Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Avatar
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 11:48, 08 Kwi 2010    Temat postu:

No właśnie tak się ostatnio zastanawiałam nad tymi językami i ja nie wiem czy one rozmawiają po angielsku Wink Mogą rozmawiać też po rosyjsku, bo doszłam do wniosku (mam nadzieję, że nie za późno), że chcę, żeby Lucy znała francuski (bo staż w Szwajcarii i te sprawy) i rosyjski (bo jak ma prowadzić też zajęcia z maluchami, które jak zakładam, rekrutują się głównie z dzieci z Archangielska i niekoniecznie mówią po angielsku to będzie jej to potrzebne). Także mogą rozmawiać w każdym z tych języków, raz tak, raz tak, zależnie od sytuacji Wink

Aha! I mam nadzieję, że nie zamieszałam za bardzo w waszych planach wprowadzając wątek Lizy... ona w ogóle nie musi się pojawiać fizycznie w tym opowiadaniu, chciałam po prostu jakoś uwiarygodnić wypowiedzi Daszy, żeby nie mówiła tylko o sobie, Nikicie i Alexeiu, ale żeby wspominała też o reszcie rodziny... No i potrzebowałam wyjaśnienia dlaczego cała rodzina mieszka w Moskwie, a ona jedna biedna w Pitrze. Bo dla mnie to jest podejrzane, że oni ją tak samą z Urmanowem zostawili. Ja bym ze swoim dzieckiem tak nie postąpiła. Zamieszkałabym razem z nią gdziekolwiek by było trzeba i tyle...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Czw 11:56, 08 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 12:37, 08 Kwi 2010    Temat postu:

To jeśli już o tym.. Nie mówię, że masz od razu zmieniać, bo to taki poboczny wątek, ale dla wyjaśnienia: rodzina Yagudinów (A+T+L) mieszka w Moskwie w tym momencie. Nie mówię o momencie w opowiadaniu, ale realnie w 2010. Alexei pracuje w telewizji i tam mają studio (zarówno tego "dobry wieczór, moskwo" jak i "epoki lodowcowej" itd.) więc nie musieli się nigdzie wynosić. (zwłaszcza, że Alexei raczej wg naszej fikcji awansował po tej ścieżce i jest teraz jakimś bliżej nieokreślonym prezesem od mediów)
Oczywiście, 20 lat robi swoje, nie jest powiedziane, że nie przenieśli się do Pitra w 2015, żeby w 2023 znowu wylądować w Moskwie. Ale z drugiej strony
Cytat:
Między innymi dlatego wszyscy prócz Darii przenieśli się z Petersburga do Moskwy, żeby Lizie jak najmniej rzeczy przypominało utraconą karierę.
....serio?

Dla mnie sławny Alexei Urmanov jest wystarczającym powodem, żeby dziecko wysłać samotnie do innego miasta, w łyżwiarstwie tak się dzieje (Alexei Piter->USA, Plusz zadupie->Piter) no i są okoliczności łagodzące: szybki transport (bo jesteśmy w przyszłości, a oni są bogaci), ten sam kraj i język, nie wspominając o babci Zoi Smile

Ja tam Lizę widziałam raczej jako kogoś, kto nie jeździ na łyżwach w ogóle (ale tym akurat się nie przejmuj, bo jak mi to będzie potrzebne to mu dodam jeszcze potomstwa, które nie chce iść w ślady rodziców Very Happy) ale z dugiej strony, może rodzina Yagudinów mogłaby być jedyną bez traumatycznej przeszłości? Wink
Ale to tylko szczegóły, jeśli są Tobie do czegoś potrzebne na przyszłe części, to - jeśli o mnie chodzi - zostaw, jak jest Smile

Aha, jeśli chodzi o języki, to spoko Very Happy tylko będę pamiętać, że wymienianie uwag Alexei-Barbara po rosyjsku nie jest do końca szyfrem, którego nikt (Amerykanin, Polka, Francuz-Polak) nie zrozumie Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 12:52, 08 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 16:03, 08 Kwi 2010    Temat postu:

OK... mnie jest zasadniczo wszystko jedno czym się Liza zajmuje w życiu. Takie coś mi przyszło do głowy, bo chciałam mieć wątek córeczki tatusia. Tylko, że jak mama też jest łyżwiarką, to chciałam jakoś zaznaczyć różnicę pomiędzy siostrami. Bo niby jak to, że Dasza jest łyżwiarką miałoby ją określać jako tą, która poszła w ślady ojca, a nie matki... Rozumiesz o co mi chodzi? Mogę zmienić to w ten sposób, że Tatiana na przykład nie chciała, żeby jej dzieci zajmowały się łyżwiarstwem i Liza się mamusi słuchała a Dasza nie. A co do mieszkania w Pitrze czy w Moskwie to ok, mogę pominąć swoje dywagacje na temat przyczyn takiego a nie innego stanu rzeczy...

Podsumowując: zmieniam rozmowę Lucy z Daszą usuwając traumatyczną przeszłość Lizy, a jak będziecie miały jeszcze jakieś uwagi to piszcie śmiało.

EDIT: Zaznaczyłam na kolorowo zmieniony fragment w swojej części


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Czw 16:17, 08 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 16:17, 08 Kwi 2010    Temat postu:

__35__
Nastęnego dnia, Walentyna wstała bladym świtem po to, aby przywitać szanownego seniora rodu Oda i jego pierworodnego z problemami. Daisuke obowiązkowo również się stawił, jako konsultant i pośrednik, poza tym znów miał okazję zobaczyć przyjaciółkę.
- Nie jest ci zbyt chłodno? Pożyczę ci płasz - rzekł troskliwie do pani prezes, która lekko dygotała pod swoim lekkim płaszczykiem.
- Nie, dziękuję - odparła uprzejmie.
Po chwili pod ośrodek podjechała taksówka i najpierw wyszedł z niego Nobunari, i raźnym krokiem podszedł do czekajacej dwójki. Po chwili z samochodu wytoczył się nieco smętny, szczupły Japończyk ze sporym bagażem.
- Witam, witam - Walentyna płynnie powitała ich po japońsku. - I zapraszam do środka! Pokoje są już gotowe, zapewne chcą panowie odpocząć...?
- Bardzo chętnie! A czy będziemy mogli obejrzeć potem ośrodek? - Oda senior rozejrzał się dokoła. Nowe budynki robiły wrażenie.
- Oczywiście! Osobiście panów oprowadzę - uśmiechnęła się zachęcająco do nieco zdezorientowanego Nobuhito.
- Co powiesz na wspólne śniadanie? - spytał Daisuke, gdy obaj jego towarzysze zniknęli w swoich apartamentach.
- Będzie mi bardzo miło - odpowiedziała akurat w momencie, gdy rozległ głuchy odgłos sugerujący, że jej żołądek domaga się zapełnienia.
Podczas gdy oboje, wesoło rozmawiając spożywali świeże bułeczki z dodatkami, do hotelowej restuaracji wszedł nieco zaspany Tom w porozciąganym, starym dresie. Zmierzył ich swoim wciąż lekko fioletowym okiem z kryształowym wzrokiem, nałożył na talerz potężną górę jadła i zniknął w korytarzu prowadzącym do jego gabinetu.
Jednak zanim do gabinetu doszedł, przed ośrodkiem zauważył kolejną taksówkę. Wyszedł z niej Stephane Lambiel.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 20:31, 08 Kwi 2010    Temat postu:

Val, Lambi jest ci w tym miejscu potrzebny do czegoś konkretnego, czy mam go spławić?

___36___

- Przykro mi, ale nie ma pan tutaj prawa wstępu. - powiedział Tom do Lambiela zagradzając mu wejście do hotelu.
- Nie rozumie pan, że muszę się z nią zobaczyć? - upierał się Stephane
- Nie sądzę, żeby panna Barfield chciała się widzieć z panem. - odparł spokojnie Tom. - Poza tym, nie ma jej tutaj.
- A gdzie jest? - zainteresował się Szwajcar
- Wyszła z Sinead i dziećmi na zakupy. - skłamał lekarz
- To bardzo ciekawe, bo przed chwilą widziałem Amandę i Ethana jak na placu zabaw bawili się z Charliem.
- Jak zapewne ci wiadomo, w ich rodzinie jest jeszcze troje innych dzieci, nie powiedziałem, że poszły ze wszystkimi. - zauważył przytomnie Tom
- Tamte dziewczyny to już nie dzieci. - mruknął Stephane
- Co się tu dzieje? - rozległ się nagle głos Lucy
- Już wróciłaś, czy jeszcze nie wyszłaś? - zapytał Tom mrugając do niej porozumiewawczo
- Wróciłam. - odparła Lucy nie wiedząc skąd właściwie wrócić miała, ale to nie miało znaczenia, bo Lambiel błagalnym tonem zaczął prosić ją by z nim porozmawiała.
- Dobrze. - zgodziła się po chwili wahania - Ale zapamiętaj sobie, że to już ostatni raz. I chodźmy się przejść, bo do środka cię nie wpuszczę.
Kiedy się oddalili Tom z rezygnacją pokręcił głową.
- Jak ona będzie tak postępować, to on się nigdy od niej nie odczepi. - powiedział sam do siebie i udał się do swojego gabinetu.
Tymczasem Lucy szła z Lambielem w stronę placu zabaw.
- Przepraszam cię Lucy, ja nie wiem co mnie ostatnio napadło. Ja chciałem tylko wiedzieć czy do mnie wrócisz... ja cię naprawdę potrzebuję... - biadolił Stephane
- Posłuchaj mnie uważnie. - przerwała mu Lucy - Znamy się nie od dzisiaj. Ja doskonale wiem, że z twoich przeprosin i obietnic zazwyczaj nic nie wynika, więc możesz sobie nie strzępić języka. Chcesz wiedzieć jak to wyglądało z mojej strony? Proszę bardzo. Byłam kiedyś terapeutką i chciałam ci pomóc. Już nią nie jestem, w dużej mierze z twojego powodu, chociaż nie obarczam cię za to odpowiedzialnością, bo jesteś chorym człowiekiem. To, że miałeś halucynacje i fantazje erotyczne na mój temat, jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować, ale powinieneś był powiedzieć o tym mnie, a nie biec od razu do mojej superwizorki. Wyjaśnilibyśmy to sobie i przepracowali i kto wie, może nadal pracowałabym w Genewie, a ty nie byłbyś wrakiem człowieka tylko normalnym facetem. A tak wisi nad nami aura skandalu a ja nie chcę już do tego wracać. Rozumiesz mnie? - zakończyła pytaniem, kiedy doszli już do placu zabaw i zobaczyli Amandę huśtającą Charliego na huśtawce.
- Rozumiem... - mruknął Lambiel - Ale ja naprawdę chciałem cię przeprosić... Bo ja cie naprawdę kocham.
- Przeprosiłeś mnie, więc skończmy ten temat i nie spotkajmy się więcej. A ty znajdź sobie naprawdę dobrego terapeutę. Mężczyznę w miarę możliwości. - powiedziała Lucy i zostawiając załamanego Szwajcara na ścieżce podeszła do dzieci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 22:28, 08 Kwi 2010    Temat postu:

Dla mnie teraz jest super Smile Z podowu naszej dyskusji sprawdziłam nawet, gdzie urodził się Pluszcz... Ło matko! Gdzie ten Wołgograd jest! I on się stamtąd przeniósł do Pitra sam jak miał 11 lat... Shocked

Anyway,

__37__
Po wypełnieniu kilku kart pacjentów Tom wstąpił na taflę, gdzie kończyły się zajęcia nastoletnich juniorów. Pomachał do Michiru, a ona pierwszy raz od kilku dni nie odwróciła wzroku i obdarowała go niepewnym uśmiechem. Dalej, na pustym kawałku tafli Tom dostrzegł Barbarę. Zbliżył się. Choreografka właśnie złapała za swoją łyżwę i wyprostowała nogę niemalże przy swoim uchu.
-Za stara już na to jestem - jęknęła, odstawiając kończynę na miejsce i rozluźniając mięśnie.
-Eeee... na co? - zapytał zdumiony Tom. Nie przypuszczał, że była w takiej formie.
Na lodzie pojawiły się nowe osoby. Lekarz skrzywił się, bo był to Daisuke, któremu Walentyna nie potrafiła odmówić chwili na nowiutkiej tafli, a z nim Nobuhito Oda. Jego ojciec i Walentyna zostali na stałym lądzie.
-Cholera, zauważyli mnie. Teraz muszę iść się przywitać - mruknął.
-Mogę udawać, że zemdlałam i zostaniesz tu, żeby się mną zająć - powiedziała konspiracyjnym szeptem. Tom zrozumiał, że z niego kpiła.
-Po prostu zajmowanie się przetrenowanymi mięśniami... - zaczął.
-Uwłacza twojej godności? - dopowiedziała - No, już dobrze, Tom, nie denerwuj się... Słuchaj, ja się nie chcę w to mieszać, ale nie rób nic, co załatwi ci drugiego siniaka, bo będziesz wyglądał jak panda.
Tom był wściekły na siebie, że nie powstrzymał uśmiechu.
-Patrz - kontynuowała - ja z nim w ogóle nie mam zajęć.
-A kto jest jego choreografem na co dzień?
-Jak to: kto? Kola Morozov oczywiście...
-Nie bój się, jestem pewien, że Takahashi przywiezie tu wszystkich swoich podopiecznych, żeby tylko jak najdłużej być... w Archangielsku - powiedział naburmuszony.
-Będziemy bogaci! - zaśmiała się - Idź, masz teraz szansę przywitać się ozięble - zauważyła. Walentyna odebrała telefon i odeszła na chwilę od Japończyków. Tom podszedł uścisnąć im ręce.
Tymczasem w korytarzu prowadzącym do szatni pani prezes dyskutowała z panem prezesem.
-Co to znaczy, że nie udało się zatrzymać transferu?! - Alexei był wściekły - Macie tam szczęście, że jutro jest rozdanie rosyjskich nagród telewizyjnych, bo jeszcze dziś rozmawialibyśmy twarzą w twarz!
-Mam rozumieć, że Lucy jeszcze z tobą nie rozmawiała? - zapytała Walentyna, trąc oczy. Gdy je otworzyła, zobaczyła, że przed nią stoi Barbara, trzymając łyżwy w jednej ręce, a drugą wyciągając po słuchawkę. Zrezygnowana słuchaniem zapewnień, że rozmowa z psychologiem nic tu nie zmienia, oddała jej komórkę.
-Nie krzycz tak, to moja wina - powiedziała do pana prezesa. Zmiana rozmówcy zaskoczyła Alexei'a i Barbara wykorzystała chwilę ciszy - Ja to naprawię. Kiedy możesz tu być? W następnym tygodniu? Świetnie. Zobaczysz na własne oczy, jak się wszystko tu ułożyło... Teraz i tak nic nie da się zmienić! A na jedno twoje słowo Nikita zostanie gwiazdą Komandosów Władywostok. Tak, obiecuję...
Barbara oddała jej telefon. Alexei znów zakończył rozmowę bez stosownego pożegnania.
-Naprawdę możesz go wkręcić do Władywostoku?
Barbara nie odpowiedziała.
-Cała nadzieja w Lucy... - westchnęła.
-Albo w tym, że on nie jest jednak psychopatą - zauważyła Walentyna.
-Nie wiem, czy dla Alexei'a to ma jakiekolwiek znaczenie.
-Chodź, przedstawię cię Nobunariemu i Daisuke - powiedziała.
-Akurat przedstawianie nie będzie konieczne - odparła z uśmiechem, podążając za panią prezes - Spodziewamy się więcej gości z Japonii? - zapytała.
-Na razie ma się zjawić pół kanadyjskiej kadry... Większość do Toma, ale coś dla ciebie też się znajdzie - mrugnęła.
-Będziemy bogaci!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 22:38, 08 Kwi 2010    Temat postu:

Ups... sorry, ale zapomniałam, że Lucy miała rozmawiać z Yagsem... Lambiel mnie rozproszył Wink Umówmy się tak, że próbowała się do niego dodzwonić, ale nie odbierał, a ja w następnej swojej części jednak ich ze sobą skontaktuję. Tylko niech to będzie wciąż ten sam dzień, który mamy teraz, ok?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 0:45, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Halo, Osaka?
Val, napisz coś, albo zamieńcie się z Moniką kolejnością, bo jeszcze chwila i wszystkie zapomnimy, co było wcześniej i będziemy musiały więcej prostować, niż pisać... Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 14:20, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Aaa, Osaka żyje, tylko ma zapieprz w związku z dodatkowymi zajęciami i kaja się czołobitnie za zwłokę! >o<

__38__
- Ten ośrodek jest super! - skwitował młody Oda podjeżdżając do bandy, przy której stał jego ojciec. Walentyna akurat w tej samej chwili powróciła do nich po rozmowie z Barbarą.
- Może powinniśmy wysłać tutaj całą japońską kadrę? - zastanowił się Oda senior, naco Daisuke od razu przyklasnął, że on chętnie zajmie się formalnościami na miejscu, kończąc swoim charakterstycznym uśmiechem do pani prezes.
- Oczywiście, jeśli Japoński związek wyrazi taką chęć, to będzie nam bardzo miło - wybełkotała nieco czerwona. Tom, stojący obok w milczeniu, niezauważalnie przewrócił oczami.
- Co ciebie kręci w tym żółtku? - spytał z lekką pretensją, gdy oboje opuścili taflę z Japończykami.
- Odezwał się ten, co przeleciał żółtą - odgryzła się zjadliwie i odeszła głośno stukając obcasami, dumna, że mu dopiekła i że wzbudziła w nim ukłucie zazdrości.
Gdy weszła do swojego biura, zastała w nim Lucy.
- Lambiel znowu tu był - westchnęła pani psycholog.
Walentyna zamarła na chwilę.
- Ale... chyba się go pozbyłaś? - spytała tak, jakby nie oczekiwała żadnej innej odpowiedzi, jak tylko twierdzącej.
- Spławiłam go.
- To dobrze... Powiem Kyoko, żeby przekazała ochronie, że ma lepiej pilnować, kto wchodzi na teren ośrodka - usiadła za biurkiem i już miała przywołać sekretarkę, gdy ta samaweszła do gabinetu, a raczej wpadła jak bomba z histerią wymalowaną na twarzy.
- Wypadek! W skrzydle medycznym! Napad! - zdążyła tylko wysapać, gdy obie kobiety natychmiast wybiegły.


EDIT:
A co do Lambiela to oczywiście nie musi się pojawiać, można go wysłać do czubków, albo coś, ale myślę, że to może być dobry pretekst do wątku pt. życie prywatne pani psycholog Wink. Zwłaszcza, że np. Wielką Tajemnicą jest ojciec Charliego Wink.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Czw 14:29, 15 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 14:30, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Yay! dla Osaki! Kokodżambo i do przodu.


To wypadek czy napad? Laughing Nie wiem, kto nas napada, ale nie zapomnij zadzwonić do Yagsa, Monika Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 14:31, 15 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 16:51, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Yags pudruje nosek na wręczenie nagród tv Wink.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 22:13, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Już myślałam, że ta cisza to z powodu żałoby narodowej...

___39___

Jak się później okazało, to co wydarzyło się w skrzydle medycznym nie było napadem, ani też wypadkiem, choć dla osób, które nie widziały zajścia, mogło sprawiać takie wrażenie, bowiem Stephane Lambiel, wpuszczony na teren ośrodka przez bliżej nieokreśloną osobę z ochrony, bo rzecz jasna nikt nie chciał się przyznać do tej "zbrodni", leżał na posadzce ambulatorium z podciętymi żyłami. Na szczęście, zanim wykrwawił się na śmierć, został przypadkiem znaleziony przez Toma, który wszedł tam poszukać formularzy, które Kyoko miała odnieść Walentynie. Kiedy pani prezes razem z Lucy dobiegły na miejsce, sytuacja została w miarę opanowana, a nieszczęsny Lambiel powoli odzyskiwał przytomność.
- Co się stało? - zapytał Szwajcara Tom
- Czy to już niebo? - chciał wiedzieć Stephane
- Zanieście go do jakiegoś łóżka i podłączcie do kroplówki! - zarządził lekarz - Na szczęście nie stracił zbyt dużo krwi... I niech ktoś go cały czas pilnuje, żeby nie zrobił niczego głupiego, zanim odeślemy go do psychiatryka... Nie chcemy mieć chyba na sumieniu tego wariata...
Lucy nie mogła uwierzyć, że Lambiel podciął sobie żyły.
- Zawołajcie mnie jak on zacznie w miarę kontaktować. - powiedziała - Obawiam się, że będę musiała się nim zająć osobiście i... nielegalnie, bo moja licencja jest nieważna, ale on ma silniejszą fiksację niż sądziłam. - po tych słowach opuściła pomieszczenie zostawiając wszystkich w osłupieniu.
Tom pokręcił z niedowierzaniem głową, Walentyna opadła na krzesło przeklinając wszystkich chorych psychicznie byłych mistrzów świata. Kyoko stała w kącie zasłaniając twarz plikiem formularzy.
- Wyprowadźcie ją stąd... - powiedziała pani prezes wskazując swoją asystentkę - ...bo zaraz nam tu zemdleje.

~

Lucy nie wiedziała jak właściwie dotarła do swojego gabinetu. Kiedy tam weszła zamknęła drzwi na klucz, usiadła w miękkim fotelu i zaczęła szlochać. Nie miała pojęcia dlaczego właśnie ją spotykają takie potworne rzeczy. Najpierw ojciec nie zaakceptował jej życiowego wyboru, później wszyscy mężczyźni w których miała nieszczęście się zakochać okazywali się podłymi zdrajcami. Wreszcie jeden z jej pacjentów zniszczył jej karierę, a teraz zabrał się za niszczenie reszty jej życia. Czasami Lucy zastanawiała się, czy Lambiel nie jest sowicie opłacanym agentem jej ojca. O tak. Lord Barfield gotów był posunąć się do wszystkiego, byleby tylko udowodnić, że to on miał rację i że jego córka nie nadaje się do wykonywania zawodu, który sobie wybrała. Ale nie zapłaciłby przecież Stephanowi, żeby popełnił samobójstwo... To wszystko nagle przestało mieć sens... Nie wiedziała jak długo tak rozmyślała, gdy wreszcie zdecydowała się na coś, co do tej pory jawiło się jej jako ostateczna ostateczność. Teraz jednak wiedziała, że nie ma wyboru i musi do NIEGO zadzwonić.

To przypomniało jej o jeszcze jednym telefonie, który obiecała wykonać. Yagudin. Powinna była porozmawiać z nim już wczoraj, ale nie odbierał telefonu. Otarła łzy i odczekała chwilę aż w jej głosie przestało być słyszalne echo płaczu, a potem wykręciła numer pana prezesa.
- Słucham. - powiedział zmęczonym głosem
- Alexei? Tu mówi Lucy... Pewnie domyślasz się w jakiej sprawie dzwonię.
- Psychopacie Nikicie Aleksandrowiczowi mówię stanowcze nie! - zaznaczył od razu.
- Mogę wiedzieć dlaczego? - zapytała
- Bo nie! - warknął nieprzyjaźnie
- Wiesz doskonale, że to nie jest wyjaśnienie...
- Nie próbuj na mnie tych psychologicznych sztuczek!
- Nie martw się, jeszcze nie zaczęłam ich wobec ciebie stosować. - powiedziała zimno - Na razie pytam cię jak człowieka, czy masz jakieś RACJONALNE wytłumaczenie swojej niechęci?
- On bałamuci moją córkę! - krzyknął oburzony ojciec
- Rozumiem... klasyczna zazdrość ojca o chłopaka córki - podsumowała Lucy - Coś jeszcze? - zapytała - Bo jeżeli nie, to jedyne, co mogę ci poradzić to trening radzenia sobie z dorastaniem własnych dzieci.
- Nie rozumiesz, że ten chłopak jest psychopatą?!
- Dysponujesz orzeczeniem psychiatrycznym, które by to stwierdzało?
W słuchawce zaległa cisza.
- Lucy, jego ojciec to alkoholik... ten chłopak ma to w genach... będzie taki sam... tak samo będzie się znęcał nad Darią jak stary Aleksander Siemionowicz znęca się nad swoją żoną!
- Rozumiem, że potencjalny alkoholik nie może zbliżać się do twojej córki, ale kobieta, która alkoholiczką jest na pewno może być jej choreografem?
- Nie mam Barbarze nic do zarzucenia! - oburzył się
- Ja też nie. Chcę tylko uzmysłowić ci twój brak logiki. Może przedstawię ci fakty: Daria nie śpi po nocach, prawie nic nie je, na treningach rozbija się o bandy, bo wciąż myśli o Nikicie.
- To wybij jej go z głowy. Jesteś psychologiem!
- A tobie łatwo wybić z głowy cokolwiek? Upór niewątpliwie odziedziczyła po tobie. Wracając do tego o czym mówiłam. Chłopak jest w Pitrze, żyje w ciągłym strachu przed ojcem, martwi się o matkę, tęskni za Darią. Żadne z nich nie ma komfortowej sytuacji, sam to przyznaj. My dysponujemy środkami, by stworzyć im sytuację w której będą się czuli komfortowo. Nie twierdzę wcale, że gdy on tu przyjedzie będą mogli robić co zechcą. Mamy przewagę. Możemy postawić im warunki jakie zechcemy. Będziemy mieli rękę na pulsie i zareagujemy w razie konieczności. Nie musisz się niczym martwić.
Alexei milczał.
- No dobrze. - powiedział w końcu - Ale ty bierzesz za to odpowiedzialność - dodał i rozłączył się
- Jasne - mruknęła do siebie Lucy - Ja biorę odpowiedzialność za wszystkich. Kto weźmie odpowiedzialność za mnie?

Westchnęła i ponownie sięgnęła po telefon.
- Odbierz, błagam, odbierz... - powtarzała w myślach słysząc w słuchawce sygnał za sygnałem wreszcie odezwała się poczta głosowa
- Tu Carl Green, nie mogę teraz odebrać telefonu. Zostaw wiadomość po sygnale.
- Cześć Carl, z tej strony Lucy Barfield. Wiem, że nie widzieliśmy się mnóstwo czasu. Mam do ciebie bardzo pilną sprawę... oddzwoń jak bedziesz mógł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 23:09, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Nie, to KANJI Wink


Cytat:
- Psychopacie Nikicie Aleksandrowiczowi mówię stanowcze nie! - zaznaczył od razu.


Haaaha Very Happy


__40__
Następnego dnia, który dla niektórych zaczął się bardzo wcześnie, jako że ośrodek nabierał już rozpędu, Walentyna spotkała na korytarzu Lucy.
-Cześć, idziesz na lunch? - zapytała. Pani psycholog skinęła głową - Muszę ci podziękować! Dzwonił do mnie Alexei...
-Nie ma za co - odparła z uśmiechem.
-Chociaż sądzę, że to nie koniec... W sensie... Brzmiał jakoś dziwnie. No, nieważne - Walentyna opędziła się od swoich myśli, gdy weszli do stołówki.
Pani prezes poszła po karty, a Lucy rozejrzała się za stolikiem i przy jednym zauważyła Barbarę i Sonny'ego. Choreografka miała oba łokcie na stole, rękami kurczowo trzymała głowę. Na stole stała tylko duża butelka z wodą. Strzępki rozmowy docierały do zaniepokojonej pani psycholog, gdy się zbliżała. Jeszcze zanim Santino ją zauważył, zrozumiała, że relacjonował jej wczorajszy trening Darii...
-Cześć - przywitała się. Barbara mruknęła coś w odpowiedzi, podnosząc wzrok z wyraźnym bólem. Walentyna dołączyła do towarzystwa.
-Wszystko w porządku? - zapytała.
-Muszę... dojść do siebie... - jęknęła.
-No pięknie! - krzyknął Tom, który pojawił się znikąd przy ich stoliku. Barbara zakryła rękami uszy.
-Tom... - pani prezes spojrzała na niego ze zdziwieniem pomieszanym z wyrzutem.
-Opuściła trening wczoraj! - oburzył się - I to przez tego idiotę Lambiela...
Lekarz zajął miejsce przy stoliku. Barbara spojrzała na niego czerwonymi oczami. Nabrała oddechu.
-Przecież wiesz... dlaczego... - wyszeptała, prostując się na krześle.
-No właśnie dlatego podjąłem decyzję, że powinniśmy im powiedzieć.
Barbara pobladła, spojrzała na wszystkich i z powrotem na Toma i przełknęła.
-Jasne, jeśli tak mówisz...
-Powiedzieć nam co? - zapytał Santino.
Lucy w tym momencie pokonała własną ciekawość i już miała zaprotestować zarówno przeciwko sposobowi, w jaki Tom to rozegrał, jak i przeciwko jej uległości wobec Toma, która ostatnio zmieniała Barbarę nie do poznania, gdy zadzwonił jej telefon. Nastała chwila ciszy, Lucy odeszła od stolika.
-Co się stało pięć lat temu - wyjaśnił Tom.
-Pięć lat temu się ostatnio widzieliśmy - wtrącił się nagle Daisuke, uśmiechając się do Barbary, jakby zupełnie nie zauważając, że miała totalnego kaca i w związku z tym przynajmniej nie powinien zachowywać się jak ninja - Witam wszystkich - był w doskonałym nastroju, pozwolił sobie nawet mrugnąć do Walentyny.
-Czy szkoła we Władywostoku jest już definitywnie zamknięta? - zaszczebiotał - Jak się miewa stary pan Wierchowieński?
-Mam nadzieję, że dobrze - odparła - Zmarł cztery lata temu.
-Ekhm - chrząknęła pani prezes, gdy nastała dziwna cisza - Dai, chodź, damy im zjeść w spokoju...
Tom skrzywił się, odprowadzając ich wzrokiem.



p.s. Tak. Były szef ośrodka we Władywostoku jest postacią z Dostojewskiego Cool

p.p.s. To, co Tom chce im powiedzieć, ma bardzo, bardzo mało wspólnego z Lambielem jako takim, więc nie liczcie, gdzie on mógł być 6 lat temu itd. Przepraszam za te tajemnice, ale Tom ma misję wszystko rozjaśnić, więc już niedługo Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pon 12:10, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 11:20, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Kanji i żałoba to w moim przypadku chyba na jedno wychodzi Razz. 48% to nie jest co prawda szczyt marzeń, gdy Noryoku Shiken zalicza się bodajże od 60%, ale i tak jak na pierwszy raz nieźle mi poszło Razz. Nawet lepiej od kolesia z grupy bardziej zaawansowanej Laughing.

__41__
- Jakie masz plany na dziś? - Dai spytał otwierając kartę z zestawami śniadaniowymi.
- A jak myślisz? - Walentyna uśmiechneła się blado i westchnęła. - Praca...
- Chyba za dużo na siebie ostatnio bierzesz - powiedział z troską i odłożył kartę. - Rozumiem, że chcesz, aby ośrodek prosperował jak najlepiej...
- No wiesz, przy takiej reklamie, jaką robił nam np. Plushenko... - wtrąciła, ale Daisuke kontynuował.
- ...powinnaś mimo wszystko zadbać też o siebie i odpocząć...
- ...i przy tych atrakcjach, jak Lambiel, czy wyskoki trenerów - spojrzała z wyrzutem w kierunku stolika, gdzie stał Tom i Barbara. Bardziej skupiła się jednak na lekarzu niż trenerce.
- ...więc może zgodziłbyś się wyjść ze mną dziś wieczorem?
- ...to nie ma szans.
- Czy ty mnie w ogole słuchasz? - Daisuke był pewien, że Walentyna starała się zagłuszyć jego prośby, ale im bardziej zgrywała niedostępną, tym bardziej go pociągała.
- Dai-chan, już tyle razy to przerabialiśmy - Walentyna odłożyła swoją kartę i spojrzała mu prosto w oczy, próbując być stanowczą. - Masz żonę, rodzinę, nie mogę...
- Spotkajmy się, gdy skończysz dziś pracę. Na neutralnym gruncie - dodał szybko, zanim zdążyła zaprotestować. - Co powiesz... na taflę?
- Taflę?
- Lodowiska. Nie myślałaś czasem, żeby samej na nim pojeździć wieczorem? Jesteś panią prezes, nikt ci nie zabroni.
Walentyna uśmiechnęła się szeroko nad tym pomysłem, chociaż schyliła głowę, aby nie dać po sobie od razu poznać, że to ją zaskoczyło. Mile zaskoczyło.
- No dobrze - odpowiedziała unosząc głowę. - Spotkamy się godzinę po ostatnich treningach.
~
Tymczasem w recepcji zjawił się nieco zdezorientowany nastolatek z wielką torbą. Zanim jednak zdążył o cokolwiek zapytać, nieopanowany pisk rozległ się w korytarzu, a sekundę później ktoś niemal zwalił go z nóg z radosci. Daria przywitała się z Nikitą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pią 11:25, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Te przeplatane monologi - moim zdaniem świetne Very Happy Myślę, że nie ma nic bardziej romantycznego niż spotkanie na tafli Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 12:11, 16 Kwi 2010    Temat postu:

___42___

- Walentyno! - zawołała Lucy za panią prezes wychodzącą ze stołówki
- Tak? - Nakamura odwróciła się w jej stronę
- Najprawdopodobniej jutro przyjedzie do mnie na kilka dni znajomy ze studiów. - oznajmiła panna Barfield - Sądzę, że pomoże mi rozwiązać problem z Lambielem. - dodała szybko - Znajdzie się dla niego kawałek pokoju na powiedzmy... tydzień?
- Kawałek pokoju? - zamyśliła się Walentyna - Może być kawałek twojego pokoju? - zapytała puszczając do Lucy oko
- Wolałabym nie. - powiedziała szybko pani psycholog, a pani prezes widząc wyraz jej twarzy przestała się uśmiechać.
- Jasne, że się znajdzie. Od jutra tak?
- Tak. Carl pomoże mi doprowadzić Stephana do względnego porządku, a potem zabierze go do swojej kliniki w Glasgow. Taki jest plan.
Walentyna przez chwilę zastanawiała się, czy Glasgow jest wystarczająco daleko od Archangielska by nie musieć spodziewać się rychłego powrotu Szwajcara.
- Jeżeli to nam zażegna Lambielową klęskę to zgadzam się na wszystko - powiedziała
- Słyszę, że Stephane zdominował wszystkie poranne rozmowy. - zauważył podchodząc do nich Tom
- Możesz być pewien, że nie wszystkie - powiedziała lodowato pani Nakamura i wspominając, że ma dziś mnóstwo pracy oddaliła się spiesznie.
- Możesz mi wyjaśnić po co się w to pakujesz? - zapytał tymczasem Tom
Lucy westchnęła
- A ty jakbyś się czuł, gdyby ktoś, twój pacjent, któremu w dobrej wierze starałeś się pomóc, z twojego powodu podcinał sobie żyły?
- Lucy, nie jesteś zbawicielem Lambiela! - uniósł się Tom - A poza tym, to co teraz robisz jest niezgodne z jakąkolwiek sztuka psychologiczną!
- A co ja Twoim zdaniem robię? - zainteresowała się Lucy
- Bez licencji chcesz leczyć człowieka z którym, przynajmniej z jego strony, a z tego co widzę z twojej także, łączy cię niezdrowa więź! - syknął widząc, że część osób w stołówce dziwnie się im przygląda
- Same, niewcielone w życie chęci to jeszcze nie złamanie zasad. - powiedziała Barfield ostrym tonem - A poza tym, skąd ty możesz wiedzieć czego ja chcę?
- Miałem na studiach trochę psychologii, umiem odczytywać pewne... sygnały - powiedział
Lucy parsknęła śmiechem.
- Dobrze, może w takim razie zrezygnuję z tej pracy, a ty przejmiesz moje obowiązki, skoro taki znakomity z ciebie psycholog! - warknęła - Jeżeli chcesz wiedzieć jutro będzie tutaj licencjonowany terapeuta, który zabierze Stephana do swojej kliniki! - dodała śpiesznie - Jeżeli tak bardzo się nudzisz, że wtrącasz się w ewidentnie nieswoje sprawy, to możesz iść wymasować przetrenowane mięśnie Ethana, skarżył się wczoraj na jakieś bóle. Ja tymczasem za twoim pozwoleniem przyjrzę się wreszcie jakiemuś treningowi Darii Aleksjejewny, żebym wiedziała jaki scenariusz treningu mentalnego będzie dla niej najodpowiedniejszy. - to mówiąc wyszła ze stołówki, a Tom z miną zbitego psa powlókł się do skrzydła medycznego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pią 15:45, 16 Kwi 2010    Temat postu:

__43__
-Może nie dzisiaj? - zasugerował Santino bardzo nieśmiało.
-Dlaczego nie? - zapytała Lucy.
-Bo to nie będzie normalny trening.. Barbara jest ledwie żywa, a Daria...
-Co: Daria?
-Nikita... przyjechał dziś rano...
-Czyli uważasz, że będzie jej się trudno skupić, tak?
-On chyba w ogóle przyjdzie dzisiaj... - jęczał.
-Czyli będzie się popisywać? A Barbara nie będzie miała do tego cierpliwości?
-I wszystko się skończy jakąś totalną awanturą! - wybuchnął chłopak - Błagam cię! Przecież słyszałaś Toma rano... On tylko czeka, żeby wysłać ją z powrotem do Kaliningradu!
-O Toma akurat bym się nie martwiła - uspokoiła go, przewracając oczami - do podjęcia takiej decyzji jest jeszcze potrzebny Alexei... Uważam, że moja obecność może zapobiec tej totalnej awanturze.
-Jeśli tak mówisz...
-A na pewno nie będę się od razu przyczyniać do tego, żeby odesłać stąd Barbarę, dobrze?
Chłopak pokiwał głową.
-To chodźmy, one są teraz na sali baletowej...
~
-... właśnie dlatego będziemy tu spędzać dużo czasu. Jeśli wypracujesz własny typ ruchu, to od razu masz przewagę nad bezbarwną resztą.
-A potem mam to przenieść na lód?
-A jak? Chcesz tu zostać?
Barbara zauważyła wchodzących i pomachała im.
-To co? Rozciągnij się i idziemy na taflę? - zaproponowała.
-Ale właściwie... to mówiłaś, że porozmawiamy o muzyce niedługo... - przypomniała jej.
-Mam pewien pomysł dla ciebie, ale widzę, że nie ja jedna - spojrzała na nią.
-Bo ja... w tym roku pierwszy raz będę startować z seniorami... I chciałam, żebyś mnie nauczyła programu taty.. Człowieka w żelaznej masce - powiedziała.
-Daria, co? - Barbara zastanawiała się, czy się przesłyszała. Niestety, Daria kontynuowała z coraz większym zapałem.
-Tylko z lepszymi elementami łączącymi! Sama powiedziałaś, że tata miał słabe, a Ilia zawsze dostawał wysokie komponenty i ja pomyślałam...
-Zaraz! Dziecko! - przerwała jej przerażona Barbara - Pozwól mi wytłumaczyć wszystkie rzeczy, które były nie tak w tym zdaniu... do tej pory.
Nabrała oddechu i starała się nie spojrzeć za siebie, gdzie oparci o drążek stali Sonny i Lucy.
-Posłuchaj: ja nie powiedziałam nigdy, że twój tata miał słabe elementy łączące. Powiedziałam, że coś takiego w ogóle nie istnieje i że wystarczy spojrzeć na mistrza, którym jest twój ojciec. Właśnie dlatego - podkreśliła - że miał wszystko idealnie rozwiązane w swoich programach. A człowieka w żelaznej masce cię nie nauczę, bo...
-Bo jestem zbyt słaba, tak? - przerwała jej Daria, prawie ze łzami w oczach.
-Nie - zaprzeczyła szybko - Bo to nie jest moja choreografia.
-Ale Barbaro Władimirowno...
-Chodźmy na taflę - jęknęła, bo ból głowy powrócił.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pią 15:47, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 17:11, 18 Kwi 2010    Temat postu:

__44__
- Pani prezes... - Kyoko weszła nieśmiało do gabinetu Walentyny, gnąc się w ukłonach. - Pan Tom chce się z panią widzieć...
- Tom? - Walentyna zamrugała oczami, podnosząc się znad stosu papierów . - Niech wejdzie.
"Czego on może chcieć?", pomyślała.
- Musisz mi pomóc z Nobuhito - wyjaśnił stając w drzwiach z rozłożonymi rękami w geście totalnej bezradności. - Kompletnie nie mogę się z nim dogadać!
- W sensie, problemy językowe? - spytała powracajać wzrokiem do swojej pracy.
- Niestety - przyznał lekko zmieszany. Nie bardzo mu się uśmiechało prosić panią prezes o pomoc, zwłaszcza, że ostatnio ich stosunki się nieco popsuły, ale może dzięki temu mogłyby się poprawić. W końcu uważał ją za przyjaciółkę.
- Widzisz, że mam dużo pracy, nie mogę w tej chwili robić za tłumacza - odpowiedziała chłodno. - Poproś Michiru, chyba dobrze się dogadujecie? - dodała.
Tom przełknął ślinę, bo mimo wyjątkowo spokojnego tonu Walentyny, mógł przysiąc, że właśnie wylała na niego wiadro żółci.
- Dobra, poradzę sobie - wymamrotał i wyszedł, Walentyna nawet nie wysiliła się, aby podnieść głowę, gdy drzwi zamknęły się z trzaskiem większym, niż zwykle.
Pół godziny później, gdy pani prezes szła sprawdzić osobiście, jak idzie Darii trening po przyjeździe Nikity, słyszła strzępek rozowy zaaferowanej Michiru rozmawiajacej z Larą przed szatnią.
- ...no i był bardzo miły, chyba jednak mnie lubi - szczebiotała głosikiem wesołej 5-latki.
- Jesteś pewna, że to nie tylko taka gra? - Lara starała sie być dla Michiru głosem rozsądku.
- Myślisz, że powinnam się z nim spotkać?
- Randka?
Świecące oczy Japoneczki i różowe policzki świadczyły, że chętnie powtórzyłaby to, co się wydarzyło po pamiętnej imprezie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 22:42, 18 Kwi 2010    Temat postu:

___45___

- Bardzo dobrze Dasza! - zawołała Barbara do śmigającej po tafli dziewczyny, która właśnie kończyła sekwencję kroczków.
Lucy i Sonny stali przy bandzie w skupieniu obserwując to co działo się w hali, ale każde z nich zwracało uwagę na nieco inne rzeczy. Santino przyglądał się swojej podopiecznej, ale Lucy od dobrych kilku minut obserwowała kogoś innego. Nikita Aleksandrowicz siedział na widowni i jak zahipnotyzowany wpatrywał się w swoją dziewczynę. Z dość sporej odległości Barfield nie była w stanie odczytać wyrazu jego oczu, a to, jak sądziła powiedziałoby jej o chłopaku dość dużo.
- On nie odrywa od niej wzroku - mruknęła do stojącego obok niej Santino
- Nikita? - zapytał Sonny - To u niego normalne. W Petersburgu, ilekroć przychodził popatrzeć na trening Darii zawsze siadał bez ruchu i bez przerwy wodził za nią wzrokiem, tak jakby spojrzenie choć na moment w inną stronę mogło spowodować koniec świata. Kiedyś wydawało mi się, że on nawet nie mruga powiekami, ale to przecież niemożliwe. Zresztą któregoś razu mu się przyjrzałem. I mruga. - wyjaśnił
- I ty teraz mi to mówisz?!?! - syknęła ze złością Lucy
- O co ci chodzi? - Santino nie zrozumiał przyczyny jej gniewu
- Wiesz czemu on tu jest? Czemu Alexei ostatecznie się na to zgodził? - zapytała wypowiadając wyraźnie każde słowo
- Bo go przekonałaś. - stwierdził
- Bo obiecałam, że wezmę odpowiedzialność za konsekwencje sprowadzenia tu Nikity. - rzekła zimno - Powinnam wiedzieć o każdym nienormalnym zachowaniu tego chłopaka, o każdym dziwactwie i każdym najdrobniejszym odchyleniu od tak zwanej średniej. A teraz, kiedy on już tu jest, ty mnie informujesz, że wiedziałeś o czymś takim wcześniej i nic mi nie powiedziałeś!
- Ej! Nie kłócić mi się tutaj! - zarządziła Barbara i ponownie położyła sobie rękę na czole, jak gdyby to miało powstrzymać kolejną falę bólu. - Dasza! - krzyknęła do swojej uczennicy - Jeszcze raz te kroczki, tylko trochę szybciej!
- Co to może twoim zdaniem znaczyć, że on tak się na nią gapi? - zapytał Santino wracając do przerwanej rozmowy
- Wszystko i nic. - odparła wymijająco pani psycholog
- Pogadaj z nim, to się wszystkiego dowiesz, i nie będziesz musiała się nad tym głowić. - wtrąciła Barbara
- Oczywiście, że z nim porozmawiam. - powiedziała Lucy - A wracając do mojej pracy, tu masz listę informacji dotyczących treningu Darii, które muszę znać by opracować jej profil. Chodzi o informacje widziane z perspektywy trenera.
- Na kiedy ci to potrzebne? - zainteresowała się Barbara zerkając na kartkę
- Najpóźniej na przyszły tydzień.
- Zobaczymy co da się zrobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pon 13:09, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Aaaa... trochę to długie wyszło Shocked

__46__
-Zobaczymy, co da się zrobić - powiedziała z uśmiechem i wręczyła kartkę Sonny'emu.
-Ale... - zawahał się chłopak.
-Jesteś jej trenerem. Tak wpisali na stronie ISU - rozłożyła ręce.
-Ja? Jak to? A ty?
-Ja jestem choreografem - odrzekła z dumą - A poważnie to pomyślimy razem, dobrze? Znasz ją lepiej i tak.
-To może skoro nikt mnie nie chce trenować to możemy już skończyć? - zasugerowała Dasza, która zatrzymała się przy bandzie.
-Najpierw musisz poprawić w tej ścieżce wszystko, o czym rozmawiałyśmy - odparła Barbara - To jest tylko ćwiczenie, pomyśl co będzie, jak przyjdzie prawdziwa choreografia! Ja wiem, że to jest krótkie na razie, dołożymy coś później jeszcze, a póki co... może zaimprowizuj zakończenie?
-No, dobrze... Do muzyki?
-Jasne - Barbara bawiła się supernowoczesnym pilotem. Wkrótce z głośników popłynęła wesoła melodia typowa dla rosyjskiego folkloru. Dasza jęknęła.
-Żartowałam! - zaśmiała się choreografka, zmieniając muzykę - Dawaj.
Wszyscy, zwłaszcza Nikita, przyglądali się temu, co wymyśli dziewczyna. Poradziła sobie całkiem nieźle. Jedyną niezadowoloną osobą była właściwie Barbara, która skrzyżowała ręce.
-Niezależnie od tego, jak bardzo mi miło, że pamiętasz w ogóle cokolwiek z moich starych choreografii, nie po to dyskutowałyśmy o własnym stylu, żebyś w kółko próbowała naśladować solistów na emeryturze...
Daria skrzywiła się, ale wiedziała, że było w tym trochę racji.
-Chodźmy do miejsca, gdzie kończysz... - powiedziała Barbara, oddalając się z solistką od Sonny'ego i Lucy.
-To była jakaś stara choreografia Barbary? - zapytała zdezorientowana Lucy.
-No - przytaknął chłopak i dodał cicho - Ilii Igłowa...
-To był jej najlepszy solista, tak? - zachęciła go, żeby opowiedział więcej.
-To był w ogóle najlepszy solista - machnął ręką specjalista techniczny - Trzykrotny mistrz Europy, dwukrotny mistrz świata, a skończył karierę jak miał 21 lat! Ilia... był rosyjską wersją młodego Toma Cruise'a i Barbara wykorzystywała to bezlitośnie. Na przykład na początku lat dwudziestych wśród sędziów panowała znowu moda na przychylne spoglądanie na programy ułożone do muzyki klasycznej. Barbara wpisywała do tabelek informacyjnych "Szostakowicz", ale był to walc pojawiający się w filmie "Oczy szeroko zamknięte", a na mistrzostwach w Krakowie? Niby Haydn, ale "Wywiad z wampirem"...
-Sztuka manipulacji opanowana do perfekcji - wtrąciła Sinead, która stanęła obok nich - Coś dla ciebie - mrugnęła do Lucy.
Pani psycholog powstrzymała się od komentarza, że manipulowanie sędziami w sytuacji, kiedy każdy tworzy jakieś przedstawienie różni się od wzajemnych, osobistych relacji dwojga ludzi.
-Jeśli ona z Daszy zrobi Ilię Igłowa to nikomu nie będzie wstyd z nią przegrać - dodała trenerka - Ale to na razie science fiction...
-A czemu tak wcześnie skończył karierę? - zapytała Lucy. Santino obejrzał się, gdzie stoi Barbara, ale ponieważ choreografka była zajęta tłumaczeniem czegoś Darii przy krótkim końcu bandy, odpowiedział:
-To jest w ogóle dziwna sytuacja, bo oni skończyli karierę... razem... i to w samym środku mistrzostw świata w Paryżu w 2025... I nikt tak naprawdę nie wie dlaczego. Coś o jakimś wypadku...
-A jaka jest najbardziej prawdopodobna i najmniej prawdopodobna wersja?
-Najbardziej prawdopodobna chyba jest taka, że on zrobił coś głupiego... w sensie, wszedł na krzesło, żeby ściągnąć książkę z górnej półki, spadł i złamał sobie nogę tak, że musiał się pożegnać z karierą...
-Albo wyskakiwał przez balkon, żeby iść na imprezę - wtrąciła Sinead.
-Raczej nie, bo z tego, co pamiętam, Barbara nie zamykała swoich podopiecznych na noc w pokojach...
-A najgłupsza wersja?
-Że ona zaszła w ciążę - powiedziała Sinead, a Sonny się zakrztusił. Tej wersji chyba nigdy nie słyszał.
-No ale to chyba nie byłby powód, żeby którekolwiek z nich... ? - zastanowiła się Lucy.
-Pytałaś o najgłupszą wersję! - wzruszyła ramionami.
-Myślałem, że powiesz coś raczej o yakuzie... - powiedział Sonny - Przecież jest wielu trenerów, którzy są w oficjalnych związkach z podopiecznymi. Choćby Morozov... jest recydywistą w tej kwestii.
-Właśnie, jeśli już mowa o kanadyjskich parach tanecznych - podjęła Sinead - Słyszeliście o tym, że pół kanadyjskiej kadry ma tu przyjechać?
-Co? - zdziwił się Sonny - O, nie...
-To jakieś nieoficjalne informacje.
-Czemu: nie? - zapytała Lucy.
-Bo kanadyjska kadra nie jest tak szeroka jak kiedyś. A spora jej część, czyli dwie pary i solistka, trenują w Los Angeles...
-I co?
-To znaczy, że pewnie przyjadą z moim byłym trenerem i byłym szefem Barbary. Evanem Lysackiem.
-A źle się rozstaliście?
-Nie, no... Nie wiem, chyba nie...
-To się nie przejmuj na zapas - poradziła mu Lucy.
-Hej, Sonny, mogę już iść? Bo Barbara mówi, żebym zapytała ciebie - Dasza znowu pojawiła się przy nich. Sonny spojrzał na Szerewiczową.
-Jasne, ale jutro punktualnie.
-Dzięki! - uśmiechnęła się i podjechała do miejsca, gdzie teraz stał Nikita.
-Porozmawiam z tym chłopakiem... - powiedziała Lucy nie wiadomo właściwie do kogo.
~
Kiedy kilkanaście minut później, Lucy i Barbara robiły sobie herbatę w pokoju kadry, wpadła Walentyna. Była wyraźnie zła.
-Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie zaryglować Toma w skrzydle szpitalnym - mruknęła.
-To by mu świetnie zrobiło - Lucy przypomniała sobie ich ostatnią kłótnię.
-Chyba nie mówicie poważnie? - zapytała Barbara.
-Rozwala mi kadrę! Łącznie z tobą i, jak widzę, z Lucy również!
-Co robi?
-Tom po prostu uważa, że się świetnie zna na wszystkim i na wszystkich... - zaczęła pani psycholog.
-Aha, no to jak jest irytujący, to może od razu go wrzućmy do Morza Białego! - zadrwiła Barbara.
-Czemu ty go bronisz? - zmarszczyła brwi Nakamura.
-Bo Tom namówił najpierw ciebie na ten ośrodek, a potem pomógł przekonać Yagudina. Ale do niego nikt nie mówi "panie prezesie"! Nie wiem, czemu was dziwi, że ma poczucie, że jest tu szefem? Jest jedyną częścią tego ośrodka, na którą nawet Plushenko nie umiał napluć! I to dzięki niemu ktoś tu w ogóle przyjedzie!
-Chyba trochę przesadzasz... - powiedziała Lucy. Santino wszedł do pokoju kadry i rozejrzał się niepewnie.
-Nawet jak nie tylko dzięki niemu, to przynajmniej JEGO byli kochankowie i/lub byli pacjenci nie wpadają nam pod nogi codziennie!
Lucy i Walentyna krzyknęły coś naraz, ale treść była podobna i dotyczyła niewypowiadania się na tematy, o których się nie ma pojęcia.
-Dobrze, może ja nic o tym nie wiem, ale przynajmniej zdaję sobie sprawę, że Tom jest wybitnym lekarzem i wspaniałym człowiekiem...
-I stajesz po jego stronie? - zapytała Walentyna.
-Ale... - wtrącił się Sonny - po co wybieracie strony?
Kobiety spojrzały na niego.
-Strony się wybiera tylko w razie konfliktu.
Nastała chwila ciszy. Ich kłótnia warta była większej sprawy.
-Chłopak ma rację... - powiedziała wreszcie Lucy.
-Twoje własne słowa - Sonny popatrzył na panią psycholog, wychodząc z pokoju kadry z kubkiem herbaty.
-Hej, to co z tymi Kanadyjczykami? - zapytała Barbara zupełnie naturalnym tonem.
-No właśnie Kyoko ma dostać formularze niedługo... - zaczęła tłumaczyć Walentyna. Wszystkie opuściły pokój kadry.



Uwagi Very Happy
-Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zorganizować mistrzostw w Krakowie Wink
-Monika, jeśli ta część o manipulacji Ci nie pasuje do przeszłości Lucy - usunę na jedno skinienie Smile A "twoje własne słowa" mogą być z czasu pracy z Arsenalem czy cośtam, mam nadzieję, że nie protestujesz Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Nie 0:03, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 14:26, 19 Kwi 2010    Temat postu:

__47__
Walentyna przesadnie trzasnęła drzwiami swojego apartamentu, zanim zamknęła je na klucz.
- "Przynajmniej nie przyjeżdżają jego byli kochankowie", też mi coś - warknęła do klamki, szarpnęła nią ostatni raz, sprawdzajac, czy na pewno zamknięte. - Za to nadrabia bzykaniem tutejszej kadry po kątach! - dodała przerzucając łyżwy przez ramię. Musiała przyznać Barbarze rację: Tom był wybitnym specjalistą i dzieki niemu przynajmniej część ośrodka trzymała się kupy, ale z drugiej strony wciąż była na niego wściekła za Michiru. Zastanowiła się, czy dziewczyna dziś faktycznie do niego pójdzie i czy ją wpuści? Może jako pani prezes powinna jutro rano zrobić nalot kontrolny do jego sypialni, np. o 5 rano? Jednak zaraz porzuciła zgłębianie tego tematu, wolała nie wiedzieć. W końcu nic ją z Tomem nie łączyło.
- Mówisz do siebie? - rozległo się z ciemnego korytarza, aż podskoczyła. Po chwili z mroku wyłonił się ten niesamowity uśmiech i jego właściciel, czyli Daisuke.
- Myślałam, że będziesz czekał na tafli - powiedziała, starając się zgrywać obojętną.
- Nie mogłem się doczekać - odpowiedział, nie spuszczajac z niej wzroku.
- Nie byłam na łyżwach od wieków - powiedziała stawiając pierwsze, niepewne kroki. - Chyba wszystko zapomniałam...
- Przesadzasz - chwycił ją za ręce, nim zdążyła zaprotestować. - Pamiętam, jak nieźle sobie radziłaś, zanim poznałaś Nakamurę... - posłał jej znaczące spojrzenie, na co spuściła wzrok, jakby w tym momencie czubki dawno nieużywanych, białych figuruwek były wyjątkowo interesujące. Po kilku minutach nabrała nieco pewności. Próbowała jechać sama, Daisuke czasem trzymał ją tylko za rękę, czasem niespodziewanie obejmował w jakieś improwizowanej choreografii, ale nie puszczał jej ani na moment. Szanowna pani prezes teraz czuła się jak nastolatka na pierwszej randce i nie wiedziała sama, czy ma skakać z radosci, czy zapaść się pod ziemię.
"Oby jutro nikt się o tym nie dowiedział", pomyślała.
- Pamiętasz, jak kiedyś próbowaliśmy robić podnoszenia? - spytał nagle.
- O nie, to było straszne! - krzyknęła, zakrywajać twarz. Pamiętała doskonale, gdy czasem próbowali bawić się w pary sportowe, zanim oboje wkroczyli w związki małżeńskie. O ile Daisuke był mistrzem i chociaż nie miał wielkiego doświadczenia w parach, radził sobie świetnie, to z jej słabymi umiejętnościami próby te były kończyły się zazwyczaj glebą. Nie żeby Daisuke miał coś przeciwko.
- Spróbujmy! - zachęcał.
- Nie ma mowy!
- Proszę - zrobił kawaii minkę i zaczął się niebezpiecznie zbliżać z przeciwka.
- Nie! Nie jeździłam od kilku lat, to byłoby niebezp-mmmmm... - Walentyna próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale pocałunek zamknął jej usta. Przez chwilę oboje tak stali na lodzie.
- Nie mogę! - odepchnęła go, ale ponieważ nie miała pewności w zbyt gwałtownych ruchach na lodzie, w efekcie znów wylądowała w ramionach Japończyka.
- Chcę być z tobą - wyszeptał. Walentynie było już wszystko jedno. Nie wiedziała kiedy, znaleźli się w ciemnym korytarzu pod apartamentem Takahashiego i który raz pocałował ją w tamtym momencie.
- Co to?! - spytała nagle. Daisuke na chwilę oderwał się od jej szyi i spojrzał w głąb korytaza, ale nic nie zauważył.
- Chyba nie próbujesz teraz uciec? - spytał wracajac do poprzedniej czynności. Walentyna mogłaby przysiąc, że w korytarzu ktoś był. Próbowała sobie przypomnieć, kto ma apartament na tym piętrze? Ani Tom, ani Michiru mieszkali na innych piętrach, więc to nie mogło być żadne z nich po schadzce. Wolała jednak nie ryzykować przyłapania przez któregoś z pracowników, więc nacisnęła klamkę i oboje z Daisuke znaleźli się w jego sypialni, gdzie natychmiast zapomniała o korytarzu. Dalsza część wieczoru przebiegła w atmosferze samej przyjemności.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 21:36, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Piscess napisał:

-Monika, jeśli ta część o manipulacji Ci nie pasuje do przeszłości Lucy - usunę na jedno skinienie Smile A "twoje własne słowa" mogą być z czasu pracy z Arsenalem czy cośtam, mam nadzieję, że nie protestujesz Smile


Nie protestuję, bo zasadniczo nie bardzo załapałam aluzję, którą włożyłaś w usta Sinead, ale jak dla mnie taka rozmowa jest w jak najlepszym porządku.


___48___

Nazajutrz Lucy obudziła się z mieszanymi uczuciami. Tom, Stephane, Carl... życie byłoby o wiele prostsze, gdyby nigdy nie było jej dane ich poznać. Niestety nikt jej nie obiecywał, że życie będzie proste, kiedy przed kilku laty sprzeciwiając się woli ojca, trzasnęła drzwiami rodzinnego domu i postanowiła zająć się swoimi, jak wówczas sądziła sprawami.
- Mamo... - Charlie, który obudził się już jakiś czas temu, teraz wdrapał się z powrotem na łóżko - Zjemy budyń? - zapytał
- Na pewno nie na śniadanie. - orzekła Lucy uśmiechając się do synka
- A na śniadanie co? - zaciekawił się chłopiec
- Może jajecznicę?

~

W stołówce nie było zbyt wielu osób. Michiru siedziała z posępną miną przy stoliku pod oknem i beznamiętnie mieszała pałeczkami w zawartości swojej miski, Lucy z dość sporej odległości nie była w stanie dostrzec co to było. Ethan, poganiany przez Amandę, w pośpiechu pochłaniał swoje śniadanie.
- Pospiesz się, bo mama nas zabije! - jęczała dziewczyna
- Mufę zjeć... - wybełkotał chłopak z pełnymi ustami - Pfez tiebie dostane wzodóf na zołondku...
- Dostaniesz wrzodów przez siebie samego, trzeba było wcześniej wstać! - orzekła bezlitośnie jego partnerka
- Cześć dzieciaki! - przywitała ich Lucy - Zdrowo tak się opychać przed treningiem? - zainteresowała się spoglądając na Ethana
- Nie. - odpowiedziała jej Amanda - Ale ten idiota twierdzi, że umrze z głodu jak pójdzie na trening bez śniadania.
- Co ja wam mówiłam o wzajemnym szacunku?
- Daj spokój ciociu! - żachnęła się dziewczyna - Przecież sama widzisz jaki on jest beznadziejny!
- Ona fcale nie jes lepfa! - zrewanżował się Ethan, ale Lucy już ich nie słuchała. Wiedziała, że ta dwójka kłótni potrzebuje do życia jak powietrza. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale Amanda i Ethan najlepiej funkcjonowali jako sportowcy, kiedy byli ze sobą pokłóceni. To zaprzeczało wszystkim podstawowym prawidłom psychologii, ale w przypadku tej dwójki było po prostu faktem.

Poza Michiru, Amandą i Ethanem w stołówce nie było nikogo. Charlie biegał pomiędzy stolikami, nie mogąc zdecydować się na to, który jest najlepszy, a Lucy tymczasem zajrzała do karty.
- Będziesz jadł jajecznicę? - zapytała, gdy jej syn wreszcie dokonał wyboru miejsca
- Chcę budyń! - zawołał chłopiec
- Budyń dostaniesz na deser. Najpierw trzeba zjeść śniadanie. - wyjaśniła mu Lucy
- Zjem troche jajecznicy. - zgodził się po namyśle Charlie
Kiedy kilka minut później, kiedy Amanda i Ethan pobiegli wreszcie na swój trening, a mały Charlie cieszył się wreszcie z upragnionego budyniu, do stołówki wszedł Tom. Michiru, kiedy tylko go zobaczyła, zerwała się jak oparzona i natychmiast skierowała się do wyjścia. Tom nawet na nią nie spojrzał. Lucy wolała nie wnikać w przyczyny jej reakcji, ale zawołała do Toma, żeby się do nich przysiadł.

Lekarz wahał się przez chwilę, ale w końcu usiadł obok Lucy.
- Cześć Charlie - przywitał się z umazanym budyniem chłopcem
- Cześć Tom - przywitał się radośnie Charlie
- CHARLIE! - zawołała oburzona Lucy - Mówi się "dzień dobry panie doktorze" - pouczyła synka
- W porządku. - powiedział Tom - Kiedy maluchy przychodziły do mnie na badania pozwoliłem im mówić do siebie po imieniu.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwała Lucy.
- Tom... - zaczęła - ...chciałam cię przeprosić... za wczoraj... niepotrzebnie się uniosłam...
- Nie ma o czym mówić. - Tom machnął ręką, ale ukrywanie tego, że jest przybity szło mu kiepsko
- Nie chcę się usprawiedliwiać, ale cała ta sytuacja ze Stephanem... jest dla mnie bardzo stresująca... ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że w jego przypadku spieprzyłam wszystko, co do spieprzenia było... w ogóle nie powinnam była brać tego przypadku... z wielu względów, o których nie lubię mówić... chcę to naprawić, o ile w ogóle można.
- Nie musisz się przede mną tłumaczyć, naprawdę... przyjmuję twoje przeprosiny...
- Ale ja chcę się wytłumaczyć... Wczoraj miałeś rację... Kiedy Steph podciął sobie żyły zareagowałam emocjonalnie, powiedziałam, że się nim zajmę osobiście i nielegalnie... mogłeś być tym zaniepokojony, przyznaję. Oczywiście nie zrobię niczego niezgodnego z kodeksem, ale to nie zmienia faktu, że czuję się za Lambiela odpowiedzialna.
- Rozumiem.
- No właśnie nie wiem, czy rozumiesz... ja... zrobiłam w życiu wiele głupich rzeczy... naprawdę bardzo mi zależy, by nie popełniać więcej błędów... i kiedy ktoś, a w tym wypadku padło na ciebie, krytykuje metody, które wybieram, bo uważam je za najbardziej słuszne, krótko mówiąc trafia mnie szlag. Denerwuję się tym bardziej w im większym stresie jestem... wiem, że nie powinnam, ale tak właśnie reaguję. Wczoraj znalazłeś się w epicentrum mojej frustracji, chciałam cie za to przeprosić i... ostrzec na przyszłość.
- Będę pamiętał. - Tom się uśmiechnął, a po chwili milczenia zagadnął zajętego wylizywaniem miseczki po budyniu Charliego - Dobry ten budyń?
- Dobry. Walinilowy. - poinformował go chłopiec
- To może ja też zjem sobie miseczkę - zastanowił się na głos lekarz
- Ale najpierw musisz zjeść śniadanie. - pouczył go Charlie
- Naprawdę?
- Nie wiesz? Przecież jesteś już duży. - zdziwiło się dziecko
- Jestem duży... - zamyślił się Tom - Czasami myślę nawet, że ZA duży...



----------------

uwagi: budyń walinilowy to nie literówka, tylko dziecięce przeinaczenie Charliego

Bardzo was proszę, żebyście nie kończyły tego dnia zbyt szybko, bo jeszcze chcę w nim zmieścić rozmowę Lucy z Nikitą i musi przyjechać zapowiadany Carl Green.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pon 23:15, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Aluzja u Sinead może być do czegokolwiek jej użyjesz - w tym jej subtelne piękno Smile

Ale ostatnie zdanie... :hamster_XD: biedna Michiru Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 12:53, 20 Kwi 2010    Temat postu:

A ja przyznam, że chyba się machnęłam z lokalizacją, bo wcześniej Daisuke był w hotelu poza ośrodkiem, a teraz jest W. Ale zawsze mógł się przenieść, więc uznajmy to za drobiazg Razz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Wto 20:21, 20 Kwi 2010    Temat postu:

Zmień tylko u siebie, że poszli do nieużywanego pokoju, który Walentyna otworzyła uniwersalnym kluczem prezesa Wink


__49__
Do ich stolika zbliżyła się pani prezes.
-Witajcie - przywitała się. Była w bardzo dobrym nastroju - Tom, to jest karta Cathlyn Brooker, od miesiąca podobno włóczą się po lekarzach i nikt jeszcze dokładnie nie wie, co z jej kolanem...
-Jej partner też przyjedzie? - zapytał Tom, z zaciekawieniem przyglądając się dokumentom reprezentantki Kanady.
-Tak. Oni w końcu muszą rozpocząć treningi... W ogóle z Los Angeles przyjedzie jeszcze jedna para i solistka.
-Coś dla mnie? - zapytała Lucy.
-Niestety, nie. Oni... tu przyjadą z własnym psychologiem... - skrzywiła się pani prezes.
-Żartujesz...
-Wybacz, nie miałam wyboru - rozłożyła ręce.
-Płacą z góry, co, Val? - zapytał Tom trochę w żartach, a trochę żeby jej dopiec. Walentyna spojrzała na niego, ale gdy tylko ich źrenice się spotkały, natychmiast odwróciła wzrok. Tom zapomniał, o co pytał. Do głowy przychodził mu tylko jeden powód, dlaczego pani prezes nie mogła mu spojrzeć w oczy...
~
-Barbaro Władimirowno?
Specjalistka od choreografii zawsze się uśmiechała, gdy słyszała to po angielsku.
-Cześć, Sonny. Co tam?
Siedziała w zacienionej części tarasu, wertując wielostronicowy dokument, który był regulaminem ogłoszonym przez ISU. Ponieważ nie rozstawała się z tym prawie od przyjazdu, kartki zdążyły się już zmiąć, pobrudzić i pokryć rozlicznymi znaczkami oraz notatkami na marginesach.
-Przyjeżdżają... - powiedział tylko. Minę miał niewyraźną.
-Kto? Evan?
Pokiwał głową.
-Chcę iść do Walentyny... uważam, że to nie sprawiedliwe, że nie zapytano nikogo o zdanie! I to w dodatku większość będzie miała właśnie z tobą zajęcia...
-Ale Sonny... - przerwała mu łagodnie - To ty się... o mnie martwisz? - uśmiechnęła się.
-No tak! No bo ja do Evana nie mam już żalu... Ale...
-Nie ma po co. Przecież zdążyła minąć cała dekada... Popatrz na mnie - poprosiła - jesteśmy z Evanem dorosłymi ludźmi, niejednokrotnie rozmawialiśmy ze sobą na zawodach i tak dalej. Wszystko będzie dobrze...
-Skoro tak mówisz...
-Jestem tego pewna.
~
Tom właśnie wybierał się do miasta, gdy stanął jak wryty przed ośrodkiem. Przy ulicy stał Daisuke Takahashi. Tom zorientował się po spakowanych walizkach, że czeka na samochód, który zabierze go na lotnisko.
-Doktorze Loranty - skłonił się Japończyk. Był roztargniony i widocznie czymś poruszony.
-Panie Takahashi - przywitał się - Nie sądziłem, że znajdzie pan powód, żeby tak szybko uciec z naszego ośrodka - powiedział z małą dozą ironii. Ale tak naprawdę zastanawiał się, czy jego niedawne domysły mogły być przyczyną decyzji o nagłym wyjeździe Daisuke, czy być może były całkiem bezsensowne.
-Niestety... - Takahashi szukał słów - Yui... to znaczy moja podopieczna...
Tom wiedział, kim była Yui Tohoku. Odkąd zdobyła ze swoim partnerem brązowy medal na ostatnich mistrzostwach świata w tańcach. Tom przerwał rozważać insynuacje i naprawdę się zaniepokoił.
-Co się stało?
-Naderwała więzadło... - wykrztusił. Podjechał samochód i kierowca wrzucił jego walizkę do bagażnika - Lekarze nie wiedzą jeszcze dokładnie... Widzi pan, muszę wracać i zająć się...
Wyciągnął rękę, którą Tom mocno uścisnął.
-Niech ją pan tu przywiezie - powiedział poważnie, patrząc mu w oczy.
Daisuke skłonił się nisko i bez słowa odpowiedzi, wsiadł do samochodu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 4 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin