Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

A moze tak wspólne opowiadanie?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 9:31, 12 Mar 2007    Temat postu:

marta napisał:
ok. ok. deklaruje sie. napisze w środe!

Trzymam za słowo Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marta
Champion
Champion



Dołączył: 07 Mar 2006
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Czarnków (Wielkopolska)

PostWysłany: Czw 1:40, 15 Mar 2007    Temat postu:

no. to sie wyrabiam na środe Very Happy przepraszam za jakies bledy logiczne itd poza tym troche mnie wyobraźnia ponosi Razz

[10] Marta
piątek 21.03.

Christiana obudził dźwięk komórki.
- Słucham? - wychrypiał zaspanym głosem. Spojrzał na zegarek - piąta nad ranem. Ugh...
- Witaj Christian. Ubierz się elegancko i zejdź na dół. Samochód czeka na ciebie pod domem. Nie masz się czego obawiać, będziesz z powrotem przed południem.
- Słucham? Kto mówi?
- Nieważne. Nie zadawaj zbyt wielu pytań. Pośpiesz się lepiej. Ermak nie lubi czekać. Masz 15 minut.
Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip. Koniec rozmowy.
"To jakiś żart? Co to wszystko ma znaczyć?" - zastanawiał się Chris. Ukradkiem wyjrzał na ulicę. Na chodniku stało czarne BMW. "Kurwa." - zaklął - "Naprawdę tam stoją." Ogarnął go strach. Przez myśl przeszło mu milion pytań i nie miał żadnych szans na racjonalne odpowiedzi. Pospiesznie ubrał czarny garnitur. Stanął przed lustrem.
- No... Chris... trzymaj się. Pierwszy raz od... 2? Tak, pierwszy raz od 2 lat spotkasz się z dziadkiem.
Zachichotał jak wariat. Dziadek? To chyba ostatnie słowo jakie mógł powiedzieć o ojcu swojej matki.
W twarz uderzyło go mroźne, poranne powietrze. Wziął głęboki oddech i wsiadł do samochodu.
- Dzień dobry Christian. Napij się jeśli chcesz. - poinformował go głos zza kierownicy. Przed Chrisem otworzył się oświetlony barek wypełniony po brzegi najróżniejszymi trunkami.
- Eee... dzięki.
Samochód ruszył. Po dłuższej chwili wahania Chris nalał sobie szkockiej. "Chyba mnie nie otrują, nie?" pomyślał tłumiąc wariacki chichot. Wyjechali na przedmieście Petersburga. "Gdzie ja jestem do cholery? I czego on ode mnie... Tatiana? Nie... nie zrobiłby jej nic. Ani mnie. Ale..." Zaczął pocić się ze zdenerwowania. Wypił jeszcze jedną szlankę whisky.
- Jesteśmy na miejscu. Wysiadź. Iwan pokaże ci drogę.
Iwan okazał się być barczystym, ogolonym, wysokim na dwa metry przerażającym facetem z blizną na policzku. Christian nie zdziwiłby się gdyby był dalekim krewnym Iwana Groźnego. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej by było uciec. Wymyślic sobie jakąś wymówkę i zwiać. Wyobraził sobie siebie jak mówi do Iwana: "Przepraszam, zostawiłem zupę na gazie, mogę sobie iść?". Histeryczny śmiech znów cisnął mu się do gardła.
Bez słowa podążał za Iwanem. Szli przez długi korytarz wyłożony bordowym, bardzo gustownym dywanem. Po obu stronach znajdowały się mahoniowe drzwi. Doszli do ostatnich.
- Wejdź.
Chłopak stał przed drzwiami wryty w podłogę. Przełknął ślinę i wszedł. Na środku pokoju stało ogromne biurko, a za nim odwrócony tyłem fotel.
- Christian? Czekałem na ciebie. - powiedział szorstki głos zza fotela, który powoli zaczął się obracać.

----------------------------

i znowu się od dzwonienia zaczyna u mnie Very Happy
tylko kilka spraw:
- co to właściwie jest Ermak?? imie?? nazwisko?? bo ja nie wiem Embarassed
- mogę kląc? jak nie to wybaczcie to k*** ale po prostu na miejscu Chrisa byłoby to jedyne słowo które mogłoby przyjśc mi do głowy Wink
- to że Chris zastanawiał sie nad Tatianą w samochodzie nie musi znaczyć ze wie o wiezieniu itd. moze po prostu dziadziuś wie o ciązy i tyle
- wybaczcie błedy rzeczowe itd. ja nie wiem jak moze wygladac siedziba mafii, w ogóle pełny spontan z tym fragmentem Very Happy
- tak w ogóle to w głowie mam już co mu ten Ermak powie, ale wiem że to już ktoś inny napisze, wiec b jestem ciekawa Very Happy
- i taka ciekawostka: myslac o Ermaku miałam ciagle Mishina przed oczami Very Happy Very Happy z całym szacunkiem Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 10:08, 15 Mar 2007    Temat postu:

Marta, aleś mi dała zadanie... bo teraz jest moja kolej jakby ktoś się pytał... i jeszcze piszesz, że już wiesz, co dziadek powie Chrisowi... no, no, no... dajcie mi czas do soboty :/ (nie wykluczam, że napiszę coś wczesniej, ale mogę nie dać rady)
Pozdrawiam

P.S. A tak w ogóle to część jest naprawdę świetna Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 10:34, 15 Mar 2007    Temat postu:

Super, jak miło znów powitać Christiana, dawno go nie było Very Happy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 20:24, 17 Mar 2007    Temat postu:

Wiem, obiecłam na dziś nową część, ale niestety nie dam rady... wybaczycie mi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 23:53, 17 Mar 2007    Temat postu:

Ermak to panieńskie nazwisko żony Plushenki - więc nazwisko jej ojca, w opowiadaniu dziadka Chrisa.

Fajna część, bo zatrzymuje na chwilę (ciekawe jak długą Cool ) wybuchowy kocioł wokoło Tatiany. Dobrze napisana. - Chris wciąż tłumiący nerwowy chichot, myślący jakieś głupoty w kryzysowych sytuacjach - jednym słowem niedojrzały, bardzo mi się podoba! Smile
Przekleństwa mnie nie przeszkadzają, byleby nie pakować ich na siłę.

Ghanima, ja wybaczam, ale nie przestaję czekać z rosnącym napięciem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 9:53, 18 Mar 2007    Temat postu:

Z okazji urodzin mistrza, mam dla was w prezencie kolejną część naszego wspólnego opowiadania Wink

[11] - Ghanima (Piątek 21.03.2031)

- To miło... eee, że czekałeś... - wydukał Chris, nie mając pojęcia, co właściwie powinien powiedzieć, aby nie narazić się na gniew swego protoplasty.
- Jak się miewasz? - zapytał Ermak, tak jakby faktycznie, samopoczucie wnuka, choć trochę go obchodziło.
- Całkiem... ...nieźle - powiedział powoli Christian - A ty? - zapytał
- Bywało lepiej, ale właściwie nie mam powodów, by narzekać. - padła odpowiedź - Usiądź proszę, nie będziesz przecież stał tak przez cały dzień.

Christian, który wyglądał tak, jakby miał za chwilę zemdleć ze strachu, z ulgą przyjął zaproszenie i usiadł w wygodnym, głębokim fotelu na wprost swego dziadka.

-"Przynajmniej już się nie przewrócę..." - przeszło mu przez głowę, ale ta myśl nie pocieszyła go ani trochę
- Zastanawiasz się zapewne w jakim celu cię do siebie zaprosiłem... - ciągnął Ermak

Christian, prawdę mówiąc, odkąd został obudzony tego ranka, zastanawiał się wyłącznie nad tym. Teraz, usilnie starając się odzyskać spokój, pokiwał głową i powiedział:

- Nie "zapraszałeś" mnie już od dawna.
- Och, nie bądź cyniczny. - starszy pan udał obrażonego

Cynizm, to była ostatnia rzecz, na którą Chris w chwili obecnej potrafił się zdobyć, ale skoro dziadek uważał, że jego nieśmiała uwaga była cyniczna, nie miał prawa oponować.

- Wracając do tematu, to dowiaduję się o tobie ostatnio bardzo ciekawych rzeczy. - powiedział Ermak - Podobno chcesz się żenić z Tatianą Yagudiną...
- Mam taki zamiar. - powiedział cicho Cristian
- Zastanawiam się co by na to powiedział twój nic nie warty ojciec... - na wspomnienie byłego zięcia starszy pan skrzywił się w grymasie obrzydzenia - ...ale wiedz, że mnie osobiście to nie przeszkadza...

W tym momencie Chrisowi udało się wreszcie głębiej odetchnąć. Puścił mimo uszu niemiłą uwagę na temat ojca, bo i tak nie zdobyłby sie na odwagę, by stanąć w jego obronie. Ulżyło mu jednak, że dziadek nie ma nic przeciwko Tatianie.

- Jeśli o mnie chodzi, możesz żenić się z kimkolwiek chcesz... - mówił dalej Ermak - ...Ty, twoja żona, nawet twoje dziecko... wszyscy obchodzilibyście mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg... w końcu nigdy nie lubiłem ludzi, którzy nazywają się Plushenko, nie jesteście warci nawet mojego gniewu i przyznam, że zostawiłbym was samych sobie, gdyby nie jeden drobiazg... - Chris, znów wstrzymał oddech, nie mając odwagi, by zapytać jaki to drobiazg sprawia, że dziadek nie zamierza zostawić go w spokoju - ...Masza jest nieszczęśliwa. - wyjaśnił wreszcie Ermak - A kiedy moja córka cierpi, ja zrobię dosłownie WSZYSTKO, aby to cierpienie ZMIEŚĆ Z POWIERZCHNI ZIEMI... w dosłownym tego słowa znaczeniu...

------------

Wybaczcie mi, że to jest raczej głupie i niewiele wyjaśnia, ale naprawdę, strasznie ciężko było mi wymyślić coś sensownego... Marta zapędziła mnie w kozi róg Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 12:13, 18 Mar 2007    Temat postu:

Nienawidzę prezentów. Wink


Myślę już nad następną częścią. Ale chyba muszę zmienić kierunek myślenia..
Bardzo, bardzo mnie korci.. żeby wszystko wyjaśnić...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 13:32, 18 Mar 2007    Temat postu:

Piscess napisał:
Nienawidzę prezentów. Wink


Czy to znaczy, że ci sie nie podoba? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 18:41, 18 Mar 2007    Temat postu:

Piscess napisał:
Myślę już nad następną częścią. Ale chyba muszę zmienić kierunek myślenia..
Bardzo, bardzo mnie korci.. żeby wszystko wyjaśnić...

Czy to będzie coś w stylu awaryjnego lądowania na Uralu? XDDD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 23:45, 18 Mar 2007    Temat postu:

Ghanima,
to nie będzie moja ulubiona część z tego opowiadania, ale przeżyjemy.


Val,
właśnie nie. Mam pomysł jak logicznie wyjaśnić niektóre rzeczy w tym opowiadaniu, ale nie chcę zamykać Wam, drogie współautorki, jakichś dróg i mozliwości... zastanowię się jeszcze nad tym...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marta
Champion
Champion



Dołączył: 07 Mar 2006
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Czarnków (Wielkopolska)

PostWysłany: Pon 22:28, 19 Mar 2007    Temat postu:

łuuu... mroczno cały czas.
ciekawa jestem jak to sie pokonczy.
a nadamy jakiś tytuł naszemu opowiadaniu tak ogólnie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 23:44, 19 Mar 2007    Temat postu:

marta napisał:
łuuu... mroczno cały czas.
ciekawa jestem jak to sie pokonczy.
a nadamy jakiś tytuł naszemu opowiadaniu tak ogólnie?

A nasze opowiadania miały kiedykolwiek jakiś tytuł? XDDDD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 10:30, 20 Mar 2007    Temat postu:

Myślę, że nadanie tytułu uwarunkowałoby jakiś kierunek myślenia i pisania, a to ma być w miarę możliwości jak najbardziej spontaniczne, więc, chyba lepiej nie nadawać tytułu... (no chyba, że po zakonczeniu pisania)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 16:41, 21 Mar 2007    Temat postu:

Dobra, nie słyszę żadnych wyraźnych głosów sprzeciwu, co do wyjaśniania pewnych faktów w opowiadaniu...

Ale sądzę, że byc może takie głosy mogą się pojawić, bo może się Wam nie spodobać "przeciąganie" opowiadania w jakimś kierunku czy jak to tam wolicie nazywać.

Mówcie od razu, to ja wycofam tą część i napiszę jakąś inną, albo retrospekcję, albo coś o Aloszy, więc gdyby co to spoko. Jestem otwarta na krytykę. Cool


dodaję wszystkie części - w ogóle polecam lekturę zwłaszcza przed pisaniem dalszym (może zrobić skrócik w stylu "w poprzednuch odcinkach"??? Cool ) no i w ogóle polecam bo się ładnie całość prezentuje Twisted Evil


(1) Ghanima:

Alexei Yagudin obudził się i stwierdził, że jest nieszczęśliwy.

Miał 51 lat i był trenerem, o którego "opiekę" ubiegali się wszyscy najlepsi łyżwiarze młodego pokolenia bez względu na konkurencję. Do jego najznamienitszych podopiecznych należeli tancerze: Marielle i Olivier Joubert, których kariera, aczkolwiek mniej burzliwa niż wzloty i upadki ich ojca, zapowiadała się naprawdę dobrze. Najlepszy obecnie solista świata, zwany popularnie Christopherem Wielkim, który w wieku lat piętnastu został w ubiegłym sezonie najmłodszym w historii mistrzem olimpijskim, również był uczniem Alexei'a i również kontynuował łyżwiarskie tradycje swoich rodziców; Caroliny Kostner i Stephana Lambiela. Także w konkurencji par sportowych Yagudin świecił trenerskie triumfy. Jego najbardziej spektakularnym osiągnięciem było doprowadzenie nikomu wcześniej nieznanych Polaków do olimpijskiego medalu. Największą jego dumą jednakże była Tatiana (nazwana tak na cześć Tarasovej) - czterokrotna mistrzyni świata i aktualna mistrzyni olimpijska wśród solistek - a zarazem jego jedyne dziecko.

Mimo to, Alexei obudził się w dniu swoich 51-szych urodzin i stwierdził, że jest nieszczęśliwy. Przyczyną tego faktu nie było to, że od dwóch lat był wdowcem, ani to, że jego najlepszy przyjaciel, Brian pokłócił się z nim poprzedniego wieczoru o choreografię tańca oryginalnego swoich dzieci, ani nawet to, że na zdjęciu umieszczonym pod wywiadem, którego udzielił dla Figure Skating Magazine, wyszedł staro i brzydko. Te rzeczy na dłuższą metę albo nie miały znaczenia, albo zdążył już do nich przywyknąć. Prawdziwym powodem nieszczęścia były cztery słowa wypowiedziane przez Tatianę.
***
Była sobota 5.30 rano. Tatiana zjawiła się na lodowisku blada i zmęczona. Odkąd skończyła 20 lat (a obecnie miała ich 22) mieszkała sama w mieszkaniu, odziedziczonym po matce, więc Alexei mógł tylko domyślać się co robiła w nocy.
-Spóźniłaś się pół godziny - oznajmił jej udając, że się gniewa
-Tato - powiedziała i zrobiła małą pauzę - Jestem w ciąży - dodała zaraz z prędkością błyskawicy, jak gdyby chciała zatuszować treść tego komunikatu.
Yagudinowi opadła szczęka, ale starał się być spokojny. W końcu ciąża, to nie jest koniec świata. "Jest młoda, wypadnie jej sezon lub dwa treningów, nic wielkiego się nie stanie, tym bardziej, że wszystkie możliwe tytuły ma już w swojej kolekcji" - przeprowadzał w głowie gorączkowe kalkulacje
-A z kim, jeśli wolno wiedzieć? - zapytał bojąc sie usłyszeć odpowiedź
-Z mężczyzną... - zaczęła Tatiana
-Domyślam się - mruknął pod nosem wchodząc jej w pół zdania
-...którego kocham - dokończyła
-To znakomicie. A on się jakoś nazywa może?
-Jest komentatorem sportowym... - Tatiana nie musiała niczego więcej dodawać.

Alexei usłyszawszy te słowa wiedział już, że jego wnuk będzie nazywał się Plushenko...



(2) Piscess:

Zabrzęczał kilogram złotych bransoletek na nadgarstku. Pulchna dłoń o przerażająco długich paznokciach podniosła smukły kieliszek ze srebrnej tacki. Kolor równie mocnego co wymyślnego i drogiego drinka pasował do czerwonego lakieru.
Marcowy poranek był dość gorący. Ekskluzywne korty tenisowe wypełnione były graczami o różnym stopniu zaawansowania. Kobieta w średnim wieku razem ze swoimi towarzyszkami ubranymi podobnie jak ona w nowe najmodniejsze stroje do tenisa przychodziły tu co tydzień, jeśli tylko świeciło słońce i tradycyjnie nie ruszały się ze swoich leżaków na tarasie. Na jednym ze stolików leżały rzucone na kupę markowe rakiety tenisowe, których nie powstydziliby się zawodowcy. One nie umiały nawet poprawnie trzymać ich w ręku.
Zalotne spojrzenie spod wytuszowanych na bordowo rzęs spoczęło na młodym kelnerze i zaraz zgasło, gdy tylko Maria dostrzegła za jego plecami zbliżającą się postać. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
-Jestem zajęta - jęknęła do syna zamiast powitania, nie kryjąc swojego niezadowolenia z jego obecności. Christian nie polemizował, mimo że widział coś dokładnie odwrotnego.
-Chciałem ci tylko coś powiedzieć.. - powiedział cicho, unikając jej wzroku. To ją zaintrygowało.
-Słucham. Tylko szybko. I nie zasłaniaj mi słońca.
-Zostaniesz.. babcią..
Na te słowa kobieta zerwała się z leżaka i położyła mu rękę na ustach. Poczuł nieprzyjemne mrowienie, bo nie siliła się na delikatność.
-Nie tak głośno! Jak możesz mnie znieważać przy moich znajomych! - wycedziła oburzona. Cofnął się o krok, żeby móc coś jeszcze powiedzieć.
-Mamo, kobieta, którą kocham, jest ze mną w ciąży.
-No jasne. Wiedziałam, że tak będzie. Cały ojciec! Pewnie teraz przyszedłeś po pieniądze?
-Nie..
Przełykał bez słowa wszystkie obelgi, ale ostatnie zdanie sprawiło, że musiał zacisnąć zęby.
Dokładnie po to tu przyszedł.
Nie oczekiwał od matki duchowego wsparcia. Odkąd podczas procesu rozwodowego pozbawiła jego ojca większości praw i całkiem sporego majątku, nie chciała mieć z nim nic wspólnego.. Ani z jego dziećmi. Mimo to liczył, że uda mu się wyżebrać chociaż pożyczkę. Evgeniemu Plushence nie wiodło się teraz źle, ale mieszkał daleko w Wenecji i choć może był mniej obojętny na problemy syna, był równie trudno osiągalny co współczucie matki.
-To po co w ogóle przyszedłeś? - zapytała z wyrzutem, poprawiając o wiele za krótką jak na jej wiek i urodę białą spódniczkę i układając się ponownie na leżaku.
-Żeby ci powiedzieć... - skłamał.
-No to już mi powiedziałeś.
Po chwili milczenia Christian zapytał
-Nie chcesz wiedzieć kim ona jest?
Nie otrzymał odpowiedzi. Jego matka wróciła do codziennych trudów opalania się.
-Tatiana Aleksiejewna Yagudina. - poinformował ją.
Delikatny kieliszek roztrzaskał się o marmurową posadzkę tarasu.



(3) Owlet:

- Myśleliśmy o ślubie... - dodał szybko aby uprzedzić wybuch matki.
Maria wstała gwałtownie jednocześnie dokańczając dzieła zniszczenia - rozgniotła butem na drobny pył kawałki tego co jeszcze przed chwilą było kieliszkiem. Towarzyszył temu efektowny odgłos chrupnięcia, który sprawił że Christianowi ciarki przeszły po plecach. Podobnie brzmi odgłos łamanych kości, o czym wiedział aż za dobrze - skutek uboczny posiadania matki z rodziny Ermak...
- Po moim trupie! - wycedziła blada z wściekłości - Prędzej palmy na Syberii wyrosną, niż ty się z nią ożenisz, rozumiesz?! - złość dodała pulchnemu, rozleniwionemu przez słońce ciału energii. Maria odgarnęła odruchowo długie włosy - nadal były lśniące i, dzięki regularnemu nakładaniu farby, ciągle kruczoczarne. Z założonymi rękoma stanęła naprzeciwko syna i przeszyła go groźnym spojrzeniem.
Christian dobrze znał tę pozę i ton - tak często kończyły się kłótnie Marii z jego ojcem, który zwykle dawał za wygraną żeby mieć święty spokój. Ale gdy pewnego dnia okazało się, że ojciec chce rozwodu, matka posunęła się o krok za daleko i wyciągnęła ostatni już as z rękawa. Pamiętał tą rozmowę jakby odbyła się wczoraj - uchylił wtedy drzwi od jadalni zostawiając niewielką szparę:
-Mój ojciec dobrze wie gdzie mieszkają twoi rodzice, twoja siostra i jej dzieci, twoja siostrzenica, przyjaciele... - Maria wymieniała spokojnie a jej usta wykrzywiał uśmieszek wyrażający złośliwą satysfakcję. - Za parę dni Twój kumpel z Zenitu ma ważny mecz... Ciężko by mu było kopać piłkę z połamanymi nogami, nie sądzisz?
-Oszalałaś... - wyszeptał Evgeni nagle równie blady jak śnieg padający za oknem, który otulił Petersburg puchową pierzynką. Piter wyglądał zimą jak miasto z bajki, w którym nie ma prawa zdarzyć się nic złego...
-Skarbie, nie łudź się - kontynuowała kobieta, udając że nie usłyszała i że nie widzi wyrazu kompletnego szoku w oczach męża - Nawet gdybym ja się zgodziła na rozwód, tata i tak nigdy by na to nie pozwolił. Jesteś mu potrzebny - nazwisko Plushenko otwiera wiele drzwi. Nie będziesz miał życia w Piterze, jeśli się mu sprzeciwisz. Ja też Cię potrzebuję, Żenia... - ostatnie zdanie wyszeptała miękko i wyciągnęła rękę w jego stronę, ale on się nie poruszył. Stał chwilę w milczeniu z kamienną twarzą, mierząc ją lodowatym wzrokiem, po czym wyszedł bez słowa. Christian usłyszał jeszcze tylko szybkie kroki w holu i trzask zamykanych drzwi wejściowych.
Wtedy jeszcze nie rozumiał, dlaczego słowa Marii zrobiły na ojcu tak druzgocące wrażenie. W końcu jednak miał się przekonać czemu w Petersburgu nie mówi się o jego krewnych ze strony matki. Zwłaszcza dlaczego nikt nie chciał wyjaśnić co jest takiego strasznego w jego dziadku, Georgiju Wiktorowiczowi, który już na początku małżeństwa Marii i Evgenija był jednym z najpotężniejszych biznesmenów w "północnej stolicy Rosji"...



(4) Valka:
Tatiana siedziała w swoim mieszkaniu skulona w ciemnym kącie na fotelu. Słońce już zaszło i zrobiło się zupełnie ciemno, ale chyba nawet tego nie zauważyła. Od kilku dobrych godzin zastanawiała się, jak ona mu to powie? Nawet powiadomienie ojca nie było dla niej aż tak trudne, jak to...

Sasha nie był jej chłopakiem. Poznała go po Igrzyskach Olimpijskich, które wygrała. Po imprezie jej hotelowy pokój był cały w kwiatach, a zaraz potem zadzwonił jakiś mężczyzna (skąd miał jej numer?) i powiedział, że jej wielkim fanem, a te kwiaty to jego wyraz sympatii i gratulacje... Tylko który fan robi takie rzeczy? Te kwiaty musiały kosztować majątek, nie każdy mógł sobie pozwolić na takie "uwielbienie"... Zaintrygowana spotkała się z nim raz... a potem jeszcze raz... i kolejny... i znowu... Sama nie wiedziała jak i kiedy wylądowali w łóżku. Od tamtej pory spotykali się w jej mieszkaniu. Był pierwszym mężczyzną w jej życiu i mimo wcześniejszej niedostępności i pogardy dla całego gatunku męskiego, on działał na nią jak magnes, każdy nawet najdelikatniejszy dotyk jego dłoni wywoływał iskrę na jej ciele.
Z drugiej strony niewiele o nim wiedziała. Tylko tyle, że miał japońskie korzenie i prawdopodobnie był od niej o jakieś 10 lat starszy. Raz wydawało jej się, że widziała broń, ale szybko ją schował i skierował jej zainteresowanie na zupełnie inne tory namiętnym pocałunkiem. Nawet nie wiedziała, czy ma rodzinę i gdzie mieszka na stałe! Ciągle był "w delegacjach", a do niej przyjeżdżał "gdy tylko mógł". Ale jaka była prawda? Nie wiedziała. Ale też nie było jej to do szczęścia potrzebne. Nie miała nic przeciwko temu, że jest tylko ślicznym kociakiem na noc między lotem z Tokio do Pitra, Nowego Yorku, czy Wenecji... Jak enjoukosai*: nie było mowy o żadnej miłości, ale zawsze BYŁ i spełniał każde jej życzenie - od tych poważnych, kiedy potrzebowała wsparcia do tych zupełnie błahych, jak kupno nowej torebki. Po za tym uwielbiała te wieczory, kiedy się spotykali i długo rozmawiali o byle czym, a potem kończyli to szalonym seksem.
Dopiero teraz, gdy o tym wszystkim myślała, zauważyła, że te rozmowy to był tylko jej monolog. Mówiła o wszystkim: o ojcu i presji z jego strony, o braku matki, o treningach, codziennych problemach i radościach... On tylko uważnie słuchał i głaskał ją po plecach. Nikt nigdy nie poświęcał jej tyle uwagi, co on. Ale o sobie mówił bardzo rzadko, albo wcale.
Zdawała sobie sprawę, że ten związek nie ma przyszłości, ale teraz, gdy pomyślała, że może go stracić w tak głupi sposób! Ciąża z innym! Żeby to jeszcze było dziecko Sashy - nawet, gdyby odszedł - nie miałaby żalu; zresztą była pewna, że wcześniej zadbałby o przyszłość jej i dziecka. Ale teraz? Nie widziała go już od pół roku, więc to było niemożliwe...

Christian był tylko dalekim znajomym, od dawna chciała go poznać, aby przekonać się jaki jest TEN Plushenko. Nic poza tym. Potem był jej zupełnie obojętny, a może nawet nieco ją denerwował, chociaż on pewnie myślał zupełnie coś innego. Po prostu leciał na nią, jak większość facetów, których ona owijała sobie wokół palca, a potem brutalnie rzucała. Była w tym taką samą mistrzynią, jak w łyżwiarstwie. I nigdy nie pozwoliła na seks. Więc czemu tym razem było inaczej? Może po prostu brakowało jej tego, po tak długiej rozłące z Sashą? Nawet nie zdążyła się zabezpieczyć, chociaż zawsze o to dbała.
I wpadka... Taka głupota...

Jak ona mu o powie?

Podniosła zapłakane oczy i spojrzała na ekran laptopa leżącego przed nią. W oknie poczty elektronicznej przeczytała po raz kolejny krótką wiadomość: "W przyszłym tygodniu przylatuję do Hartford. Przywiozę Ci piękne kimono, tak jak prosiłaś.
Całuję gorąco,
Sasha."



(5) Marta:

Dźwięk telefonu wypełnił pokój. Tatiana nerwowo otarła łzy i zaczęła iść w jego stronę. Długi, półprzezroczysty szlafrok sunął za nią jak cień.
-Ha… halo?
-Tania? - dziewczyna zamarła. Jeszcze tylko tego jej brakowało.
-Brian? Cześć. Co słychać? - Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek, ale z nim szczególnie.
On wiedział… musiał wiedzieć. Setki razy próbowała zgadnąć, jak było naprawdę. Świetnie pamiętała ten dzień. Sasha właśnie jechał do Berlina i po drodze chciał zatrzymać się w Paryżu, by spędzić choć kilka godzin tylko z nią. Przeżywała wtedy ciężki okres na treningach - prawie wszystkie flipy były do kitu. Ojciec krzyczał na nią tak długo i głośno, aż sam nie stracił głosu. Uciekła więc na weekend do Paryża, do Briana - miał dać jej kilka wskazówek. Niestety (a właściwie stety) akurat wtedy rodzina Joubert po raz pierwszy od kilku miesięcy zrobiła sobie wolne. Brian miał spędzić z dziećmi cały dzień w Disneylandzie. Po licznych zapewnieniach Tatiany, że da sobie radę, pójdzie do Luwru albo zaszyje się w domu, Brian z ciężkim sercem zostawił jej klucze.
-Mam nadzieje, że nie będziesz się nudzić. Jeszcze raz przepraszam, że stawiam Cię w takiej sytuacji. - krzyczał z samochodu.
"Nie przepraszaj, to ja Ci dziękuję" - myślała dziewczyna. Potrzebowała Sashy… Kilku godzin z nim. Tylko przy nim czuła się naprawdę kobietą, on dawał jej to, czego nie miała… Bliskość, czułość, ciepło… Była od niego niejako uzależniona, choć wiedziała, że nic z tego nie będzie. Ale nie tak łatwo zapomina się swojego pierwszego mężczyznę. Spędziła z nim cudowny dzień. Gorycz i złość na Lyoshę wylewała się z niej potężnymi strumieniami. Jej rozgoryczenia wsiąkało w Sashę jak w gąbkę. Skończyli, jak zawsze, w łóżku. Potem leżeli nadzy pod kołdrą prawie nic do siebie nie mówiąc. Nie musieli. Rozumieli swoją sytuację idealnie bez słów. Sasha gładził ją tylko po policzku lub namiętnie całował powtarzając jak piękną jest kobietą. I mimo, że Tat nic o nim nie wiedziała, a czasem nawet obawiała się go, to te chwile były jednymi z najpiękniejszych w jej życiu.
Wyszedł około 18.00. Kilka minut później wrócił Joubert. Wcześniej niż myślała… dużo wcześniej… za wcześnie… Wypieki na jej twarzy jeszcze nie zgasły do końca, w oczach wciąż świeciło pożądanie. Zauważył coś? Widział go?
- Jak było? - siliła się na normalny ton.
- Yyy… fajnie. Oliviera zaczęło boleć kolano, więc wróciliśmy wcześniej. - odparł zmieszany Brian. Wiedział… Musiał wiedzieć.
- A, rozumiem. Słuchaj, wyjdę na chwilę na miasto. Cały dzień oglądałam filmy, muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Uciekła klnąc na siebie w duchu. "Ty idiotko! Teraz na pewno zacznie coś podejrzewać!" Jednak po długim spacerze po Champs-Elysées uznała, że Brian nic nie wie. Ale…
- Hm… Co sądzisz o Sashy… - jej głowa odruchowo powędrowała w górę znad kolacji. Nie zdążyła opanować dzikiego spojrzenia. - …Cohen? Słyszałem, że trenuje w Sydney.
Co? Sasha Cohen?? Nie wspominał o niej od lat. Mimo jej zdawkowych odpowiedzi Brian drążył temat cały wieczór i zdawał pysznić się jej nieporadnością. Wiedział? Znał go? Skąd? Jak się domyślił? Zauważył go przed przyjściem? Zawsze był nieco tajemniczy…
I teraz ten telefon. W chwili, gdy najmniej by sobie tego życzyła.
-U mnie w porządku. No, ale jak tam u ciebie? Co porabia moja mała dziewczynka? - głos Briana wyrwał ją z rozmyślań.
- Tak? Yyy… U mnie świetnie. Dziś miałam wywiad z abc, a jutro szykuje się sesja zdjęciowa u tej… no… Gabrielle, znasz ją, Tobie też robiła sesję. Ha, dzisiaj przytrafiła mi się zabawna sytuacja, jak…
-Tatiana. - usłyszała ostry głos w słuchawce. Tatiana? Jej ojciec chrzestny nigdy tak się do niej nie zwracał. Zawsze zdrabniał jej imię, co doprowadzało ją miejscami do szału. - Dość tego. Bądźmy poważni. Czy Sasha już przyjechał?
Źrenice oczu dziewczyny rozszerzyły się ze strachu. Skąd…? Jak…?



(6) Ghanima

-Tatiana! - głos w słuchawce był coraz bardziej niecierpliwy.
-Nie przyjechał... - szepnęła.
Brian odetchnął z ulgą.
-To dobrze - powiedział - Pakuj się i przyjeżdżaj do Pitra... - dodał stanowczo - samolot masz dziś o...
-Chwileczkę! - przerwała mu wpół zdania - Ja tu czegoś nie rozumiem! Dlaczego to dobrze, że Sasha nie przyjechał, skąd właściwie o nim wiesz i dlaczego mam jechać oglądać te durne mistrzostwa? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, rzuciła szybko - Ja na niego czekam... a poza tym jutro mam tę sesję zdjęciową i w ogóle... nie mam zamiaru nigdzie lecieć...
-Po co zadajesz pytania, skoro nie czekasz na odpowiedzi? - tym razem to Brian jej przerwał - Sesja odwołana, zająłem się tym, a na Sashę lepiej nie czekać. Posłuchaj mała... Twój ojciec właśnie podał do wiadomości publicznej, że nie wystartujesz w tych mistrzostwach i twoje miejsce w reprezentacji zajmuje Julia Sergiejewna... nie masz pojęcia jaką burzę to wywołało... wszyscy chcą wiedzieć dlaczego cię nie ma, czy to prawda, ze kończysz karierę i takie tam...
-Powiedział im, że jestem w ciąży? - zapytała.
-Nie. Nie powiedział. Szanuje twoją decyzję, by na razie zachować to w tajemnicy, ale sama wiesz, że długo to nie potrwa...
-Wiem... Przekaż Julii, że życzę jej powodzenia, ale nie przyjadę jej obejrzeć... - powiedziała cicho i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony Briana odłożyła słuchawkę.

Po dwóch minutach telefon zadzwonił ponownie. Dziewczyna, myśląc że to znów Joubert, podniosła ją i zaczęła krzyczeć:
-Nie jadę nigdzie! Słyszysz, Brian? Jeżeli chcesz mnie namówić, żebym ogłosiła całemu światu, ze urodzę dziecko Christianowi Plushence, to na pewno ci się to nie uda!
-Urodzisz dziecko Christianowi Plushence? - tego pytania nie zadał Brian - Gratulacje Tat. - W słuchawce dźwięczał głos Sashy - Cóż, nie tego się po tobie spodziewałem... - był zdecydowanie zawiedziony - Ale skoro tak wybrałaś... chyba będę musiał cię ukarać...
-Sasza, posłuchaj... - Tatiana próbowała się jakoś wytłumaczyć, ale mężczyzna nie dał jej szansy.
-Zawiodłem się na tobie maleńka... - powiedział i rozłączył się.

"Ukarać?!" - Tatiana naprawdę się przestraszyła - "Co to wszystko ma znaczyć...?"

Szybko wykręciła numer Briana.
-Zadzwonił. - powiedziała - Sasza zadzwonił.
-Cholera... - zaklął Joubert.
-Powiedziałam mu o ciąży - szepnęła, nie dodając w jakim stylu odbyło się przekazanie tej doniosłej informacji.
-A on? - Brian starał się być spokojny.
-Powiedział, że... - Tatianie nie mogło to przejść przez gardło - powiedział, że...
-Że będzie musiał cię ukarać... - dokończył za nią Joubert.
-Skąd wiesz? - Brian coraz bardziej ją zadziwiał.
-Bo go znam. - odparł - Słuchaj Tania, w tej chwili nie ma czasu na wyjaśnienia. Najważniejsze, żebyś jak najszybciej dotarła na lotnisko i bezpiecznie doleciała do Petersburga. Weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Aha! I zadzwoń do ojca... cały dzień czekał na życzenia od ciebie... już prawie stracił nadzieję... - dodał.
-Przecież jest dopiero południe... - zdziwiła się Tatiana.
-Zapomniałaś o różnicy czasu... W Petersburgu jest 8 godzin później niż w Hartford. Trwa właśnie program krótki par sportowych... Ale koniec z tym gadaniem. Twój samolot odlatuje z Hartford o 15.00 zarezerwowałem ci bilet w pierwszej klasie...
-Brian?
-Tak?
-Czy tata wie... o Sashy?
-Nie. Pospiesz się. Jak znam życie dopiero wstałaś z łóżka i nie wyrobisz się na tę piętnastą...
-Dzięki...



(7) Piscess:

Tatiana miała prawo się bać. Brian nagle okazał się wiedzieć o jej Sashy więcej niż ona sama. Jednak to nie poczucie, że znalazła się w jakiejś dziwnej siatce znajomości, o których nie miała pojęcia, zajmowało jej myśli. Całą podróż towarzyszył jej smutek. Obawa, że może go stracić na zawsze. Szukała jakiegokolwiek pomysłu, żeby naprawić to, co się stało i marzyła tylko o tym, żeby mogła nigdy nie wyrzec tych słów, które wykrzyczała do słuchawki.
I gdzieś w głębi kiełkowała w niej nienawiść do nienarodzonego jeszcze dziecka...

Brian zarezerwował Tatianie bilet na najbliższy lot Concorde 3, nie tylko dlatego, że mimo wieloletniej tułaczki po lodowiskach Europy i USA, gdzie szukał młodych talentów i zdobywał trenerskie doświadczenie, był wciąż do szpiku kości Francuzem. Podróż przez Atlantyk najnowszym wynalazkiem przemysłu lotniczego zabierała jedynie około 4 godzin. Mimo to, gdy znalazła się w hali lotniska Pułkowo, był już środek nocy.

Grupka współpasażerów szybko przywitała się z tymi, którzy na nich czekali i rozproszyła się w swoich kierunkach do samochodów i taksówek. Tatiana przetarła zmęczone oczy, raziły ją światła jarzeniówek. Ledwie zdążyła podnieść swoją walizkę z taśmy, usłyszała echa zgranych kroków, kiedy się odwróciła, zobaczyła przed sobą kilku funkcjonariuszy rosyjskiej milicji.
-Tatiana Yagudina? - zapytał jeden z nich. Coś jej mówiło, że nie chcieli poprosić o autografy.
-Tak - potwierdziła - Czy jest jakiś problem?
Policjant nie powiedział nic więcej. Zakuł zdezorientowaną dziewczynę w kajdanki i nie słuchając żadnych tłumaczeń, wsadził do radiowozu.
Rozwiązało to jeden z jej dylematów - czy najpierw porozmawiać z Brianem czy z ojcem. Niecałe pół godziny później siedziała w celi na komendzie głównej w Petersburgu. Wzdrygnęła się na widok gołych betonowych ścian i mocnych krat oddzielających ją od świata. Jedyną nadzieją było to, że po pewnym czasie Brian zorientuje się, że powinna już dotrzeć i zacznie jej szukać. Przynajmniej tak jej się wydawało...



(Cool Owlet:

Sufit był biały i czysty. A więc pasował jak ulał do reszty pomieszczenia, które było równie białe i sterylnie czyste. Tatiana czuła się nieswojo w takich miejscach - jej cela przypominała szpital psychiatryczny. "Właściwie to też pasuje, bo niedługo chyba zwariuję." - pomyślała bezsilnie gapiąc się w sufit. Leżała tak na pryczy od pół godziny starając się uspokoić i przeanalizować na zimno ten cały cyrk, który miał miejsce dzisiejszego dnia.
Nie przedstawiono jej do tej pory żadnych zarzutów, a więc przetrzymują ją bezprawnie. Nie przesłuchiwano jej. Nie pozwolono skontaktować się z adwokatem - a to jest już mocno podejrzane, bo odkąd Rosja jest w Unii Europejskiej za coś takiego mogą polecieć głowy. Tym bardziej, że jestem sławna - pomyślała i w tym samym momencie pożałowała, bo przypomniała się Tatianie poprzednia cela i jej "towarzyszki niedoli".
Od razu po dotarciu na komendę mimo ostrych protestów wpakowano ją do wspólnej celi z paniami o dość podejrzanym wyglądzie. Zawodu części z nich można się było domyślić po bardzo krótkich spódniczkach i ostrym makijażu. Ale nie to jej przeszkadzało. Tatianie nie dawały spokoju obleśne spojrzenia rzucane jej przez siedzącą niedaleko postawną kobietę o czerwonej twarzy i kaprawych oczkach. Najpierw wpatrywała się w nią natarczywie, a potem zaczęła wulgarnie zaczepiać. Tatiana uznała że nie musi tego znosić skoro jest niewinna. Zawołała strażnika i powiedziała żeby zaprowadził ją do swojego przełożonego. On się nie zgodził, kazał czekać i nie chciał odpowiadać na żadne z jej pytań. To przepełniło czarę goryczy i tak ją rozsierdziło, że zaczęła krzyczeć na całą komendę.
-Oszaleliście wszyscy?! Ja nie jestem żadną kryminalistką! Wypuście mnie stąd natychmiast! Wiesz kim ja jestem?! Jestem Tatiana Yagudina, mistrzyni olimpijska! Nie zliczę ile razy zasłużyłam się dla tego kraju i tak jestem traktowana?!!!
Gdy tylko skończyła, usłyszała gardłowy rechot przysłuchującej się wszystkiemu potężnej kobiety, która wcześniej nie chciała się od niej odczepić.
- Patrzcie ją! Królewna się znalazła! Święta krowa! - parsknęła - Poczekaj, kochana, jeszcze ty zobaczysz jakie przywileje mają u nas takie księżniczki jak ty...
Powiedziała to w taki sposób, że aż Tatianie ciarki przeszły po plecach. Reszta kobiet wybuchła nerwowym śmiechem. Strażnik zorientował się, że nie jest dobrze i chwilę później wrócił z kolegą. Wyprowadzili ją ze wspólnej celi i w Tatianie już obudziła się nadzieja, ale okazało się że przenoszą ją tylko do innej części budynku. Jej zapewnienia, że kiedy prasa i jej ojciec dowiedzą się o tym wszystkim to obydwaj będą mieli poważne kłopoty, jakoś nie przemawiały do wyobraźni prowadzących ją strażników. Cela do której trafiła była biała i, w przeciwieństwie do poprzedniej, bardzo czysta. Gdy tylko weszła drzwi z cichym szmerem zasunęły się za nią automatycznie. "To chyba jakaś cela dla VIP-ów" - pomyślała trochę kpiąco, dziwiąc się jednocześnie, że po tym wszystkim zostało jej jeszcze trochę poczucia humoru.

Ale teraz przebywała w tej celi już od godziny i nikt się nią nie zainteresował. Oczywiście wolała już to szpitalnie wyglądające pomieszczenie niż towarzystwo tamtej obleśnej kobiety. Wzdrygnęła się na samo jej wspomnienie. "Jeśli dowiem się kto mnie w to wpakował, to zamorduję gołymi rękoma - pomyślała z wściekłością. - Bo to mi nie wygląda na pomyłkowe aresztowanie." Gniew znowu zmotywował ją do obmyślania sposobu wydostania się z aresztu. Wstała z pryczy i zaczęła krążyć nerwowo po celi. "Przede wszystkim trzeba się skontaktować ze światem zewnętrznym - myślała gorączkowo - Tylko jak? Przecież zabrali mi komórkę."

Nagle stanęła jak wryta i pacnęła się otwartą dłonią w czoło.
-Wiem! - wykrzyknęła i podbiegła do drzwi celi. Zawołała strażnika i czekając aż podejdzie modliła się w duchu żeby nie był zbyt inteligentny.
-Proszę pana - zaczęła najgrzeczniej jak potrafiła - Strażnik, który mnie tu przyprowadził powiedział, że mam prawo do jednego telefonu, ale spieszyło mu się gdzieś i nie miał czasu zaprowadzić mnie do aparatu. Czy mógłby pan to zrobić? Bardzo proszę! - zrobiła słodką minkę i zamrugała powiekami jak na prawdziwą słodką trzpiotkę przystało.
-Oczywiście! - strażnik uśmiechnął się sympatycznie - Dla takiej miłej panienki da się zrobić.

Chwilę później stała przy telefonie błogosławiąc w duchu dobroć lub głupotę stojącego obok chłopiny. Właściwie to był stary videofon, więc żeby uchronić się przed wścibstwem strażnika przełączyła głos na słuchawkę, która była wielkości przedpotopowego telefonu komórkowego.
Wystukała dobrze jej znany numer i zawołała przejęta - Halo? Brian?! Słuchaj, nie uwierzysz co się sta...
-Tatiana?! - Brian był lekko zbity z tropu - Eee… Gdzie jesteś…?
-W areszcie w Petersburgu! Policja aresztowała mnie na lotnisku!
Po drugiej stronie słuchawki przez chwilę panowała cisza. Tatiana domyśliła się, że Brian potrzebuje trochę czasu na przetrawienie takiej nowiny. Ale zaraz posypią się pytania: jak, dlaczego, co zrobiłaś itp.
-Dzwoniłaś jeszcze do kogoś? - spytał powoli.
-Co? Nie, nie dzwoniłam. Ale co to ma…
-To dobrze. Nie dzwoń do nikogo więcej, rozumiesz? - przerwał jej szybko - Im mniej osób wie gdzie jesteś, tym lepiej.
-Dobra, dobra! Ale ja chcę się stąd wydostać i to natychmiast! Zabierz mnie stąd!!
-Nie, Taniu. Musisz zostać, tam będziesz bezpieczna.
-Brian, co ty bre… - nie dokończyła, bo stopień absurdu sytuacji w jakiej się znalazła poraził Tatianę do tego stopnia, że aż ją zatkało. „Mój własny przyjaciel nie chce mi pomóc? Świat się kończy czy co?!”
-Taniu, to dla twojego dobra. Słuchaj, nie mogę teraz rozmawiać, muszę kończyć. Zaufaj mi, proszę cię.
W sekundę po tym rozłączył się, nawet nie zdążyła krzyknąć „Brian!” Stała tak przez chwilę ze słuchawką podniesioną do ucha, nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Po chwili jednak trzasnęła słuchawką z taką mocą, że ta spadła z wideofonu i zaczęła energicznie dyndać niczym wahadło.
***
Kropelki potu pokryły łuski smoka. W przyćmionym świetle lampy każda kropla migotała niczym płynny bursztyn. Młoda kobieta o długich, czarnych włosach nachyliła się nad leżącym na brzuchu mężczyzną i zlizała pot wzdłuż linii kręgosłupa przecinającej smoka na pół. Mężczyzna sprawiał wrażenie pogrążonego we śnie, ale pieszczota wywołała pomruk zadowolenia.
-Jesteś słony - powiedziała cicho dziewczyna i uśmiechnęła się.
- A ty słodka - mruknął i odpowiedział uśmiechem.
Twarz kobiety rozpromieniła się. Nachyliła się znowu, tym razem żeby szepnąć kochankowi coś na ucho. On pokręcił głową, podniósł się i usiadł na brzegu łóżka.
-Nie mogę, muszę się już zbierać - powiedział szybko rozglądając się w poszukiwaniu swojego ubrania.
-Ale ja dzisiaj wyjeżdżam! Już się nie spotkamy…
-To nie wyjeżdżaj… Zostań jeszcze przez parę dni. Spotkamy się jak wrócę.
-Przecież wiesz, że nie mogę. Zacznie się czegoś domyślać… - spojrzały na niego bezradnie ciemne oczy o migdałowym kształcie.
-Niech się domyśli. Wreszcie skończyłaby się ta maskarada i bylibyśmy razem.
-Tyle razy już to przerabialiśmy… On jest moim mężem, a twoim oyabunem* - powiedziała z naciskiem. Wolę nie myśleć co by zrobił, gdyby się o nas dowiedział. I tyle mu zawdzięczamy, Sasha… Mamy wobec niego dług do spłacenia.
-Masz zamiar ten dług spłacać do końca życia?! - krzyknął zdenerwowany. Przyspieszony oddech sprawił, że imponujących rozmiarów tatuaż na plecach Sashy jakby ożył. Każdy ruch mięśni dawał złudzenie życia drzemiącego w ciemnym, wijącym się cielsku i białej głowie mitycznego gada. Martwymi wydawały się być jedynie ornamenty sięgające aż za ramiona. Gdyby ktoś spojrzał z daleka mógłby uznać, że mężczyzna ma na sobie ściśle przylegający do ciała T-shirt o wymyślnym nadruku.
W pokoju zaległa cisza. Dziewczyna długo milczała. Gdy w końcu odezwała się, w jej głosie dało się wyczuć żal i zazdrość.
-Dokąd się właściwie wybierasz? Do niej, tak? Do tej twojej Rosjanki?!
-Hanako-chan… - Sasha spuścił głowę i stwierdził spokojnie - To też już przerabialiśmy…
Hanako zgarbiła się lekko i zaczęła się bawić jedwabnym prześcieradłem w kolorze ciepłego beżu. Od dziecka uwielbiała jedwab.
-Jesteś z nią szczęśliwy? - zapytała smutno i jednocześnie z nadzieją.
-Nie. Zdradziła mnie. Ma dziecko z innym. - odpowiedział sucho.
Kobieta podniosła gwałtownie głowę i przyjrzała mu się uważnie. - I co teraz zrobisz?
Spojrzał na nią przez ramię, jakby trochę nieobecny.
-To co się robi z takimi jak ona. - odpowiedział głucho - Upokorzyła mnie, więc zostanie ukarana.
Po tych słowach odwrócił się i skupił uwagę na ciemnym przedmiocie leżącym na stole naprzeciwko niego. Wzrok Hanako podążył za spojrzeniem mężczyzny, ale gdy zobaczyła czemu się przygląda, odwróciła głowę. Zapatrzyła się bezwiednie w tatuaż Sashy. Oczy smoka były szeroko otwarte i wpatrywały się w nią groźnie. Jego paszcza była rozwarta - zupełnie jakby chciał kogoś pożreć.

*oyabun - szef stojący na czele każdej grupy (gangu) Yakuzy



(9) Valka:

Brian pruł petersburskimi ulicami jak wariat, nie zauważał czerwonych świateł, przechodniów na ulicach i samochodów, które z piskiem opon zjeżdżały mu w ostatniej chwili z drogi. W głowie miał tylko jedną myśl: jeśli Alexei się dowie, to go zabije. A może już wie...?
W drugą noc Tani w areszcie, gdy Francuz przybył wieczorem na komisariat, w którym przebywała, zobaczył coś, co przyprawiło go niemal o zawał. W kilku miejscach brakowało fragmentów ścian wyrwanych przez serię wybuchów, wewnątrz walało się kilka ciał, sanitariusze bezskutecznie próbowali pomóc konającemu funkcjonariuszowi, który bełkotał coś niezrozumiale brocząc krwią z ust. Wszędzie pełno kolejnych funkcjonariuszy i lekarzy. W środku wszystkie ściany zachlapane na czerwono. Masakra.
-Jezu Chryste, co tu się stało!? Gdzie jest Tania?! - krzyczał w szale siłując się z milicjantem, który nie chciał go wpuścić za taśmy.
Ale Tani nie było... Oprócz ciał kilku prostytutek nie znaleziono żadnej innej kobiety. Może oprócz starej jędzy, która o dziwo nie ucierpiała za bardzo, a teraz siedziała nieopodal z opatrunkiem na głowie i rechotała piskliwie na cały głos jak oszalała. Żeby jeszcze tego było mało, po złożeniu zeznań i zgłoszeniu zaginięcia dziewczyny spotkał... Sashę.
-To ty?! Czego tu szukasz! Co jej zrobiłeś?! Jak możesz tu jeszcze przychodzić i pokazywać się na oczy!? - Brian rzucił się na mężczyznę i gdyby nie to, że funkcjonariusze musieli akurat opanować zwijającą się w histerycznym śmiechu ropuchowatą wiedźmę, na pewno by ich rozdzielili.
-O co ci chodzi, człowieku?! - Sasha mocno odepchnął Jouberta. - O co ci chodzi?!
-TANIA! Jeśli spadł jej chociaż włos z głowy...! - Brianowi oczy wychodziły z orbit, nerwowo machał rękami w kierunku zrujnowanego komisariatu.
Źrenice Sashy rozszerzyły się gwałtownie. Jego informator - jeden z martwych już milicjantów - miał rację: Tatiana tam BYŁA, z naciskiem na czas przeszły. Ale ktoś musiał to odkryć przed nim. Bez słowa odepchnął oszalałego z nerwów Briana i natychmiast wsiadł do swojej błyszczącej Hondy, zostawiając go kipiącego jak wulkan.
Nagle zorientował się z tego, co robi. Przecież sam chciał ją zlikwidować. Ktoś zrobił mu przysługę. NIE! Upokorzyła go. Może zmyć hańbę tylko wtedy, gdy sam ją zabije. Wiec czemu tak się zdenerwował, gdy dowiedział się, że coś mogło jej się stać? Jak w ogóle mógł pomyśleć o zrobieniu jej krzywdy? Zaklął. Sięgnął do schowka i pociągnął z gwinta potężny łyk wysokoprocentowego napoju. Musi ją znaleźć. Musi dowiedzieć się, kto to zrobił i dlaczego. Musi ją uratować. Choćby po to, żeby potem samemu się nią zająć i zemścić. Ale póki co modlił się, aby była ŻYWA.
***
Alexei już wiedział. Nie miał już siły na rozmowę z Brianem, milicjanci skutecznie przefiltrowali jego mózg, siedział teraz ukrywając twarz w dłoniach.
-Powiedz mi tylko... - na chwilę odkrył twarz - wyglądał, jakby się postarzał o 5 lat w ciągu 5 minut. - Skąd znasz tego... Sashę?
-Spotkałem go kilka razy parę lat lat temu, na jakiś imprezach łyżwiarskich... Raz podsłuchałem jego rozmowę z Mashą, żoną Plushenki i jej ojcem... Na szczęście mnie nie widzieli. Wyglądało na to, że dawali mu jakieś zlecenie, a przecież wiesz, czym zajmuje się stary Ermak...
Alexei pokiwał głową. Nikt o tym nie mówił głośno, ale każdy wiedział, że pod przykrywką zwykłych interesów ukrywa się rozbudowany aparat mafii.
-Nie wiem, czy nadal dla nich pracuje, później nigdy nie widziałem go w towarzystwie Ermaków.
-Jak mogłem nie wiedzieć z kim spotyka się Tania...? Że w ogóle się z kimś spotyka! - Alexei znów ukrył twarz w dłoniach. - Za mało poświęcałem jej czasu.



(10) Marta:
=piątek 21.03.=
Christiana obudził dźwięk komórki.
-Słucham? - wychrypiał zaspanym głosem. Spojrzał na zegarek - piąta nad ranem. Ugh...
-Witaj Christian. Ubierz się elegancko i zejdź na dół. Samochód czeka na ciebie pod domem. Nie masz się czego obawiać, będziesz z powrotem przed południem.
-Słucham? Kto mówi?
-Nieważne. Nie zadawaj zbyt wielu pytań. Pośpiesz się lepiej. Ermak nie lubi czekać. Masz 15 minut.
Piiip. Koniec rozmowy.
"To jakiś żart? Co to wszystko ma znaczyć?" - zastanawiał się Chris. Ukradkiem wyjrzał na ulicę. Na chodniku stało czarne BMW. "Kurwa." - zaklął - "Naprawdę tam stoją." Ogarnął go strach. Przez myśl przeszło mu milion pytań i nie miał żadnych szans na racjonalne odpowiedzi. Pospiesznie ubrał czarny garnitur. Stanął przed lustrem.
-No... Chris... trzymaj się. Pierwszy raz od... 2? Tak, pierwszy raz od 2 lat spotkasz się z dziadkiem.
Zachichotał jak wariat. Dziadek? To chyba ostatnie słowo jakie mógł powiedzieć o ojcu swojej matki.
W twarz uderzyło go mroźne, poranne powietrze. Wziął głęboki oddech i wsiadł do samochodu.
-Dzień dobry Christian. Napij się jeśli chcesz. - poinformował go głos zza kierownicy. Przed Chrisem otworzył się oświetlony barek wypełniony po brzegi najróżniejszymi trunkami.
-Eee... dzięki.
Samochód ruszył. Po dłuższej chwili wahania Chris nalał sobie szkockiej. "Chyba mnie nie otrują, nie?" pomyślał tłumiąc wariacki chichot. Wyjechali na przedmieście Petersburga. "Gdzie ja jestem do cholery? I czego on ode mnie... Tatiana? Nie... nie zrobiłby jej nic. Ani mnie. Ale..." Zaczął pocić się ze zdenerwowania. Wypił jeszcze jedną szklankę whisky.
-Jesteśmy na miejscu. Wysiądź. Iwan pokaże ci drogę.
Iwan okazał się być barczystym, ogolonym, wysokim na dwa metry przerażającym facetem z blizną na policzku. Christian nie zdziwiłby się gdyby był dalekim krewnym Iwana Groźnego. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej by było uciec. Wymyślic sobie jakąś wymówkę i zwiać. Wyobraził sobie siebie jak mówi do Iwana: "Przepraszam, zostawiłem zupę na gazie, mogę sobie iść?". Histeryczny śmiech znów cisnął mu się do gardła.
Bez słowa podążał za Iwanem. Szli przez długi korytarz wyłożony bordowym, bardzo gustownym dywanem. Po obu stronach znajdowały się mahoniowe drzwi. Doszli do ostatnich.
-Wejdź.
Chłopak stał przed drzwiami wryty w podłogę. Przełknął ślinę i wszedł. Na środku pokoju stało ogromne biurko, a za nim odwrócony tyłem fotel.
-Christian? Czekałem na ciebie. - powiedział szorstki głos zza fotela, który powoli zaczął się obracać.



(11) Ghanima:
-To miło... eee, że czekałeś... - wydukał Chris, nie mając pojęcia, co właściwie powinien powiedzieć, aby nie narazić się na gniew swego protoplasty.
-Jak się miewasz? - zapytał Ermak, tak jakby faktycznie, samopoczucie wnuka, choć trochę go obchodziło.
-Całkiem... ...nieźle - powiedział powoli Christian - A ty? - zapytał
-Bywało lepiej, ale właściwie nie mam powodów, by narzekać. - padła odpowiedź - Usiądź proszę, nie będziesz przecież stał tak przez cały dzień.
Christian, który wyglądał tak, jakby miał za chwilę zemdleć ze strachu, z ulgą przyjął zaproszenie i usiadł w wygodnym, głębokim fotelu na wprost swego dziadka.
-"Przynajmniej już się nie przewrócę..." - przeszło mu przez głowę, ale ta myśl nie pocieszyła go ani trochę
-Zastanawiasz się zapewne, w jakim celu cię do siebie zaprosiłem... - ciągnął Ermak
Christian, prawdę mówiąc, odkąd został obudzony tego ranka, zastanawiał się wyłącznie nad tym. Teraz, usilnie starając się odzyskać spokój, pokiwał głową i powiedział:
-Nie "zapraszałeś" mnie już od dawna.
-Och, nie bądź cyniczny. - starszy pan udał obrażonego
Cynizm, to była ostatnia rzecz, na którą Chris w chwili obecnej potrafił się zdobyć, ale skoro dziadek uważał, że jego nieśmiała uwaga była cyniczna, nie miał prawa oponować.
-Wracając do tematu, to dowiaduję się o tobie ostatnio bardzo ciekawych rzeczy. - powiedział Ermak - Podobno chcesz się żenić z Tatianą Yagudiną...
-Mam taki zamiar. - powiedział cicho Cristian
-Zastanawiam się co by na to powiedział twój nic nie warty ojciec... - na wspomnienie byłego zięcia starszy pan skrzywił się w grymasie obrzydzenia - ...ale wiedz, że mnie osobiście to nie przeszkadza...
W tym momencie Chrisowi udało się wreszcie głębiej odetchnąć. Puścił mimo uszu niemiłą uwagę na temat ojca, bo i tak nie zdobyłby sie na odwagę, by stanąć w jego obronie. Ulżyło mu jednak, że dziadek nie ma nic przeciwko Tatianie.
-Jeśli o mnie chodzi, możesz żenić się z kimkolwiek chcesz... - mówił dalej Ermak - ...Ty, twoja żona, nawet twoje dziecko... wszyscy obchodzilibyście mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg... w końcu nigdy nie lubiłem ludzi, którzy nazywają się Plushenko, nie jesteście warci nawet mojego gniewu i przyznam, że zostawiłbym was samych sobie, gdyby nie jeden drobiazg... - Chris, znów wstrzymał oddech, nie mając odwagi, by zapytać jaki to drobiazg sprawia, że dziadek nie zamierza zostawić go w spokoju - ...Masza jest nieszczęśliwa. - wyjaśnił wreszcie Ermak - A kiedy moja córka cierpi, ja zrobię dosłownie WSZYSTKO, aby to cierpienie ZMIEŚĆ Z POWIERZCHNI ZIEMI... w dosłownym tego słowa znaczeniu...



(12) Piscess:
Zapadła pełna przerażenia cisza, jaka zawsze zapada po nie do końca zakamuflowanej groźbie. Christian nie wiedział, co robić. Poczuł, że zrobiło mu się zimno.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie - co dopiero po długim czasie zastanowiło Christiana - go gabinetu weszły dwie osoby. Gałki oczne Plushenki wykręciły się do granic możliwości, kiedy starał się bez poruszenia się w fotelu, dojrzeć, co dzieje się za jego plecami. Młody mężczyzna zatrzymał się zaraz za otwartymi drzwiami, a kobieta w średnim wieku podeszła do biurka i delikatnie chwyciła Georgija Wiktorowicza za przedramię.
-Chodź, - powiedziała łagodnie - już czas na lekarstwa..
-Nie teraz.. - chciał wyrwać swoją rękę, ale mu się to nie udało.
-Zawsze tak mówisz. No, nie ociągaj się.
Christian słuchał oniemiały. Jego dziadek pomruczał coś jeszcze niezadowolony, ale w końcu wstał z fotela i poczłapał za nieznajomą bez słowa pożegnania, jakby zupełnie o nim zapomniał. Kiedy usłyszał cichy trzask zamykanych drzwi, poczuł dziwną ulgę, mimo że wciąż nie miał pojęcia, co zaszło na jego oczach i czego może się spodziewać ze strony dziadka. Nabrał oddechu i wstał z fotela, jednocześnie się odwracając.
I stanął twarzą w twarz z mężczyzną, który wszedł jako pierwszy. A był pewien, że opuścił pokój razem z jego dziadkiem.
-Siadaj. - nakazał mu, mijając go i opierając się o biurko Ermaka.
Oniemiały Plushenko usiadł, wpatrując się w swojego rozmówcę. Był kilka lat starszy od niego, miał ciemną karnację, długie czarne włosy związane na karku w ciasny kucyk i skrzące oczy, które zdawały się go prześwietlać.
-Czy wiesz, dlaczego Georgij Wiktorowicz nie może ci niczego wyjaśnić? - zaczął, zaplatając ręce - To dlatego, że on sam się w tym nie orientuje. W decyzjach, które my podejmujemy i my wprowadzamy w życie. - uśmiechnął się ciepło, ale jakoś dziwnie przerażająco - Powiedzmy sobie szczerze, że on już dano nie rządzi tym domem. Zresztą widziałeś, że nie bardzo jest w stanie - wzruszył ramionami - Ale będziemy kontynuować jego dzieło.
Gdyby nie był tak sparaliżowany wiadomościami o dziadku i wzrokiem nieznajomego, parsknąłby śmiechem. Wiedział o jakie "dzieło" chodzi...
-Będziemy o nie dbać, bo to on doprowadził nas do miejsca, w którym jesteśmy. - ciągnął czarnowłosy - Do tego musimy pozbywać się wszystkich, którzy nam zagrażają. Obecnie mamy na oku jedną wtyczkę. Kogoś, kto wbił nóż w plecy nie tylko nam, ale również naszym partnerom w interesach. Naszym przyjaciołom - podkreślił. Jego ton zrobił się surowy - I to jest miejsce, w którym pojawiasz się ty.
Christian skulił się w fotelu, jakby ktoś mocno kopnął go w żołądek.
-I twoja... przyszła żona.
-Ta-tatiana? - wydukał.
-Tak właśnie. Być może domyślasz się, jak skrupulatnie dobieramy naszych ludzi. Nasi przyjaciele w Japonii robią to jeszcze skrupulatniej. A jednak pewien człowiek, używający pseudonimu Sasha zdołał zaskarbić sobie zarówno ich jak i nasze zaufanie, mimo że w rzeczywistości nazywa się Tatsuya Hamazaki i jest agentem interpolu.. - te ostatnie słowa ledwie wydobyły się przez zaciśnięte zęby czarnowłosego mężczyzny. - I teraz - łagodny uśmiech znów zagościł na jego twarzy - Pojedziesz do niego i powiesz mu, gdzie jest Tatiana. Innymi słowy: zaprowadzisz go prosto do nas.
Ze wszystkich myśli, które naraz napłynęły do jego głowy udało mu się zwerbalizować tylko jedną
-A-ale.. dacie mi broń.. czy coś?
-Nie, chcemy go żywego. - uciął.
-Ale panie...
-Nikołaj Michaiłowicz. - jego rozmówca wreszcie się przedstawił.
-Właśnie.. skąd myśl, że ja go zabiję od razu?.. - zaśmiał się niepewnie. Nie chciał jechać do żadnego mafiosa-agenta czegośtam. A zwłaszcza bez spluwy.
Nikołaj uśmiechnął się szeroko.
-Nie musisz się tłumaczyć. Ja też bym odstrzelił faceta, który sypia z moją przyszłą żoną.
Christian poczuł się tak, jakby stał na skraju przepaści...



NO I JAK Question

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 17:06, 21 Mar 2007    Temat postu:

Mnie się podoba i to bardzo, bardzo Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 17:26, 21 Mar 2007    Temat postu:

uff.. dzięki.

a jak pozostałe współautorki?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marta
Champion
Champion



Dołączył: 07 Mar 2006
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Czarnków (Wielkopolska)

PostWysłany: Śro 23:42, 21 Mar 2007    Temat postu:

super super super super!
tego sie nie spodziewałam. ekstra Very Happy
owlet powodzenia Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
owlet
Professional
Professional



Dołączył: 08 Lip 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10
Skąd: Plushowisko xD

PostWysłany: Nie 20:29, 25 Mar 2007    Temat postu:

Przepraszam, ja chyba nie napiszę kolejnej części. Odstępuję moje miejsce w kolejce następnej osobie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 20:44, 25 Mar 2007    Temat postu:

owlet napisał:
Przepraszam, ja chyba nie napiszę kolejnej części. Odstępuję moje miejsce w kolejce następnej osobie.


Ależ dlaczego???
Nie rób tego... im więcej osób to pisze tym jest ciekawiej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
owlet
Professional
Professional



Dołączył: 08 Lip 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10
Skąd: Plushowisko xD

PostWysłany: Nie 21:24, 25 Mar 2007    Temat postu:

E tam, pięć osób czy cztery to nie taka wielka różnica Wink. I zawsze może dojść ktoś nowy. Zresztą beze mnie opowiadanie będzie chyba bardziej... jednolite ideowo ;]
Może jeśli jeszcze kiedyś będę miała wenę to się dołączę... Jeśli mnie przyjmiecie z powrotem oczywiście... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 21:51, 25 Mar 2007    Temat postu:

Jesteś pewna swojej decyzji?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
owlet
Professional
Professional



Dołączył: 08 Lip 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10
Skąd: Plushowisko xD

PostWysłany: Nie 22:02, 25 Mar 2007    Temat postu:

Tak, jestem pewna Wink. Dzięki za wspólną zabawę - fajnie było Smile. Oczywiście będę śledzić fabułę na bieżąco Wink.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 16:27, 26 Mar 2007    Temat postu:

Skoro tak, to Val... masz dwa wyjścia:

1) Przekonujesz Owlet, żeby jednak to ona napisała kolejną część (i jeśli mam coś sugerować to właśnie to rozwiązanie Wink )
2) Ty piszesz kolejną część (co może poczekać, bo i tak Twoja kolej kiedyś nastąpi Wink )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Pon 20:43, 26 Mar 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marta
Champion
Champion



Dołączył: 07 Mar 2006
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Czarnków (Wielkopolska)

PostWysłany: Pon 17:32, 26 Mar 2007    Temat postu:

'jednolite ideowo'? no ejjj Sad im wiecej nas tym fajniej! poza tym twoje cześci były bardzo dobre!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 6 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin