiwali głowami.
- Alexei Yagudin wyraził zgodę na twój przyjazd do tego ośrodka... - tu Barfield zwróciła się do chłopaka - ...bez większego entuzjazmu.
- Mogłam się tego spodziewać. - mruknęła Dasza
Lucy kontynuowała:
- Nie ma sensu ukrywać przed wami tego, że miał co do tego spore obiekcje. Udało mi się go przekonać, ale jego zdanie na ten temat bardzo łatwo może zmienić byle drobiazg i dlatego właśnie... - tu spojrzała na nich badawczo - ...jeżeli zależy wam na byciu tutaj razem, musimy ustalić pewne zasady.
- Z panią tylko ustala się zasady i kontrakty - zaczęła marudzić Dasza
- Cóż... - westchnęła Lucy - To jest jeden z tych elementów mojej pracy, którego nie mogę zlekceważyć.
~
Po godzinie rozmowy za podstawową zasadę uznano to, że czas wolny Dasza i Nikita mają prawo spędzać wedle własnego uznania, ale jeżeli okaże się, że zaczną zaniedbywać treningi, czas wolny zostanie im zredukowany do minimum.
- Nie zapominajcie po co tu jesteście. - powiedziała poważnie Lucy
- "Mamy trenować, a ten ośrodek ma nam stworzyć najbardziej sprzyjające do tego warunki" - wyrecytowała Daria słowa swego ojca, które usłyszała przez telefon w czasie ich wczorajszej rozmowy
- Dokładnie tak. - zgodziła się Lucy - ALE, pamiętamy, że jesteście nie tylko sportowcami, ale też młodymi, zakochanymi jak mniemam ludźmi, więc... o ile nie będzie to kolidowało z planem waszego dnia, nie zamierzam utrudniać wam kontaktów. Zaznaczam jednak, że seks nie wchodzi w grę.
Po tych słowach Daria zrobiła się czerwona jak burak i zerknęła niepewnie na Nikitę.
- No wie pani co... - powiedziała cicho do Barfield
- No właśnie wiem co, bo też kiedyś miałam szesnaście lat i byłam zakochana. - rzekła Lucy - Jak pewnie zauważyłaś, lubię stawiać sprawy jasno i nazywać rzeczy po imieniu. Jesteście już na tyle dojrzali, że różne rzeczy mogą wam przyjść do głowy, dlatego uprzedzam was, że zanim cokolwiek zrobicie, dobrze jest przemyśleć wszystkie ewentualne konsekwencje, a konsekwencją wspomnianej przeze mnie aktywności, jak zapewne wiecie, może być ciąża.
- Uważa pani, że jesteśmy nieodpowiedzialni? - po raz pierwszy od początku spotkania odezwał się Nikita. Miał niski, łagodny głos a ton tego pytania sugerował, że chłopak jest szczerze zdumiony takim posądzeniem.
- Nie wiem jacy jesteście, bo was jeszcze nie znam. - odpowiedziała mu Lucy - Jak już powiedziałam wolę dmuchać na zimne. Obrażanie was nie jest moim celem. Po prostu Alexei uczynił mnie osobą odpowiedzialną za konsekwencje twojego przyjazdu tutaj.
- Krótko mówiąc chroni pani swój tyłek narzucając nam te wszystkie zasady. - skwitował to Nikita
- Też. - przyznała szczerze Lucy - Ale wiedzcie, że ja wam naprawdę dobrze życzę.
- Wiemy, wiemy - powiedziała niecierpliwie Dasza i zerknęła na zegarek - Ale teraz ja już muszę iść bo Sonny uzna, że zaniedbuję swoje obowiązki i zredukujecie mi mój czas wolny.
- Oczywiście, możesz już iść. - powiedziała Barfield - Ale ciebie poproszę, żebyś jeszcze przez chwilę tu został. - dodała zwracając się do chłopaka, który podążając za swoją dziewczyną ruszył w kierunku drzwi.
- Zobaczymy się później. - uśmiechnęła się do niego Dasza i wyszła zostawiając ich samych.
Nikita ponownie rozsiadł się w fotelu i czekał.
- Zauważyłam wczoraj na treningu, że nie odrywasz od Daszy wzroku. - zaczęła Lucy
- Od niej trudno jest oderwać wzrok. - odparł - To co ona robi na tym lodowisku jest oszałamiające.
- To prawda, że robi wrażenie. - przyznała Barfield
- Wie pani... ja kiedyś dawno temu myślałem o tym, żeby jeździć figurowo... ale mój ojciec uznał, że to niemęskie i zapisał mnie na hokeja. To było jeszcze kiedy byliśmy szczęśliwi, zanim zaczął pić... - wyznał cicho - ...bo pani oczywiście wie, że on pije...
Lucy w milczeniu pokiwała głową.
- Żałujesz, że jesteś hokeistą? - zapytała po chwili
- Nie. Teraz już nie. Teraz nawet się z tego cieszę... ale nadal lubię patrzeć na tę elegancję na lodzie, szczególnie wtedy, kiedy prezentuje ją dziewczyna, którą kocham... Hokej rzadko jest elegancki. - uśmiechnął się
- No tak... dobrze... nie będę cię zamęczać... chciałabym tylko mieć pewność, że nic głupiego nie przyjdzie żadnemu z was do głowy. Macie przed sobą życie i wspaniałe perspektywy rozwoju, nie zmarnujcie tego, dobrze?
Nikita pokiwał głową.
- Nie zamierzam niczego marnować. Może pani być spokojna.
- Cieszę się.
- I... dziękuję, że się pani za mną wstawiła u pana Yagudina.
- Przyjemność po mojej stronie. Najlepiej mi się odwdzięczysz zostając gwiazdą Archaniołów. - mrugnęła do niego - Możesz już iść.
Kiedy Nikita wyszedł zadzwonił telefon.
- Panno Barfield. - odezwał się głos recepcjonisty - Przyjechał niejaki pan Green i mówi, że pani się go spodziewa.
- Tak, oczywiście, proszę go wpuścić. Pani prezes miała przygotować dla niego jakiś pokój. Nie wiem tylko który. Ja za chwilę zejdę na dół.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Śro 23:43, 21 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Pani prezes jest wszechwiedząca! A serio to Val, skreśl "na śniadaniu", bo przecież Michiru się dziwnie zachowuje cały czas
No cóż, w takim razie to nie Lambiel, który zerwał się z łańcucha, tylko naprawdę u nas straszy Póki co, nie mam pomysłu na to, może którąś z Was olśni?
__52__
Muzyka, która rozbrzmiewała na lodowisku na pewno nie była podkładem do piruetów Nobuhito Ody ani Ether Hobbs.
-Co to? - zapytała Dasza, sznurując łyżwy. Barbara nie odpowiedziała, bo była w trakcie bardzo skomplikowanych obliczeń.
-Kill Bill - wyręczył ją Nikita, który pojawił się przy bandzie.
-Ale chyba nie trzecia część? - zastanowiła się, przypominając sobie film.
-Pierwsza - powiedziała Barbara, obudzona z matematyczno-choreograficznego transu.
-Fajne... - powiedziała Dasza - To jego? - wskazała na Japończyka.
-Twoje - uśmiechnęła się Barbara - Jeśli się zgadzasz - dodała.
-No jasne - odparła - to naprawdę jest fajne...
-Pomieszam to jeszcze z muzyką z trójki.
-Ej, to nie jest Nobu? - spytała.
-Tak. Jest w identycznej sytuacji, jak ty - wyjaśniła.
-Tylko ja nie zdobyłam srebra w Rejkiawiku rok temu - mruknęła.
-Chodziło mi raczej o to, że magicznie zamieniacie się w seniorów...
-I na dzień dobry mam sędziów posiekać kataną? - zapytała o choreografię.
-Możesz ją pożyczyć od Nobuhito, jak chcesz. Ale widzę cię w stroju tak prześlicznie żółtym, że sędziom na sam widok mają wypaść sztuczne szczęki.
Daria zaśmiała się. Sonny stojący po drugiej stronie bandy przy Nobunarim, spojrzał w ich stronę i poklepał się po nadgarstku.
-Trener ma rację, czas ucieka...
Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać, po sekundzie była już na tafli.
-A ty musisz być Nikita Aleksandrowicz... - zwróciła się do chłopaka.
-Tak. Mam nadzieję, że nie chce mnie pani wygonić?
-Na razie nie - spojrzała na niego. Nikita patrzył już na Darię.
-Ja zrobiłbym dla niej wszystko - powiedział i na sekundę spojrzał Barbarze w oczy - Wszystko.
-Zuch chłopak - pochwaliła go, odwracając się do podopiecznej.
Nikita oczywiście zjawia się 5 sekund po Daszy, bo łyżwiarka się rozgrzewała na sucho wcześniej. Więc proszę bez uwag o wehikule czasu
A Nobuhito wychodzi na to nie jest pierworodnym Nobunariego (w sensie nie jest to coś, co siedzi teraz w brzuchu Wybranki Wojownika) bo jest młodszy, niż ten ktoś będzie w 2030.
Ścieżka kroków po kole? http://www.youtube.com/watch?v=EcKORO8S6m8 Pierwsza część, bo trzecia jeszcze nie istnieje
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 0:42, 22 Kwi 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Wto 14:53, 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Sorry za kolejny obsów. Kandzie, japońscy łyżwiarze (nie, nie na żywo niestety), masa przygotowań i zadań domowych... Czy senseje myślą, że studneci będą w długi weekend siedzieć i pisać zadania domowe na trzy kilometry? T_T No nic, jedziemy...
__53__
Gdy Daria rozpoczynała swój trening, pani prezes słuchała raportu Lary z wcześniejszego treningu dzieci. Raportu, który mieścił się w jednym zdaniu:
- Nie przyszła. Dzwoniłam do jej pokoju, na komórkę i nie odpowiada - dodała.
- Rozumiem. Możesz już iść - Walentyna zwolniła Larę i przywołała Kyoko. - Znajdź Michiru, gdziekolwiek jest. I nie tolereuję jej odmowy przyjącia - dla Kyoko to zabrzmiało jak rozkaz, doktórego wykonania zabrała się natychmiast, niczym Rambo w akcji.
~
- Dlaczego nie przychodzisz do pracy? - padło pytanie, gdy Michiru w stanie wskazującym na symptomy hkigomori pojawiła się wreszcie ściągnięta przez Kyoko.
- Źle się czułam - wymamrotała pod nosem podziwiając czubki swoich stóp, wykręcając je jak mała dziewczynka.
- Nie dostarczyłaś żadnego zawiadomienia od lekarza - Walentyna umyślnie zaakcentowała ostatnie słowo. Lekarz = Tom, czyli prawdopodobny sprawca niedyspozycji Michiru.
Dziewczyna milczała. Stała ze spuszcznym wzrokiem, jak dziecko, które nabroiło i czeka na karę.
- Z grafiku wynika, że to zdarza się nie pierwszy raz. Jeśli to byłaby jakaś choroba, albo problemy, to twoim obowiązkiem jest dostarczyć usprawiedliwienie. Jeśli chciałaś mieć dzień wolny, o to także można poprosić. Ale takich wagarów bez podania przyczyny nie będę tolerować - służbowy ton wręcz mroził krew w żyłach Japonki.
- Ja nie chciałam... Przepraszam - wymamrotała. - Postaram się, żeby to się więcej nie powtórzyło...
- Oczywisćie, że się nie powtórzy. Wiesz, że jesteś na okresie próbnym, a to oznacza, że przekroczyłaś limit z nieusprawiedliwionymi dniami wolnymi. I wiesz, co to oznacza - Walentyna sięgnęła między teczki z danymi pracowników i wyciągneła z niej teczkę Michiru.
- Chyba... mnie pani nie zwolni...? - Michiru podniosła swoje skośne oczęta błagalnie.
- Jeśli nie powiesz mi, co jest powodem twoich nieobecności, to jestem do tego zmuszona - odparła pani prezes rzeczowo.
- Nie! Nie może pani tego zrobić!
- Ależ mogę.
- Nie! Ja nie chciałam, naprawdę! Ja bardzo chcę tutaj pracować! Bardzo! - Michiru zaczęła płakać. - To wszystko przez niego! Przez Toma! To znaczy... lekarza... - wykrzyknęła i zaniosła się dramatycznym szlochem, opierając się o biurko pani prezes.
- No cóż, nie dało się ukryć, że podczas imprezy integracyjnej coś się kręci. Uważałam cię za mądrą dziewczynę. Mogłaś odmówić. A nawet jeśli postanowiłaś zaszeleć, to powinnaś oddzielać sprawy prywatne od zawodowych. Tutaj nie ma miejsca na romanse, bo sama widzisz, jak to się kończy. Tom nic do ciebie nie ma, jesteś dla niego tylko zabawką. Powiedziałam mu, żeby trzymał się od ciebie z daleka i dał ci pracować, ale ty sama to zepsułaś.
- A pani prezes to może taka święta? - krzykneła Michiru zanim Walentyna skończyłą na dobre. - Może pani prezes myśli, że nikt nie wie, że pani prezes puszcza się z żonatym facetem w samym ośrodku?! Z Daisuke... - CHALST! Michiru dostała w twarz tak mocno, że aż jęknęła. Walentyna nabrała powietrza i powoli wypuściła, po czym wycedziła cicho, ale bardzo dobitnie przez zęby:
- Wynoś się stąd i nie wracaj.
Michiru tylko zaszlochała ostatni raz i wybiegła, trzaskając drzwiami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Wto 18:46, 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Widzę, że emocje sięgają zenitu Przynajmniej ten wątek mamy z głowy
A za każdy dzień opóźnienia masz prezentować 10 nowych nauczonych kanji! i zdjęcie bossa Tanaki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Wto 22:37, 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Nie podejrzewałabym Michiru o wypominanie szefowej romansu, ale cóż...
Dzisiaj nie dam rady już nic napisać bo umieram... wtorek to jest najgorszy ze wszystkich dni tygodnia... ale jutro (jak jednak nie umrę) postaram się coś wrzucić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 7:45, 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Piscess napisał: | A za każdy dzień opóźnienia masz prezentować 10 nowych nauczonych kanji! i zdjęcie bossa Tanaki  |
Co za motywacja! A zdjęcia mam nadzieję, że nie top less?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Śro 13:42, 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Jeśli o mnie chodzi to nie tylko "top" ale w ogóle całkiem "less" xP (-Tanaka-san, niestety, musi się pan rozebrać, bo takie są reguły forum....)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 14:03, 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
A Japończycy bardzo dbają o przestrzeganie wszelkich reguł... xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 22:51, 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Ups... chyba zapomniałam ile mam lat... zdaje się, że ostatecznie stanęło przy trzydziestce .
___54___
Carl Green był wysokim przystojnym mężczyzną po trzydziestce. Ciemne włosy, zdaniem Lucy stanowczo zbyt długie, jak zwykle miał artystycznie rozczochrane, wyglądało też na to, że od kilku dni się nie golił. Kiedy tylko zobaczył nadchodzącą pannę Barfield uśmiechnął się rozmarzony.
- Nic się nie zmieniłaś... - powitał ją rozkładając ramiona i najwyraźniej oczekując, że ona w nie wpadnie, ale nic takiego się nie stało
- Ty też się nie zmieniłeś. - odparła Lucy lustrując przybysza swoim krytycznym spojrzeniem
- Rozumiem, że to akurat nie jest komplement. - zasmucił się Green.
- A czy ja kiedyś prawiłam ci komplementy? - zapytała Lucy
- Rzadko się to zdarzało, ale owszem. - odparł po namyśle
- Kiedy? - zdziwiła się
- Na przykład raz pod prysznicem, jak byliśmy na trzecim roku... - rozmarzył się
- Musiałam być pijana. - prychnęła niedbale
- Fakt... - przypomniał sobie nagle - ...byłaś wtedy pijana...
- Możemy o tym nie rozmawiać... TUTAJ? - zapytała Lucy spoglądając znacząco na uśmiechniętego recepcjonistę, który z uwagą przysłuchiwał się każdemu słowu. - Czy pani prezes przydzieliła panu Greenowi jakiś pokój? - zapytała Barfield korpulentnego mężczyznę, który stał za kontuarem.
- Tak... - recepcjonista zerknął do zeszytu - Numer 325. Trzecie piętro. - oznajmił podając Carlowi klucz.
- Prowadź. - uśmiechnął się Green, a Lucy bez słowa ruszyła na trzecie piętro.
- Wiesz... - zaczął Carl, gdy znaleźli się w jego pokoju - ...kiedy do mnie zadzwoniłaś... odżyły wszystkie wspomnienia...
- Nie było ich znowu tak wiele... - zauważyła
- Może dla ciebie. Ja mam ich całe mnóstwo. - powiedział poważnie
- Zadzwoniłam, bo potrzebuję twojej pomocy. Nie wyobrażaj sobie... że znów wylądujemy razem pod prysznicem... - powiedziała rumieniąc się
- Prawdę mówiąc... z tego co widzę po twojej minie to wyobrażanie sobie jest jedynym co mi pozostaje. - westchnął smutno.
Lucy się uśmiechnęła.
- Carl, proszę cię, zostawmy to co było wśród wspomnień. Poprosiłam, żebyś przyjechał, bo chcę ci przekazać pacjenta. To wszystko.
- Dlaczego akurat mnie? Masz przecież wielu innych znajomych po fachu.
- Chciałam, żeby trafił w najlepsze możliwe ręce. - powiedziała cicho
- A widzisz? Jednak umiesz powiedzieć mi coś miłego. - ucieszył się
____________
EDIT: Aha! Gdyby którejś z was przyszło do głowy by jednak wpakować Lucy i Carla pod jeden prysznic - nie krępujcie się
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Śro 22:55, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 13:03, 29 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
__55__
Walentyna zdjęła szpilki i wrzuciła je do ogromnej szafy. Z okna swojego apartamentu znajdującego się na najwyższym piętrze widziała błyszczące światłami centrum Archangielska. Wiedziała, że jutro od samego rana musi rozpocząć poszukiwania nowej trenerki juniorów, ale po długim dniu nie była w stanie się zmusić, by teraz o tym myśleć. Ogromna, luksusowa wanna zaczęła napełniać się wodą. Rozległo się walenie w drzwi.
-Proszę - powiedziała.
Do pokoju wpadł Tom, zatrzaskując drzwi za sobą.
-Zwolniłaś Michiru! - krzyknął.
-Nie dała mi wyboru - odparła.
-Najwidoczniej!
Tom był wściekły, bo czuł, że przynajmniej w pewnym sensie, jest odpowiedzialny za to, co się stało.
-Nie przychodziła na treningi. Stała się bezużyteczna... - Walentyna próbowała zachować spokój, głównie dlatego, że nie miała siły się kłócić.
-Dlaczego nie możesz po prostu przyznać, że byłaś zazdrosna?!
-O ciebie? - uśmiechnęła się, udając obojętność.
-O mnie - wycedził Tom, zbliżając się na niebezpiecznie małą odległość. Bez obcasów, pani prezes była od niego dużo niższa.
Popatrzyli sobie w oczy. Z łazienki słychać było lejącą się wodę.
-Tom... - wyszeptała.
Przestraszyła się. Tego, że nie była w stanie nad sobą zapanować. Ich usta zetknęły się na sekundę. Po tej sekundzie odskoczyli od siebie. Za oknem rozległy się syreny. Popatrzyli na siebie. Tom wybiegł z pokoju, a Walentyna, zakręciwszy wodę, wybiegła zaraz za nim. Boso.
~
Przed ośrodkiem stały dwa radiowozy.
-Są na czwartym piętrze... - wydukał zdezorientowany recepcjonista - Pani Szerewiczowa ich wezwała... Mówiła, że znalazła... ducha...
-Jeśli ona jest pijana, to ją też zwolnię - mruknęła Walentyna, wyżywając się na przycisku od windy.
-Nie, jeśli ja ją pierwszy zabiję - odparł Tom.
Na czwartym piętrze wszystkie pokoje były pootwierane, policjanci kręcili się wszędzie dookoła, Barbara rozmawiała z jednym z nich, a on zapisywał wszystko w notesie.
-O, jesteście - przywitała ich.
-Czy pani jest dyrektorem tego ośrodka? - zapytał policjant. Barbara przetłumaczyła na angielski.
-Jestem. Możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? - zażądała.
-Rozwiązała się zagadka czwartego piętra - powiedziała smętnie - Ale ci się nie spodoba... - wskazała na pootwierane pokoje. Resztę wyjaśnił policjant, Barbara tłumaczyła.
-Przez otwarte okno do ośrodka wdzierali się przestępcy, którzy kradli po kolei wszystkie sprzęty z wszystkich pokoi. Proceder mógł trwać około kilku tygodni.
W większości pokojów stały teraz tylko łóżka. Nowiutkie, jeszcze nie używane telewizory, lampy, szafki, krzesła... Wszystko zostało wyniesione. Tom i Walentyna nie mogli uwierzyć w to, co widzieli.
-Stąd te dziwne dźwięki, które wszyscy słyszeli na trzecim piętrze. No i wiatr, który wpadał przez to okno, które sobie zawsze zostawiali otwarte. Charlie pewnie też podążył za jednym z nich. Pewnie ich wtedy nieźle wystraszył, bo uciekli, nie zamykając nawet pokoju. Ale może tego nie mówcie Lucy, bo jeszcze sobie dopowie, że jego też mogli ukraść, czy coś... - powiedziała Barbara.
-Jak... się o tym dowiedziałaś? - wykrztusił Tom.
-Szłam korytarzem i usłyszałam coś, co brzmiało bardziej jak kradzież, niż jak duchy - wzruszyła ramionami - Szukałam was w waszych gabinetach, ale was nie było...
-Ale - Tom popatrzył podejrzliwie - czemu szłaś korytarzem na czwartym piętrze, które jest puste?
-Bezsenność - wytłumaczyła - Kiedyś pomagały dwie szklanki ginu, a teraz rozwiązywanie zagadek kryminalnych... Doceń to.
Policjant wydarł z notesu wstępną wersję raportu, wręczył ją Walentynie. Skrzyknął chłopaków, obiecał, że spróbują złapać złodziei, pożyczył im dobrej nocy, zasalutował i po chwili wszyscy opuścili budynek.
-Dobrze, że jesteśmy ubezpieczeni... - mruknęła pani prezes, gapiąc się na kartkę pokrytą cyrylicą.
---
jeśli pomyliłam coś z piętrami, to mówcie. a jeśli wolicie nie rozwiązywać (tak) tej zagadki to też przyjmuję wnioski. Gabi - mam nadzieję, że nie przesadziłam?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 22:24, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 22:19, 29 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Mnie się podoba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 5:49, 30 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Co prawda wynoszenie telewizorów czy szafek przez okno na czwartym piętrze musi być wyzwaniem dość karkołomnym, ale możemy przyjąć, ze to złodzieje ekstremalni .
Tymczasem kolejna część! Może boss Tanaka zachowa chociaż majtki xD.
__56__
Nastęnego dnia, Walentyna zjawiła się w biurze dość nieprzytomna. Nie dość, że Michiru, to jeszcze policja, złodzieje i Tom. Jednak spokój pani prezes na miejscu pracy nie mógł trwać długo i zanim wygodnie rozsiadła się w fotelu, zadzwonił telefon.
- Wiesz, co dziś wyczytałem na jednym z serwisów informacyjnych online? - zapytał Alexei, zamiast "Dzień dobry".
- Informacyjnych, czy plotkarskich? Że nie dostałeś nagrody telewizyjnej, czy czegoś tam? - mruknęła Walentyna do słuchawki, mieszając mocną kawę z cukrem.
- W ośrodku było włamanie - Alexei nie pytał. Stwierdził fakt. W dodatku takim tonem, jakby to Walentyna sama wyniosła wszystkie telewizory i była główną podejrzaną w jego oczach.
- Jesteśmy ubezpieczeni, będzie dobrze - westchnęła uspokajająco. W sumie nie dziwiła się, że Alexei się o tym dowiedział, chociaż trochę żałowała, że dowiedział się o tym z rosyjskich pudelków.
- To jeszcze nic, dzwonił do mnie Plushenko. Osobiście.
- Czyżby jednak chciał zapisać swojego synalka? A może to on nam wyniósł te telewizory, żeby nam zrobić na złość? - Walentyna wyobraziłą sobie Plushenkę wdrapującego się z trudem na czwarte piętro, w jakimś lateksowym, czarnym kombinezonie i wracajacego z telewizorem i lampą uwiązanymi do pleców. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, na szczęście przez telefon Alexei nie mógł go zauważyć.
- Bardzo zabawne. No więc, do twojej wiadomości, szanowny jegomość wielkodzioby powiedział, że właśnie zamierza zatrudnić trenerkę, którą ty zwolniłaś w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach i dodał, że dowiedział się o nas wiele kompromitujących rzeczy, które chętnie wykorzysta przy nadarzającej się okazji. - Walentyna nie przejęła się tymi słowami specjalnie, jednak Alexei dodał. - Ale dobrze, że humor cię nie opuszcza, bo zdecydowałem oraniczyć twoje obowiazki.
- Słucham? - uśmiech nagle zszedł z twarzy pani prezes.
- Od dziś część twoich obowiązków prezesa przejmuje Tom. Właśnie wysłalem stosowne dokumenty kurierem.
- Ale Tom jest lekarzem! Jak ty to sobie wyobrażasz?! - z trudem jej to przyszło, ale musiała przyznać sama przed sobą, ze nagle poczuła się jak Michiru poprzedniego dnia.
- Normalnie. Doceniam twoją pracę, wiele robisz dla tego ośrodka, ale z niektórymi rzeczami sobie nie radzisz. Będzie lepiej, jeśli ktoś cię odciąży od niektórych obowiazków. Poza tym z Tomem chyba nieźle się dogadujecie - wyjaśnił Alexei tak, jakby stwierdzał, że mamy ładną pogodę i z jakimś ledwo słyszalnym "Do zobaczenia", rozłączył się.
- Nieźle się dogadujecie - Walentyna powtórzyła jego ostatnie słowa. - Jasne! ... Kyoko!
- Tak, pani prezes? - sekretarka weszła ze zwyczajowym ukłonem. "Jaka tam pani prezes... raczej pół-prezes", pomyślała Walentyna.
- Wypisz mi na dzisiaj dzień wolny...
Po chwili Kyoko wróciła z dokumentem do podpisu.
- Dzień wolny dobrze pani zrobi - rzekławręczajac Walentynie papier. - Ostatnio pani prezes dużo pracuje - uśmiechnęła się.
- Niech podpisze to Tom - rzekła Walentyna, przerzuciła torebkę przez ramię, a po chwili dodała nieco łągodniejszym tonem. - Dziękuję, Kyoko.
Sekretarka skłoniła się, gdy pani "pół-prezes" zamykała za sobą drzwi.
- Barbaro! - Walentyna wpadła do pokoju trenerów. Barbara i Sonny własnie siedzieli nad stertą papierów i notatek, dumajac nad ułożeniem elementów choreografii Darii, aby miała jak najwyższą wartość w oczach sędziów.
- Muszę cię o coś zapytać - zwróciła się do trenerki, ale spojrzała na Santino tak, że tez słowa zrozumiał polecenie natychmiastowego opuszczenia pomieszczenia.
- Wal śmiało.
- Jeśli masz gdzieś schowaną jakąkolwiek dawkę alkoholu, to żądam jej natychmiastowego oddania.
Barbara przełknęła ślinę, ale zachowała zimną krew.
- Masz zamiar zrobić ze mną porządek, jak z Michiru?
- Nie... - Walentyna opadła na kanapę. - Chcę się sama upić - dodała i ukryła twarz w dłoniach.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Pią 10:20, 30 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Pią 10:06, 30 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Przez pierwszą część plułam kawą w monitor co 5 sekund
Chociaż uważam, że Alexei jest niesprawiedliwy... ale na niego też znajdzie się sposób...
Tylko że podejrzewałabym że w gabinecie pani prezes jest barek wypełniony trunkami wszelkiej maści - a już na pewno w nieużywanym gabinecie Yagudina! Bo ogólnie zwracanie się do alkoholika w takich sprawach jest raczej torturą
Proponuję:
~
Był pochmurny ranek i Barbara zdziwiła się, gdy spostrzegła przypadkiem, że ktoś siedzi na tarasie kawiarni.
-Co ty tu robisz? - zapytała Walentynę, która siedziała nad kubkiem jakiegoś dziwnie wyglądającego płynu, którego zapach alkoholiczka rozpoznała z kilometra.
-Proszę! Wszystko jest tak, chciałaś! Alexei... przez to włamanie... Tom będzie teraz prezesem... - odrzekła trochę nieskładnie. Barbara w ogóle nie wzięła tych słów do siebie i zapytała z łagodnym wyrzutem:
-Co ty w ogóle pijesz?
-Tu mieli tylko wino albo... takie...
-Masz jeszcze uniwersalny klucz przy sobie? - zapytała, oczy jej błyszczały - To chodź, znajdziemy lepsze miejsce do zalewania smutków.
Ciekawość lekko ją otrzeźwiła i podążyła za choreografką na ostatnie piętro. Stanęły przed drzwiami ALEXEI YAGUDIN. PREZES. Pani Nakamura zawahała się przed otworzeniem tych drzwi, ale Alexei był w Moskwie i właściwie nie używał tego pomieszczenia... Drzwi otworzyły się przed nimi i ukazał się przestronny pokój podobny do gabinetu Walentyny.
Barbara z diabolicznym uśmiechem wskazała na elegancki barek, jakby to była ziemia obiecana....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pią 10:25, 30 Kwi 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 10:23, 30 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Końcówka mojej części niech będzie wg tego, co napisała Piscess .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Śro 10:09, 05 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Śro 20:32, 05 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Wybaczcie, nie miałam przez jakiś czas internetu...
___57___
Stephane Lambiel wciąż, przykuty do łóżka przebywał w skrzydle medycznym, kiedy Lucy przyprowadziła do niego Carla.
- Cześć Steph. - przywitała się cicho pani psycholog
- Myślałem, że już nigdy nie przyjdziesz... - powiedział z ulgą Lambiel i uśmiechnął się do niej
- Przyprowadziłam ci gościa. - powiedziała Lucy
- Mnie? Gościa? - zdziwił się - Ja nie miewam gości. Nigdy i nigdzie.
- To jest Carl Green. - przedstawiła Stephanowi przyjaciela - Przyjechał tu, żeby ci pomóc. Zabierze cię do kliniki w Glasgow i będzie twoim terapeutą. - wyjaśniła
- Ale... przecież... to ty jesteś moją terapeutką. - jęknął żałośnie Lambiel
- Byłam. Już nie jestem. - poprawiła go Lucy - Kontrakt, który nas łączył, został złamany i już nieważne z czyjego powodu. Przestał istnieć. Ty potrzebujesz pomocy, której ja nie mogę ci udzielić. Ale Carl może to zrobić i zrobi, jeżeli mu na to pozwolisz.
- Ale... - zaczął znów oponować Stephane - ...Lucy, ja nie chcę nikogo... tylko ciebie...
- Wiem. - przerwała mu - I wiem też, że nie chcesz mnie jako terapeutki. A tobie potrzebna jest terapia. Proszę cię, pozwól sobie pomóc. Wiedz, że naprawdę zależy mi na twoim dobru. Oddaję cię w najlepsze ręce jakie znam. - to mówiąc wstała i opuściła pokój starając się nie słyszeć szlochu Stephana.
Na korytarzu stał Tom.
- I jak? - zapytał
- Powiedziałam mu to, co zostało zaplanowane. - powiedziała łamiącym się głosem - Resztą zajmie się Carl. - dodała i wybuchnęła płaczem
- Nie płacz, Lucy. - Tom próbował ją pocieszyć - Chodźmy do mojego gabinetu, napijemy się herbaty i porozmawiamy.
- Nie... ja... mu... muszę pójść po Cha... Charliego. - wychlipiała - Zaraz skończy trening. - dodała już spokojniej
- Zadzwonię do Sinead żeby się nim zajęła. - zaoferował Tom, a Lucy nie miała siły by się temu sprzeciwić
Pozwoliła 1/3 prezesa* zaprowadzić się do gabinetu i posadzić w fotelu. Jak przez mgłę dotarła do niej jego rozmowa z Sinead, zupełnie też nie zauważyła kiedy pojawił się przed nią kubek z herbatą.
- Aż tak bardzo się tym przejmujesz? - zapytał Tom po dłuższym milczeniu
- Jak widać... - odparła cicho - Sama nie przypuszczałam, że aż tak mnie to ruszy... Mój ojciec miał rację...
- W czym?
- W tym, że nie nadaję się do tej roboty. Ty wiesz, że ja wszystkie swoje dotychczasowe niepowodzenia zawodowe umiałam wytłumaczyć sabotażem ze strony mojego ojca?
- Jak to sabotażem?
- Normalnie. Podstawieni pacjenci, trudni uczestnicy warsztatów, którzy byli trudni, bo ktoś im za to zapłacił, asystenci, którzy zamiast pomagać mi w pracy tylko przeszkadzali... przez długi czas sądziłam, że mój ojciec płaci Lambielowi za te cyrki, które wyczyniał...
- Ale to przecież mało prawdopodobne...
- Wiem. Teraz jestem już pewna, że omal nie popadłam w jakąś paranoję. Bo przecież nikt, za żadne pieniądze nie zgodzi się popełnić samobójstwa...
- ... chociaż... mógł pozorować...
- Czy on pozorował? - zapytała Lucy - Ty go znalazłeś. Czy on ci wyglądał na kogoś, kto pozoruje próbę samobójczą?
- Hm... no wyglądało to poważnie. Ale przecież mógł liczyć na to, że zostanie szybko znaleziony...
- Liczyć owszem mógł, ale nie mógł mieć pewności... Nie, Tom, on niczego nie pozorował... To ja zaczęłam popadać w paranoję. Od dwóch lat nie miałam asystenta, bo bałam się kolejnego podstawionego przez ojca debila, a od czasu afery ze Szwajcarskim Towarzystwem Psychologicznym nie byłam na superwizji...
- Zwariowałaś?!?!?! - przeraził się Tom
- Jeszcze chyba nie... - mruknęła Lucy - Wiem, że muszę iść na superwizję. Poproszę o nią tego psychologa, który przyjedzie z Kanadyjczykami.
- A Carl?
- Carl nie wchodzi w grę. Widzisz... kiedyś, na studiach sypialiśmy ze sobą.
- Rozumiem... Ale to nie on...?
- Nie. Nie on jest ojcem Charliego.
- Obiecujesz, że poprosisz o superwizję tego kanadyjskiego psychologa?
- Obiecuję.
- Bo jak nie... to z obawy, że zaczniesz się sypać będę zmuszony wysłać cię na przymusowy urlop.
- Powiedz wprost, że mnie zwolnisz.
- Po co mam mówić, skoro wiesz to sama.
________
* 1/3 prezesa to Yags, 1/3 to Val i kolejna 1/3 to Tom
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 11:05, 06 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Uff.. bo zaczynałam się martwić
A my na zajęciach mieliśmy właśnie teorię firmy i relacje między "prezesem" a "właścicielem" ...
__58__
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Chwileczkę! - krzyknął Tom i odwrócił się w stronę Lucy. Psycholożka spojrzała w lusterko i oceniwszy, że łzy nie zostawiły śladu na jej twarzy, kiwnęła głową. Do jego gabinetu weszła Piereskiewia i wręczyła mu małą kopertę.
-Wyniki tomografu Nubuhito Ody, pan doktor prosił, żeby je dostarczyć jak najszybciej.
-Dziękuję. Coś jeszcze?
-Ktoś z ochrony kazał przekazać, że drzwi do biura pana prezesa Yagudina są otwarte na oścież...
-Co?! - krzyknęli naraz Tom i Lucy. Najpierw pomyśleli od odkrytych wczoraj włamaniach.
-... a pani Nakamura wzięła wolny dzień i...
Obydwoje pobiegli do części biurowej. Biuro Yagudina rzeczywiście było otwarte i puste. Ale to nie złodzieje dostali się do środka. Otwarty i pusty był też barek. Wszystkie butelki alkoholu, które kiedyś w nim stały (a miały w sumie całkiem niemałą wartość), zostały ustawione teraz w równiutkim rządku na jego mahoniowym nieużywanym biurku. W jednym miejscu w szeregu była luka i leżała tam kartka z napisem: "Zgadnij, której brakuje. V. & B."
Tom zmiął kartkę w pięści i zatrząsł się. Ruszył do części mieszkalnej prosto do pokoju Walentyny, Lucy podążyła za nim i starała się go chociaż trochę uspokoić.
~
-Sonny? Soooonny... Sonny!
Dasza wyrwała chłopaka z zamyślenia.
-No?
-Pomóż mi.
Trener zmierzył ją wzrokiem i zauważył, że ma rozwiązane łyżwy i zabandażowaną lewą dłoń.
-Co się stało?
-A nic, grałyśmy z dziewczynami w siatkówkę przed śniadaniem. Doktor Tom mówi, że jest lekko wybity i że to tylko na kilka dni - zaprezentowała typowy siatkarski opatrunek: wybity palec był przywiązany plastrem do tych zdrowych i unieruchomiony.
-Dasza... - jęknął Sonny - Siadaj.
Sam ukląkł na jedno kolano i zaczął wiązać sznurowadła.
-Co na to twój ojciec?
-Nie wiem, bo tata wsiąknął w biurze znowu. Rozmawiałam z mamą... - Dasza posmutniała.
-Coś nie tak w domu? - Sonny podniósł na nią oczy.
-Nie... Tylko oni mieli tu przyjechać dzisiaj, a teraz w sumie nie wiadomo, kiedy się zjawią...
-Tęsknisz?
-Mocniej - Daria poinstruowała prywatnego wiązacza sznurowadeł - Nooo, bo nawet w Pitrze to tak jakoś... z babcią i w ogóle...
-Wiem, co czujesz - powiedział, skupiony na drugiej łyżwie.
-Ty w Kalifornii też mieszkałeś w bursie, nie?
-Powiem ci, że twoja jest fajniejsza - mrugnął - Ale ja z rodziną nigdy nie miałem większego kontaktu... Ojciec we Francji, matka i ojczym na Wschodnim Wybrzeżu. Myślałem, że będę z Barbarą w takich relacjach, jak twój ojciec z Tatianą Tarasową, ale ona wyjechała po stażu do Władywostoku... I tak... Trzeba było szybko dorosnąć - uśmiechnął się i wstał. Wilk, o którym była mowa, właśnie pojawił się po drugiej stronie hali.
~
-Widzę, że już nawet pukać nie musisz - skomentowała kąśliwie Walentyna, gdy wpadli do jej apartamentu i odwróciła się z powrotem w stronę szafy, z której spokojnie wyciągała wybrane ubrania.
-Gdzie jest Barbara? - Tom zażądał odpowiedzi. Spodziewał się najgorszego, ale nic nie wskazywało na to, że jego przeczucia miały się potwierdzić.
-Jak to: gdzie? Ma trening z Daszą. Ty nie powinnaś tam też być, Lucy? - odparła najnaturalniej w świecie, rzucając sukienki na łóżko i otwierając szufladę z bielizną.
-Błagam, biegnij tam... - jęknął Tom. Lucy pokiwała głową i znikła. - Co ty w ogóle robisz? - zorientował się, gdy ponownie spojrzał na Walentynę.
-Jadę do Osaki na parę dni. W końcu jeśli wszyscy i tak uważają, że jedyne, co tu robię, to dotrzymuję towarzystwa Daisuke...
Tom zbliżył się, ale nie był w stanie jej dotknąć, ani nic powiedzieć, bo Walentyna wybierała właśnie biustonosze.
-Ten, nie? - pokazała mu komplet ozdobiony czarną koronką i dorzuciła go do sterty, którą zamierzała spakować.
-Posłuchaj, jeśli pozwoliłaś pijanej Barbarze prowadzić trening z Daszą...
-To co? Mnie też zwolnisz? Kogo ty byś nie zwolnił Tom? A! Już wiem... Michiru!
Pan prezes zacisnął zęby, chwycił jej nadgarstek i przyciągnął ją do siebie.
-Nigdzie nie jedziesz!
-Puszczaj. Wiesz, której butelki brakowało z barku Yagudina?
-Skąd mam niby wiedzieć?!
-Żadnej - wycedziła. Tom zrozumiał, że padł ofiarą żartu, ale jego wrząca wściekłość mieszała się teraz z uczuciem ulgi - Obie stwierdziłyśmy, że nie chcemy pić za ten twój awans...
_________
Valka - decyzja należy do Ciebie. Możesz albo jechać (i wrócić z Daisuke - ewentualnie z bossem Tanaką ) albo zostać w ramionach Toma, który - jak widać - jest bardzo stabilny emocjonalnie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 13:31, 06 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Valka
Administrator

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Wto 13:22, 11 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
__59__
Znikąd pojawia się pan Tanaka, ogłusza Toma i robi striptiz, po czym Walentyna wyjeżdża do Osaki, ale nie do Daisuke i żyje długo i szczęśliwie. Koniec.
Żartuję xDDD. Zacznijmy jeszcze raz . Z góry przepraszam, że takie krótkie ^^;.
__59__
- Daisuke być może niedługo sam tu przyjedzie - Tom rozluźnił uścisk na nadgarstkach Walentyny. Ta zrobiła oczy jak spodki.
- Jak to?
- Gdy wyjeżdżał, wspominał o kontuzji swojej zawodniczki. Powiedziałem mu, żeby tu z nią przyjechał.
Walentyna usiadła na łóżku zasłanym najseksowniejszymi ciuchami, jakie miała w szafie i wypuściła z ręki stringi, które miała dołączyć do biustonosza. W jednej chwili cały jej sexappeal reprezentowany przez stertę na pościeli uleciał.
- Przecież wszyscy jego zawodnicy są teraz w Connecticut na treningach z Morozovem... - wymamrotała. Wiedziała co to oznacza. Tom też się domyślił.
- Przykro mi... - wyszeptał. Nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć w tej sytuacji.
- Chciałeś, żeby przyjechał? - spytała, przełykając ślinę i udając, ze wcale nie chce jej się płakać.
- Nie dało się ukryć, że między wami jest coś więcej niż przyjaźń. Nie pochwalałem twojego zachowania, ale wiedz, że nie życzyłem ci źle. Jeśli byłaś z nim szczęśliwa, to czemu miałbym stać na drodze? - wyjaśnił i po chwili namysłu dodał z lekkim wyrzutem. - W przeciwieństwie do ciebie... Ale wiedz, że zawsze uważałem cię za najlepszą przyjaciółkę i nie mam do ciebie żalu za Michiru, bo wiem, że jest w tym też moja wina - przyznał.
- Dzięki - wycedziła udajac twardzielkę, chociaż łzy zaczęły cieknąć po policzkach.
- Oboje popełniliśmy błędy - Tom usiadł obok Walentyny i kontynuował. - Czas wyciągnąć wnioski. Pamiętaj Wal, zawsze możesz na mnie liczyć. I zawsze możesz mi wszystko powiedzieć, bez pretensji. Nie psujmy tej przyjaźni, ok? - poklepał ją po ramieniu i dał buziaka w czoło. - Następnym razem, jak Daisuke tu przyjedzie to osobiście skopię mu tyłek za ciebie, a teraz staraj się o nim nie myśleć.
Walentyna już nie kryła się z płaczem, pociągając nosem co kilka sekund. Tom tymczasem wyszedł zostawiajac ją samą, aby mogła się wypłakać, wiedział, że tego potrzebowała. Nie wiedział tylko, że jego słowa pocieszenia zraniły ją jeszcze bardziej niż to, co zrobił Daisuke.
- Tylko przyjaźń... - wyszeptała Walentyna i opadła na łożko głośno płacząc przez kilka godzin.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Wto 19:55, 11 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
___60___
Lucy stanęła przy bandzie obok Barbary, kiedy Dasza kończyła się rozgrzewać.
- Cześć. - przywitała się
- Cześć. - odparła Szerewiczowa rzucając jej krótkie spojrzenie. - Widzę, że nie jesteś w najlepszym stanie. - zauważyła
- Ano nie jestem. - przyznała Lucy - A po tym co zobaczyłam dziesięć minut temu w gabinecie Alexeia przez chwilę bałam się, że ty też nie jesteś. - dodała po chwili
Barbara parsknęła śmiechem.
- Niezły numer, prawda?
- No nie wiem. Tom był przez chwilę mocno wkurzony. A ja się przestraszyłam, że wszystko się posypie. - powiedziała cicho Barfield
- Aż tak nisko mnie cenisz? - zapytała z przekąsem Barbara
- Tu nie chodzi o to, że cię nisko cenię. Po prostu przestraszyłam się. Wiem co to alkoholizm i wiem, że mimo dobrych chęci nie zawsze... wychodzi... A mnie zależy, żeby ci wyszło.
- Dzięki. - Szerewiczowa oparła się o bandę. - Co sądzisz o tej sekwencji kroczków? - rzuciła po chwili milczenia i wskazała na śmigającą po tafli Daszę.
- Hm... - zamyśliła się Lucy - Podoba mi się, ale... mam niejasne przeczucie że już to gdzieś widziałam...
- Słusznie, bo to fragment choreografii z "Zimy", którą Alexei wykonywał na igrzyskach w Salt Lake City... Ta dziewczyna jest uparta jak osioł... - Barbara z dezaprobatą pokręciła głową - Dasza! - zawołała do swojej podopiecznej - Przypomnij mi proszę o czym rozmawiałyśmy wczoraj. I przedwczoraj. I przed-przedwczoraj. I przez cały ostatni tydzień.
- O własnym stylu jazdy? - rzuciła cicho Daria podjeżdżając do bandy
- Właśnie... I powiedz mi... co ja mam z tobą zrobić?
- Ale... Barbaro Władimirowno... to... JEST właśnie mój styl! Ja to czuję całą sobą! - Dasza próbowała bronić swojego zdania.
- Wiesz, że nie jesteś swoim ojcem.
- Patrząc na to z punktu widzenia genetyki, jestem połową swojego ojca. - powiedziała Dasza, a Lucy parsknęła śmiechem
Barbara spojrzała uważnie na swoją podopieczną.
- Jeżeli sądzisz, że z tego powodu uznam, że możesz sobie przywłaszczyć połowę jego programów, to cię rozczaruję, moja panno. Wróćmy do tego co ćwiczyłyśmy wczoraj.
- Sonny... - jęknęła Dasza - Zrób coś, proszę... - tu rzuciła chłopakowi, który dotąd stał nieco z boku, błagalne spojrzenie
- Barbara ma rację. - powiedział - Nie jesteś Alexeiem, chociaż to wcale nie znaczy, że jesteś gorsza. - dodał szybko - Powiem więcej, masz szansę być o wiele lepsza, jeżeli tylko wyjdziesz poza stare zużyte schematy. Nie rozumiem, dlaczego tak kurczowo się ich trzymasz.
Lucy spojrzała na Santino z podziwem i kiedy Dasza z powrotem wyjechała na środek tafli, szepnęła puszczając do niego oko:
- Nie myślałeś nigdy o studiach psychologicznych?
- Nie. - odparł zgodnie z prawdą
- Szkoda. Masz do tego predyspozycje.
- Nie wiem... - zamyślił się - Przy okazji... tu są odpowiedzi na twoje pytania. - dodał podając jej nieco wymiętą kartkę papieru.
- Dzięki. - powiedziała - Widzę, że się nie rozpisałeś.
- Podobno liczy się jakość, a nie ilość. - odparł
- Słusznie. - uśmiechnęła się Lucy - Mam jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Czy zapadły już ostateczne decyzje w sprawie muzyki do programów Daszy? - spytała - Bo jeżeli tak, to chciałabym dostać na płycie te podkłady, będę mogła wtedy przygotować jej moduł wizualizacyjny.
- Pracujemy nad tym. - powiedziała Barbara - Do dowolnego najprawdopodobniej zostanie ten Kill Bill, ale jeszcze nie wiem co z krótkim...* Dostaniesz nagrania kiedy tylko to ustalimy.
- Będę wdzięczna.
____
* Zuza, jeżeli miało być odwrotnie to daj znać, to zmienię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Piscess
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Śro 15:35, 12 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Świetne a muzyką się nie przejmuj, bo w końcu i tak jeszcze nie ustalone...
__61__
-Tom, to ja - powiedziała Barbara, wchodząc do dziwnie pustego ambulatorium i stając przy biurku Pierieskiewi. Drzwi do gabinetu doktora były otwarte.
-Odejdź! - rozległo się po chwili ze środka.
-Proszę, Tom... chcę porozmawiać... - powiedziała łagodnie, ruszając w jego kierunku. Była przygotowana na to, że nie zareaguje dobrze na jej wizytę.
-Nie chcę cię widzieć! Nie!
Tom cofnął się pod ścianę, jakby była bohaterką horroru. Choreografka zdziwiła się, ale tylko na moment.
-Piłeś - zauważyła.
-Proszę, zostaw mnie...
-Nie ma szans, Tom - powiedziała z ciepłym uśmiechem. Widziała, że był roztrzęsiony i nie zamierzała go zostawiać samego w takim stanie. On za to, mimo szumu w głowie, wiedział bardzo dobrze, że - niezależnie od wszystkich głupich żartów - musiała stoczyć dzisiaj już jedną walkę z samą sobą i na pewno nie miała siły na drugą. Chwycił napoczętą butelkę szkockiej i cisnął ją przez otwarte okno. Usłyszeli trzask kilka pięter pod nimi. Popatrzyli sobie w oczy. Barbara była jeszcze dalej od drzwi, niż poprzednio, więc pan prezes skapitulował. Usiedli obok siebie na podłodze w kącie i milczeli.
-Powiedziałem dzisiaj kobiecie, którą kocham, że jesteśmy tylko przyjaciółmi - wyszeptał i od razu pożałował tego wyznania. Nie był nawet pewien, czy to była prawda.
-Musisz coś zjeść - odpowiedziała Barbara zupełnie naturalnym tonem. Po chwili kuchnia dostarczyła do gabinetu pana prezesa ogromną pizzę. Jedli w milczeniu do momentu, gdy Barbara zebrała się do wyjścia.
-Dzięki - powiedział Tom tak szczerze i poważnie, jak mógł.
-Daleko mi do wyrównania rachunków, doktorze - odparła.
-Nie wracajmy do tego - zaprotestował. Ale Barbara tylko pomachała mu i znikła w drzwiach. Przyprawiający o ból głowy zapach szkockiej szedł za nią aż do łazienki w jej apartamencie. Pomyślała, że następnym razem powinni najeść się czekolady. Przynajmniej czekolada smakowała dobrze w obie strony.
~
-Czy wy wszyscy powariowaliście?! - twarz Alexei'a Yagudina pojawiła się na ekranie.
-Tak - odpowiedziała Barbara, trąc policzek, żeby ukryć trupią bladość. Ale pan prezes i tak powiedział to, co zamierzał powiedzieć.
-Walentyna nie odbiera, Lucy nie odbiera, Tom z kawałkiem pizzy w ręku, powiedział mi, że jest niezwykle zajęty, chyba był pijany...
-Wszystkie dzieciaki są w parku wodnym - powiedziała, choć właściwie usprawiedliwiało to tylko Lucy - A do córki swojej nie dzwoniłeś? - zapytała.
-Ona też nie odbiera.
-Czy mam się spodziewać, że KGB wpadnie przez okna, czy tak naprawdę nie masz aż takiej paranoi na jej punkcie?
-Bardzo śmieszne. Powiesz mi, co tam się dzieje?
-Gdybym była lady Barfield, powiedziałabym ci, że twoja nowa decyzja mocno nas skłóciła, szefie. Ale jako choreograf powiem, że wszystko w porządku, tylko nie dzwoń, kiedy wszyscy akurat jadą na zjeżdżalniach do basenu...
-Nie mogę w tym momencie przyjechać do Archangielska.
-Nie musisz - odparła, zapalając papierosa.
-Ale niedługo się zobaczymy.
-Dobrze. Dasza tęskni za wami.
-Wiem - rzucił szybko i zmienił temat - Czy ty wiesz coś o tym niby-artykule o Michiru i Plushence, który mam przed sobą?
-Nie, ale chętnie się dowiem - przyznała.
-To jest szkic... z tego, co zrozumiałem, który chcą wysłać Michiru w ramach... groźby - chrząknął - żeby zapobiec wojnie medialnej...
-No, no, no - mruknęła z podziwem Barbara, Alexei udał, że nie słyszy aluzji do ich własnego sporu na łamach sportowych brukowców.
-Jakieś brednie, że była od początku agentką Plushenki, a w ogóle to sypiają ze sobą... Napisała to... eee... jakaś... znajoma Sonny'ego z Petersburga. Nawet zrobiła tej cudnej parze jakieś zdjęcie zza krzaka...
-No proszę, ten chłopak naprawdę jest ojcem chrzestnym! - zaśmiała się - Zrobiłeś awanturę Walentynie, że przez nią Plushenko ma na nas jakieś haki, to masz rozwiązanie.
-Aha, jeszcze jedno: Lysacek i jego zawodnicy przyjadą jutro, bo złapali lepszy samolot. Przekaż to wszystkim.
-Czemu mi się tak przyglądasz? Evan jest moim byłym szefem, nie moją porzuconą kochanką. Przekażę i zajmiemy się nimi, jak specjaliści, którymi nas mianowałeś.
-Dobrze to słyszeć.
---
jak zwykle starałam się wyjaśnić conieco, żeby można było spokojnie dalej komplikować, ale przyjmuję reklamacje
ten post był zmieniany 8 razy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Śro 16:13, 12 Maj 2010, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ghanima
Champion

Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 11:54, 13 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Fantastycznie Alkohol górą. Czy wśród naszej kadry został jeszcze w ogóle ktoś, kto się jeszcze NIE upił z żalu? Nie żebym miała coś przeciwko
Nie bardzo załapałam wątek z artykułem, ale to nic nie szkodzi. Mnie kierunek w którym zmierzamy bardzo się podoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|